CZERWCOWE SZCZĘŚCIA 2018
-
WIADOMOŚĆ
-
welonka wrote:Dzięki dziewczyny ulga niesamowita:) dałam znac mojemu ginowi oczywiście zadowolony z wyników .
Te jelita juz do konca ciazy mogą byc takie świecące na usg bo tak się dzieje jak maluszek nałyka sie krwi .
Dzisiaj po drodze zajechaliśmy do galerii bo chciałam kupic sobie buty bo nie mam na zimę nic ,przeszłam się kawałek nagle rozbolał mnie brzuch po bokach zrobiło mi sie slabo i praktycznie zemdlałam panie w sklepie poratowały mnie woda i skończyły sie moje zakupy takie osłabienie chyba przez to ze Ciągle ostatnio tylko leze. -
Komcia wrote:Jeśli chodzi o własną żywność to niestety też nic nie daje. Moi dziadkowie zawsze własny ogródek, własne kury. Moi rodzice również własne warzywka, owoce. Dziadek rybak - świeże rybki od ręki. Powietrze? Otulina Parku Słowińskiego. Geny? Pradziadki dożywają 90-100 lat wszyscy. Moja mama uwielbiała zdrową żywność, delikatne przyprawianie. Minimum soli i pieprzu. Większość przypraw poznałam na studiach (w tym np. zioła prowensalskie - w domu tego nie było). I co? Pierwszy nowotwór w rodzinie i to u mojej mamy. Sądzę, że nie ma szans ochrony...
A co do karmienia. W szpitalu non stop słyszałam kp kp. Moi rodzice kp kp. Od pierwszego dnia karmiłam z łazami w oczach. Koleżanka pokoju w szpitalu patrzyła przerażona jak moje dziecko rzuca się na pierś. Najpierw słyszałam, że źle przystawiam, ale po "pomocy" położnej i dalszym bólu usłyszałam że jestem "przewrażliwiona". Prosiłam o pomoc w szpitalu, przy nawale z miseczki C/D zobiła mi się F. Ból niesamowity. Rady położnych laktacyjnych w szpitalu: "Niech Pani cos zrobi, bo będą Pani ciąć piersi" Dziecko oczywiście dokarmiane bo nie byłam w stanie co 2-3 godziny karmić. Po 5 dniach wyszłam ze szpitala, gdzie ostatniego dnia zauważyłam krew w ulanym mleku. Powiedziałam położnym o tym. Rada położnych: "Lepiej nie mówić lekarzom, bo zatrzymają, a to pewnie z poranionych piersi". Wyszłam. Po przyjeżdzie do domu czekała na mnie moja położna. Jak zobaczyła moje piersi to była przerażona - szybko do łazienki i 4 godziny mi masowała piersi - udało się uratować bez cięcia. Masowaliśmy jeszcze przez kolejne 20 godzin co 2-3. Dowiedziałam się, że lepiej jak ktoś masuje, bo sama kobieta ma problem dobrze rozmasować - zadać sobie ból. Moja położna powiedziała, ze mam zrobić posiew mleka. Zrobiłam - wyniki po trzech dniach. Po 30 godzinach od wyjścia trafiliśmy z dzieckiem do szpitala (innego), ulewała w większości krwią. Noc, badania, chcieli nas zatrzymać bo dziecko 7 doba życia, ale lekarz dawał do zrozumienia że dziecko chyba jest zdrowe, a miejsce mają tylko na oddziale zakaźnym. Zdecydowaliśmy się wrócić do domu. Kolejej nocy dostałam gorączkę 39 stopni. Nie pojechałam do szpitala, bo co z Małą. Gorączka przeszła, a Mała do momentu wyników mleka karmiliśmy mm. CO się okazało? Piersi moje się nie goiły, a rany nie były typowe - jakby dziury po dużych igłach. Bakteria w mleku - położna wpadła na to, a specjalistki laktatcyje miały wszystko w nosie. Dostałam antybiotyki na 3 tygodnie (sporna jest kwestia karmienia podczas ich brania) i 3 lekarzy odradziło mi dalsze karmienie piersią (ginekolog i 2 pediatrów). Bakteria ta lubi wracać... Szkoda, bo chciałam walczyć. Długa ta moja wypowiedź. Chciałam tylko przekazać że warto karmić piersią i dla dzieciątka i dla siebie (mniejsze ryzyko nowotworów piersi), ale nie za wszelką cenę. Moja Mała pięknie rośnie i nie zachorowała póki co na nic. Szkoda, że nie mogłam jej dać najlepszego mleka, ale myślę że i tak mnie kocha -
Wonderland wrote:O matko, Nina, współczuję tego przez co musiałaś przejść. To niesamowite, że udało Ci się mimo wszystko karmić
A prawdopodobnie wystarczyłaby profesjonalna pomoc (najlepiej już w szpitalu) i delikatna korekta przystawienia i obyło by się bez Twojego ogromnego cierpienia.
