WIARA CZYNI CUDA
-
WIADOMOŚĆ
-
O Nowennie Pompejańskiej powiedział mi mama, pamiętam, że nie miałam żadnych wątpliwości ani leków, czy podołam. Długo z mężem staramy się o dar rodzicielstwa, dlatego poprosiłam Matkę Bożą o cud poczęcia i narodzin zdrowego dziecka. Intencję zapisałam na kartce, bo na początku nie do końca wiedziałam, jak sformułować moją prośbę i codziennie wypowiadałam ją trochę inaczej. Dzięki temu w każdej trudnej chwili na nią spoglądam i napełnia mnie wtedy nieopisana siła.
Praktycznie od samego początku otrzymałam wiele łask, o które nawet nie śmiałam prosić. Bardzo zbliżałam się do Maryi i Jezusa, wyciszyłam się, czuje się spokojniejsza.
W 36 dniu mojej pierwszej Nowenny dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Przede mną jeszcze sporo czasu, zanim maleństwo przyjdzie na świat, ale nie boję się, zaufałam Jezusowi i całkowicie oddaje się Maryi.
Jeszcze nie tak dawno temu do głowy nie przyszło by mi, aby odmawiać różaniec, bo za długi, bo nudny… Dziś nie wyobrażam sobie dnia bez tych cudownych paciorków. Nauczyłam się też dysponować własnym czasem, dzięki temu odmówienie 4 Tajemnic nie stanowi dla mnie większego problemu.
Moje serce przepełnia ogromna radość i wdzięczność do Matki Bożej. Modlę się też do św. Rity – w sprawach trudnych i beznadziejnych i do św. Dominika (patron małżeństw starających się o potomstwo) – by się mną opiekował.
agm, Lili, Kira91 lubią tę wiadomość
-
Iownka wrote:Ja odmówiłam w intencji zajścia w zdrową ciążę dwie pełne nowenny pompejańskie.
I niestety nic, w ciążę nie zaszłam.
Ale wierzę, że moja modlitwa była usłyszana chociaż.
Nie można modlitwy traktować na zasadzie Coś za coś czyli jak sie pomodlę to będę mieć bo to nie tak działa...Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 marca 2014, 11:19
Z., frutka, Lilinka lubią tę wiadomość
-
ja w cyklu z Nowenną i Modlitwą do św. Dominika zaszłam.
teraz odmawiam Zdrowaśki podczas dnia, gdy idę na spacer, gdy zasypiam, gdy brakuje mi sił.
nie wiem tylko co Pan Bóg chciał mi powiedzieć przez to, że najpierw tę ciąże dał a potem odebrał? wszystko jest skomplikowane, mój umysł tego nie ogarniaJeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do Ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami. -
Tak, Vanessa, ja wierzę teraz i wmawiam sobie, że taka sytuacja jak jest teraz, to znaczy nasza dwójka i Emilka i kot, to najlepsza konfiguracja na chwilę obecną, jaką nam Bóg wymyślił. Jak Bóg uzna, że powinno nas być więcej, to da. Ja tam sobie działam na boku po lekarzach, ale jeśli On tak chce, to niech tak na razie bedzie.
Tylko gdzie w tym wszystkim znaleźć Szczęście??vanessa, Lili lubią tę wiadomość
-
Ale dawanie życia nowemu dziecku bożemu jakby nie było, to chyba najszlachetniejsza życiowa potrzeba- dlaczego jest wbrew woli Boga akurat to?
I to jeszcze w sakramentalnym małżeństwie, kiedy to przy przysiędze Kościół niejako "obiecuje" obdarzenie potomstwem.vanessa, frutka lubią tę wiadomość
-
Moim zdaniem rodzicielstwo to naturalna potrzeba ludzka (oczywiście są wyjątki)i jest wszczepiona w naturę ludzką, psychikę itd. tak samo jak potrzeby fizjologiczne i trudno jest normalnie funkcjonować (ja w tej sytuacji nie funkcjonuje w pełni normalnie i niepłodność sprawia że "karłowacieje" i nie mam na to wpływu) bez dopełnienia tej normalnej potrzeby
frutka lubi tę wiadomość
-
Iownka wrote:Ale dawanie życia nowemu dziecku bożemu jakby nie było, to chyba najszlachetniejsza życiowa potrzeba- dlaczego jest wbrew woli Boga akurat to?
I to jeszcze w sakramentalnym małżeństwie, kiedy to przy przysiędze Kościół niejako "obiecuje" obdarzenie potomstwem.
