Amniopunkcja, Nifty, Harmony - żeby nie zwariować czekając na wynik.
-
WIADOMOŚĆ
-
Ci faceci
Mój wczoraj też przegial-morde wydarł na mnie nie wiadomo o co, po czym stwierdził że on po pracy ma imprezę z pracy i się oczywiście na nią wybiera. No to mu powiedziała że on chyba wogole nie ogarnia. I nawet gdyby miał zostać ojcem za 10 lat to też nie byłby gotowy. Frajerzy...IviQ lubi tę wiadomość
Bliźniaki są z nami :* -
O matko, IviQ, Ty się nie daj wpędzić w rolę matki polki, co to wszystko na swoją głowę bierze.
Mnie już zaalarmowało, jak pisałaś, że tylko Ty w nocy wstajesz do małego, bo chłop do pracy. A Ty to co? Masz spa przez cały dzień? Przecież Ty zostajesz sama na długie godziny i wymęczona musisz się zajmować trudnym dzieckiem. Dbanie o bezpieczeństwo Waszego syna to nie jest odpowiedzialne zadanie?
No przecież bym w dupę kopnęła delikwenta. I co to znaczy, że musisz uważać, żeby mały nie zapłakał? Bo inaczej co? Się książę zdemerwuje?
Jak mały płacze, to on powinien na rzęsach stawać, żeby go uspokoić.
Aż mi się ciśnienie podniosło, bo Ty taka fajna babka jesteś, a gość Cię tak denerwuje.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 listopada 2015, 21:20
NT 2,2 mm, złe wyniki PAPPa, ryzyko T21 - 1:72 - wynik Harmony: zdrowe dziewczę!
16.09.15 - ZDROWA OLKA
-
Zai, to mu powiedz, że nie idzie na imprezę, bo Ty akurat wychodzisz.
No jak mnie nerw bierze, jak słyszę o takim niepoważnym traktowaniu kobiety...NT 2,2 mm, złe wyniki PAPPa, ryzyko T21 - 1:72 - wynik Harmony: zdrowe dziewczę!
16.09.15 - ZDROWA OLKA
-
A Mixhcia nic nie mów. ja swojego nie poznaje. ak sie Kornel urodził to byl przeszczesliwy. Chetnie zajmowal siedzieckiem, wstaał w nocy, karmił, usypiał. ac no baka mowi Ci. a od kiedy ma ta nowa prace to tylko je i spi i pracuje. na 30 min tylko mlodego wezmie bo potem to on sie musi wyspac i relaksowac. ok ja rozumiem ze w tyg ale w weekend to przegiecie. ja kuzwa tez chce miec weekend i jak mu sms w tyg wysłalam ze jak mi nie bedize pomagał choc dgodz dziennie to ja w wariatkowie wyladuje lub sie do mamy wyprowadzam to sie porpawil na 2 dni. a wiesz my mamy bardzo male mieszkanie niecale 40 m jeszcze za panienke kupilam 15 lat temu. Zdazylam wyjsc za maz rozwiezsc sie i poznac A. no i oczywiscie mamy w planach zmiane na wieksze ale na razie nas niestac. Bo moj raczej rozpier...kase niz zarabia. To jest jego pierwsza praca za jakas kase bo tak to niby u siebie te sklepy wedkarskie co wiecej strat niz dochodu przynosily i tak naprawde to za przynosze z tych ubezpieczen pieniadze, ale ze dokladam do wedkarstwa to zostaje tylko na zycie. Wiec na zmiane mieskzania na razie ni cholery nas ine stac. I probuje tu wcisnac nas i dziecko i naprawde sie to udalo. Cala moja rodzinka jest w szoku ze sprytnie to urzadzilam ii nic nikomu nie przeszkadza tylko kuzwa temu stale cos a mnie juz rece opadaja. Jak skarpetek nie moze znalezc to mpja wina. Juz mu powiedzialam ze zawsze wszystko jest moja wina i kurde jakby sobie porzadek w skarpetkach zrobil to by znalazl ale to tez moja wina bo ja przeciez jego skarpetkami łazienke wytapetowałam. Niby wiedzialam jaki jest ale teraz to ja po prostu ni krzty cierpliwosci do niego nie mam i całe swoje uczucie przelewam na Korniego i nie musze juz sie plaszczyc przed Tym palantem by poczuc sie kochana ot co. a jak mnie wnerwi to mu pokaze gdzie sa drzwi i tak sobie wlasciwe radze bez niego. dupek i tyle. Tylko dumnie nazywa sie ojcem nie wiem za co za plemniki sie nie nalezy. Sorki ale mi ulzyło...[/link]
NT=1,0, 2,995 MoM B-HCG 0,620 Pappa T21 1 :98 Wynik po Nifty 1:238000000 Kornelek ))) -
Masz rację w zupełności. Drzwi pokaz i tyle-moze się obudzi.
