Grudniowe mamusie 2015
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyPchełka wrote:Hej! Która tu tak panikuje z cc?
Spokojnie Dziewczyny. Z porodem nie jest tak hop siup.
Mnie czeka czwarta cc i generalnie jest tak, że mam jechać na IP jeśli:
-odejdą wody
-będę podejrzewać sączenie wód
-pojawią się nieregularne bolesne skurcze
-pojawią się regularne (co od 8 do 12 minut), choć nawet mało bolesne skurcze
-pojawi się inny silny niezidentyfikowany ból
Takie same objawy brałam pod uwagę przed 3 cc. Pojechałam, bo miałam skurcze, średnio bolesne, ale stwierdziłam, ze skoczę i sprawdzę.
Na IP zrobiono mi KTG, wyszły skurcze ok. 100 i zapadła decyzja: tą panią na porodówkę!
Oczy mi wyszły i mówię ale to dopiero 36 tc.
A lekarz: No tak, ale jest akcja skurczowa i nie będziemy pani męczyć. Zrobimy cc
Serio 4 cc ?myślałam, że tylko 3 dzieci można mieć przez cc
Dobrze doświadczonej mamusi posłuchać. Opowiedz o swoich porodach? Jak się czułaś po?Poz!omka. lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyStraszna cisza się tutaj zrobiła.
Ja w piątek miałam wizytę i malutka na ten czas ważyła 2436g. Kolejna wizyta 8 grudnia.
Najgorsze, że nie jestem w stanie długo chodzić bo jak dopadnie mnie ból biodra to prawie mdleję. Leżeć też nie idzie bo to samo.pati_zuzia lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyPchelkaa wrote:
Flakonik a dziewczynki spia z Wami czy w swoim pokoiku? I czy czesto wstajecie w nocy czy tylko na karmienie?
A w nocy Julia spala i spala i nie wybudzalam jej. Bo Kasia domaga soe jedzenia tak co 2,5-3godz. A Julia czasami jeszcze nie chce jesc po tych 3godz. Zje troche wiecej i potrzebuje wiekszej przerwy chyba. I to jedyne co u nas lezy to jedzenie. Bo wiecej czasu to pochlania karmienie ich osobno o roznycj porach. I julia w nocy spala 6godznie obudzilo jej nawet jak karmilam Kasie. Nie wiedzialam co mam zroboc czy wybudzic czy zostawic..
Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 listopada 2015, 18:13
Pchelkaa, Matleena lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyWiem, że długie ale znajoma udostepniła na fb, więc postanowiłam się podzielić jakby ktoś chciał przeczytać
"My, urodzeni w latach 50-60-70-80 tych, wszyscy byliśmy wychowywani przez rodziców patologicznych.
"Na szczęście nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominamy z nostalgią lata 60-70- 80. Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo i Higiena Zabawy). Nie chodziliśmy do prywatnego przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy, jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.
Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy. Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, miód, spirytus i pierzyna. Dzięki temu nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za smarowanie dzieci spirytusem. Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce skutkował bezwzględnie karami.
Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo – jak zwykle. Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą już do niej wracać. Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.
Zimą któryś ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy trochę się baliśmy. Dorośli nie wiedzieli, do czego służą kaski i ochraniacze. Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego. Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję (wtedy MO), żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a Milicja zajmowała się sprawami dorosłych.
Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka. W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać. Pies łaził z nami – bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi. Raz uwiązaliśmy psa na sznurku i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas później na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze. Mogliśmy dotykać inne zwierzęta. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.
Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie obsikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył po tej czynności rąk. Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić Dzień Dobry i nosić za nią zakupy. Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić Dzień Dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to Dzień Dobry wymusić. Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka. Za to potem robił nam bańki mydlane z dymem fajki w środku. Fajnie się dym później rozchodził po podłodze jak bańka pękła.
Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo. Do szkoły chodziliśmy półtora kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów. Musieliśmy znać tabliczkę mnożenia, pisać bezbłędnie (za 3 błędy nie zdawało się matury z polaka). Nikt nie znał pojęcia dysleksji, dysgrafii, dyskalkulii i kto wie jakiej tam jeszcze dys… Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot. Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.
Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść. Jedliśmy też koks, szare mydło, Akron z apteki, gumy Donaldy, chleb masłem i solą, chleb ze śmietaną i cukrem, oranżadę do rozpuszczania oczywiście bez rozpuszczania, kredę, trawę, dziki rabarbar, mlecze, mszyce, gotowany bob, smażone kanie z lasu i pieczarki z łąki, podpłomyki, kartofle z parnika, surowe jajka, plastry słoniny, kwasiory/szczaw, kogel-mogel, lizaliśmy kwiatki od środka. Jak kogoś użarła przy tym pszczoła to pił 2 szklanki mleka i przykładał sobie zimną patelnię.
