Obawy po transferze
-
WIADOMOŚĆ
-
Mysza28 wrote:Cześć, nie wiem czy jescze to czytasz. Sama jestem po transferze i szukając w internecie temat betahcg trafiłam na to forum. I przeczytałam twoje wypowoedzi. Współczuję że trafiłaś na takie a nie inne osoby. Ja Ciebie rozumiem doskonale. Nikt kto nie przeżył kilku strat kończących się szpitalem i lyzeczkowaniem nie ma prawa się mieć za eksperta od medycyny czy od etyki. Pamiętam te branie leków jescze chwilę bo przecież kolejny lekarz w szpitalu musi potwierdzić że się nie rozwija. Potem tabletka na poronienie i męczenie się dobę z potwornym bólem i skrzepami. Koniec końców po zabiegu się okazalo że nie mieli już co wyskrobać bo sama się oczyściłam.
Mój przykład był zupełnie inny. Świeży transfer po punkcji wogole nie ruszył, następny mrożony się udał.
Byłam taka szczęśliwa, tym bardziej że bety miałam robione chyba z 6 razy w odstępach co 24h aż do momentu wizyty. O przyrosty były książkowe. Podaje w 25dpt miałam wizytę i było widać tylko pęcherzyk z ciałkiem żółtym i lekarz powiedział że na tą chwilę wszystko jest super prawidłowo. Następną wizytę już miałam u niego w gabinecie a nie w klinice, pojechaliśmy z mężem oboje z myślą że będzie mógł posłuchać jak bije serduszko ale akurat był covid o nie mógł wejść. Nagle przez 5 minut mój świat się zawalił usłyszała diagnozę że ciąża się zatrzymała i mam jechać na łyżeczkowanie. Pamiętam ten ból do dzis, a reakcji męża nie zapomnę nigdy. To był nasz drugi i ostatni zarodek. Teraz gdy minęło prawie dwa lata zdecydowaliśmy się na następną procedurę. I staram się podchodzić do wszystkiego pesymistycznie ( nie optymistycznie jak poprzednio) bo wolę się pozytywnie zdziwić. Dodam że poprzednio o procedurze, transferach i o wszystkim innym rodzina wiedziała, nawet dzień po łyżeczkowaniu mieliśmy wigilię i nas ( bo co roku robimy gdzie indziej) i do dzisiaj nie wiem z kad miałam te siły że wytrzymałam. Dzisiaj jestem 2dpt i nikt prócz koleżanki w pracy która też leczy się z niepłodności i szefa który wie że często mnie ostatnio nie ma, nie wie.
Nie wiem na jakim teraz jesteś etapie ale 3 mam za ciebie kciuki, kiedyś ta męczarnia musi się skończyć i musi być już tylko lepiej. -
Cześć. 3 sierpnia miałam kriotransfer na cyklu sztucznym 5-dniowego zarodka. Podczas implantacji (tak mi się wydaje) miałam lekkie ból jak przy okresie. 16 sierpnia (13 dni po transferze) zrobiła betę wyszła 286, po dwóch dniach 18 sierpnia wyszła 527. Wrzuciłam wynik w jakiś kalkulator przyrostu bety i niby ok. Tyle nic nie czuje jakbym była w ciąży, zero objawów. Tyle że często na siusiu i ból piersi. Wizytę mam dopiero 1 września, ale już nie wytrzymałam, musiałam sprawdzić co i jak i wczoraj byłam na pierwszym USG u innego ginekologa, było to 22 dni po transferze i było widać tylko bardzo wczesny pęcherzyk ciążowy. Zmartwiłam się bardzo. W pierwszej ciąży (też z in vitro było już widać pęcherzyk żółtkowy. Czy jest jeszcze szansa że się udało?
Wiadomość wyedytowana przez autora: 26 sierpnia 2023, 07:12
-