Mój niby zarabia i jest ok ale czasem mnie tak potrafi wkurzyc że szok. Wszystko by było dobrze bo ogólnie to ja sobie też nie dam w kaszę dmuchac ale teraz w tej ciąży to mam tak rozjechane hormony że masakra. Ani krzty testosteronu mi nie zostało. Jak tylko coś jest nie halo to becze jak dziecko. Ale ja jeszcze trochę wytrzymam-potem się to wszystko zmieni i ja też wyjde na imprezę czy się mu to podoba czy nie.Bliźniaki są z nami :* -
nick nieaktualnyKochane,
Aktualnie mój mały wojownik zasnął, więc zgodnie z obietnicą opiszę Wam mój poród:)
Z góry zaznaczam, że nie było to szybkie, łatwe i przyjemnie wydarzenie.
Jak wiecie w piątek – tj. 20.11 o godz. 6:45 zgłosiłam się na porodówkę na wywołanie porodu z powodu całkiem dużego już rozwarcia z którym chodziłam już od miesiąca no i z powodu braku czopa śluzowego -który odpadał już od 1 listopada.
Mąż poszedł ogarniać całą papierologię, a ja poszłam z położną na badanie ginekologiczne i podanie lewatywy.
Lewatywa? Spoko – naprawdę nie boli. Po 2 minutach od podania poszłam na kibelek i wszystko sprawnie i bezboleśnie wyleciało. To naprawdę ogromna ulga. Poczułam się lżejsza o 10 kilo! Polecam każdemu przed porodem, ponieważ daje ogromny komfort (również psychiczny), że żadnej niespodzianki w ostatniej fazie porodu przy parciu nie będzie.
O 8:20 położyli mnie już na salę porodową. Mogłam sobie wybrać którą salę chcę, bo byłam pierwsza na porodówce. Sala fajna – z łazienką, prysznicem, piłkami, workiem – dużo miejsca.
Dokładnie o 8:22 podłączyli mi kroplówkę z oksytocyną.
I co? I NIC. Po przeczytaniu róznych artykułów w internecie byłam przyszykowana na ogromny i nagły ból. Minęła godzina, dwie... nic się nie dzieje. Chodziłam, skakałam, kręciłam biodrami i nic – tzn. miałam lekkie stawiania – takie jak przez całą ciążę – ale to nie było to.
Przyszła położna sprawdziła rozwarcie, ale za wiele tam się nie wydarzyło. Przynieśli mi dwa czopki glicerynowe, kazali zaaplikować i leżeć z nimi 20 min do rozpuszczenia. Miało to ponoć spowodować mocniejsze rozwieranie szyjki. Wyobraźcie sobie, że tak jak przez całą ciąże po aplikacji czopka leciałam do toalety po minucie – tak tutaj te dwa czopki nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Dzięki tej lewatywie – byłam tak pusta, że nie chciało mi się po nich do toalety
No nic, czopki ani oxy nic nie dawały, więc przyszedł lekarz i zadecydował o podaniu jakiś zastrzyków (ponoć miały przyśpieszyć poród i nasilić skurcze). Do teraz nie wiem co to było, ale ból rozchodzenia się leku był taki jak przy podawaniu sterydów na płuca dla dzidzi – czyli dość silny. Lekarz powiedział, że po tym leku będę miała efekt głupiego jasia – wszyscy będą mi się rozmazywać i będzie mi śmiesznie. No i po 10 minutach nie umiałam już pisać sms bo wszystko miałam rozmyte.
