Marcowe Mamusie 2016 :-)
-
WIADOMOŚĆ
-
Hej kochane JA dzid 2 noc nie moge spac masakra jakas;/
co do porodu to sie zaczynam bardzo bac..bardzo sie boje;/
z dziecmi mialam stycznosc siostra ma 3 wiec przy nich sie wszystkiego nauczylam kapalam,nosilam przewijałam aa ma bliźniaki to było roboty...boje ie tego porodu i oby mały chcial cyca jesc matko marzec coraz blizej... -
Magda lena wrote:Alinalii, przybij pionę! Strach przed porodem to jedna sprawa, a druga to strach przed pierwszymi dniami po porodzie.... uuuh.
Ja wczoraj jak byłam na IP podłączona pod ktg to weszła kobietka ledwo dyszac ze ma juz skurcze co 6 min i juz jej sie sączą wody. Zaczęła wypełniać z babka dokumentacje i jak ja ścięło jak zaczęła krzyczeć. Wstała, fotel cały w wodzie i krwi. Przybiegł lekarz bo myśleli ze juz wypiera ale sie okazało ze rozwarcie na mały palec. To jej powiedział zeby sie tak nie darła bo do porodu to dluuga droga. Powiem wam ze brzuch mi sie spinał na sam widok i odgłos... -
dziewczyny zaczynacie tgz masaż krocza??
-
Dzień dobry,
dziewczyny proszę, nie rozsiewajmy strachu, bo jak ja o tym nie myślałam (i się nie bałam) tak coraz częściej zaczynam myśleć, że poród to rzeźnia. A wiecie, że i tak odczucia każdej będą inne. Poczekamy, zobaczymy, przeżyjemy. Wszystko będzie dobrzeA.Kasia, ksanka, Kate84, Renka88, Est lubią tę wiadomość
-
edyś wrote:Dzień dobry,
dziewczyny proszę, nie rozsiewajmy strachu, bo jak ja o tym nie myślałam (i się nie bałam) tak coraz częściej zaczynam myśleć, że poród to rzeźnia. A wiecie, że i tak odczucia każdej będą inne. Poczekamy, zobaczymy, przeżyjemy. Wszystko będzie dobrze -
Hej kochane.
Czytam Was od rana, wczoraj był bardzo ciężki dzień, nie dość że miałam dziwne skurcze (bez twardnień) to znów zapalenie spojówek, światłowstręt, generalnie myślałam że oszaleję.
Czytając Wasze obawy o poród postanowiłam znaleźć moją opowieść z porodówki, co trudne nie jest, bo zaraz po porodzie spisałam wszystko bo później się nie pamięta....może komuś będzie lżej, bo morał jest taki, że pocierpimy ale będzie nam to wynagrodzone. Opowieść jest przeklejona z forum na którym się udzielałam będąc w ciąży z synkiem:
""Jak wiecie 5.11 o 6 rano miałam mieć wywoływany poród.
Od 2.11 leżałam na patologii ciąży, robili mi badania i takie tam….
4.11 wieczorem bolą mnie krzyże i brzuch dołem. Nic nie podejrzewam. Idę do pielęgniarek po kieliszek „nalewki” na lepszy sen i śpię od 21 do 2 w nocy. O 2 budzę się do toalety i czuję się jak młody Bóg, pełno energii. Czuję lekkie pobolewanie w podbrzuszu i bóle z krzyża. Do toalety wracam jeszcze 5 razy, myślę że to nerwy. Wkładam słuchawki do uszu i słucham radia. Relaks niesamowity.
5 rano czuje coś mokrego między nogami. Idę do toalety, na wkładce krew i prawdopodobnie wody. Postanowiłam wziąć prysznic przed porodem. O 6 jestem gotowa, jednak przychodzą po mnie o 7. Mąż również przyjechał. O 7 na porodówkę, 100 pytań do.....papierologia, odpowiadam grzecznie. Mówię o plamieniu, położna mówi że kończy zmianę i przejmie mnie jej koleżanka. Pytają o wypróżnienie, mówię że byłam 6 razy ale że chcę lewatywę. Więc siup do zabiegówki i lewatywka. No cóż, samo wprowadzenie ok., ale potem 40 minut umierałam, myślałam tylko o tym że teraz przy lewatywie nie mogę wytrzymać bo tak brzuch bolał, a co dopiero przy porodzie. Po lewatywie idę na salę porodową, przychodzi nowa położna, już widzę że złota kobieta, siup na fotel, badanko a tam 3 cm rozwarcia. Proponują salę do porodów rodzinnych, jednak ze względu na wiek ciąży (37 tydzień), cukrzycę ciążową, cholestazę i anemię wolą mnie mieć w boksie obok swojej dyżurki. Ja też czuję się tam bezpieczniej. Mąż jeszcze rozmawia z lekarzem, wszystko jest i będzie ok.