Moze dlatego, ze Pan Bóg ma inny pomysł na nasze życie. Nie każdy ma dwie ręce, kiedy się rodzi. Takich ludzi często podziwiamy patrząc, jak sobie świetnie dają radę w życiu, jak walczą, jacy bywają szczęśliwi i radośni - często bardziej od nas zagonionych zdrowych niewdzięcznych za ręce, które posiadamy. Ci ludzie nie bez powodu tych rąk nie mają. Podobnie jest z nami. Jednych niepłodność zbliża do Boga, innym umacnia związek, następni dają piękne świadectwo, jacy są niezłomni wobec zasad , które przyjęli w życiu (np. anty in vitro) i tym samym nawracają innych, kolejni przygarniają niechciane dzieci z domów dziecka, i tak dalej i tak dalej. To ma sens. Pan Bóg działa w naszym życiu za pomocą takich właśnie wydarzeń. Najczęściej chce nam dać przez to wielkie szczęście (np. mocniejsze małżeństwo), ale tylko od nas zależy co z tym zrobimy. Możemy otworzyć się na Jego wolę, albo odwrotnie - zamknąć się w sobie, krzyczeć na Boga, kłócić i obwiniać się z mężem... Wiadomo, ze każdy chciałby dziecko już tu i teraz i wizja Pana Boga nie pasuje do naszej, kiedy to miałyśmy mieć dzieci wtedy, kiedy koleżanki zachodzą, a już na pewno przed młodszą siostrą, bo przecież młodsza. Ale trzeba zaufać, ze to On wie lepiej kiedy komu i czy w ogóle... Wybór należy do nas. Ja wybrałam szczęście Zachęcam! Pogodzenie się z losem (nie mówię poddanie się - to różnica) i ogromne ZAUFANIE dają taki właśnie spokój i szczęście. Jutro uroczystość Zwiastowania Pańskiego. Zachęcam do powiedzenia Panu Bogu: TAK, zgadzam się, cokolwiek dla mnie przygotowałeś, wchodzę w to, działaj!Z., vanessa, Hope2, Iownka, FeliceGatto, agm, Maud11, karmar lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnypiękne słowa, podziwiam Twoją ogromną wiarę!
ja niestety nie umiem tak napisać, nie potrafię jej tyle z siebie wykrzesać
moich pytań do Boga jest chyba więcej niz możliwych odpowiedzi a bólu który mnie teraz rozdziera nie potrafię złagodzić myśleniem, że tak jest pewnie lepiej. Czuję, że to wszystko juz dawno mnie przerosło, a odpowiedzi, które pewnie kiedys bym udzieliła na teraz nurtujace mnie pytania wydaja mi sie tak banalne i łatwe do podważenia, że w którymś momencie dochodzę do fundamentalnego czy jest w ogóle Bóg i wtedy kończę rozważania bo do niczego nie prowadząLili lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Matko dziewczyny czy moze cie mi wytłumaczyc jak z tą ,,wiarą,, jest?
Wiecie, dopóki nie poronilam w sierpniu to co tydzien siedzialam w kosciele na mszy tydzien w tydzien ale po poronieniu sie zalamalam...juz tak czesto niechodzilam a jednak co jakis czas.ale jak minelo juz kilkaaa dobrych miesiecy przestalam chodzic calkowicie!po prostu sie obrazilam na Boga ze mnie tak krzywidzi...nie dosc ze poronilam to jeszcze nie moge zajść (
wiec pytam co jest nie tak?wyniki książkowe, jajowody drozne...wiec czekam jak ten duren!
I gdzie tu jest Boga wola?mojej kolezanki sasiadka ma 6 dzieci jak kroliki się plegną...są od niej zabrane bo matka patologia kroko mówiąc...a ja chce rodzenstwo dla mojej corki i mam ? ale co czasami chwile zalamania,placzu i takie tam.
Moja corka mnie pyta mamo czego nie chodzimy do kościoła? bo sie obrazilam na Boga...niestety narazie nie potrafie inaczej...ale moze zle mysle... -
Battinko każdy ma dni lepsze i gorsze jeśli chodzi o wiarę. Te gorsze fachowo nazywane są pustynią. Takiej pustyni doświadczali często święci jeszcze za życia tu na ziemi. Im bliżej byli Boga, tym częstsze "ataki"nazwijmy to, ich spotykały. Z każdego wychodzili zwycięsko i umocnieni po stokroć. Nie bądź dla siebie wiec zbyt surowa.
Wiara mówisz. Ja to widzę trochę jak relacje w rodzinie. Mam, dajmy na to, gromadkę dzieci. Jedno jest przy mnie często, poświęca mi czas, lubi ze mną pobyć. Przychodzi, żeby poopowiadać, co u niego słychać. Posiedzi ze mną w ciszy czasami. Drugie często przychodzi, ale tylko poprosić mnie o coś, potem znika. Jeśli mu czegoś nie dam, bądź odbiorę obraza się na mnie i wyzywa. Trzecie nie przychodzi wcale. Udaje, ze mnie nie zna. Jako rodzic, wiadomo chcę dla moich dzieci jak najlepiej. Pierwszemu mogę dać wszystko, bo ma dobrze ukształtowany charakter. Trzeciego próbuję zachęcić cichymi drobnymi cudami życia codziennego, małymi darami, może mnie w końcu dostrzeże. Drugiemu natomiast czasem czegoś odmówię, lub nawet zabiorę, bo spełnianie każdej zachcianki nie jest dla niego dobre. Być może na nim właśnie zależy mi najbardziej, a tylko brak czegoś skłania go do głębszej refleksji. Dla jego dobra postępuję czasem tak, że on tego na tę chwilę nie rozumie. Zrozumie po śmierci, albo nawet teraz jeśli spróbuje poszerzyć swoje horyzonty myślowe, wyjść poza to co wyłącznie ziemskie, doczesne.
Bettinko nie gniewaj się na Pana Boga. Porozmawiaj z nim spokojnie o swojej sytuacji. Poproś o zrozumienie sensu tej sytuacji i o siłę do jej przetrwania. Wiesz, ja się modlę mniej więcej takimi słowami: "Panie Boże, jeśli tylko chcesz możesz sprawić, żebym była mamą. Wierzę, że chcesz." Pana Boga do niczego nie zmusimy, ale możemy go spróbować przekonać, że dzięki spełnieniu naszej prośby będziemy lepsi.
Przytulaj często swoją córeczkę za każdym razem dziękując Bogu z całego serca, że ją masz. Dar, o którym większość z nas może jedynie pomarzyć.
Zapraszam też na Nowennę Staraczek, tam wiele osób pomodli się za ciebievanessa, ~Ania~, BATTINKA, agm, Nazja lubią tę wiadomość
-
Matko, Lili jak Ty fajnie piszesz?mozesz zdradzic czym zajmujesz sie na codzien?z tekstu jakos wyczytalam ze masz duuzo wspolnego z kosciolem, no napewno nie jest ci obcy!
I świete slowa piszesz, tylko wiesz co, ja chyba potrzebuje czasu jeszcze...naprawde mam zal...(może i niepotrzebnie) nie mowie że nie, ale w tak krotkim czasie tyle mnie spotkalo(dla mnie bynajmniej to o duzo za duzo) mysle ze samo poronienie to juz przezycie a gdzie jeszcze tyle przede mną...
Pozdrawiam.Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 marca 2014, 22:05
-
Dziękuję Często nie umiem nazwać tego co czuję, co chciałabym powiedzieć, kiedy widzę/czytam, ze ktoś potrzebuje tego typu pomocy. Wtedy proszę w duchu o natchnienie, żeby kogoś jeszcze bardziej nie zniechęcić, a może troszkę pomóc.
Mam propozycję Battinko. Nie chodź na razie na mszę do kościoła. Ale staraj się jak najczęściej (wyznacz sobie konkretne dni i się ich trzymaj) pójść do kościoła kiedy nie ma tam nikogo, między nabożeństwami. Usiądź nawet w ostatniej ławce i nic nie mów. Po prostu pomilcz sobie w skupieniu. Zapomnij o codziennych sprawach. Warunek jest jeden - im bardziej cię będzie odpychało od decyzji pójścia do kościoła, tym szybciej się tam udaj. Jeśli chcesz możesz wziąć różaniec i tylko trzymać go w dłoni. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wtedy Maryja trzyma nas za rękę. Ona wie co to znaczy stracić ukochane dziecko.
Podtrzymuję również propozycję dołączenia do wątku modlitewnego, jeśli poczujesz się na siłach
A jeśli chodzi o twoją małą, to może mogłaby chodzić z tatą/dziadkami do kościoła?
Ja jestem nauczycielką Uczę angielskiego. Z kościołem mam tyle wspólnego, że prowadzi mnie za rękę od dziecka, mimo, ze nie pochodzę z bardzo religijnej rodziny. Kościół od zawsze dla mnie był czymś radosnym, bardzo pozytywnym. Chciałabym, żeby każdy to miejsce (nie chodzi mi tylko o sam budynek) postrzegał w taki swobodny, otwarty sposób. Coś co powstało dla niego i dla każdego, nie, żeby mu entej rzeczy zabronić, ale, żeby mu się dobrze żyło. Jeszcze nasunęły mi się słowa księdza Anderko, które dzisiaj przeczytałam: "Kto potrafi najpierw słuchać Boga, ten odkrywa Jego przedziwną, pełną miłości i inicjatywy obecność i ten rozumie, że miłość względem Boga nie jest już przykazaniem, lecz odpowiedzią na uprzedzającą nas zawsze i nieskończenie większą miłość Boga względem nas."Malenq, arizona 87, karmar lubią tę wiadomość