Rozwarcie jakie było takie było. Zastrzyk nic nie pomógł. Zwiększyli mi dawkę oksytocyny i podkręcili prędkość kroplówki. Dalej NIC.
O 12:20 przyszedł lekarz i stwierdził, że skoro nic się nie dzieje, to PRZEBIJAMY WODY.
W tym momencie dostałam paniki, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Powiedział, że od razu po przebiciu wód powinny pojawić się mocne skurcze i zaczniemy konkretną akcję. Usiadłam jak do badania, lekarz wziął takie duże metalowe szczypce i nagle CHLUST. Wyleciało ze mnie morze wód. Nie wiem dziewczyny gdzie to wszystko się zmieściło w tym moim małym brzuchu, ale było ich naprawdę BARDZO DUŻO.
No i o 12:30 zaczął się hardcore. I teraz ważne co powiem – te wszystkie napinania, stawiania macicy, twardnienia brzucha, bóle jak na okres, bóle placów, pobolewania którymi się martwiłam – to wszystko to było NIC. Jak przyszedł pierwszy prawdziwy skurcz to wiedziałam, że TO TO. Tego się nie da z niczym pomylić. Nie martwcie się, że nie zdążycie, że nie poznacie, że pomylicie! Tego nie da się pomylić z niczym innym. Co lepsze, nie umiem nawet tego opisać! To nie był ból jak na okres, to nie było rozpieranie – to był po prostu ból porodowy – taki którego nigdy w życiu wcześniej nie doświadczyłam. Bolało na maxa.
Grażyna powiedziała, żebym spróbowała gazu. Spróbowałam go sobie pomiędzy skurczami, żeby zobaczyć jak to jest i szczerze? – nie podobało mi się. Znacie takie uczucie jak przeholujecie z alkoholem i już przestaje być fajnie? Kręci się w głowie, muli i jest nieprzyjemnie. Tak było po pierwszej aplikacji. Próbowałam później go jeszcze przez kilka skurczy, ale nie pomagało to na ból, a tylko mnie wkurwiała taka dezorientacja po nim i uczucie przymulenia.
Skurcze były bardzo mocne i nie do wytrzymania. Grażyna poprosiła, żebym poszła usiąść na toalecie i lała się prysznicem. Pozycja siedząca okazała się lepsza, niż leżąca, ale prysznic nie uśmierzał bólu. Grażyna ciągle się upierała, żebym polewała brzuch – robiłam to, ale w głowie sobie ciągle myślałam „kur*, naprawdę myślicie, że ciepła woda pomoże na TAKI ból?”. Tak czy inaczej lałam się ciepłą wodą, która nie przynosiła żadnego ukojenia.
Przerwy pomiędzy skurczami zaczęły być krótsze od samych skurczy i wtedy zrobiło się naprawdę ostro. Krzyczałam, piszczałam, przeklinałam (teraz mi wstyd). Nie umiałam się opanować. Przed porodem się zarzekałam, że nie będę robić z siebie idiotki i wrzeszczeć, ale w praktyce wyszło inaczej.
Zaczęłam wymiotować. Skurcze + naciąganie się do wymiotów = masakra.
Grażyna zaczęła mnie prosić żebym przeniosła się do łóżka, bo przyszedł anestezjolog z całą ekipą, żeby podać mi znieczulenie. Skurcze były tak mocne i częste, że bałam się, że nie zdążę pokonać drogi /kibel-łózko/ (ok.3 metry) do czasu przyjścia następnego skurczu.
