Adopcja ???
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyLili wrote:Miśka bardzo budująca historia Wiadomo, że adopcja wiąże się z pewnym ryzykiem, budzi sporo obaw. Mam jednak nadzieję, że wychowanie i miłość okażą się silniejsze niż geny. Do adopcji niestety najczęściej trafiają dzieci z rodzin patologicznych (przynajmniej w naszym ośrodku), gdzie matki palą i piją w okresie ciąży (że też one w ogóle zachodzą!). Dziecko często bywa obciążone. Ale nie znaczy to, ze nie mogą wyrosnąć na fantastycznych ludzi
Ita może faktycznie lepiej poszukać w innym mieście, choć wiadomo często trzeba będzie dojeżdżać, a nie zawsze ma się taką możliwość. Może sprawdźcie jeszcze w ośrodkach katolickich. Nasz taki właśnie jest i nie stawia wymagań co do stażu. Tak czy inaczej życzę powodzenia
według mnie samo wychowywanie dzieci biologicznych czy nie niesie za sobą duże ryzyko i wiele obaw. nie wiemy na jakich ludzi wyrosną nawet dzieci urodzone przez nas... niestety nie wszystko zalezy od nas... -
Lili wrote:Aniu z tego co wiem, to oddalane są wnioski osób, które przez swoją chorobę nie są w stanie opiekować się dzieckiem. Nie sądzę więc, żeby twoja choroba stanowiła większy problem.
tak jak Ita dajemyjeszcze sobie troche czasu.. pozniewaz tak naparwde jestesmy na poczatku calej tej drogi choc pewnie juz teraz bedziemy chcieli wiedziec jakie warunki musimy spelnic zeby w przyszlosci startowac juz z czyms
w sumie małzenstwem jestesmy 1,5 roku wiec msle ze spokojnie jeszce z rok 1,5 mozemy poswiecic na proby a pozniej zaczniemy procedury dokmentyIta lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyDawno nikt tu sie nie udzielał ale chce sie pochwalić,ze po roku perypetii i staran z ośrodkiem o ile nic sie nie zmieni 15.09 zaczynamy szkolenie adopcyjne
Mam nadzieje,ze jest tu wiele zieleni
pamietam i wspieramIdgie, Ania_84, samira, rah, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
Trzymam kciuki za wszystkich rodziców adopcyjnych i bardzo was podziwiam...Możecie mnie nazwać soplem lodu i tak dalej, ale...Nie, raczej nigdy nie zdecyduję się na adopcję. Może, gdy przez wiele lat nie uda się zajść w ciąże-zmienię zdanie. Na obecną chwilę myślę, że byłoby to z mojej strony nieodpowiedzialne, bo nie jestem pewna czy potrafiłabym pokochać nie swoje dziecko.
inessa lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyTygrysko to są bardzo trudne decyzje i nie jesteś soplem lodu mówiąc,ze adopcja to nie dla Ciebie - poprostu taka jest Twoja decyzja każdy ma prawo inaczej przezywac,doswiadczać, każdy ma inna droge życia przeznaczoną
Mam nadzieje,ze sie Wam uda szybko zostac wspaniałymi rodzicami tego Wam życze
I dziekuje za kciuki
dziewczyny dziekuje zielonosci Wam życzeWiadomość wyedytowana przez autora: 28 sierpnia 2014, 21:34
Ania_84, samira, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
Inessa trzymam kicuki
my jak sie nie uda uzyskac plemnikow i biopsji to podchodzimy poki co do adopcji prenatarnej czyli dawcy nasienia
a co do ormalnej adpcji jak nasze proby sie nie powiada to na penwo zaczniemy procedureinessa, samira lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyBajka dla dziecka na rozmowe o tym iż jest adoptowane
O dziewczynce w szarej sukience i jej kochających rodzicach!!!!!
Za górami, za lasami, za siedmioma rzekami mieszkali sobie mąż
i żona. Choć bardzo się kochali, byli smutni, bo nie mieli dziecka.
Pewnego wieczoru, kiedy mąż i żona spali, obudził ich tajemniczy głos,
który mówił:
– Wasze dziecko już dawno się urodziło i czeka na was. Musicie je tylko
odnaleźć.
– Jak mamy to zrobić? Nie wiemy, gdzie szukać – powiedziała żona.
– Na skraju lasu jest duży dom, w który mieszkają dzieci. Domem tym
opiekuje się wróżka, która wam pomoże – odpowiedział głos i po chwili
zamilkł.
A gdy tylko słonko pojawiło się
na niebie, wyruszyli w drogę.
Wkrótce dotarli na miejsce.
Przywitała ich wróżka:
– Czekałam na was. Wiem, że
przybyliście po swoje dziecko.
