A wiec tak...
Mozna powiedziec ze narodziny mojej córci zaczęły sie popoludniu 31 stycznia a skończyły na drugi dzień rano. Regularne skurcze zaczely sie zaraz po godz. 15 najpierw co 15min potem coraz czesciej. Wczesniej tego dnia mialam nieregularne skurcze przepowiadajace i niebolesne. Byly w roznych odstepach czasu.
Porod trwal w sumie 18 godzin i 50 minut liczac od regularnych skurczy. A więc mój nie był taki krótki o jakim mozna marzyc.
Wczesniej tego dnia wypadl mi czop sluzowy.
Tego dnia od rana czułam się tak jakbym miała zaraz dostać wyjatkowo bolesny okres (zawsze cierpialam na bolesne miesiączki a ten ból był znacznie mocniejszy i nasilal sie z uplywem czasu) . Zaczely mnie bolec plecy w okolicach krzyza jak nigdy dotad. Przez cala ciaze nie mialam problemow z plecami. Dopiero tego dnia mnie tak wzielo. Wylegujac sie w lozku zaraz po 15:00 poczułam taki niekomfortowy skurcz (mniej wiecej taki jak te przepowiadające ale troche bardziej spinający brzuszek) Pomyślałam że to nic takiego bo od rana mialam nieregularne ale ten byl inny niz te poprzednie. Po 15 minutach poczułam to samo i za następne 15 minut znów. Skurcze trwaly tak po 30sekund. Z kazdym kolejnym skurczem bardziej bolalo. Byly coraz silniejsze. Było tak do godziny 19:00 wieczorem az skurcze byly juz co 10min - 40sekund . W koncu mój P. nie wytrzymał i zawiózł mnie do szpitala. Pojechałam tam bardziej z przekonaniem, że zrobią mi tylko ktg, powiedza że jeszcze za wczesnie i wysla nas z powrotem do domu zeby jeszcze odczekac. Po prostu jeszcze to do mnie nie docieralo ze porod sie wlasnie zaczal.
Nie chcialam brać nawet torby do szpitala. Na szczęście mój P. wlożyl ją do samochodu bo powiedział, że przeciez zaczynam wlasnie rodzic i trzeba ja wziac. Dobrze ze chociaz on panowal nad cala sytuacja. Ja po prostu bylam w jakims szoku i niedowierzaniu ciagle. Potem w samochodzie w drodze do szpitala dostalam takiego powera. Obudzialm sie z jakiegos snu i dotarlo do mnie dopiero wtedy ze przeciez porod sie juz zaczal od tych regularnych skurczy. Ze zaraz moge juz urodzic. I serio zmotywowalam sie tak, nastawilam sie pozytywnie ale jednoczesnie nastawilam sie na jeszcze mocniejszy bol.
Jak wysiadlam z samochodu to czulam dzidzie tak nisko i tak mnie zabolalo ze myslalam ze urodze na.parkingu. Bylam pewna ze rozwarcie jest juz na 7cm.
Jak juz weszlismy do szpitala, po zalatwieniu (o zgrozo) mnostwo jakis dokumentow do podpisania to potwm położna mnie zbadała i oswisdczyla że poród sie zaczął chociaz rozwarcie bylo na 2cm. Eee ze co? Tylko 2cm od 15 godz? Serio? To gdzie tam do tych 10 cm....Normalnie nogi sie podemną ugięły ze strachu. Znowu stracilam troche wiare ze dam rade urodzic sn. A w ogole to bylam pewna ze w domu chlusna jakos ze mnie te wody a tu nic. Wlasnie jakos bylam tak wczesniej nastawiona ze jak w domu wody odejda to wtedy pojedziemy do szpitala . A tu inny scenariusz sie pojawil.
Przez całą ciąże nie chciałam żeby moj parner był przy porodzie i patrzył na to jak cierpie. Nie chcialam zeby widzial mnie w takim stanie. Jednak w tamtej chwili bardzo chciałam żeby był ze mną . (tym bardziej że on bardzo chciał być przy porodzie chociaz sam sie bal . On tygodnia blagal mnie ze chce byc ze mna i zebym mu pozwolila nawet jesli zemdleje) . Skurcze z godziny na godzine stawaly sie coraz silniejsze i byly coraz czesciej ale wciaz powtarzałam sobie, że z każdym skurczem jestem przynajmniej coraz bliżej chwili az zobacze moja wyczekiwana coreczke. I zniose wszystko tylko chce juz ja miec przy sobie.
Kolo polnocy chlusnely dosc konkretnie ze mnie wody.
