Kwietniowe Mamusie 2018
-
WIADOMOŚĆ
-
U mnie niby sie w ciazy nic nie dzialo, jedynie mialam calodzienne mdłości i wymioty do 16tc, potem spokoj, super samopoczucie i od 33tc do 37tc lezalam w domu. A tak, ani razu nie mial zgagi, nie bolala mnie glowa, ani razu nie spuchlam, cisnienie idealne, cukier idealny, watroba idealna, przytylam malutko, zero rozstepow, piekna cera i wlosy, nie mialam paciorkowca, anemii ani konfliktu serologicznego itp itp ale... Ciaza mnie stresowala bo na każdym etapie cos moglo pójść nie tak. Na pierwszych prenatalnych az sie trzeslam ze stresu zeby tylko maluch byl zdrowy. Kazde usg to mega strach. Byle do przodu kazdy tydzień. Także fizycznie super, gorzej z glowa Jak sobie przypomne ten stres to chyba nie chce tego drugi raz przechodzic.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 lipca 2019, 10:35
-
Kala wrote:A z Kalinką to było tak. Jako, ze pchała się już od grudnia i leżałam zaszyta, to byłam pewna, ze jak tylko zdejmą szew to urodzę. 22 marca w 38 tyg. pojechałam na ściągnięcie taksówką, żeby w razie czego od razu na porodówkę jechać i nie mieć problemu z samochodem. Rzeczy w domu przygotowane miała w razie czego dowieźć mi mama, bo mąż jeszcze był za granicą. Lekarz kazał się na wszelki wypadek na 5 kwietnia się na wizytę umówić, to go wyśmiałam. No przecież ja zaraz jadę rodzić 😉 nie urodziłam ... to stwierdziłam, ze jeszcze kilka dni poleżę do powrotu męża. Wrócił.. to się zaczęło sex, schody, spacery po plaży, sprzątanie, skakanie na piłce i nic.....masakra już miałam dość. W końcu wylądowałam jednak na tej wizycie 5 kwietnia, zrobili mi ktg i zero skurczów, główka nisko, szyjkajak papier, ale du... tylko coś ciśnienie podwyższone wyszło, potem w drugim pomiarze wyszło już ok, więc doktorek mówi żeby przyjść za kilka dni zmierzyć i jak będzie wysokie to skierowanie do szpitala wypisze. To ja mówię, ze najchętniej to już bym dzisiaj pojechała. On, ze ok tylko mam nie chwalić się tym drugim wynikiem poprawnym. Prosto z gabinetu pojechaliśmy na izbę przyjęć, tam na szczęście znowu coś z ciśnieniem jednak wyszło i że było już po terminie więc bez gadania skierowali na patologię. Mąż pojechał po rzeczy, a ja czekałam na badanie. I tak mnie jakiś student skutecznie przebadał 😂 ze jak tylko położyłam się na tej patologi to ruszyło .... tylko od razu walnęło z krzyża na ktg zero, wiec położne mnie olewały i za jakoś panikarę miały jak mówiłam, ze coś się dzieje. To sobie chodziłam po korytarzu na tej patologi, bo wtedy mi lepiej było. Mąż przyjechał po 19 i razem łazilismy. W końcu kazały chyba na odwal mierzyć te skurcze wyszły co 3 min. To pod ktg - tam zero i znowu komentarz: „tu się nic nie dzieje proszę się nie denerwować”. Starego do domu odesłali. Na szczęście zmieniły się położne i starsza taka przyszła coś się zainteresowała. Mówię jej, ze tak to mnie bolało na 15 min przed końcem pierwszego porodu. Okazało się ze miałam już parte ale bez rozwarcia, szyjka nie chciała puścić po tym szwie 😕 dała mi relanium i nospę, powiedziała, ze powinna puścić i mam przyjść jak zacznie się chcieć kupę. Oj szybciutko wróciłam ... i potem już biegiem wózek, na porodówkę i też błyskawicznie poszło. Mąż nawet wrócić nie zdążył i sama przecinałam pępowinę ...🙂
-
edwarda20 wrote:U mnie niby sie w ciazy nic nie dzialo, jedynie mialam calodzienne mdłości i wymioty do 16tc, potem spokoj, super samopoczucie i od 33tc do 37tc lezalam w domu. A tak, ani razu nie mial zgagi, nie bolala mnie glowa, ani razu nie spuchlam, cisnienie idealne, cukier idealny, watroba idealna, przytylam malutko, zero rozstepow, piekna cera i wlosy, nie mialam paciorkowca, anemii ani konfliktu serologicznego itp itp ale... Ciaza mnie stresowala bo na każdym etapie cos moglo pójść nie tak. Na pierwszych prenatalnych az sie trzeslam ze stresu zeby tylko maluch byl zdrowy. Kazde usg to mega strach. Byle do przodu kazdy tydzień. Także fizycznie super, gorzej z glowa Jak sobie przypomne ten stres to chyba nie chce tego drugi raz przechodzic.