Zaraz je przyprowadzę.
Kiedy wróżka przyprowadziła
im małą dziewczynkę w szarej
sukience, nie byli pewni, czy to
ich dziecko, bo dziewczynka
uciekała.
– To chyba nie nasze dziecko,
bo się nas boi – powiedziała
żona i spojrzała na wróżkę.
Wróżka na to: – Nie dziwcie się,
O dziewczynce w szarej sukience
i jej kochających rodzicach.
15
przecież jeszcze was nie zna. Musicie przychodzić do niej codziennie,
aby dziewczynka lepiej was poznała.
Mąż i żona przychodzili do dziewczynki i starali się ją zachęcać do
wspólnej zabawy. Na początku dziewczynka stała i tylko się przyglądała
żonie i mężowi, ale z czasem zaczęła się zbliżać do nich, łapać piłkę,
układać z nimi domki z klocków. A kiedy zasypiała, mąż i żona opowiadali
jej bajki na dobranoc, aż dziewczynka zasypiała. Wtedy wracali do swojego
domu i byli smutni, że nie ma jej przy nich.
Kiedy przychodzili do dziewczynki, byli bardzo szczęśliwi, że znów
są razem. Dziewczynka też była szczęśliwa, lubiła wspólne zabawy,
uśmiechała się i tuliła. Aż pewnego wieczoru, kiedy mąż i żona opowiadali
jej bajkę, dziewczynka się rozpłakała.
Wtedy żona zapytała: – Dlaczego płaczesz? Czy nie podoba ci się bajka?
– Nie, bajka jest ładna, ale kiedy się skończy, to zostawicie mnie, a ja nie
chcę, żebyście odchodzili, i mocno chwyciła się kobiety i mężczyzny.
Widząc to, wróżka powiedziała:
– Teraz jestem pewna, że bardzo się kochacie i że jest wam razem dobrze.
Możecie już zamieszkać razem w swoim domu.
Kiedy byli blisko domu, poczuli, że coś bardzo ładnie pachnie. A to babcia
i dziadek upiekli na powitanie swojej wnuczki pyszny tort czekoladowy.
– Już nie mogliśmy się ciebie doczekać, wnusiu – powiedzieli dziadkowie
i mocno ucałowali dziewczynkę.
Od tamtego czasu wszyscy byli już razem i bardzo się kochali. A szarą
sukienkę dziewczynka zamieniła na czerwoną w zielone paski.
Czekamy na Was Maluchy i spod serca i z serca
Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 października 2014, 20:40
Asiak, Ania_84, zizia_a, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyKochana nadal staramy sie o adopcje
od poczatku mojej znajomosci z meżem chcieliśmy adoptowac dziecko a po drugie zdaje sobie sprawe z tego,ze jak stanie sie CUD i urodze to dziecko to juz wiecej nie bede mogła a chcemy miec dwójke dzieci.
Nona, Mona_M, Ita, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
Jesteś Wielka! Twoja historia jest dla mnie niesamowita, opowiedzialam nawet o Tobie mojemu mężowi i modlilam sie dzisiaj za szczęśliwe rozwiazanie dla Ciebie Niesamowite dla mnie jest to ze nie rezygnujecie z adopcji - podziwiam za to My staramy sie z mężem 3 lata, po wielu perypetiach zdecydowaliśmy sie na naprotechnologie, w czwartek mamy pierwsze spotkanie z lekarzem naprotechnologiem... W naprotechnologii pokladam ogrne nadzieje, to nasza ostatnia szansa ( szkoda ze nie wiedzialam o niej wcześniej), dajemy sobie te 2 lata, jeśli sie nie uda pozostanie adopcja. Ja czuje ze juz jestem gotowa zeby adoptowac dziecko, jestem juz zmęczona tymi lekarzami, ciągłymi wizytami, lekami itp ale Moj maz jeszcze chce walczyć i nie jest gotowy zeby zaadaptować dzieciatko, dlatego muszę czekać i wierzyć ze będzie szczęśliwy finał i ze będzie dzieciatko albo spod serca albo z serca .... Pozdrawiam Cie serdecznie i trzymam kciuki, powiedz mi tylko czy Wy tez korzystaliscie z naprotechnologii, widziałam kilka Twoich wpisów w wątku o napro
inessa, Ita lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyAsiak dziekuje z całego serca
wiesz jak staramy sie o adopcje widze jak wiele małzeństw jest niesamowitych zresztą tutaj na ovu kazda kobietka walczaca o Maluszka a niektóre wiele lat dla mnie sa niesamowite Ty również
Zaczeliśmy starania o adopcje wczesnie bo wiemy ile czasu takie starania zajmują a wiek robi swoje
Z naprotechnilogią zetknełam sie z 10 lat temu juz,chodziłam do lekraz naprotechnologii prowadziłam wykresy ale niestety musiałam zrezygnowac ze wzgkedów finansowych a także z tego wzgledu,ze zmieniłam miejsce zamieszkania. Tej metodzie zawdzieczam bardzo wiele chociażby to,ze dostrzeglismy problem z progesteronem,z estradiolem no i znam swój organizm można juz powiedziec na wylot
Życze Wam zielonosci i wytrwalosciAnia_84 lubi tę wiadomość
-
Inesaa bardzo łądna bajka
mam nadzieje ze niedlugo bedziecie mieli przy sobie dzieciatko spod z serca i z serca
inessa lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyWklejam długi wywiad ale bardzo ciekawy bo mówiący o podstawach adopcji nie z wszytskim sie zgadzam ale co osoba to inne patrzenie na adopcje ( o czym my sie dowiadujemy na szkoleniach adopcyjnych)
Dziecko niezupełnie moje?