Nina gratuluje samozaparciamoja koleżanka przeszła 3 zapalenia piersi, które ostatecznie skończyły się ropniem i wycinaniem jego (miała wtedy 2 miesięczne dziecko). Przez 3 tyg chodziła z opatrunkiem i saczkiem. Wykarmiła swojego syna 1 piersią, z drugiej odciagala i wylewała bo do mleka dostawała się ropa. Nadal się karmią piersią, młody ma już 9 miesięcy i za chwile będzie moim chrześniakiem
-
Nina, podziwiam samozaparcia.
Moja przygoda z kp zakończyła się już po miesiącu, choć dla mnie to było jak wiecznośćod zawsze chciałam karmić i nie brałam pod uwagę, że się nie uda. Urodziłam jednak wcześniaka, który nie umiał chwycić piersi, pierwsze dni spędził w inkubatorze i był karmiony butlą, co jeszcze utrudniło nam start. Kolejne dni w szpitalu to były próby przystawiania małego na zmianę z pobudzaniem laktatorem, do tego rozbieżne opinie położnych - dokarmiać, nie dokarmiać. Moja psycha była baardzo kiepska. Syn spadał na wadze zbyt dużo jak na wcześniaka, żebyśmy mogli wrócić do domu i w końcu zaczęłam dokarmiać, młody przybrał i mogliśmy wyjść. Przed wypisem miałam spotkanie z cudowną doradczynią laktacyjną, która nauczyła nas, jak się karmić i na początku w domu szło ok, a później zaczęła się męka. Dostawałam kolejne zapalenia piersi, byłam obolała i nic nie spałam, bo albo musiałam odciągać, albo przystawiać małego, by ściągnął zator. Byłam psychicznym wrakiem. W końcu zdecydowałam się przejść na butlę i zaczęłam cieszyć się macierzyństwem.
Teraz zastanawiam się, czy w ogóle zaczynac kp czy od razu mm. -
To akurat w Holandii jest jeden plus, po porodzie przychodzi do ciebie pielęgniarka przez 5-8 dni po 4-8 godzin na dzień i pomaga we wszystkim. Od opieki nad noworodkiem, sprawdzaniu nas, jak się wszystko goi i jak sie macica obkurcza, oczywiście jest doradcą laktacyjny ale też posprząta jak potrzeba. Pomoże ze wszystkim. Mnie nauczyła wszystkiego, i pierwsze 2 tygodnie Kp to ból straszny, bo mała ciągnęła jak pijawka ale potem coraz bardziej sutki się przyzwyczaiły i było super. Zastoje też były ale masaże pod prysznicem i powoli dawałam radę. I karmiłam półtora roku, aż mała sama się odstawiła. Pamiętam jak mi na samym początku powiedziała, "że widzę że pani będzie długo karmić, bo pani taka spokojna, i da sobie radę, nie odpuści szybko" i tak było
Piękny to dla mnie był czas
Anitka201, Alphelia, Wonderland lubią tę wiadomość
Mój skarb 20-10-2015
Mój drugi skarb- Nina 29-05-2018 -
Pierwsze ruchy z synem to było coś jakby muśnięcia pływającej rybki
tak mi sę to kojarzyło. Z początku trudno to odróżnić od perystaltyki jelit, ale z czasem jest coraz wyraźniejsze. Do tej pory pamiętam pierwszy tak wyraźny ruch kiedy pomyślałam: o, to było to!
