Maj 2015 :)
-
WIADOMOŚĆ
-
Karolcia nie próbowałam z kapturkami, chciałam kupić, ale mi w szpitalu odradzili, oczywiście najpierw oglądając jak wygląda moja fabryka.
Ok, może faktycznie relacje z porodu się którejś przydadzą, albo podpowiedzą czy jechać do szpitala czy nie.
29 kwietnia ok 1 w nocy odleciał mi potęzny kolejny kawałek czopa i po powrocie z wc próbowałam spać snem niezbyt głębokim bo dokuczały mi bóle miesiączkowe. Jak spoglądałam na zegarek to co ok 10-20 minut przypominało to bardziej skurcz. Ale usnęłam wkońcu twardo. O 3:00 kolejne siku i od tej pory już nie spałam, bo zaczęłam obserwować skurcze, które miałam co ok 8-10 minut. Nie były jakieś mocne, ale wcześniej tego nie miałam. Leżałam w łóżku i myślałam co zrobić. Czekałam tak dopóki mąż się nie przebudził na trochę przed swoim budzikiem do pracy czyli do 5:00. Przerażała mnie myśl, że on pojedzie do pracy a u mnie się zacznie, chociaż nasz dom, jego praca i szpital są w tym samym i nie tak dużym mieście.
Poszłam pod prysznic, żeby zobaczyć co będzie dalej i skurcze były dalej co 10 minut.
Zdecydowaliśmy pojechać do szpitala w razie czego. Od razu poszłam na KTG, na którym nie wyszło nic konkretnego, ale czułam że skurcze ucichły i byłam zła na siebie. Po KTG badanie i 1,5cm rozwarcia i daleko do porodu. Ale zostawili mnie na oddziale i tam czekałam do obchodu, gdzie ordynator zalecił kolejne KTG (ok. 10:00) na którym nic nie wyszło. Potem sam ordynator miał mnie zbadać, ale się zagubił gdzieś w akcji i przysłał swojego zastępcę, czyli mojego lekarza prowadzącego ciąże. On też mi powiedział, że nic nie postępuje i że jeśli nic się nie będzie działo to następnego dnia wypuszczą mnie do domu, żebym przez ten cały długi weekend tam nie siedziała. Ale też dodał, że on ma dyżur przez całą noc i mnie poobserwuje, więc byłam spokojniesza. Koło 15:00 zauważyłam, że skurcze wróciły i miałam je co ok 5-6minut i widziałam gwiazdki przed oczami. Zgłosiłam to pielęgniarce, zmierzyła mi ciśnienie, miałam te pierwsze 165 i potem od razu KTG. Na nim skurcze wyszły co ok. 10 minut, ale też słabe jak na porodowe. Już mi było wstyd na tej kozetce, jeszcze jak mnie mój doktor widział, że znowu tam leże i wyobrażam sobie że rodze.
Na mojej sali miałam towarzyszke, którą słyszałam na KTG jak rodziła, a potem jej przywieźli dziecko, a ja jej tak zazdrościłam, że ma to za sobą, chociaż rodziła 12 godzin. Koło 19:00 zaczęły się bardziej tkliwe skurcze i były co 5 minut. Już myślałam, ze to pewnie znowu nic takiego, ale na wszelki wypadek poszłam pod prysznic. Skurcze czułam po nim nadal. Przy każdym już szukałam wygodnej pozycji żeby minęły. Stwierdziłam, że jak to nie poród to nie wiem po co tak się męczyć na darmo, bo przecież nawet nie zasne. Ok. 21:00 poszłam do pielęgniarki, bo pomyślałam, że może mi da no-spe albo coś innego, żebym mogła spokojnie pospać, ale obok pielęgniarki stała położna i od razu mnie poprosiła na KTG (już 4 raz tego dnia). Zostawiła mnie samą, a mnie zaczęły na tym badaniu tak łapać bolesne skurcze, że już myślałam, że zjem kozetke. Podczas jednego skurczu poczułam jakby uderzenie w szyjkę z takim odgłosem pęknięcia i coś zaczęło się sączyć. Myślałam, że to jakiś śluz albo krew, coś takiej konsystencji. Pod koniec pomiaru przyszła położna i mówi, że nie zapisało mocnych skurczy. Ja pytam: jak to nie? ja się z bólu zwijałam. A ona na to, że widocznie mam niski próg bólu (czym mnie zdziwiła, bo przeżywałam kiedyś silne ataki bólu woreczka żółciowego). Ja jej mówie, ale w takim razie coś mi się chyba polało. Obejrzała i stwierdziła, że to się wysączyły wody. Potem zrobiła badanie na tej kozetce co bardzo bolało, a na rękawiczkach miała masę ciągnącej się krwi. Dała mi lignine i powiedziała, że w takim razie zaczynamy rodzić, że mam iść na sale po ręcznik, wode i inne potrzebne rzeczy i dzwonić po męża.