Emilia Padoł
Dziennikarka Onetu
- Rodzicielstwo adopcyjne nie będzie nigdy "zamiast", nie będzie całkowicie wpasowane w naszą lukę, tę wyrwę spowodowaną bezdzietnością. Rodzice muszą wiedzieć, jakie są potrzeby dzieci adopcyjnych, bo są one specyficzne. Związane z pochodzeniem, korzeniami, zjawiskiem lojalności wobec rodziny biologicznej. Dziecko ma pełne prawo do tego, żeby rodzina biologiczna gdzieś w nim była. Nie można jej odrzucać - mówi Joanna Gabańska, dyrektor Ośrodka Adopcyjnego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Krakowie, w rozmowie z Onetem na temat świadomego rodzicielstwa adopcyjnego, braku w Polsce ośrodków diagnozujących zaburzenia przywiązania i tego, co jest podstawą udanej adopcji.
Emilia Padoł / Onet: Ile przeprowadzacie Państwo rocznie adopcji? Liczba adopcji w Polsce rośnie?
Joanna Gabańska*: Te dane bardzo się zmieniają. W zeszłym roku udało nam się przeprowadzić aż 44 adopcje, a naszej filii w Tarnowie - 33. Poza tym rzeczywiście, liczba adopcji w Polsce wzrasta. W zeszłym roku było ich około 3,5 tys.
Niestety, ten wzrost wiąże się też z bezdzietnością. Z coraz poważniejszymi problemami Polaków z płodnością.
Jeżeli chce się przeprowadzić adopcję, to od czego trzeba zacząć? Z psychologicznego punktu widzenia.
Podstawowym warunkiem jest zaakceptowanie biologicznej bezdzietności, czyli - mówiąc bardziej specjalistycznie - przepracowanie żałoby po nienarodzonych biologicznych dzieciach. Człowiek w pewnym momencie musi dojść do punktu, w którym tęsknota za dziećmi biologicznymi nie jest już tak rozdzierająca, rozsadzająca od wewnątrz. Tęsknota nie może zakłócać stosunku do dziecka adoptowanego, które nigdy nie będzie dzieckiem biologicznym.
Dlaczego jest to tak ważne?
Żałoba rodziców odzywa się w momentach, w których dziecko adoptowane samo przechodzi swoją żałobę. A przechodzi ją, bo to nieodzowny element funkcjonowania dziecka adoptowanego w rodzinie. Dziecko przeżywa żałobę po swoich pierwszych rodzicach, po tym, że zostało kiedyś przez kogoś odrzucone.
Jeżeli żałoba rodziców nie została przepracowana, to silnie uruchomi się w czasie żałoby dziecka. Zamiast pomagać dziecku w przeżywaniu jego smutku, rodzice zaczną się wówczas skupiać na własnym. Nie znajdą w sobie siły, żeby pomóc dziecku przejść przez jego smutek.
To podstawowy psychologicznie czynnik, który przekłada się również na zamknięcie procesu starań o wspomagane rodzicielstwo biologiczne. Czasami kandydaci myślą, że boimy się rywalizacji – tego, że jeśli zajdą w ciążę, to od nas odejdą. Nie o to chodzi. Zaangażowanie w starania o dziecko biologiczne, po pierwsze, nie pozwala na pełne zaangażowanie w starania o dziecko adopcyjne, a, po drugie, nie pozwala przepracować żałoby - zarówno własnej, jak i dziecka.
Podstawowym warunkiem jest zaakceptowanie biologicznej bezdzietności, czyli przepracowanie żałoby po nienarodzonych biologicznych dzieciach. Człowiek w pewnym momencie musi dojść do punktu, w którym tęsknota za dziećmi biologicznymi nie jest już tak rozdzierająca, rozsadzająca od wewnątrz. Tęsknota nie może zakłócać stosunku do dziecka adoptowanego, które nigdy nie będzie dzieckiem biologicznym Joanna Gabańska
To bardzo ciekawy, ale zaskakujący aspekt problemu adopcji. Niewiele się o tym mówi w Polsce.