-
Totoro, po przeczytaniu opisu twojego porodu az mialam ciarki. Bardzo ci wspolczuje przezyc, bo to jednak w glowie zostaje.
Kala, szok z tymi partymi bez rozwarcia Nie wiedzialam nawet ze moze byc taka sytuacja
Tez mialam mega problemy szyjka, w 29 tyg miala 2,5 cm bodajze a juz w 33 - 1 cm a przy pomiarze w szpitalu 0,95, masakra byla. Mialam bezwzgledny nakaz lezenia, pod pompe mnie podlaczali, nawet jakies leki dawali takie oglupiajace i mega rozluzniajace. Urodzilam dwa dni po wyjsciu ze szpitala, ale moj porod to tez byla porazka pomimo ze przez cc, tego bolu chyba nie zapomne do konca zycia. -
Kala, no dokladnie, cale szczescie ze bylas w szpitalu...
Faktycznie twoja szyjka to tez kiepscizna, dla mnie temat szyjki to zmora, zazdroscilam wszystkim co sobie smigaja w ciazy, a ja w tych upalach w szpitalu. Depreche normalnie przez to mialam. -
Kala, w szpitalu bylam ponad 3 tygodnie, trzymali mnie do skonczonego 37 tygodnia. Mysle ze gdzies w glebi lekarze wiedzieli ze urodze jak wyjde, powiedzieli nawet ze nie wyjde dopoki nie donosze bo nikt nie wezmie odpowiedzialnosci za to, ze urodze wczesniaka, takze trzymali mnie do konca. Potem juz nawet nie mialam kroplowek bo skurcze sie wyciszyly, bralam tylko lutke i nospe, czasami paracetamol jak mi bardzo bol doskwieral.
Jak wypuscili mnie to w sumie jeden dzien polazilam, a od 24 mialam nieregularne skurcze, do szpitala pojechalam dopiero jakos po 9, mialam rozwarcie na opuszek, skurcze sie wyciszyly, podali mi dolargan Myslalam ze umre, na wymioty mnie bralo, nie moglam wstac z lozka, moj mnie prowadzal ciagle do toalety bo wydawalo mi sie ze chce mi sie siku. Ja mialam wskazanie inne do cc, a oni czekali czy serio mam skurcze czy to straszaki dlatego podali mi dolargan, dopiero po jakims czasie podlaczyli pod ktg a tam skurcze spore, ale ja czulam lekkie uklucia tylko, takie nic, a oni ze na cc bo to sie rozkreci.
-
Jupik Ty też miałaś "uroczy" poród współczuję też ja podobno męzowi dwa razy powiedziałam, że tu umrę, jeden raz chyba pamiętam, bo pamiętam jaki był przerażony i że płakał ze mną, a drugi raz to już po urodzeniu Lili i mówi, że wyglądałam tak strasznie poważnie, że nie wiedział czy za Lilą lecieć, bo ją wzięli na badania i pod tlen jak się później okazało czy zostać że mną.
Kala zazdroszczę gładkich porodów ja się cieszę, że skończyło się jak się skończyło, bo jednak wypchniecie z brzucha mogło się skończyć dużo gorzej, zwłaszcza jeśli to barki były przyczyną tego, że Lila utknela..
