Rozmawiamy o wszystkim - wspólnie dążymy do spełnienia marzeń.
-
WIADOMOŚĆ
-
My już w domku. Młody zjadł i śpi.
Agata gratuluję. Łagodnej i bezproblemowej ciąży :-*
Co do porodu:
Pierwszego skurczu dostałam o 3.24. Obudził mnie, ale nie byłam pewna czy to to. Zeszłam na dół i zaczęłam dreptać po domu. Drugi skurcz był po dwudziestu paru minutach, kolejny po 15, później po 7, a następne już co 3 minuty. Mąż też się obudził. Zszedł na dół, ale wygoniłam go jeszcze spać i dalej dreptałam po domku. Mąż obudził się o 6, chciał się szybko zbierać, ale kazałam mu jeszcze zjeść śniadanie i zrobić sobie kawę, a sama poszłam pod prysznic i umyć głowę. Skurcze były już regularnie co 2 minuty, więc ubierałam się systemem: załóż skarpetkę - przetrwaj skurcz - załóż drugą. O 7 zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy do szpitala. W samochodzie było ciężko, bo nie mogłam przybrać swobodnej pozycji. O 8 dojechaliśmy do szpitala. Ledwo mi się jeden skurcz skończył, wysiedliśmy z auta, doszliśmy pod izbę, i na nią weszłam bijąc już kolejny pokłon. Okazało się, że rozwarcie na 4 cm. Miałam skierowanie na CC, ale akurat trafiliśmy na dyżur mojego lekarza prowadzącego, który przekonał mnie, że CC zawsze zdążymy zrobić, a warunki są super do SN. Na salę porodową trafiliśmy o 9, podłączyli mi ktg. O 9.10 badanie - już było 9 cm i pękł pęcherz. Z chwile mogłam zacząć przeć. Samo parcie to nprawdę duży wysiłek, le jest się tak na tym skupionym, że nie myśli się o niczym innym. Na sam koniec młodemu bardzo poleciało tętno, więc na szybko znieczulenie krocza, nacięcie i vacuum. Miło nie było, ale ciepły klusek na brzuchu o 10.42 wynagradza wszystko. Jego zbroi na badanie, a mnie zszył mój lekarz. Podobno koronkowa robota .
Leżeliśmy sobie na sali porodowej, a studentka która towarzyszyła nam przy porodzie zrobiła mi świeżej herbaty i odgrzała obiad. Po 5 godzinach przenieśli nas na położnictwo, bo wcześniej nie było miejsc. Na sali jeszcze nie mogłam wstać, mąż był z nami a młodego położyli przy mnie w łóżku. Po 17 przyszli zabrać go na noworodkowy żebym trochę odpoczęła. Chwile później mąż pojechał do domu coś zjeść, a ja dostałam krwawienia. Ciśnienie zaczęło mi lecieć w dół, więc zabrali mnie na zabiegowy. Okazało się, że nie byłam dokładnie wylyżczekowana i pękło jeszcze jakieś naczynie. Dostałam narkozę, wyczyścili mnie i zszyli jeszcze raz. Później jeszcze dwie jednostki krwi i o pierwszej w nocy z powrotem na położnictwo. Mąż w międzyczasie dojechał z powrotem i mógł być cały czas przy mńie - to też nieocenione wsparcie. W międzyczasie młody zwymiotował dwa skrzepy krwi, więc założyli mu sondę do żołądka i też był pod obserwacją. Opieka zarówno na zabiegowym, jak i na położnictwie też super. Położne po prostu jak matki, pocieszały, głaskały po głowie, trzymały za rękę i podtrzymywały na duchu. Serdecznie polecam ten szpital (Raszei) tym z Was, które bedą rodziły w Poznaniu. Nawet położna z izby przyjęć przyszła na chwile zobaczyć co u nas. Na drugi dzień wyjęli mi cewnik, postawił na nogi i mogłam iść do młodego. Studentki przylatywały pytać czy iść ze mną, żebym się pewniej czuła. Mlody powoli też dochodził do siebie, a te skrzepy to była prawdopodobnie moja krew, której nałykał się przy porodzie. On czuł się coraz lepiej, ja też pomykałam po oddziale coraz sprawniej. I dzisiaj mogliśmy już wyjść do domku -
O Wiedźma już jest relacja z porodu
Dlaczego wcześniej nie widziałam?