Na porodówce już coraz mocniejsze te skurcze miałam. Mąż dojechał ekspresowo. Miałam sie położyć na łóżku i dostałam jakieś czopki. Znowu masa krwi. Po kilku minutach poleciła iść relaksować się pod prysznicem, gdzie byliśmy z 20minut ale ból był tak mocny, że myślałam, że zjem kafelki. Troche prysznic po plecach pomagał, ale to między skurczami. Potem wróciliśmy do naszej salki. Podczas skurczy klękałam i opierałam głowe o łóżko albo krzesło, albo trzymałam się męża. Myślałam, że skoro mam tak słabe skurcze, to jakie będą te konkretne? I bałam się, że będę tak klęczeć do rana i rozpaczałam, bo chciałam, żeby to się już skończyło. Położna powiedziała, że muszę czuć skurcze z parciem jak na kupke. Ja już takie czułam od prysznicu. Położna poleciła przejść jeszcze ze 3 skurcze. Potem przyszła i kazała położyć się na łóżku. Zbadała mnie i powiedziała, że będziemy zaraz przeć. Spytałam jak to? A ona, że rozwarcie jest prawie pełne. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać. Powiedziałam, że jeśli to już tak daleko to ten ból już mogę ścierpieć.
Potem położna wytłumaczyła, że jak przyjdzie skurcz to mam się podnieść nogi do góry i podciągnąć uda do siebie, wziąć głęboki wdech przez nos, nie puszczać go i cisnąć. Tak spokojnie tłumaczyła, a mąż stał obok i zatykał mi noc, żebym panowała nad oddechem. Po kilku skurczach parłam na boku, potem na plecach, na boku i znowu na plecach. W międzyczasie położna mówiła, że widzi ciemne włoski dziecka, co nas blondynów dziwiło, mąż żartował o sytuacji w Grecji kiedy to najedzeni na ALL inclusive nie umieliśmy zrobić kupy i też tak parliśmyBył za kwadrans północ jak zadzwonili po mojego lekarza i neonatologa i wszyscy obstawiali czy Jaś urodzi się 29 czy już 30 kwietnia. Emocje rosły. Położna i mój doktor ocenili, że nie urodze bez nacięcia krocza. Położna pytała jakie moje zdanie, a ja że się zdaje na nich. Najpierw ona nacinała, a potem doktor, bo miała jakiś problem. Niby krocze znieczulone, ale im dłużej cięte tym bardziej to czułam, ale było mi wszystko jedne.
Nie miałam żadnego ZZO, bo kiedy, ani gazu. Tylko dali mi tlen na ostatnie parcia i dostałam niezły dopalacz od tego. Potem już kazali przeć nawet bez skurczu i wkońcu wyjęli małego, czemu towarzyszyło dziwne uczucie jakby mi więcej bebechów wyjmowali, jakiś bezdech do tego i wkońcu radość jak położyli mi go na piersi. Dotknęłam go takiego lepkiego i malutkiego i od razu widziałam, że jest kochany. Pani neonatolog go obmywała. Mogłam dotknać pulsującej pępowiny, a mąż ją przeciął. Położna jednym ruchem wyjęła łożysko. Uczucie jakbym się za przeproszeniem wysrała. Wyszło całe i nic nie musieli potem łyżeczkować. Niestety małego szybko zabrali do czyszczenia i badania i męża poprosili z aparatem, a ja na zszywanie zostałam sama z doktorem no i czułam te zszywanie, ale taki ból to już potem się aż taki zły nie wydaje. Doktor powiedział, że dobrze, że przyjechałam do szpitala, że się zdziwił, że urodziłam, że przy drugim dziecku tez mam tak szybko przyjechać do szpitala, bo nie zdąrze.
Oczywiście wszyscy gratulowali i się cieszyli, że zdążyłam przed północą
Potem mieliśmy 2 godziny dla siebie na sali porodowej. Cudowne chwile, które skończyły się uciskaniem brzucha przez położną, żeby krew wyleciała, a potem pojechałam na sale, by odpocząć ze 3 godziny, a nad ranem przywieźli mi malucha i od tego czasu uczymy się siebie. Poród był bolesny, ale i nie taki długi. Od odejścia wód minęły niecałe 3 godziny. Do siebie doszłam szybko, chociaż krocze po kilku dniach zaczęło boleć, bo szwy się schodzą, ale kryzys znowu przeszedł i umiem siedzieć. Strasznie długi opis Wam zafundowałam. Jak macie jeszcze jakieś pytania to odpowiem.
Trzymam kciuki za reszte nierozpakowanych.Wonderwall, GabiK, gosia86, Magic, aktyde85, katalina, Lama, Anielka, Nejcik, Bluberry lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Dorotka to super poród, w sumie to szybko i sprawnie, pozazdrościć
Współczuję bardzo z powodu psa
Katalina ja mam sterylizator duży Chicco na 6 but i podgrzewacz oddzielnie. Dużo to miejsca zajmuje, ale jak sobie sterylizuję smoczki i butelki to może w tym pudle stać do 8h, więc w sumie wygoda. Myję normalnie w płynie do naczyń, jakoś się nie skusiłam na specjalny dla dzieci z uwagi na sterylizator.