Przenieśli mnie (dosłownie) do łóżka gdzie czekała na mnie ekipa do zzo. Ciągle rzygałam do miski i naciągałam się, bo nie było już czym wymiotować. Wcześniej Grażyna sprawdziła rozwarcie i stwierdziła, że jest 5-6 cm czyli ostatni moment na podanie znieczulenia (po porodzie powiedziała mi, że gdyby nie to, że się ze mną umówiła wcześniej na to zzo i wiedziała jak bardzo psychicznie go potrzebuje – nie podałaby mi go). I teraz kolejna trauma – kazali mi zrobić koci grzbiet i ani drgnąć przy wkładaniu cewnika. Przy moich skurczach „co sekundę” wydawało mi się to nie możliwe. Znów zaczęłam rzygać. Pani anestezjolog miała naprawdę dużo cierpliwości, bo wiłam się jak wąż. Podejmowałyśmy nie jedną próbę, ale w końcu się udało. W porównaniu do skurczy – wbijanie zzo to było głaskanie. Serio.
Wbili mi pierwszą dawkę leku – zero poprawy jeżeli chodzi o ból. Na moją prośbę wbili mi drugą dawkę – NIC. Skurcze nie do opisania. Poprosiłam o trzecią dawkę – dostałam.
Dalej rzygałam i naciągałam się strasznie głośno. Spojrzałam na męża a on siedział naprzeciwko i miał głowę schowaną w rękach. Nigdy nie widziałam go w takim szoku. Widziałam, że jest bezradny, że nic nie może zrobić.
Grażyna powiedziała, że musi sprawdzić rozwarcie – bardzo nie chciałam, żeby ktokolwiek mnie dotykał, ale ona była bardzo stanowcza. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Grażyna musiała sprawdzać rozwarcie na skurczu – czyli podczas największego bólu. Gdyby sprawdzała je pomiędzy skurczami to pewnie byłoby mi łatwiej, ale jako, że było to w czasie największego napięcia – Grażyna miała moje paznokcie wbite w przedramię.
Włożyła rękę, patrzy na lekarza i mówi – My tu już mamy pełne rozwarcie 10 cm! Ala – jesteś gotowa? Zaczynamy przeć!
Pomyślałam – ale jak to? Już? Przeć? Jak to przeć?
Przecież czytałam w opisach porodów, że jak będę miała 10 cm to przyjdzie uczucie parcia i sama będę wiedziała, że to już. NIE MIAŁAM ŻADNEGO UCZUCIA PARCIA – kompletnie nic. Skurcze ogromne i bolesne i wydawało mi się, że przerwy już między nimi nie ma wcale – ale 'uczucie parcia na kupę?' - a co to jest?
Jacek był przy mojej głowie. Trzymał mnie za rękę i wspierał. To było dla mnie bardzo ważne.
Nagle wylało się ze mnie bardzo dużo krwi i tylko widziałam przerażenie w oczach lekarza i Grażyny. Zbiegło się dużo ludzi. Teraz na sali był Jacek, lekarz, położne, zespół anestezjologów, zespół neonatologów i jeszcze jacyś inni lekarze.
Kazali mi przeć a ja nie miałam siły, nie wiedziałam jak i kiedy, nie miałam takiej potrzeby. Położna zdenerwowana powiedziała lekarzowi, że wiedziała, że tak będzie po tym zzo – tj.że nie będę umiała przeć.
Wyleciała kolejna ogromna dawka krwi – słyszałam, jak mówią, że odkleja się łożysko.
Lekarz powiedział, że żarty się skończyły i mam przeć jak będzie skurcz.
Nie potrafiłam odróżnić kiedy skurcz a kiedy nie, bo bolało mnie BEZ PRZERWY, więc po prostu parłam kiedy mogłam.
Moje parcie było na nic, nie przynosiło żadnego efektu. Od tego momentu do końca porodu miałam zamknięte oczy. W tym momencie ponoć mnie nacięli – chociaż kompletnie o tym nie wiedziałam i tego nie czułam.
Kazali przeć – parłam, ale dalej nic. Lekarz bardzo zdenerwowany zaczął stanowczo do mnie mówić razem z mężem, że jeżeli nie zacznę współpracować to źle się to skończy. Ja naprawdę robiłam co mogłam i parłam z całej siły...