- to było ok. 19 tc.
Teraz jestem na etapie takich lekkich rybich plusķów, co do których nie mam jeszcze całkowitej pewności, ale coś mi tu zaczyna pachnieć małym akrobatą -
Komcia straszna historia..niestety wszystko zależy od tego kto się nami zaopiekuje
Szczerze mówiąc ja się nie nastawiałam na 100% karmienie piersią. Już przed porodem zaopatrzyłam się w butelki i jednorazowe saszetki z mm bo słyszałam już różne hiostorie o szukaniu w nocy apteki z dyżurem bo dziecko wyło z głodu. Pamietam jak na zajęciach ze szkoły rodzenia zapytałam o butelki itp to ostatecznie zostałam zbesztana przez położna ze tamie głupoty mi w głowie i żadnej butelki mam je kupować bo będę karmiła piersiąale jak to się mówi „ty mi mów, a ja...”
Mam nadzieje ze teraz będzie po naszej myśliWiadomość wyedytowana przez autora: 15 grudnia 2017, 20:59
-
Jeśli chodzi o KP, dziewczyny nie masujcie piersi w nawale!! Po pierwsze to boli, po drugie jest to niebezpieczne. Nawał to nic innego jak przepełnione kanaliki mleczne. Są one bardzo nabrzmiałe od ilości mleka. Jak my zadziałamy z dużą siłą, to one mogą się uszkodzić i mleko "wylewa się" do przestrzeni międzykomórkowej. To może powodować zapalenie piersi, gorączkę itp. co robić? Przed karmieniem stosować ciepłe okłady na pierś a po zimne nawet z lodu owiniętego w jakiś materiał omijając brodawkę. Podstawa jest częste i prawidłowe przystawianie dziecka do piersi. Tu powinien pomóc wykwalifikowany personel, a w wielu miejscach takie brak...można też stosować kinezytaping, czyli takie plastry jak sportowcy używają, często rozluźniają tkanki i pozwalają na swobodny wypływ mleka.
Oczywiście jak ktoś nie chce karmic to jego sprawa.Wonderland lubi tę wiadomość
-
Anitka jak kiedyś pisałam kp z lenistwa, moją motywacją było żeby zrobić wszystko byle nie przygotowywać butelek
A tak poważnie nigdy nie miałam zapalenia piersi, zastojów i mam nadzieję, że nadal będzie mnie to omijać... przeraża mnie to bardziej niż to co ja przeszłam.
Też się bałam karmienia drugiego malucha, ale z nim nie było żadnych problemów.Anitka201, Arga lubią tę wiadomość
-
Mała Mi, Hefe, Admiralka brak mi słów... Dziewczyny musicie teraz odnaleźć w sobie dużo siły aby przejść przez ten okropnie trudny czas
To straszne i takie niesprawiedliwe. Do końca miałam nadzieję...
Welonka cudowne wieści! Bardzo się cieszę, że z maluszkiem wszystko dobrze.
A mi się brzuch spina coraz mocniejBoje się co to będzie bo w pierwszej ciąży też tak miałam i niestety ciąża była podtrzymywana od 20 tc
W drugiej ciązy nie miałam na tym etapie w ogóle spinania się brzucha. Niestety ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, bardzo dużo stresu, nerwów i boję się, że to są skutki...
-
ptaszek wrote:Pamiętam jak mi na samym początku powiedziała, "że widzę że pani będzie długo karmić, bo pani taka spokojna, i da sobie radę, nie odpuści szybko" i tak było
Piękny to dla mnie był czas
to jest klucz do kp - bycie spokojnymja jestem choleryczka, do tego baby blues mi nie pomogl. Trzeba miec psyche do kp
ptaszek lubi tę wiadomość
-
Ha wrote:Mała Mi, Hefe, Admiralka brak mi słów... Dziewczyny musicie teraz odnaleźć w sobie dużo siły aby przejść przez ten okropnie trudny czas
To straszne i takie niesprawiedliwe. Do końca miałam nadzieję...