Tak, a jeszcze mniej mówi się o zaburzeniach przywiązania. To teren zupełnie nieznany - terra incognita w naszym kraju. W Stanach Zjednoczonych ta kwestia jest bardzo dobrze rozpoznana, a my opieramy się głównie na znanych tam doświadczeniach terapeutycznych. Przede wszystkim na terapii opartej na przywiązaniu, w czasie której bardzo dużo mówi się o żałobie - zarówno po stronie rodziców adopcyjnych, jak i po stronie dziecka.
Państwo oferujecie pomoc w przepracowaniu żałoby?
Od tego roku wzbogaciliśmy naszą ofertę o terapię żałoby związanej z bezdzietnością. Nasza inicjatywa jest odpowiedzią na duże zapotrzebowanie społeczne. Wsparcia udzielamy bezpłatnie. Oferujemy to także parom, które wcale nie muszą finalnie podjąć decyzji o adopcji, choć często alternatywą po zamknięciu terapii żałoby jest adopcja.
Na razie nie dotarliśmy do tzw. grup docelowych, bo kliniki leczenia niepłodności nie są zainteresowane tym, żebyśmy reklamowali naszą ofertę w ich placówkach. Szkoda - z pewnością są to najlepsze punkty, w których można dotrzeć do ludzi w potrzebie.
Czy adopcja to wciąć temat tabu? Kandydaci na rodziców adopcyjnych nadal czują pokusę, żeby zatajać adopcję?
Już rzadziej. Coraz więcej jest otwartych ludzi... Myślę, że nasze przygotowanie również temu służy. O adopcji wiele się mówi, przestaje być tematem tabu. Tak samo jawność adopcji – coraz więcej ludzi rozumie, że dziecko ma prawo dowiedzieć się od swoich rodziców o tym, że jest adoptowane.
Oczywiście, nie będę ukrywać, wciąż bywają kandydaci, którzy mają z tym problem – zarzucają nam, że oczekujemy od nich nieukrywania przed dzieckiem faktu adopcji. Mówimy wprost, że chęć zatajenie tej informacji może być czynnikiem dyskwalifikującym kandydatów. Powszechna wizja ośrodków adopcyjnych jest mało przyjemna. Najczęściej uważa się, że pracują tam wstrętne, zadufane w sobie i złośliwe pańcie, które…
...zrobią wszystko, żeby utrudnić adopcję.
Tak, żeby ludzi poddać ocenie i odrzucić lub zniechęcić. Pewnie jest w tym jakieś ziarno prawdy. Stosowane przez nas "narzędzia selekcyjne", jakkolwiek brzydko kojarzą się z narzędziami tortur, mają swoje uzasadnienie. Jeżeli kandydaci czują zbyt duży lęk przed adopcją - niekiedy nawet nieuświadamiany - nie są w stanie zaakceptować pochodzenia dziecka, pewnej specyfiki dzieci adopcyjnych, to rodzicielstwo adopcyjne po prostu nie jest dla nich. W pewnym momencie trzeba dokonać świadomego wyboru: nie jestem na to gotowy, to nie moja droga.
Tego wszystkiego nie robi się dla siebie. Zawsze kierujemy się przede wszystkim dobrem dziecka. Jeżeli nawet dla niektórych kandydatów adopcja okaże się zbyt trudna, to nie oznacza wcale, że są gorsi. Takie wyzwanie wymaga psychicznej dojrzałości, umiejętności pełnej akceptacji dziecka, w tym rozumienia jego potrzeb. Wymaga także zdolności radzenia sobie z własnymi trudnymi uczuciami, takimi jak złość, smutek, bezradność.
Co miała Pani na myśli, mówiąc o specyfice dzieci adopcyjnych?
Dzieci pochodzą z tzw. środowisk ryzyka, najczęściej z rodzin niewydolnych emocjonalnie i społecznie, obciążonych uzależnieniami, czasem przemocą, wielopokoleniowymi negatywnymi wzorcami, niekiedy też chorobami. Trzeba to zaakceptować. To nie są dzieci - tak jak czasami się mówi - studentek, które "wpadły", oczywiście najlepiej jeszcze z profesorem, co gwarantowałoby dobry potencjał genetyczny, to nie są też sieroty naturalne.
Skoro rodzice muszą być tego świadomi, mają to zaakceptować, to, przede wszystkim, trzeba ich o tym informować.