Gosia my nadal Pampers 1, bo waga 3030g, więc jesteśmy kruszynką. Do tej pory poszło mi 1op 78 szt i kończę drugie takie samo
Emiliada a co w tym dziwnego,że badanie jest bolesne? Jest i to bardzo, ja pod koniec myślałam,że wyrwę oparcia fotela tak je ściskałam z bólu na ostatnich wizytach.
Beti trzymam kciuki,żebyś wyszła ze szpitala rozpakowana.
Karolcia super sprawa z tym paseczkiem, nie trzeba odciągać i zaglądaćJa niestety już kończę drugą pakę 78szt i spróbuję zwykłych zielonych. Mam nadzieję,że mały będzie dobrze tolerował.
Ja cię mój synuś ma 2 tyg!!! I znowu chce mi się buczaćWiadomość wyedytowana przez autora: 6 maja 2015, 10:53
gosia86, Catyyy lubią tę wiadomość
-
Witajcie - nadal dwupak.
Jak patrzę na liste to ja i czarna panda - jestesmy pierwsze w kolejce terminowych - ciekawe czy tez przenosimy. Mi sie wydaje ze ja przenoszę termin porodu. Bo cisza jest totalna.
Blu - trzymaj się tam, jestesmy z Tobą.
Dziewczyny - mi płozna mowiłą zeby po porodzie nie dac sie zwariowac i chciec wszystko robic sama i wszystko ogarnac. Bo organizm w pewnym momenvie odmowi posłuszenstwa. Starac sie robic wszystko z rozwagą jesli czegos nie sprzatniesz to sie naprawde nic nie stanie. A jesli mozna to poprosic kogos o pomoc. Zatem badzcie ostrozne bo bedziecie baaardzo zmeczone.czarna panda lubi tę wiadomość
-
Katalina a laktator Aventu też dobry, szwagierka używała i bardzo zadowolona. Ja wzięłam Medelę Mini Electric, ale dla mnie jednak jest za głośna
Teraz żałuję,że nie mam ręcznego, ale tak to jest jak się kupuje z radochy parę miesięcy przed porodem. Teraz mogę go sobie w d... wsadzić, bo nawet on mi na laktację nie pomaga
-
nick nieaktualny
-
Dziewczyny - jestem jakas dziwna? Mecza mnie pytania, smsy i tel - no jak urodziłas juz? Albo gdziekolwiek bym zadzwoniła albo mąż to kazdy juz mysli ze urodziłam. No to drugie to rozumiem - bo pewnie tez bym tak pomyslałą wiedzac ze akurat ta osoba jest w ciazy.
Ale pisac i wydzwaniac i pytac - no jak urodziłas juz - to bym sie nie odwazyła. Wiadomo ze jak urodze to dam znac.
Brrr - ale to chyba tez nczas ze wszystko mnie drazni.Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 maja 2015, 11:06
-
nick nieaktualny
-
slash wrote:Dziewczyny - jestem jakas dziwna? Mecza mnie pytania, smsy i tel - no jak urodziłas juz? Albo gdziekolwiek bym zadzwoniła albo mąż to kazdy juz mysli ze urodziłam. No to drugie to rozumiem - bo pewnie tez bym tak pomyslałą wiedzac ze akurat ta osoba jest w ciazy.
Ale pisac i wydzwaniac i pytac - no jak urodziłas juz - to bym sie nie odwazyła. Wiadomo ze jak urodze to dam znac.
Brrr - ale to chyba tez nczas ze wszystko mnie drazni.
Dzisiaj mnie tez obudził tel kolezanki- czy urodzilam bo termin juz blisko:P Do mnie tez pisza, wkurwiające jest takie czekanie. Jedna kolezanka napisala ze z takim rozwarciem jak ja mam -chodzila 6 dni a druga ze miesiac... także super:P Musimy wyluzować, dziecko przyjdzie kiedy bedzie chcialo, od nas to nie zależy teraz to zależy tylko od naszej natury i dzidzi;)
Dorota dzieki za relacje. Kurde ile Wy sie stresu najadłyscie. Nojaniewiem Ty to chyba miałaś najlepszy porod:Pslash, dorota1987, nojaniewiem lubią tę wiadomość
-
My butelek w ogóle nie używamy, a laktator mam tylko ten ręczny taki za 16zł z apteki. Odciągnęłam trochę jak miałam nawał i ostatnio jak mała jadła z dwóch a nagle zaczęła z jednego znowu. Leci pod dużym ciśnieniem, bez problemu, więc w inne nie będę się bawić...
gosia86 lubi tę wiadomość
-
dorota ale super to opsiałaś
mój poród to cięzko opisać bo trwał 3 dni
więc nie powiem żeby cos komus pomogło z mojej opowieści
gosia ja w piatek jak leżałam pod kroplówka to miałam ochotę wywalic telefon...i te pytania urodziłas? sa postepy? jak się cuzjesz? nosz ku***a
kochane trzymam kciuki za wszystkiemam nadzieję, że kazda osiągnie w zyciu to czego najbardziej pragnie
dorota1987 lubi tę wiadomość
Lilianka 1.05.2015
Oliwierek 17.08 2016
Kornel 23.06.2018