Cały czas miałam dobijaną oksytocynę. Błagałam, żeby już ją odpięli, ale Grażyna powiedziała, że jak ją odepnie to akcja już kompletnie nam klapnie.
Znów polała się krew, lekarz położył przedramię na moim brzuchu i zaczął mocno uciskać a ja miałam wtedy przeć.
Po trzech takich akcjach poczułam OGROMNĄ ULGĘ, otworzyłam oczy, a Sarka była w rękach Grażyny. Była cała fioletowa i zapłakała dopiero po jakiś 30 sekundach. Dla mnie to był najdłuższy czas w życiu. Mąż zaczął płakać, a ja osłupiałam. Sara była dwa razy owinięta pępowiną i była bardzo zmęczona. Odplątali ją. Jacek odciął pępowinę. Byłam dumna, że mimo takiego szoku i emocji – dzielnie podszedł i odciął pępowine tak jak by to robił codziennie, a nie pierwszy raz w życiu.
Sara dostała tylko 8 punktów. Położyli mi ją na piersiach. Pierwsze moje słowa po porodzie to: „czy ona jest zdrowa? Nie ma żadnej wady?”. Neonatolog odpowiedział, że po wstępnym badaniu stwierdza, że jest zdrowa. To były najpiękniejsze słowa jakie w życiu usłyszałam.
(wiem, że strasznie ten moment chaotycznie opisuje za co przepraszam – ale pamiętam go jak przez mgłę)
Wciąż leciała ze mnie krew, co niepokoiło lekarzy. Podłączyli mi tlen, bo zaczęłam odjeżdżać. Dostałam dwie rurki do nosa i zamknęłam oczy. Okazało się, że podczas porodu faktycznie odkleiło się łożysko.
Grażyna powiedziała, że teraz będziemy rodzić to łożysko. „Rodzić” to chyba za dużo powiedziane Kazała mi poprzeć. Ledwo zabrałam się do parcia, a ono już wyleciało. Grażyna pobrała krew pępowinową, a ja otworzyłam oczy i zobaczyłam łożysko– wyglądało jak ogromna wątroba.
Sala porodowa wyglądała jak po świniobiciu – wszędzie krew. Ja byłam najszczęśliwsza osobą na świecie, bo miałam męża nad sobą i córkę na piersi.
Po 30 minutach Sarka zaczęła wracać do swojego koloru. Zrobiła się czerwona, a nie fioletowa jak na początku.
Przyszedł lekarz i powiedział, że będzie musiał mnie teraz pozszywać. Byłam w szoku, bo nie wiedziałam w tamtej chwili nawet, że mnie nacinali. Lekarz powiedział, że niestety mamy trochę roboty, bo musieli mnie pociąć i w środku i na zewnątrz. Szycie trochę boli. Czułam wbicia igły i przejeżdżanie nitki. W porównaniu do porodu - ból żaden, ale generalnie nic przyjemnego. Trwało to ok. 30 minut.
Później zobaczyłam jak lekarz zaczął się porównywać z Jackiem – który z nich ma większe rany po moich wbitych paznokciach. Było mi wstyd. Nawet nie wiedziałam kiedy ich tak załatwiłam.
Urodziłam Sarę o godz. 15:50 czyli tak naprawdę w 3,5h od przebicia wód. Lekarz mówi, że jak na pierwszy poród – ekspresowo. Po dwóch godzinach zabrali Sarę, a mnie przewieźli na położnictwo. Resztę już znacie
-
Trafiłam na to forum i chciałabym sie podzielić niestety strachem póki co.