Tak, i to od początku. Jeżeli w trakcie przygotowań nie znajdą w sobie gotowości do akceptacji dziecka i redukcji lęku przed jego pochodzeniem, to adopcja nie jest ich drogą.
Nie wszystkie ośrodki adopcyjne tak otwarcie stawiają tę sprawę. Temat adopcji wzbudza duże emocje w internecie. Często w komentarzach pod materiałami poświęconymi adopcji, czy na forach internetowych o tematyce adopcyjnej, pojawiają się głosy mówiące wprost o tym, że ośrodki zatajają informacje o dzieciach. Nie mówią wszystkiego rodzicom.
Niestety, do nas również docierają informacje, że tak się dzieje. My staramy się, wszystkimi możliwymi sposobami, dotrzeć do jak największej ilości informacji o dziecku i jego pochodzeniu. Zawsze przekazujemy te informacje rodzicom. Zawsze.
Budowanie na nieprawdzie, nie powiem, że na fałszu, ale na braku pełnej wiedzy...
Na przemilczeniach?
Tak, budowanie rodziny na niewiedzy na temat ważnych faktów z życia dziecka może prowadzić do wewnętrznego rozłamu w rodzinie i do podważenia wzajemnego zaufania. Zwłaszcza zaufania dziecka do rodziców. Ale również, w psychologicznym wymiarze, rodziców do dziecka. Może pojawić się w przeżywaniu rodziców taka reakcja: "my nie wiedzieliśmy, że ty takie jesteś".
Dzieci pochodzą z tzw. środowisk ryzyka, najczęściej z rodzin niewydolnych emocjonalnie i społecznie, obciążonych uzależnieniami, czasem przemocą, wielopokoleniowymi negatywnymi wzorcami, niekiedy też chorobami. Trzeba to zaakceptować. To nie są dzieci - tak jak czasami się mówi - studentek, które "wpadły", oczywiście najlepiej jeszcze z profesorem, co gwarantowałoby dobry potencjał genetyczny, to nie są też sieroty naturalne Joanna Gabańska
Jak zbieracie Państwo informacje o dziecku?
Mamy ustawowy obowiązek diagnozy każdego dziecka zgłoszonego do adopcji, czyli dziecka z uregulowaną sytuacją prawną. Jeżeli mamy jakiekolwiek obawy, zawsze tę diagnozę powtarzamy i prosimy o dodatkowe badania i opinie. Często sami zbieramy te wszystkie informacje u źródeł: lekarzy, rehabilitantów, innych specjalistów.
Po diagnozie mamy obowiązek przeprowadzić kwalifikację dziecka. Dziecko może być zgłoszone do adopcji, mieć uregulowaną sytuację prawną, ale może nie kwalifikować się do adopcji.
Jakie dzieci nie kwalifikują się do adopcji?
Zdarza się, że dziecko jest już starsze i samo nie wyraża zgody na adopcję.
Według prawa dziecko powyżej 13. roku życia ma obowiązek wyrażenia zgody, a od 7. roku życia powinno być wysłuchane: czy chce być adoptowane, czy nie. Jeżeli dziecko lub jego opiekun prawny nie wyraża zgody, dziecko nie jest kwalifikowane do adopcji.
Ale zdarza się też, że – w naszej ocenie - dziecko nie jest już w stanie się przywiązać. Ostatnio miałyśmy przypadek dwóch sióstr. Jedna miała 10 lat, druga 11 i pół. Były w tak mocnym i jednocześnie bardzo zaburzonym związku emocjonalnym z matką, która się dziećmi zupełnie nie interesowała, ale też nie pozwalała im odejść od siebie - trzymała je w takim szachu emocjonalnym. Bardzo niedojrzała kobieta. Dziewczynki nie miały gotowości w sobie do nawiązania więzi z nową rodziną. Powiedziały, że nawet jeżeli ktoś je przyjmie do rodziny, to one będą się "tak okropnie zachowywać, że ludzie je oddadzą". To słowa dziewczynek.
Bywają takie dzieci. Zwłaszcza dzieci starsze, po różnych doświadczeniach życiowych, które nie mają w sobie gotowości do przywiązania się do nowych rodziców. Właśnie takie dzieci nie są kwalifikowane.
Mamy przeprowadzoną adopcję, rodzice i dziecko są na początku wspólnej drogi. Jakie są Państwa zalecenia?
Zawsze w czasie przygotowań do adopcji mówimy, że pierwszy rok, dwa lata, powinny być czasem poświęconym budowaniu wzajemnej relacji, wzajemnych więzi. To ma być czas poświęcony dziecku. Czas dla dziecka i dla nowej rodziny. Czas bycia razem.
W dziecku pod koniec pierwszego roku może pojawić się żałoba, silne uczucie smutku. Przygotowujemy rodziców, żeby nie byli tym zaskoczeni i przerażeni.