J.S było ciężko. Ale najgorsze z tego wszystkiego było to, że po urodzeniu Lili, położyli mi ją na chwilkę na brzuch a ja zamiast się cieszyć, jakiś przypływ miłości poczuć to nie czułam kompletnie nic. NIC. I tak było dopóki po chyba 2h nie dali mi jej do sali. Normalnie nie czułam kompletnie żadnych pozytywnych uczuć. W ogóle żadnych. Zaczęło mnie to przerażac, ale na szczęście jak tylko Lila do mnie dołączyła wszystko minęło i byłam najszczesliwsza na świecie. Nawet na noc jej nie oddałam na noworodkowy, chociaż położne chciały mi ją wziąć, żebym odespala całą zarwaną noc.
Edwarda pamiętam jak pisałaś o swoim porodzie i myślałam - kurde, a u mnie nie mogło to 9cm tak szybko przyjść? 🙄😁
A swoją drogą z szyjką też miałam problemy. Tzn w sumie to nie problemy tylko po prostu od początku do końca ciąży miałam krótką. Nie skracala się bardziej, ale cały czas była krociutka. No ale lekarz mi cały czas powtarzał, że jak będę grzeczna, to wszystko będzie ok:DWiadomość wyedytowana przez autora: 14 lipca 2019, 19:42
-
Totoro a ten obojczyk sam się zrósł czy jakoś go gipsowali? Bardzo dobrze, ze nie oddałaś Lili do noworodków, uważam, ze tych chwil z dzieckiem nic nie zwróci. Ja do dzisiaj mam straszny żal do siebie, ze oddałam Franka, głupia byłam, niedoświadczona i myślałam, ze to normalne, bo współlokatorka tez nie miała dziecka przy sobie( jak się później okazało sama je tam oddawała każdej nocy). Fakt, ze to tylko jakieś 5 godzin było, ale żałuje. I tak nie spałam. Mała była ze mną cały czas najpierw 2 godziny skóra do skory, potem już na sali spała ze mną. Zresztą i tak nikt nie proponował nocnej opieki
-
Kala obojczyk sam się zrosl, z tym nic się nie robi, trzeba tylko uważać przy ubieraniu dziecka. Na szczęście nie było złamania z przemieszczeniem tylko takie "nadlamanie". P. ordynator mi tłumaczyła, że to tak jakby złamać gałązkę młodego drzewka - złamana, ale trzyma się jeszcze na takich "włóknach". Już przy wypisie miała nadlany złamany obojczyk to stosunkowo dość częsta przypadłość przy porodach, moja siostra też miała mimo gładkiego porodu.
Mi nie było dane leżeć z Lilą po porodzie no i niestety na początku tak się bałam ją podnosić, przenosić, przytulać, że w ogóle bardzo mało się kangurowalysmy.. A żałuję z kolei, że pozwoliłam na zabieranie Lili na lampy jak miała zoltaczke. Baby od noworodków nie pozwalały mi do niej przychodzić, bo a to śpi, a to nie bo mnie poczuje i będzie płakać, a to coś tam... Pierwszą dobę bez niej całą przeplakalam. Potem była ze mną w sali, to czułam się jak w niebie. Potem znowu na dobę mi ją zabrali i znowu wylam jak bobr. Ale wtedy zrobiłam raban, bo p. ordynator pozwoliła mi przychodzić ją karmić, a pielegniary powiedziały, że nie, że ona podadzą mm. Oparlo się o ordynatorkę, o mojego lekarza.. I nagle dało się co 2 - 3 godzinki latać po mnie - "Mama, na karmienie!"... Z aktualną świadomością po pierwsze nie zgodziłabym się na lampy a po drugie, gdyby jednak musiała być naświetlana to nie dałabym się wypedzic od niej z sali. Do tej pory mam traumę.Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 lipca 2019, 21:38
-
Totoro, cale szczescie ze to uczucie minelo.
Ja tez mam traume bo po porodzie moj mial zaburzenia oddychania i zabrali go na neonantologie do inkubatora, sami karmili go mm, nie mielisny zadnego kontaktu skora do skory, tylko widzialam go przez chwile przy wyciagnieciu. Ja lezalam potem sama na sali, moj maly byl w i kubatorze a ja nie moglam do niego isc.