Ojciec za pomocą gwoździa pokazał, co to jest prąd w gniazdku. To nam wystarczyło na całe życie. Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz. Jak się ktoś skaleczył, to ranę polizał i przykładał liść babki. Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi, ciepłe mleko prosto od krowy, kranówkę, czasami syropy na alkoholu za śmietnikiem żeby mama nie widziała, lizaliśmy zaparowane szyby w autobusie i poręcze w bloku. Nikt się nie brzydził, nikt się nie rozchorował, nikt nie umarł. Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.
Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd. Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem. Bawiliśmy się w klasy, podchody, chowanego, w dwa ognie, graliśmy w wojnę, w noża (oj krew się lała ), skakaliśmy z balkonu na kupę piachu, graliśmy w nogę, dziewczyny skakały w gumę, chłopaki też jak nikt nie widział. Oparzenia po opalaniu smarowaliśmy kefirem. Jak się głęboko skaleczyło to mama odkażała jodyną albo wodą utlenioną, szorowała ranę szczoteczką do zębów i przyklejała plaster. I tyle. Nikt nie umarł.
W wannie kąpało się całe rodzeństwo na raz, później tata w tej samej wodzie. Też nikt nie umarł. Podręczniki szanowaliśmy i wpisywaliśmy na ostatniej stronie imię, nazwisko i rocznik. Im starsza książka tym lepiej. Jak się poskarżyłeś mamie na nauczyciela to jeszcze w łeb dostałeś. Jedyny czas przed telewizorem to dobranocka. Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością. Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie, koledzy ze starszej klasy, pani na świetlicy albo woźna jak już świetlica była zamknięta. Nasze mamy rodziły nasze rodzeństwo normalnie, a po powrocie ze szpitala nie przeżywały szoku poporodowego – codzienne obowiązki im na to nie pozwalały. Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami.
Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani. My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli jak nas należy „dobrze” wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!"
Łezka się w oku kręci.........Autor nieznany.Pola_27, Suerte, stars2345, pati_zuzia, justyna14, Mama-julka, genoweffa, lula.91 lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyPoziomka, Annielica, serio 4 cc
Generalnie tak, niby 3 cc to max, my na pewno zdecydowaliśmy się na pewne ryzyko.
Tą ciążę znoszę najciężej-jakoś tak wyszło-plus trochę strachu o ta bliznę po poprzednich cc.
Przede wszystkim reakcja na pierwsze objawy porodu jest uzależniona od tego czy lekarz preferuje wykonanie cc "na zimno" czy można sobie pozwolić na akcję. Rozpoczęta akcja jest lepsza dla dziecka a na zimno raczej dla matki.
Czyli np. pierworódka z ułozeniem pośladkowym dzidziusia powinna mieć raczej wykonane cc na zimno, czyli bez akcji. Akurat moja ginka mi opowiadała ostatnio o swojej pacjentce, której robiono cięcie w 39 tc (akurat rozmawiałyśmy o moim terminie cc).
U mnie też jest preferowane cc na zimno (stan po 3 cc-ryzyko rozejścia blizny podczas mocniejszych skurczy).
Na akcję czeka się najczęściej gdy konieczność cc jest spowodowana wadą wzroku (wykluczone parcie), niewspółmierność miednicowa u matki itd.
Ja najlepiej wspominam pierwsze cc-jednak organizm był nienadwerężony, młodszy. Nie wiem co jeszcze miało wpływ...I była to cc na zimno. Stwierdzono u mnie dystocię szyjkową, czyli kompletny brak reakcji szyjki na oxy i inne bajery, którymi probowano wywołać mi poród w 42 tc. Nic nie zadziałało.
Druga cc...w nocy w 38 tc pojawiły się skurcze, odszedł czop, a szyjkadalej twarda i długaśna, niewzruszona. Decyzja-oczywiscie cc. I tu już było gorej z samopoczuciem po cc. Nie wiem czemu, ale dużo dłużej dochodziłam do siebie.
Trzecia cc-były skurcze, widoczne na KTG jako ok. 100 , a ja ich aż tak nie odczuwałam.
Czułam się naprawdę fajnie po.
Zobaczymy jak będzie teraz.
Podstawa to wstać szybko mimo bólu. Jeśli tylko położna powie, że mozna/trzeba wstać to trzeba zacisnąć zęby i wstać mimo bólu. Bo jak szybko wstaniecie, to szybciej dojdziecie do siebie i będziecie naprawdę na chodzie.
Jak chcecie wiedzieć coś więcej to pytajcie
Poz!omka. lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyPoziomka chyba mnie podgladalas bo wlasnie tak wygladalam
Flakonik no to sobie radzicie:-) moze Julcia nie potrzebuje tyle jedzenia podobno mm dzieci najadaja sie "na dluzej". Co do usypiania ja blizniakow nie mam ale w dzien siostra usypia w wozku dwoch naraz bo tez sama jest z chlopcami a na noc usypiaja lezac z nimi w lozku i cala noc spia z nimi.Poz!omka. lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyPchełka wrote:Poziomka, Annielica, serio 4 cc
Generalnie tak, niby 3 cc to max, my na pewno zdecydowaliśmy się na pewne ryzyko.