Co należy zrobić, kiedy dziecko zacznie przeżywać swoją żałobę?
Jeżeli rodzice nie potrafią sami pomóc swojemu dziecku, to wtedy mogą poprosić o wsparcie. Ośrodek adopcyjny – zgodnie z prawem - nie ma wglądu w to, co dzieje się w rodzinie. Rodzina musi się sama zgłosić się z prośbą o pomoc.
Problemy w rodzinach adopcyjnych to wciąż temat tabu. Bardzo staramy się przygotowywać nasze rodziny, żeby one nabrały do nas tak głębokiego zaufania, że jeżeli będzie działo się coś niepokojącego, to same się zgłoszą. Mamy jednak przypadki rodzin, które zgłaszają się dopiero po paru latach, kiedy problemy są poważne. A można było ich uniknąć...
Gdyby się odpowiednio wcześniej zareagowało?
Tak.
W świadomości społecznej wychowywanie dziecka adoptowanego jest obarczone ogromnym ryzykiem i uważa się, że adopcja prawie zawsze oznacza poważne kłopoty wychowawcze. Sporo mówi się też o nieudanych adopcjach. Adopcja może być udana?
Z pewnością nie można powiedzieć, że adopcja najczęściej jest skazana na porażkę. Ale pewne trudności, zwłaszcza przy adopcji starszych dzieci, są z nią związane. Problemy trzeba po prostu w miarę szybko wychwycić i sobie z nimi poradzić. To jest do zrobienia. Bez wątpienia adopcja może być udana i szczęśliwa.
Jednak wiele rodzin nie reaguje na czas. Z czego to wynika? Po pierwsze, tak jak Pani powiedziała – tabu...
Wie Pani, z czym się wiąże tabu? Tabu wynika z utrwalonej koncepcji rodziny w naszym społeczeństwie - rodzina to dla wielu Polaków, niedostępna dla osób z zewnątrz, szczelnie zamknięta twierdza. Powoli to się zmienia, ale takie myślenie o rodzinie wciąż dominuje. Tak samo, jak przekonanie, że rodzinne brudy można prać tylko we własnym domu.
Nie lubimy mówić o problemach, nie tylko tych adopcyjnych. A o tych adopcyjnych milczymy tym bardziej, dlatego że rodzice adopcyjni, w ich własnej ocenie, zostali obdarzeni jakimś zaufaniem społecznym: zostali wybrani z puli kandydatów, zakwalifikowani, wyróżnieni przez wzgląd na swoje kompetencje i zalety. I nagle "wybrańcy" nie sprawdzają się w swojej roli…
Jak więc powiedzieć o porażce, o wątpliwościach ośrodkowi - instytucji, która dała kredyt zaufania? Ludzie myślą najczęściej w taki sposób. Kiedy dzwonią do ośrodka, to ten telefon jest dla nich przyznaniem się do winy. Zawiodłem, nie daję rady. To często wymaga ogromnej...
Ogromnej odwagi.
To jest odwaga, ale świadcząca o ich dojrzałości. Na tym polega siła rodziców - potrafią przyznać się do własnej słabości, w imię pragnienia szczęścia dla własnego dziecka i dla własnej rodziny. O wykształcenie takiej kompetencji nam chodziło. Staramy się to bardzo mocno podkreślać w przygotowaniu rodzin.
Teraz staramy się też skupić na terapii przywiązania w rodzinach adopcyjnych. W wielu przypadkach może się ona zakończyć sukcesem. Przemawiają za tym przykłady innych krajów, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych.
Tabu wynika z utrwalonej koncepcji rodziny w naszym społeczeństwie - rodzina to dla wielu Polaków, niedostępna dla osób z zewnątrz, szczelnie zamknięta twierdza. Powoli to się zmienia, ale takie myślenie o rodzinie wciąż dominuje. Tak samo, jak przekonanie, że rodzinne brudy można prać tylko we własnym domu. Nie lubimy mówić o problemach, nie tylko tych adopcyjnych. A o tych adopcyjnych milczymy tym bardziej Joanna Gabańska
Tam terapia przywiązania działa?
Tak, tylko trzeba to robić. A w Polsce nie ma specjalistycznych ośrodków, które zajmowałyby się terapią zaburzeń przywiązania. A to zaburzenie, brak wykształconego ufnego stylu przywiązania, jest głównym i bardzo poważnym problemem w rodzinach adopcyjnych.
I nikt w Polsce się tym nie zajmuje? Dlaczego?
