Ciężarne '86
-
WIADOMOŚĆ
-
A u mnie wylaczaja nadajnik z internetu jaki maialam w orange i nie wiem jak bedzie z zasiegiem lte tej sieci, bo 2 lata temu nie lapal wiec moze byc krucho z kontaktem, ale okaze sie dopiero po swietach.
Wesolych Swiat Kochane
Ewik ja posle Pawla od wrzesnia do przedszkola -
Mamusie co ciekawego u Was? Jak dzieciaczki?
U nas po staremu mały rozrabiaka ma coraz to lepsze pomysły. Zaczyna powtarzać coraz więcej słów.
Orientujecie się może w jakim dniu cyklu wykonać progesteron? Mi wszystko umknęło a chce przebadać się porządnie. Po mału chyba dojrzewam do decyzji drugim dziecku bo szkoda mi żeby mały był jedynakiem. -
U nas niestety pasmo chorób i wirusów trwa nadal cały marzec walczyłyśmy z katarem. od świąt była biegunka. nie jakaś straszna, ale przez dobrych kilka dni były brzydkie kupy. tyle co wykaraskałysmy sie z biegunki, to angina ropna od środy. doktorka chciała nas wpakować do szpitala i dała skierowanie,ale uprosiłam ją o antybiotyk. już po drugiej dawce była poprawa. tylko mi jeść nie chce, ale jej nie zmuszam. jakby tego było mało w dalszym ciągu mała ma osłabioną morfologię. zastanawiam się dlaczego nie dała nam wtedy doktorka jakichś witamin i żelaza, tylko dopiero teraz jak wyzdrowiejemy, to będziemy się suplementować. Mała sama zrezygnowała z cycusia i juz od ok.2 tyg jestesmy na mm, zupki i kaszki. choć przez te wszystkie choróbska jedzenie zupek i kaszek wygląda strasznie. ugotuje zupke (bo zaczęłam jej gotować), zje może łyżeczke, dwie i po jedzeniu. a już tak ładnie jadła zupki. budzi sie jeszcze dwa razy w nocy na karmienie. co ją próbuje przestawiać i i ograniczac nocne jedzenie, to sie choróbsko przyplącze. poza tym jestem wykończona psychicznie (przez podejście małza i babci, a może przez brak podejścia). obcy ludzie chcą i chetniej mi przychodzą z pomocą. tatusia przeraziła wizja kolejnego pobytu dziecka w szpitalu i coś zaczyna się reformowac. a tak to ze wszystkim jestem sama. wynoszenie i znoszenie dziecka na 4-te piętro, do tego zakupy, wyciąganie i chowanie wózka do piwnicy, daje w kość. pogoda przyprawia mnie już o depresje. a teraz jak ładnie, to dalej jestesmy uwiezione w domu, bo mała chora. już mi brak sił. jak doktorka powiedziała, że do szpitala, to chciało mi się wyć. tarczyca mi wariuje. miesiączki zrobiły się straszne. krzyże mnie bola przez całą miesiczkę gorzej niż przy porodzie. schudnąc dalej nie mogę. nie mam kiedy poćwiczyć i dalej chodze w ubraniach ciążowych.bo nowych nie chce kupowac, bo rozm 40 za duzy, a w swoje ciuchy w rozm 38 jeszcze nie wchodzę.
-
Ewik, próbowałam, ale u nas niestety nie skutkuje. jeszcze mała sie teraz taka zrobiła, że bawić sie z ojcem bedzie, ale zasnąć to nie. jak płacze, to też się u ojca nie uspokoi, jedynie u mnie. poza tym musze byc do wszystkiego, nie wiem jak to zmienic
-
Aja współczuje tych strasznych chorób. Nie ma nic gorszego niż chore dziecko no chyba że bunt dwulatka, który aktualnie u nas panuje. Wiec zdrowka!
My tez chorowałyśmy 2x zapalenie krtani i gardła. Potem mała niefortunnie upadła i złamała rączkę. 2 tygodnie nosiłyśmy gips i teraz po kolejnych dwoch bez gipsu idziemy na przeswietlenie czy dobrze sie zrosło.
Do tego ponownie uaktywniło nam sie azs wiec ponownie dieta eliminacyjna. Jajko, mleko krowie i kakao odstawione. Dzisiaj wysypało ja po truskawkach. Także robi się ciekawie. Do tego mamy ogromny problem z jedzeniem. Nic nie chce jeść.
Nie umiem jej odstawić od piersi. Próbowałam chyba z 100 ray i zawsze się poddaje. Wiem że to by rozwiązało problem jedzenia ale nie mogę patrzeć i słuchać jak płacze bo serce mi sie kraja.
Także unas tyle. Zawsze coś
Pozdrawiamy -
Agatka tak bunt dwulatka to jest to ☺ tez przechodzimy różne akcje. Podziwiam za karmienie wielki szacun.
Aja wiesz u mnie było podobnie początki mieliśmy bardzo trudne początkowo mąż nie za bardzo się starał i pomagał a bo nie umie przewinać, uśpić, nie nosił jak miał kolki bo się zaraz denerwował itp. Pranie mózgu miał non stop aż wzięłam drastycznie pewnego pięknego dnia zostawiłam ich samych na pół dnia stwierdziłam ze dziecku nic sie nie stanie i jakoś muszą sobie dać radę i się do siebie przyzwyczaić nauczyć się ze sobą być bo będzie jeszcze gorzej. No i to był strzał w 10 ☺ pomogło przełamał się a teraz bez problemów zajmuje się małym i wszystko razem robią. Mały wręcz szaleje za tata i jak jest w domu mama może nie istnieć.