Wygląda na to, że łatwo nie było ale jednak dobra opieka to podstawa. Mimo tak naprawdę dość poważnych komplikacji mam wrażenie, że jesteś zachwycona Brawo Ty Gratuluję synusia i duuuużo zdrówka dla Was. Zazdroszczę Ci
A to łyżeczkowanie po porodzie to tak zawsze jest? Ja nie byłam czyszczona. Najpierw przyszedł na świat synuś, miałam chwilkę, żeby się przywitać i sprawdzić czy ma wszystko na swoim miejscu a potem jeszcze raz, żeby pozbyć się łożyska i tylko szycie. -
Wiedźma - a ty urodziłaś wczoraj czy przedwczoraj?? Szybko wyszliście do domu Szkoda, że do Poznania mam 120 km Chociaż moim marzeniem jest rodzić w prywatnym szpitalu w Szczecinie, tylko do Szczecina też mam 120 km i nie wiem czy zdążyłabym dojechać Chociaż jak syna rodziłam to pęcherz pękł po 6, przyszły od razu skurcze, a urodziłam go o 11.55, więc na spokojnie zdążyłabym dojechać A moja siostra jak rodziła trzeciego syna to ledwo zdążyła do szpitala, czekała z wyjazdem do szpitala dość długo, jak już skurcze były co 2-3 minuty, postanowili pojechać. Do szpitala miała 19 km, a na porodówce jej powiedzieli, że kwestia kilku minut i urodziłaby w samochodzie , więc na długość porodu nie ma reguły . Jak dobrze, że trafiłaś na tak dobrą opiekę. Wszystko poszło sprawnie, a wszelkie problemy zostały szybko rozwiązane. Mąż się nie stresował??
K22 - Objawy minęły, a ty wracasz do świata żywych he he. Ja też uwielbiam kupować różne rzeczy do mieszkania , chociaż ostatnimi czasy staram się już nie inwestować w to mieszkanie, tylko zbieram kasiute na wyposażenie domu Ja też po porodzie od razu po łożysku byłam szyta
U mnie dziś nitki krwi w śluzie, można powiedzieć że to tylko lekkie różowe zabarwienie. I weź tu zgadnij o co tu chodzi hmm. Przed wizytą u gina zrobię nowe badania hormonalne.Staramy się od sierpnia 2013 roku.
Stwierdzone:
PCOS, insulinooporność, cykle bezowulacyjne, problemy z nasieniem (problem rozwiązany).
20.10.2018 kauteryzacja jajników.
wrzesień 2020 - ivf
08.09.2020 - stymulacja 225 j.
21.09.2020 - punkcja 16 komórek jajowych (10 zamrożonych, 6 zapłodnione)
- 4 rozwinęły się prawidłowo (3 zdrowe)
18.11.2020 - transfer 5.1.1
20.01.2020 - transfer 2.1.1 -
Hej Ciocie. Dziękujemy za dobre słowa. Małybudzi się jak w zegarku co 3 godziny na jedzenie, pouśmiecha się trochę i zasypia dalej. Na noworodkowym miał opinie najgrzeczniejszych misia. Oby mu tak zostało
Wiadomość wyedytowana przez autora: 22 stycznia 2017, 10:52
-
Wiedźma- no oby Mój w szpitalu też tylko jadł, spał i kupkał po powrocie do domu płakał przez pierwsze dwie noce potem był jak anioł do 3 tygodnia a potem to już mieliśmy meksyk Najważniejsze, żebyście byli zdrowi. Z całą resztą sobie poradzicie.
-
marcia, a może jednak temperatura się tak utrzymuje i wcale to nie jest wina termometra
Wiedźma, a kiedy dokładnie mały się urodził??, bo ja na suwaczki zaznaczyłam, że 20-tego, ale chyba wcześniej
A mnie boli podbrzusze, od 3 dni mam biegunki (takie z bólu), zawsze mój organizm tak reaguje. Szyjkę mam rozpulchnioną i miękką, ale chyba nie ma zamiaru się otworzyć. Tak bardzo liczę na to, że ten myo-inozitol zdziała cudamarciaa lubi tę wiadomość
Staramy się od sierpnia 2013 roku.
Stwierdzone:
PCOS, insulinooporność, cykle bezowulacyjne, problemy z nasieniem (problem rozwiązany).
20.10.2018 kauteryzacja jajników.
wrzesień 2020 - ivf
08.09.2020 - stymulacja 225 j.
21.09.2020 - punkcja 16 komórek jajowych (10 zamrożonych, 6 zapłodnione)
- 4 rozwinęły się prawidłowo (3 zdrowe)
18.11.2020 - transfer 5.1.1
20.01.2020 - transfer 2.1.1 -
Milka88 wrote:marcia, a może jednak temperatura się tak utrzymuje i wcale to nie jest wina termometra
Wiedźma, a kiedy dokładnie mały się urodził??, bo ja na suwaczki zaznaczyłam, że 20-tego, ale chyba wcześniej
A mnie boli podbrzusze, od 3 dni mam biegunki (takie z bólu), zawsze mój organizm tak reaguje. Szyjkę mam rozpulchnioną i miękką, ale chyba nie ma zamiaru się otworzyć. Tak bardzo liczę na to, że ten myo-inozitol zdziała cuda
Trzymam kciuki :*