Tą ciążę znoszę najciężej-jakoś tak wyszło-plus trochę strachu o ta bliznę po poprzednich cc.
Przede wszystkim reakcja na pierwsze objawy porodu jest uzależniona od tego czy lekarz preferuje wykonanie cc "na zimno" czy można sobie pozwolić na akcję. Rozpoczęta akcja jest lepsza dla dziecka a na zimno raczej dla matki.
Czyli np. pierworódka z ułozeniem pośladkowym dzidziusia powinna mieć raczej wykonane cc na zimno, czyli bez akcji. Akurat moja ginka mi opowiadała ostatnio o swojej pacjentce, której robiono cięcie w 39 tc (akurat rozmawiałyśmy o moim terminie cc).
U mnie też jest preferowane cc na zimno (stan po 3 cc-ryzyko rozejścia blizny podczas mocniejszych skurczy).
Na akcję czeka się najczęściej gdy konieczność cc jest spowodowana wadą wzroku (wykluczone parcie), niewspółmierność miednicowa u matki itd.
Ja najlepiej wspominam pierwsze cc-jednak organizm był nienadwerężony, młodszy. Nie wiem co jeszcze miało wpływ...I była to cc na zimno. Stwierdzono u mnie dystocię szyjkową, czyli kompletny brak reakcji szyjki na oxy i inne bajery, którymi probowano wywołać mi poród w 42 tc. Nic nie zadziałało.
Druga cc...w nocy w 38 tc pojawiły się skurcze, odszedł czop, a szyjkadalej twarda i długaśna, niewzruszona. Decyzja-oczywiscie cc. I tu już było gorej z samopoczuciem po cc. Nie wiem czemu, ale dużo dłużej dochodziłam do siebie.
Trzecia cc-były skurcze, widoczne na KTG jako ok. 100 , a ja ich aż tak nie odczuwałam.
Czułam się naprawdę fajnie po.
Zobaczymy jak będzie teraz.
Podstawa to wstać szybko mimo bólu. Jeśli tylko położna powie, że mozna/trzeba wstać to trzeba zacisnąć zęby i wstać mimo bólu. Bo jak szybko wstaniecie, to szybciej dojdziecie do siebie i będziecie naprawdę na chodzie.
Jak chcecie wiedzieć coś więcej to pytajcie
Też tak słyszałam, że trzeba szybko wstać. Ile miałaś lat przy pierwszym cc? Ja mam 25, mam nadzieję, że dzięki temu łatwiej mi będzie dojść do siebie. U mnie cc też będzie na zimno bo mam ustalony termin. No chyba, że coś zacznie się wcześniej. Uważam, że fajnie masz bo wiesz co Cię czeka. Dla mnie to jedna wielka niewiadoma.
I najważniejsze pytanie jak jest z podkładem poporodowym i majtkami? Kiedy założyć? Przed operacją? Bo po przecież ruszac się nie możemy a jednak krwawienie już jest. -
nick nieaktualny
-
Ja mam 24
U mnie cc zależne od ułożenia dziecka, jeśli nadal bedzie głowa u góry to termin mam z OM 3 grudnia, ewentualnie dzień dwa szybciej, więc do czasu terminu może się tez zaczac coś szybciej, wielka niewiadoma
o dobre pytanie z tymi majtkami
tez jestem ciekawa
I kiedy pierwszy prysznic?
Alicja.
''..Dziecko jest chodzącym cudem, jedynym, wyjątkowym i niezastąpionym...''
-
nick nieaktualnyWpadlam tylko na chwilke powiedziec, ze Wojtus przyjdzie na swiat jutro droga cesarskiego ciecia
Nie takiego zakonczenia ciazy sie spodziewalam, ale od tygodnia jestem w szpitalu i taka decyzje podjal ordynator i moj lekarz prowadzacy.
Czekam na operacje w napieciu i nieswiadomosci, co mnie tak do konca czeka
Trzymajcie kciuki za nas jutroSuerte, Poz!omka., Pola_27, kwiatakacji, annielica, ZieloneOliwki, pati_zuzia, revvelka, aannkkaa, Nadulka, Flakonik, akira, Piegus, Matleena, Moniusia89, Madzisek, Pchelkaa, iNso87, lilianna, justyna14, Mama-julka, Karola1990, Dżulia, genoweffa, Nazja, emilka24, moniek90, m@rzenie, Klara87, lula.91, Hashija lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
Mama_Mai wrote:Wpadlam tylko na chwilke powiedziec, ze Wojtus przyjdzie na swiat jutro droga cesarskiego ciecia
Nie takiego zakonczenia ciazy sie spodziewalam, ale od tygodnia jestem w szpitalu i taka decyzje podjal ordynator i moj lekarz prowadzacy.
Czekam na operacje w napieciu i nieswiadomosci, co mnie tak do konca czeka
Trzymajcie kciuki za nas jutroSzcześliwego rozwiązania !!
Alicja.
''..Dziecko jest chodzącym cudem, jedynym, wyjątkowym i niezastąpionym...''