Czy mam traktować jako statystykę czy jednak powinnam sie mocno martwić.. Na amnio się nie zdecyduje..Lekarka powiedziała, że USG wygląda dobrze, za wyjątkiem tej zestawki, która też może wynikać z niedojrzałosci. Maluch był baardzo aktywny i ruchliwy w trakcie badania, gdzies czytałam że to może też wplywać na wynik. Przed badaniem nic nie czytałam..poszłam na luzie a teraz jestem zła bo gdybym wiedziała...to bym testu nie robiła. Jedna kwestia mnie zastanawia: lekarka wprowadzając dane do komputera zaznaczała czy in vitro czy ciaza naturalna, ja odpowiedziałam że naturalna bo nie pytala o inne opjce a owulacja była stymulowana CLO+femara i jestem od poczatku ciazy na duphastonie 3x1. Skołowanie jest więc niestety... Pytanie czy ta biochemia jest naprawdę taką tragiczna? Będe wdzieczna jak coś napiszecie bo lekarz przysłał mi wyniki na maila, nie jestem w stanie z nim porozmawiać a moj gin tez nie odbiera telefonu...
Wiek: 36
brak obciążeń, zdrowy syn
Duphaston 3x1
Wiek i rozmiar płodu określany jako 12t3d (OM 12t1d)
CRL 62,6 mm
NT 1,9 mm
BPD 16,5 mm
FHR 171 u/min
kości nosowe są obecne
Wskaźnik pulsacji w przewodzie żylnym: 0,96
Zastawka trj.: stwierdzona niedomykalność
betaHCG 29,120 w przel. 0,7777 MoM
PAPP-A 1,355 w przel. 0,4414 MoM
Ryzyko podstawowe:
TR.21: 1:179
TR. 18: 1:433
TR. 13 1:1360
Ryzyko: skorygowane:
1:132
1:799
1:129 -
Mila3003 jesli chodzi o usg to wyniki masz super poza sedrduszkiem ale to moze rzeczywiscie wynikac z niedojzalosci plodu moja bratanica tez to miala i dopiero po porodzie sie unormowalo. teraz juz ma 2 latka i broi:) jesli chodzi o biochemie to na pewno jest spaczona przez duphaston wiec nie do konca bym sie nia kierowala. Do tego Twój wiek na pewno podwyzsza ryzyko. Jesli masz obawy i nie chcesz amnio mozesz sie zdecydowac na nieinwazyjne nifty czy harmony, ale niestety sporo kosztuje bo ok 2,5 tys zł nie mniej to zadna cena za spokoj.... Ja tak zrobilam i nie zaluje:) moj synek jest juz na swiecie zdrowy i kochany a miałam ZD 1:98. musisz porozmawiac z genetykiem w jaki sposob leki wplywaja na wyniki czy zanizaja czy zawyzaja bo ja niestety nie wiem , wiem tylko ze maja wplyw bo mnie o to pytali i gdybym brala to wynik skorygowany mialabym w normie. Pamietaj ze zly wynik to nie wyrok nawt jesli mialabys 1:2 to akurat Twoje dziecko mogłoby sie okazac tym zdrowym. to tylko statystyki a nie badanie płodu. Nifty bada tez jeszcze kilka innych chorób wiec warto uwazam choc cena moze dobic i czas czekania na wyniki tez. Ale w koncu moglam zaczac cieszc sie ciaza:)) a nie myslec czy bedzie zdrowe. do tego w 100 % poznasz plec i gin juz sie nie pomyli:)[/link]
NT=1,0, 2,995 MoM B-HCG 0,620 Pappa T21 1 :98 Wynik po Nifty 1:238000000 Kornelek ))) -
IviQ, dzieki za słowa otuchy... odchodze od zmysłów od czwartku kiedy otrzymalam wyniki. Czytalam o tych testach, o nifty tez ale co mnie przeraza że wynik dalej jest wyrazony prawdopodobienstwem a nie pewnoscia.. Jak wynik bedzie ok to super, tematu nie bedzie a jak dostane wynik 1:100? to znowu loteria i wtedy na pewno amnio trzeba bedzie juz zrobic. Kolejny stres, kolejne badanie i kolejne czekanie. Bo rozumiem ze NIFTY i Harmony moga wlasnie dac taki wynik.