Welonka cudowne wieści! Bardzo się cieszę, że z maluszkiem wszystko dobrze.
A mi się brzuch spina coraz mocniejBoje się co to będzie bo w pierwszej ciąży też tak miałam i niestety ciąża była podtrzymywana od 20 tc
W drugiej ciązy nie miałam na tym etapie w ogóle spinania się brzucha. Niestety ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, bardzo dużo stresu, nerwów i boję się, że to są skutki...
-
Ha wrote:Mała Mi, Hefe, Admiralka brak mi słów... Dziewczyny musicie teraz odnaleźć w sobie dużo siły aby przejść przez ten okropnie trudny czas
To straszne i takie niesprawiedliwe. Do końca miałam nadzieję...
Welonka cudowne wieści! Bardzo się cieszę, że z maluszkiem wszystko dobrze.
A mi się brzuch spina coraz mocniejBoje się co to będzie bo w pierwszej ciąży też tak miałam i niestety ciąża była podtrzymywana od 20 tc
W drugiej ciązy nie miałam na tym etapie w ogóle spinania się brzucha. Niestety ostatni tydzień był dla mnie bardzo ciężki, bardzo dużo stresu, nerwów i boję się, że to są skutki...
mi sie brzuch stawial od ok 20 tc, boleśnie twardniał, przestawałam wtedy czuć ruchy malucha, balam sie bylam na nospach, magnezach itp. Urodzilam w 35 tc, nie wiem,czy mialo to zwiazek z tymi spinkami. Ciekawe, czy terazbtez tak bedzie. -
_nina_ wrote:Anitka jak kiedyś pisałam kp z lenistwa, moją motywacją było żeby zrobić wszystko byle nie przygotowywać butelek
A tak poważnie nigdy nie miałam zapalenia piersi, zastojów i mam nadzieję, że nadal będzie mnie to omijać... przeraża mnie to bardziej niż to co ja przeszłam.
Też się bałam karmienia drugiego malucha, ale z nim nie było żadnych problemów.
U mnie znowu było na odwrót - mm okazało sie o wieeele bardziej wygodne, 10 min i dzieć najedzony zasypiał. Karmienie czy tam cyckanie dla uspokojenia z kolei trwało nawet godzinami, nie umiałam karmić na leżąco
-
Tròjka wrote:Jeśli chodzi o KP, dziewczyny nie masujcie piersi w nawale!! Po pierwsze to boli, po drugie jest to niebezpieczne. Nawał to nic innego jak przepełnione kanaliki mleczne. Są one bardzo nabrzmiałe od ilości mleka. Jak my zadziałamy z dużą siłą, to one mogą się uszkodzić i mleko "wylewa się" do przestrzeni międzykomórkowej. To może powodować zapalenie piersi, gorączkę itp. co robić? Przed karmieniem stosować ciepłe okłady na pierś a po zimne nawet z lodu owiniętego w jakiś materiał omijając brodawkę. Podstawa jest częste i prawidłowe przystawianie dziecka do piersi. Tu powinien pomóc wykwalifikowany personel, a w wielu miejscach takie brak...można też stosować kinezytaping, czyli takie plastry jak sportowcy używają, często rozluźniają tkanki i pozwalają na swobodny wypływ mleka.
Oczywiście jak ktoś nie chce karmic to jego sprawa.Z tym lodem to mnie przeraziłaś O_o Przecież na początku kobiety starają się piersi nie przewiać, chronią przed zimnem, a tu rozgrzane piersi potraktować lodem? Zgodzę się tylko z tym, że jak tylko udało się rozmasować jakiś "kamień" to przystawialiśmy Małą (bo wówczas jeszcze nie wiedziałam, że nie powinnam)
Wiadomość wyedytowana przez autora: 15 grudnia 2017, 21:34