W srodku nocy skurcze byly naprawde bolesne. Rozwarcie szyjki postepowalo wolno a skurcze byly bardzo czesto co 10, co 5, 4 potem co 3minuty. Potem mialam wrazenie ze mam skurcze jeden po drugim.
Najgorsze bylo przy rozwarciu 7cm. Plakalam z bolu. Potem poszlam razem
z P. na sale porodową ( wcześniej mogłam być w sali w której później po porodzie leżałam). Pozwolili nam zabrać aparat fotograficzny( żebysmy mogli uwiecznic dzidziusia po wyjściu z brzuszka) i wode. Jeszcze nigdy nie mialam takiego pragnienia napic sie wody jak wtedy. Bylam juz coraz bardziej wyczerpana bolami i cala nie przespana nocą.
Pierwszy okres porodu trwał rowne 17 godzin, drugi 1h i 45 minut a trzeci juz tylko pare minut. Najgorzej jest na koniec pierwszego okresu jak szyjka sie rozwiera. Ta koncowka pierwszego okresu jest najgorsza. Przy partych nie ma juz nawet porownania z bolesnymi skurczami. Naprawde mnie prawie nie bolalo przy partych. W pewnym momencie byla juz rozmowa o cc bo 1h 45min parcia a corcia naprzemian sie cisla do wyjscia i a zaraz cofala. A ja juz bylam na wyczerpaniu.
Wiem ze moze dziwnie to zabrzmi ale naprawdemajac te skurcze przez tyle godzin po czasie juz przyzwyczailan sie do tego bolu ktory jest jak te @ tylko o iles razy silniejszy.
Przec moglam dopiero po calkowitym rozwarciu a nastapilo to zaraz po 8 rano.
Ogolnie w pierwszym okresie duzo zmienialam pozycji. Duzo chodzilam, stalam z szeroko rozstawionymi nogami, kucalam. Wtedy mniej bolalo i przynosilo mi to ulge.
Naszczescie ktg bylo bezprzewodowe wiec nie bylam uwieziona w jednej pozycji.
Obylo sie na szczescie bez nacinania krocza a bardzo sie tego balam ze zajdzie taka koniecznosc.
Udalo mi sie urodzic bez znieczulenia. Nastawilam sie na naprawde duzy bol co mi pomoglo.
Lekarz powiedział żeby podczas parcia trzymac głowę jak najbliżej klatki piersiowej (sam mi tą głowę trzymał) bo jeśli nie to później moga wystapic problemy z tarczycą. Nie wiem czy ogolnie jest tak zalecone ale kiedys mialam problemy z tarczyca wiec wolalam sie zastosowac. Trafilam na bardzo przyjazna polozna. Nie mialam douli. Nie mialam pojecia na kogo trafie. Ogolnie caly personel szpitala byl bardzo w porzadku.
Najcudowniejsza chwila to ta w ktorej dziecko dosłownie wyskoczyło z mojego brzuszka i zaczęło płakać.
Wiedziałam że najgorsze juz minelo. Dziecko zyje, jest cale i zdrowie i tylko to sie liczylo. Mój P. robil dużo zdjęć i nakrecil tez pare filmików naszej córeczce jak ją wycierali, ważyli, mierzyli, ubierali itp. Teraz beda niesamowitą pamiątką.
Teraz wiem, że poród (mimo że trwał tak długo) nie jest taki straszny i jest do przeżycia nawet bez znieczulenia (a mam slaby prog bolu) więc nie martwcie sie wszystkie ktore czekacie na ten dzien bo po tych wszystkich bólach porodowych przychodzi moment kiedy mozna w koncu zabrac swoj skarb na ręce, utulic, nakarmic i tak po prostu na nie patrzyc. Takie bezcenne chwile z dzieciątkiem są czymś niesamowitym, niezapomnianym, i naprawde warto się troszke pomęczyć, żeby potem moc ich doświadczyć. I tak naprawde minelo nie wiele czasu od porodu a ja juz zapomnialam o tym cierpieniu ktore przeszlam.
Teraz chce maksymalnie poswiecic dla coreczki.
Przepraszam was jak troche was nastraszylam.
Zycze wam aby porod przebiegl bez problemowo i jak najszybciej!

Tymczasem wracam do mojej Kornelci bo zaczyna sie powoli wybudzac a zaraz czas na jej karmienie.
Jutro wieczorem wracamy do domu.

Zdjecia wstawie jak juz bedziemy w donu i ogarne sie troche ze wszystkim.