Nie ma jeszcze takiej praktyki. Zaburzenie, o którym mówię, to nowa jednostka chorobowa – RAD [Reactive Attachement Disorder, Reaktywne Zaburzenia Przywiązania – przyp. Onet]. W Polsce nie ma zajmujących się tym specjalistów. Oczywiście RAD to maksymalizacja zaburzeń przywiązania. Zazwyczaj, jeżeli pojawiają się zaburzenia, to mają one pewne symptomy z kręgu RAD.
Ale pewnie te symptomy, pozostawione bez specjalistycznej interwencji, mogą stopniowo prowadzić do RAD-u?
Tak. Jeżeli się nie zainterweniuje i nic nie zrobi, to one niestety mogą doprowadzić do pełnoobjawowego RAD-u.
Problem polega na tym, że w naszym kraju tak naprawdę nie ma specjalistów w tej dziedzinie - nawet w Krakowie, mieście akademickim, dużym ośrodku. Zaczęła się tym zajmować dr Małgorzata Michel z Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Jagiellońskiego, która jest co prawda pedagogiem, ale zainteresowała się diagnozowaniem i pracą terapeutyczną z dziećmi z RAD-em.
Nawiązałam współpracę dr Michel - mam nadzieję, że coś uda nam się zdziałać, wierzę, że przy właściwej i dobrze prowadzonej terapii sukces naprawdę jest możliwy.
W naszych pragnieniach stworzenia ośrodka terapeutycznego dla rodzin adopcyjnych, mamy wielkie poparcie pani dyrektor miejskiego oddziału TPD, pani Renaty Klorygi, która w pełni rozumie taką ideę i potrzebę, jest bardzo otwarta na zmiany.
Właściwa terapia to sposób na to, żeby adopcje były udane?
Tak. Myślę, że bardziej realistycznie brzmiącej nadziei chyba już nie ma.
A póki co, jaki widzi Pani sposób na uniknięcie problemów w rodzinach adopcyjnych, a w konsekwencji nieudanych adopcji?
Myślę, że ważne są działania ośrodków adopcyjnych. Przede wszystkim właściwy wybór kandydatów na rodziców adopcyjnych. Ośrodki zawsze to robiły, ale równocześnie bardzo często były nastawione na idealizowanie rodzicielstwa adopcyjnego. Odmitologizowanie go działa tylko na plus. Rodzicielstwo adopcyjne jest bardzo wartościowe, piękne, ale też trudne.
Nie zgadzam się ze spojrzeniem niektórych ośrodków adopcyjnych, które zrównują każdy etap rodzicielstwa adopcyjnego i biologicznego. Mówią o "poczęciu adopcyjnym", "ciąży adopcyjnej", "narodzinach"…
W ich ujęciu to wszystko jest tak analogiczne?
Tak, ponieważ widzą w tych dwóch różnych typach rodzicielstwa równoważność. A jej nie ma. O ile narodziny adopcyjne można zaakceptować, to w przypadku reszty takiej równorzędności nie ma. To wszystko ma być pewnego rodzaju lekarstwem na problem bezdzietności, wstawieniem takiej psychologicznej protezy. Zamiast biologii dajemy ci adopcję - dokładnie w to samo miejsce, dokładnie pasujące. Nie - rodzicielstwo adopcyjne jest inne.
Trzeba zrozumieć tę inność.
I na samym początku trzeba ją też zaakceptować. Rodzicielstwo adopcyjne nie będzie nigdy "zamiast", nie będzie całkowicie wpasowane w naszą lukę, tę wyrwę spowodowaną bezdzietnością. Szczere, trzeźwe spojrzenie na inność rodzicielstwa adopcyjnego bardzo mocno pomaga w tym, żeby adopcji nieudanych było mniej. To pierwsza kwestia.
Druga: rodzice na etapie przygotowań muszą zostać wyposażeni w naprawdę rzetelną wiedzę. Muszą wiedzieć, jakie są potrzeby dzieci adopcyjnych, bo są one specyficzne.
Czyli jakie?
Związane z pochodzeniem, korzeniami, zjawiskiem lojalności wobec rodziny biologicznej. Dziecko ma pełne prawo do tego, żeby rodzina biologiczna gdzieś w nim była. Nie można jej odrzucać. To nie chodzi nawet o brak jawności, ale o to, że często się ją odcina lub tylko negatywnie ocenia, deprecjonuje.
Dziecko jest przecież jej częścią, a ta świadomość zawsze pozostaje.
Dziecko ma prawo mieć korzenie - jak każdy z nas. Nie da się żyć z lękiem, że tamta rodzina kiedyś "wylezie, ujawni się i zabierze mi moje dziecko".
Trzeba mieć odwagę pogodzenia się ze świadomością, że tamta rodzina jest, a rodzice biologiczni mojego dziecka będą cząstką jego tożsamości. Dlatego rodzicielstwo adopcyjne jest trudne. Ale może być piękne i bardzo wartościowe, wymaga jednak akceptacji i bardzo wiele miłości.