Kora co u Ciebie? -
u nas Michalina cały czas nas testuje. Co do niektórych spraw już nabrała przekonania, że nie ma co próbować, ale co do innych zostawiła sobie ziarno "niepewności". Ostatnio byliśmy u Teściów i zrobiła taką scenę w zoo, że wstyd na cały Zamość. Generalnie problem z nią jest taki, że jest bardzo uparta. Pani w żłobku powiedziała mi jakiś czas temu, że ona jest bardzo mądra i rozwinięta jak na swój wiek, ale jest tak okropnie uparta, że podziwiają mnie i Męża, że sobie dajemy z nią radę".... Także ten.... No cóż pozostaje nam tylko konsekwencja i kąt
Współczuję Wam tych chorób. Moja Miśka jest żłobkowa, a jedyne infekcje jakie ma to katar. Ona dopiero raz miała antybiotyk z powodu infekcji i raz z powodu zakażenia dróg moczowych.
Mój Mąż na szczęście mi pomaga w domu i przy Miśce. Ponieważ pracuje od 7 to wybranie się z domu rano bez jego pomocy byłoby strasznie trudne. Przekonuję się o tym zawsze, gdy pojedzie na delegację.
Poza tym spóźnia mi się okres. Na razie 3 dni (choć po porodzie raczej był krótszy niż się spóźniał), ale mieliśmy ryzykowną sytuację (o ile po 7 latach małżeństwa można tak powiedzieć)choć byłam pewna, że nic nie może się stać, bo już grubo po owulacji. Zobaczymy - zaczekam do weekendu i jak okres się nie pojawi to zrobię test. Myślimy o drugim dziecku, ale mieliśmy zacząć starania gdzieś tak w lipcu - miałam się przebadać od stóp do głów, zrobić porządek z zębami. Jak się udało wcześniej to spoko, a jak nie to wszystko pójdzie zgodnie z planem. Kwas foliowy i tak już łykam od lutego. Na razie mam sporą ilość śluzu, wczoraj brzuch mnie pobolewał i myślałam, że jednak okres się pojawi, a tu nic. Wczoraj w ciągu dnia miałam lekkie mdłości, ale to pewnie sobie wkręcam :-)Nie chce mi się uwierzyć w taki "złoty strzał" - przy Miśce z termometrem w ustach i seksem "na żądanie" zajęło to 4 miesiące -
Kora nasz też jest strasznie uparty można wyjść z siebie czasami. U nas sceny są w parku przy takim ozdobnym basenie z kwiatami bo chce rzucać kamieniami. Można tłumaczyć czasami tysiąc razy czasami juz mi brak cierpliwości i opanowania.
Czasami lepiej mieć wpadkę niż się starać kilka miesięcy albo dłużej. -
U nas w domu stosujemy kąt - i powiem Ci, że czasem nawet 20 minut potrafi w nim stać i wyć, ale my jesteśmy nieugięci. Pani w żłobku powiedziała mi, że jak odpuścimy to pokażemy jej, że ona rządzi. I pewnie ma rację - zresztą trzeba dużo samozaparcia żeby nie ulec tym ciągłym płaczom, ale na szczęście ja też jestem uparta! Mam czasem kryzysy, że mam ochotę ją udusić, ale jak jest w domu mój Mąż to wtedy on przejmuje pałeczkę. Oboje czuwamy "nad sobą" jak tracimy kontrolę.
Przy drobniejszych sprawach jak zaczyna płakać, bo jej czegoś nie pozwoliłam to po prostu nie zwracam na nią uwagi i też za chwile przestaje, bo brakuje jej audytorium.
Oj ciężko być rodzicem -
Kora, u mnie też zaczęło się od plamienia i już myślałam,że nic z tego. Po 2 dniach zrobiłam test i wyszedł pozytywny. 3mam kciuki
Kor_a lubi tę wiadomość
-
Wczoraj zgodnie z tym co wcześniej pisałam byłam na wizycie u ginekologa. Sprawa wygląda następująco...
Endometrium pogrubione jak na ciążę, jakiś taki malutki pęcherzyk ciążowy był, ale to wszystko jest bardzo "świeże". Na oko Pani doktor ciąża ma około 4 tygodni, więc miałam co najmniej tygodniowe przesunięcie owulacji. Na chwilę obecną powiedziała, żebyśmy się cieszyli na pół gwizdka i żebyśmy uzbroili się w cierpliwość na najbliższe dwa tygodnie i wtedy znowu mam się pokazać. Dostałam Duphaston 2xdziennie na wszelki wypadek (ze względu na to plamienie co miałam) i kazała mi zrobić betę i poziom progesteronu. Mam zadzwonić jak będą wyniki lub jak cokolwiek mnie zaniepokoi. Generalnie na razie mam prowadzić normalne życie i "oczekiwać" Wiadomo, że wolałabym żeby ta sprawa była już "pewna", ale przy Miśce było tak samo, że musiałam czekać 2 tygodnie na rozwój wypadków. Gdyby nie te plamienia to pewnie bym jeszcze nie poszła na wizytę.
Czekamy.....