Strasznie mnie to przytloczylo. Urodzil sie w sobote a dziecko dostalam dopiero w poniedzialek, w niedziele dopiero kolo 11 moglam do niego isc -
Totoro ... biedna 🙁ale co za baby 😮 jak to nie mogłaś karmić? U nas sami przywozili dziecko w tym akwarium na karmienie sąsiadce z sali, a później już na stałe zostawili i tam się naświetlał, co było uciążliwe bo okna nie pozwalała otworzyć a mega gorąco było. A czemu nie zgodziłabyś się na naświetlania ? Ja nie w temacie, bo żadne nie było pod lampami.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 14 lipca 2019, 22:00
-
Totoro, nie przejmuj się, ja też jak mi ją położyli nie czułam nic.. normalnie jakby mi lalkę położyli chyba nie byłoby różnicy. Ja to zwalam na kark tego, że byłam w tak totalnym szoku po porodzie, bo tak zwijałam się przy nim z bólu, że mój organizm po prostu nie rejestrował tego co się dzieje, i mimo, że przecież tyle na Kingę czekaliśmy to też fajerwerków nie było i też miałam wyrzuty u mnie to trwało nawet dłużej, oczywiście Kinia była przy mnie non stop, w ogóle nie było opcji, żebym ją gdzieś oddała, ale ten przypływ matczynej miłości budził się u mnie powoli- wraz z dochodzeniem do siebie.
-
J.S współczuję ogromnie. Rozłąka z dzieckiem jest gorsza niż najcięższy poród. Jak Lila była pod lampami to płakałam, że wolałabym drugi raz przez ten poród przechodzić, ale żeby była przy mnie
Kala przy bilirubinie na poziomie 12 nie jest konieczne naświetlanie. Nie wiem dlaczego u nas są tak przesadnie ostrożni i już zlecają lampy. Kuzynka rodziła na Śląsku i tam przy wyższym wyniku puścili ich normalnie do domu. Kazali się karmić jak najczęściej i bilirubina sama wolniutko spadała. U nas dalej panuje przeświadczenie, że Kp tylko utrudnia spadek. W ogóle zacofany ten mój szpital. Już bym tam nie rodziła chyba. A jeśli to byłabym trudnym pacjentem. Przy Lili mąż pół wypłaty przewalil na czekoladki, kawki, cukiereczki itd dla tych małp, czaicie? Żeby były mile, pomocne albo przynajmniej się nie czepiały. Każda zmiana położnych i pielęgniarek dostawała. Pamiętam jak wywalczyłam to karmienie Lili przy naswietlaniach a tu przyszła wieczorna zmiana, weszła do mnie do sali jakaś wredna pielęgniara i mówię jej grzecznie, że mała jest na naswietlaniach i p. ordynator powiedziała, że do 22 mam ją karmić ja a w nocy ma dostać mm (na co też już bym nie poszła, o nie) a ta "Ja jeszcze zobaczę czy będzie pani karmić czy nie.". Nosz kurw. Ja oczywiście w bek, mąż był ze mną akurat i ryczę do niego, że co to ma być, że jakaś pizda mi tu będzie decydować czy mam karmić czy nie. Oczywiście poleciał do tych franc z czekoladkami, pogadał, pośmiał się itd - nagle już wszystko ok, mogę karmić! Jak na to patrzę z perspektywy czasu to mi się chce rzygać. Przy kolejnym dziecku byłabym dużo dużo mądrzejsza.
-
Jupik mi też się wydaje, że to przez ciężki poród. Byłam tak wykończona, że jak "wyskoczyła" to poczułam taką ulgę, jak nigdy przenigdy w życiu. I dobrze to określiłas - jakby mi położyli lalkę a nie moją kochaną córeczkę, na którą czekałam 4,5 roku plus okres ciąży. Potem siedziałam z mężem w sali ledwo żywa i dalej nie czułam nic i pytałam tylko pro forma kiedy mi ją przywiozą itd. Strasznie się tego bałam, na szczęście szybko minęło
Jupik lubi tę wiadomość
-
Totoro wrote:Jupik mi też się wydaje, że to przez ciężki poród. Byłam tak wykończona, że jak "wyskoczyła" to poczułam taką ulgę, jak nigdy przenigdy w życiu. I dobrze to określiłas - jakby mi położyli lalkę a nie moją kochaną córeczkę, na którą czekałam 4,5 roku plus okres ciąży. Potem siedziałam z mężem w sali ledwo żywa i dalej nie czułam nic i pytałam tylko pro forma kiedy mi ją przywiozą itd. Strasznie się tego bałam, na szczęście szybko minęło
U mnie to samoTotoro lubi tę wiadomość