Joanna Gabańska – psycholog, pedagog socjalny, psychoterapeuta psychodynamiczny i nauczyciel mianowany. Dyrektor Ośrodka Adopcyjnego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Krakowie.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 października 2014, 12:09
Asiak lubi tę wiadomość
-
Inessa powiedz mi jeszcze jak to jest z wiekiem dziecka, sami deklarujecie ewentualny przedział wiekowy czy jest to narzucane z góry? Czemu piszesz o ponad roku perypeti z ośrodkiem a dopiero pózniej o szkoleniach. Ja zawsze myślałam ze jeśli zgodzimy sie na adopcje to procedura zaczyna sie od szkoleń a pózniej juz tylko czeka sie na dziecko...
inessa lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyAsiak oj troche pytan nie wiem od czego zacząc
szkolenie jest bardzo ciekawe chociaz ja duzo wiem dzieki mojej pracy oraz mam znajomych z dziecmi adopcyjnymi
Samo szkolenie trwa 7 tygodni od tego roku w wiekszosci osrodków odbywają sie one co dwa tygodnie ale kazdy osrodek wyznacza dzien tygodnia
SPotkania są grupowe zwykle uczestniczy w nim 7 par małżenskich.
My dopiero teraz mamy szkolenie poniewaz przeszlismy wszystkie testy ale zostalismy odroczeni bo mielismy za króki staz małżenski ( mimo,ze znaleślimy sie dłużej i byliśmy ze soba)
CO do wieku dziecka my sami deklarujemy sie ale są ograniczenia wiekowe partnerów ( nie moze byc wiekszej różnicy niz 40 lat u jednego z partnerów)
płec dziecka tez wybieramy lub nie
Procedura adopcyjna nie zaczyna sie od szkolen a od dostarczenia dokumentów potem przechodzimy testy pedagogiczne,psychologiczne, ogladanie naszego mieszkania czy jest wystarczające dla nas i dla dzieci dopiero po tym jest kwalifikacja do szkolenia jeżeli ją przejdziemy zaczynamy szkolenie ( na które zwykle jakis czas sie czeka bo odbywaja sie one zwykle 2 gora 3 razy do roku) po szkoleniu jest nastepna kwalifikacja juz do adopcji jeżeli ja pozytywnie przejdziemy czekamy wtedy juz na telefon,ze jest dla nas Maluch i wtedy dostajemy czesc danych o nim i my decydujemy czy bedziemy dalej podchodzic do procedury czy czekamy dalej. Jezeli podejdziemy dalej to jeżdzimy odwiedzac dziecko przez 3-4 miesiace conajmniej 2 razy w tygodniu ( tu tez zalezy od wieku dziecka im młodsze tym szybciej dziecko znajdzie sie u nas w domu) potem nastepuje tzw preadopcja dziecko mozemy wziac do nas do domu ( gdzie przez okolo 2 miesiace kurator i inne osoby z osrodka pomocy rodzinnie oraz z osrodka adopcyjnego sprawdzają jak sie dziecko u nas aklimatyzuje) w tym czasie składa sie do sądu prosbe o przysposobienie dziecka i odbywa sie rozprawa. Po ropzrawie jak są uzna,ze jest wszystko ok dziecko już jest nasze z naszym nazwiskiem zwykle z nową metryką :)Troche tego jest ale w kazdym osrodku tłumacza co i jak i pomagąja przy dokumentacji i wogóle w wielu sprawach
Mam nadzieje,ze odpowiedziałam na Twoje pytania -
Dziękuję Inessa za wyczerpującą odpowiedz, faktycznie procedura wydaje się skomplikowana, aczkolwiek pewnie jest tak jak mówisz, ludzie pracujący w ośrodkach dużo pomagają i tłumaczą... My jeszcze rok poczekamy z decyzją o adopcji, ja mam dopiero 30 lat (albo aż a mąż 35, czekamy już trzy lata więc jeszcze rok damy sobie na leczenie naprotechnologia.
Zapytam jeszcze, jak to jest co do ewentualnych brzydko mówiąc "wymogów" co do płci i wieku dziecka, czy nie jest to źle odbierane, że np. chcielibyśmy dziewczynkę i niemowlaka? Zdaje sobie sprawę, że stawiając wymagania muszę się liczyć z prawdopodobnym wydłużeniem czasu oczekiwania na odpowiednie dziecko, ale chodzi mi o to, czy ludzie w OA decydujący o przyznaniu parze dziecka nie odbierają negatywnie takiej pary "z wymaganiami"i czy przez to możemy być zepchnięci na koniec listy oczekującychinessa lubi tę wiadomość