Dodam jeszcze, ze od poczatku wszystko jest idealnie, test ciazowy, potem przyrost bety, pecherzyk ciążowy adekwatny, wlk fasolki w 7 tygodniu i akcja serduszka jak trzeba, USG w 11 tygodniu u mojej gin. tez bez uwag..zero plamień. Tak naprawde jak szłam w 12 tyg na to genetyczne to prawie oddychalam juz z ulga ze pierwszy trymestr za mna i najwieksze ryzyko tez.. Prawde mówiąc najbardziej liczyłam, ze dowiemy sie jaka płeć...ech, świat mi sie osuwa spod nog, nie funkcjonuje normalnie -
Alu, jestes niesamowita, ile znioslas! Ja bym chyba uciekla
Mila, a moze sprobuj powtorzyc badanie u kogos innego? Bede to powtarzac do znudzenia, bo to byl moj najwiekszy blad. I rozmowa z genetykiem tez moze cos rozjasnic. Zrobilabym tez echo serca plodu, no ale to gdzies kolo 20 tygodnia jest bardziej miarodajne. Trzymaj sie i pisz!alicja_ lubi tę wiadomość
-
Dzieki Pati, myslalam juz o tym, ale nawet jak wynik bedzie "lepszy" to skad bede miec pewnosc ze to ten jest wlasciwy? Zreszta nawet z uwagi na sam wiek juz jestem w grupie podwyzszonego ryzyka.
Skierowanie na echo serca w 20 tygodniu juz mamy, na pewno usg polowkowe zrobimy u 2 roznych specjlaistow ale do tego momentu jeszcze duuuzo czasu. Jutro zaczynam 14 tydzien. We wtorek chcialam umowic sie na konsultacje do lekarki ktora robila i opisywala badanie bo wyniki przyszly na maila, jeszcze z dopiskiem ze zostaly omowione z pacjentka.. Rownoczesnie bede probowala w tym tygodniu skonsultowac sie z genetykiem. Taki jest plan... ale fale leku jakie na mnie napływaja i lzy stale to masakra
-
Alicja, nawet nie wiem, co powiedzieć..
Pamiętam, jak się bałaś, że się Sara nie odwróci i będziesz mieć cc. A po tym co napisałaś stwierdzam, że moje cc to było jak depilacja nóg raczej
Teraz wiadomo, już po wszystkim, ale naprawdę przykro, że tak ciężko to zniosłaś i że było tak trudno, ale ważne, że sobie poradziłaś i jesteście już razem.
Mam nadzieję, że szybko dojdziesz do siebie i Sara po tych wszystkich przejściach będzie aniołkiemalicja_ lubi tę wiadomość
NT 2,2 mm, złe wyniki PAPPa, ryzyko T21 - 1:72 - wynik Harmony: zdrowe dziewczę!
16.09.15 - ZDROWA OLKA
-
Alicja- dziewczyno czapki z głów!okropnie się nameczylas ale nagroda piękna!życzę Ci żebyś w miarę szybko wróciła do formy a księżniczka rosła szczęśliwie:)
Co do mezow- pewnie ze mój tez ma swoje za uszami ale generalnie nie mogę złego słowa powiedzieć bo te 11 tygodni które juz przelezalam to on w domu robi absolutnie wszystko,no poza jakimś wyszukanym gotowaniem no ale nie wymagajmy wszystkiego;) myślę ze to dobra szkoła dla niego i po urodzeniu Oli będzie nam łatwiej.
A ja jutro pierwsze ktg i zdjęcie krążka....ta kbym chciala do 8 grudnia wytrwać:p strasznie Lubie ta datę
Miłego dnia!alicja_, IviQ lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyHej!
Wczoraj o 16 wypuścili nas do domu. Myślałam, że puszczą nas wcześniej (w sensie koło południa), ale musiało upłynąć minumum 48 godzin od porodu.
Wróciliśmy do domu i spędziliśmy pierwszą noc sami z małą. Spała z nami w łóżku (wiem wiem, że nie powinna).
Martwię się trochę, bo mało je.
Dziewczyny które karmią butlą powiedzcie proszę ile dzieciaczki jadły w tych pierwszych dobach i jak często?
Dziękuję za wszystkie słowa wsparcia! To naprawdę mega miłe i budujące.IviQ, Kaśku lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny