ZŁOTA RADA: wyluzuj...
-
WIADOMOŚĆ
-
hej dziewczyny, tak sobie czytam to forum i pomyslalm o psychice meskiej....jak meska przysadka mozgowa reaguje gdy podswiadomie boi sie tacierzynstwa i odpowiedzialnosci, jak to wplywa na produkcje plemnikow zwlaszcza w tych decydujacych i waznych dla nas dniach ( dniach plodnych)gdzie plemniki maja byc szybkie i sprawne i zdrowe...taka sytuacja:
ja 37 lat maz 44 obydwoje zdrowi , przebadani wzdluz i wszez a dzieci nadal nie ma. jajeczkuje regularnie, sex regularny ale zageszczony w tych dniach
ja osoba wyluzowana, liberal, optymistka
on spiety, cyniczny despota, pesymista, potrafi taki film wkrecic, ze Spielberg to sie chowa , z igly widly itp- no taki charakter i juz.
dlugo nie chcial sie decydowac na dziecko- ze strachu ( male mieszkanko, ja bez stalej pracy) ale 2 lata temu udalo mi sie troszke podstepem ( podejrzewalam, ze mam owulacje) zajsc w ciaze on tak kontrolowal cykle zeby " nie wpasc" a tu kuku . najpierw sie zdziwil i byl w szoku, potem juz byl zadowolony ...ale niesety okazalo sie ze mam pusty pecherzyk i ciaza do usuniecia. zalamalam sie...mialam traume do sierpnia 2013. od tego czasu na luzie staramy sie o potomstwo . w styczniu postanowilam pojsc do ginexa, byly badania podstawowe, monitor cyklu z dokladna owulka i sex w owulke i co? dupa, dupa wielka dupa!!!!!!!!!!!! jestesmy w czarnej dupie! mi sie zdaje ze naszym problemem jest strach i preferencje mojego meza ( np chcialby dziewczynke, boi sie chorob genetycznych itp).to jemu zawsze musze przypominac WYLUZUJ SIE, bo nic z tego nie wyjdzie. Ostatnio zaproponowal mi ze jak naprawde nie zajdziemy do konca roku to lecimy do tajlandi na in-vitro...konkluzja: niby chce dziecka ale moze nie do konca... -
"teraz mamy szansę się podnieść WSPÓLNIE, zastanowić się nad sobą, nad nami, nad tym co w życiu najważniejsze.....ja wiem że to co nas spotkało nie spotkało nas przypadkiem....to jest znak abyśmy zaczęli jeszcze raz tylko z innymi wartościami"
Robotka
ja też często doszukuje się w niektórych sprawach głębszego sensu, ale zdaje się, że Ida to napisała, że każdy z nas pędzi, by podnieść sobie komfort życia, by zbudować i dojść do rzeczy, które potem zapewnią naszym dzieciom wyższy standard - bo ciągle sami podwyższamy sobie poprzeczkę. ale szczerze to myślę, że to nie o to do końca chodzi. spotkało nas to, bo niepłodność jest znakiem naszych czasów, no i to właśnie loteria, przypadek. Robotko każda z nas tu pisze, każda z nas w jakiś sposób pędzi, realizuje się, ale z wpisów można domniemać ( ), że nie jesteśmy głupie, puste i bezwartościowe. Każda z nas ma przemyślenia, jakiś swój punkt widzenia. To, że chce dom, nową kuchnię czy auto to nic złego. zawsze apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale przecież doceniamy to co mamy. nie możemy analizować, musimy podejść do tego, że wiele osób ma takie problemy, czego dowodem jest nawet to forum. nie możemy doszukiwać się głębszego sensu, bo już całkiem sfiksujemy. ja np. doszłam kiedyś do wniosku, że nie zachodzę, bo może Bóg wie, że byłabym złą matką. dlatego uważam, że takie analityczne podejście nie jest dobre. coś dzieje się po coś to fakt, ale ciężko wychwycić co dlaczego i po co. trzeba po prostu to przyjąć i ufać, że będzie lepiej.iwcia77, Ida lubią tę wiadomość
Jeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do Ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami. -
iwcia77 wrote:hej dziewczyny, tak sobie czytam to forum i pomyslalm o psychice meskiej....jak meska przysadka mozgowa reaguje gdy podswiadomie boi sie tacierzynstwa i odpowiedzialnosci, jak to wplywa na produkcje plemnikow zwlaszcza w tych decydujacych i waznych dla nas dniach
swoją drogą ciekawe czy nasi mężczyźni słyszą takie rady od kolegów, którym udało się już spłodzić potomka
ciężko to psychikę rozgryźć, ja po poronieniu poszłam do psychiatry, ale jeśli mam być szczera, to bardziej pomaga mi to forum niż taki specjalista.iwcia77 lubi tę wiadomość
Jeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do Ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami. -
majowka wrote:No cóż, jeśli o mnie chodzi to do końca dni płodnych jestem oazą spokoju mierzę temperaturę, śluz powiedzmy przy okazji, szyjki nie badam. Z serduszkowaniem też bez spiny - nie dostosowuję pozycji, nie ma nóżek w górę itp. Aaaale, ostatnie dni cyklu, od połowy fazy lutealnej to jakaś masakra! Fiksuję totalnie i chociaż wiem, że to raczej szkodzi niż pomaga to nie umiem inaczej.
hehe, skąd ja to znam! -
Dużo mądrych słów dziewczyny piszecie. Wiele jest prawdy w tym, że jednak to psychika odgrywa niemal kluczową rolę, zarówno u kobiet, jak u mężczyzn i bez względu o jaką sferę życia chodzi.
Tak dużo energii poświęca się nam, kobietom - badania, cykle, obserwacje, temperatura, a nawet i psychika, bo jesteśmy jej świadome, i tego że ma wielkie znaczenie. To kobietę trzeba wspierać, pocieszać, czymś zajmować, wypełniać czas, żeby nie myślała. A jak w tym wszystkim mają odnaleźć się faceci? To już nie ci twardziele sprzed 30 lat, dzisiejsi mężczyźni są równie jak my wrażliwi, mają swoje uczucia, które coraz częściej pokazują. I dobrze! Ale niestety zapominamy o nich i o ich emocjach. A często zbyt dużo spływa na ich barki, szczególnie jeśli nie udaje się już jakiś czas. Jeśli my kiepsko sobie z tym radzimy, to nie możemy liczyć na to, że po nich to spływa i że nieprzerwanie będą tym mocno stojącym, niezachwianym drzewem.
Taka mnie refleksja naszła.iwcia77, vanessa, yourself, arizona 87 lubią tę wiadomość
-
Ida wrote:Dużo mądrych słów dziewczyny piszecie. Wiele jest prawdy w tym, że jednak to psychika odgrywa niemal kluczową rolę, zarówno u kobiet, jak u mężczyzn i bez względu o jaką sferę życia chodzi.
Tak dużo energii poświęca się nam, kobietom - badania, cykle, obserwacje, temperatura, a nawet i psychika, bo jesteśmy jej świadome, i tego że ma wielkie znaczenie. To kobietę trzeba wspierać, pocieszać, czymś zajmować, wypełniać czas, żeby nie myślała. A jak w tym wszystkim mają odnaleźć się faceci? To już nie ci twardziele sprzed 30 lat, dzisiejsi mężczyźni są równie jak my wrażliwi, mają swoje uczucia, które coraz częściej pokazują. I dobrze! Ale niestety zapominamy o nich i o ich emocjach. A często zbyt dużo spływa na ich barki, szczególnie jeśli nie udaje się już jakiś czas. Jeśli my kiepsko sobie z tym radzimy, to nie możemy liczyć na to, że po nich to spływa i że nieprzerwanie będą tym mocno stojącym, niezachwianym drzewem.
Taka mnie refleksja naszła.
zgadzam sie z Toba w 100% brawa
-
Znam dziewczynę która długo sie starała o dziecko i nie wychodziło poszła do lekarza. Lekarz natychmiast dał skierowanie do szpitala bo na pierwszej lub drugiej wizycie widział że ma kiepski stan jajników i w szpitalu byli w szoku bo miała strasznie wysokie androgeny nawet wyższe niż facet! Miała operację wycięli jej jajnik i nawet żadnych leków nie zlecili bo stwierdzili że nie ma sensu. A po kilku latach od operacji zaszła w ciążę i nawet nie wiedziała bo jej do głowy to nie przyszło bo nigdy nie miała regularnych miesiączek. Tylko kilka razy w raku. Czasem dwa razy w roku miała @. Dopiero koleżanka jej sie pytała czy nie jest w ciąży bo charakterystycznie przytyła. Wtedy dopiero zrobiła test jak była około 5 miesiąca. W czerwcu ubiegłego roku urodziła
Wszystko super tylko najsmutniejsze jest w tej historii to że facet ją rzucił jak jeszcze była w ciąży. PALANT to mało powiedziane.yourself lubi tę wiadomość
-
Ktoś może zapyta czy da sie zaniechać, olać... starania. Moim zdaniem tak ale w sytuacji kiedy mamy już tego serdecznie dosyć. Wtedy w złości, flustracji, poczucia bezradności, braku fizycznej i psychicznej siły itd.
Z tym może być tak samo jak z czymś co próbujemy zrobić w domu np. domek z kart. Wkładamy w to wszystkie siły, czas jakim dysponujemy , zmykamy okna, drzwi żeby wiatr nie popsuł budowli próbujemy, próbujemy,próbujemy, próbujemy... ale zawsze kiedy już nam nie dużo zostało ktoś wbiega do pokoju powodując podmuch który rozwala to co się udało postawić albo zaswędzi nas nos i chcąc się podrapać niechcący burzymy karciany domek może też nieuważny ruch spowodować "katastrofę budowlaną" itd. można by było wymieniać przykłady, które w jakiś sposób powodują niepowodzenie w postawieniu tego domku z kart.
Na początku porażki mogą być obojętne, zabawne kiedy domek z jakiegoś powodu się rozpada potem przychodzi moment kiedy nas zaczyna to denerwować z godziny na godzinę coraz bardziej bo już robi się późno a domek w tzw. "proszku" aż w końcu nerwowo nie wytrzymujemy rzucamy kartami i stwierdzamy, że nie ma to sensu.
Ze staraniami podobnie krótko mówiąc robimy co możemy a tu klapa Tylko z tą różnicą, że nieudana budowla z kart nie wpływa na nasze życie i samopoczucie i z czasem zapominamy że próbowaliśmy taki domek z kart postawić, ale się nie udało.
U mnie tak było po dwu latach kiedy psychicznie i fizycznie nie dawałam rady rzuciłam wszystkim termometrem, kw. foliowym itp. i przestałam szukać normalnego lekarza. Rzuciłam nawet szklanka która rozleciała się na kilka kawałków ale w poczuciu bezradności, braku siły i niewyobrażalnego smutku waliłam po tych kawałkach czym się dało aż powstał drobny mak... Wśród tego "maku" znalazł się kawałek który wzięłam jakby ze czcią do ręki i przyłożyłam do nadgarstka... od tragedii dzieliły mnie tylko sekundy... odłożyła ten kawałek szkła oczywiście non stop płakałam...Klęczałam płacząc na tym sproszkowanym szkłem... do pokoju weszła mama... i ze zdziwieniem do mnie: "co wyprawisz przecież nic się nie stało nie płacz, że szklanka ci się rozbiła, przecież nic się nie stało" i wyszła... tak nic się nie stało ale mogło się stać...Robotka1 lubi tę wiadomość
-
Vanessa, widzę że mamy więcej wspólnego niż mi się na początku wydawało... Pewnie jeszcze kilka dziewczyn się znajdzie, które tak sobie pomyślały Też byłam kiedyś o krok od zrobienia czegoś głupiego, ale się opamiętałam w porę. To nie jest rozwiązanie i obie o tym wiemy. Trzymam mocno za nas wszystkie kciuki i wierzę, że niedługo zrobi się tu baaardzo optymistycznie jak nasze marzenia się spełnią
vanessa lubi tę wiadomość
-
wierzę, że wylane łzy, czas poświęcany na badania i stres z nimi związany, załamania i uczucie bezsilności będzie nam wynagrodzone. że przytulimy kiedyś swoje kruszynki, że przeczytam im bajkę na dobranoc i pofałszujemy jakąś lulankę jesteście silne kobietki, silniejsze niż wydaje się wszystkim.
majowko wkrótce zakładam watek rocznik`84 w pakiecie:D i wszystkie co do jednej będziemy tam narzekać na dolegliwości ciążowevanessa lubi tę wiadomość
Jeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do Ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami. -
Od jakiegoś czasu czytam to forum i muszę przyznać, że do wielu mądrych przemyśleń tu dotarłam, jakoś się podbudowując troszkę.
Nie wiem tylko czy ta "złota rada" rzeczywiście jest taka dobra. Nasza córka to była wielka niespodzianka albo jak niektórzy mówią "wpadka" Tanie wynajmowane mieszkanie, studia nieskończone, a praca i pensja też studenckie i bobas - było czasem ciężko, ale dobrze to wspominam. Jak już nasze życie się unormowało na dobre - własne mieszkanie, dobra stabilna praca i zaczęliśmy się starać o rodzeństwo dla córci to od 4 lat nic Na początku było na luzie, po roku przebadaliśmy się oboje od stóp do głów - wszystko OK. Testy i temperatury porzuciłam już dawno. W zeszłoroczne lato, gdy siostra męża zaszła w drugą ciążę, by odgonić myśli jak bardzo nam przykro przygarnęliśmy psa. Teraz też staramy się nie spinać, ale tak bardzo chcielibyśmy mieć więcej dzieci, no i żeby ta różnica wieku między nimi nie była większa... ehh niby człowiek próbuje wrzucać na luz, ale co jeśli to też nie działayourself, vanessa lubią tę wiadomość
-
witaj Paulka
dziel się z nami swoimi przemyśleniami. mi to pomogło, a każda z nas coś tu wnosi dobrego. najważniejsze to zaleźć jakiś balans w tych staraniach. nie dać się zwariować, a tu wszystkie się rozumiemy, bo przeżywamy to samo i jakoś lżej na duszy gdy ktoś "wysłucha". po prostu pomagamy sobie nawzajemPaulka lubi tę wiadomość
Jeżeli szczęście nie przyszło jeszcze do Ciebie to znaczy, że jest duże i idzie małymi krokami. -
yourself Dobrze, że można się wspierać. Czasem a nawet bardzo często najbliżsi nie rozumieją co przeżywamy, szczególnie ci którzy dzieci mają wręcz w nadmiarze, to się wręcz stukają w głowę, że zgłupieliśmy. Najbardziej bolało mnie jak od naszych przyjaciół usłyszałam, że lepiej byśmy zrobili kupując nowy samochód, a nie dziecko po takiej przerwie. Nawet przez chwilę się nie zastanowili, że ta "przerwa" to nie jest nasz wybór, tylko wrednej natury.Ida wrote:A jak w tym wszystkim mają odnaleźć się faceci? To już nie ci twardziele sprzed 30 lat, dzisiejsi mężczyźni są równie jak my wrażliwi, mają swoje uczucia, które coraz częściej pokazują. I dobrze! Ale niestety zapominamy o nich i o ich emocjach. A często zbyt dużo spływa na ich barki, szczególnie jeśli nie udaje się już jakiś czas.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 13 marca 2014, 23:20
iwcia77 lubi tę wiadomość
-
A ja Wam powiem, że coś w tym jest, że udaje się w najmniej spodziewanym momencie. Mój ginekolog zdiagnozował, że mam problem z owulacją, w większości cykli nie występowała i stąd nie mogłam zajść w ciąże. Brałam leki, dieta, zioła, cuda wianki i nic.
Jakieś dwa miesiące temu poszłam na rutynową kontrole i gin. skierował mnie na usg piersi, jako, że w rodzinie miałam parę przypadków ekspresowe podejrzenie po stwierdzeniu guza, że to rak. No i się zaczęły badania, umartwiania i inne cuda wianki. W dupie miałam tą całą owulację, do gina chodziłam co tydzień praktycznie i robił mi też usg jajników mówiąc, żeby nie zaniedbać. Od momentu, kiedy przestałam się tym totalnie przejmować do dzisiejszej wizyty ginekolog potwierdził 3 książkowe owulacje. Wystarczyło, że psychicznie zrzuciłam ten problem na totalnie daleki plan.Ida lubi tę wiadomość