8:00 podłączają oksytocynę, przez 40 minut leżę pod KTG.Zero skurczy. 8:40 każą wstać i jak najwięcej chodzić. Wstaję więc, i cały czas jestem pod KTG bo było bezprzewodowe, i chodzę tam i spowrotem. Na monitorze skurcze 2% a mnie boli już konkretnie. I tak chodziłam do 10:00. Skurcze mocne co 5 minut trwające 45 sekund. Mąż mówi że idzie zjeść naleśniki z owocami. Mówię idź kochanie, musisz mieć dużo siły. Jak tylko mąż wychodzi, wchodzi lekarz i oznajmia „puszczamy wody”. Kazali mi wypiąć miednicę w górę, rezydentka próbuje przebić pęcherz z wodami płodowymi. Jeden raz – nic, drugi raz – nic i tak do 6 razy. Potem widzę że wyciągają nożyczki do przebicia wód, oj nie fajny widok, miały z 45 cm długości, pyk i już wody odeszły, słyszę słowa lekarza „nieładnie, wody zielone” myślę F*CK przecież to 37 tydzień jak wody zielone? Po przebiciu pęcherza jazda bez trzymanki. Skurcze co 3 minuty z kręgosłupa, pomiędzy skurczami ból krzyżowy nie odpuszcza, więc nie odpoczywam w ogóle. Mąż wraca z naleśników, podobno pyszne były, ja już jęczę. 10:30 zaczynam płakać, ból nie do zniesienia, lekarz bada jest 5 cm rozwarcia. Dodatkowo masaż szyjki bo „nie gotowa”- ból nie do opisania, płaczę, błagam żeby przestał. Dostaję 2 czopki na szyjkę. Jest 10:45 skurcze co 2 minuty, po każdym skurczu kręci mi się w głowie, słabnę coraz bardziej. O 11 decyzja- idziemy pod prysznic. Pod prysznicem mam siedzieć godzinę z mocno rozchylonymi nogami, żeby główka lepiej schodziła. Mąż trzyma słuchawkę bo ja nie jestem w stanie.
11:20 płaczę już cały czas, wzywam Pana Boga i Jezusa, mówię do męża że nie dam rady, nie urodzę. Dostaję coś do dożylnie na skurczu, podobno na szyję. Położna oznajmia: wyjdzie pani z pod prysznica to rodzimy. Więc ja pełna mobilizacja, myślę jeszcze chwilka i zobaczę moje maleństwo.
11:45 mąż biegnie po położną, bo zaczynam omdlewać, słabo mi, ból rozdziera mi kręgosłup. Dochodzę do łóżka, na KTG wciąż widzę skurcze 2%. Położna mówi że pewnie rodzimy. Sprawdza rozwarcie…..5 cm……ja załamka przez godzinę nic nie przybyło. Położna (złota kobieta) przynosi piłkę, siadam, kołyszę biodrami, położna z mężem masują plecy, nic nie pomaga, jestem już w takim stanie że nic do mnie nie dociera.
Położna proponuje zzo. Odmawiam. Nie chcę. Miałam być dzielna, miałam nie krzyczeć. Miałam nie brać zzo.
Jest 11:55 już jęczę z bólu, skurcz za skurczem, rozwarcie nadal 5 cm. Przychodzi lekarz i oznajmia: To on i położna podejmują decyzję o zzo, według nich nie urodzę bez. Mąż się zgadza, mi już wszystko jedno. Dzwonią po badania, każą wypełniać ankietę do znieczulenia, mąż pyta w którym roku złamałam rękę (ekhm……pierwszy i jedyny raz dostał mu się ryk w tym miejscu).
12:20 przychodzi anestezjolog, gadka szmatka, wprowadza mnie w szczegóły zzo, i mówi że wkłuje się pomiędzy jednym a drugim skurczem. Nie mam prawa się ruszyć. Trzyma mnie 5 osób, w trakcie wkłuwania miałam 4 skurcze, anestezjolog odchodząc powiedziała że bardzo mi współczuje.
12:45 przestaje czuć cokolwiek, wstaję, żartuję z mężem, robię przysiady. Dokładnie 10 minut po podaniu zzo mam 8 cm rozwarcia a 15 minut po podaniu już 10 cm. O godzinie 13:00 położna mówi że jest 10 cm ale żebym powstrzymywała parcie, bo główka wysoko. Ja nic nie czuję więc nie mam co powstrzymywać. Po godzinie zzo ma przestać działać. Więc chodzę, żartuję z mężem i położną. Kręcę pupką żeby główka zeszła.
13:45 położna mówi że to jeszcze potrwa, więc mąż idzie na pierogi.
O 14:00 wchodzi lekarz i oznajmia że rodzimy, bo on o 15 kończy zmianę. Rach ciach i łóżko rozłożone, wchodzę, lekarz pokazuje jak mam przeć. Wciągnąć ustami powietrze, zatrzymać w sobie i pchać w brzuch. Oczy otwarte, głowa do piersi. Pierwsze 6 partych mi nie wychodzi, wypuszczam powietrze. Zzo nie działa, ale to już nie taki straszny ból. Kolejne 6 partych, główka schodzi coraz niżej, czuję ją. Wchodzi mąż i staje zdębiały. Na co lekarz mówi że właśnie na niego czekamy. Wołają neonatologów, pediatrów, czuję że to już końcówka. Prę raz za razem, widzę jak położna chroni krocze. Lekarz przed skurczem masuje brzuch żeby party był intensywniejszy. Czuję już główkę, mąż się nachyla i mówi „kochanie już jest główka”. Czuję wyrzut adrenaliny. Lekarz mówi że na tym partym rodzimy. Przychodzi skurcz. Położna nacina krocze, nic nie czuję, lekarz naciska łokciem na brzuch, mąż dociska moją głowę do klatki piersiowej, a pielęgniarki trzymają moje nogi ( nie wspominając że 5 studentów się gapi). Czuję dziwne uczucie jakby mi rozcięli miednicę, potem czuję jak wypływa ze mnie coś ciepłego, widzę fontannę krwi i wód, słyszę męża kochanie już jest!
Leoś urodził się o 14:25
Zaczynam płakać, otwieram oczy widzę przed sobą jajeczka mojego synka, lekarz mówi widzi pani, ma pani syna. Mały nie płacze. Pępowina grubości kiełbasy, położna musi przeciąć. Kładą mi go na piersiach, jest taki siny i ciepły. Odwraca główkę w moją stronę, widzę jego wielkie oczy i słyszę najpiękniejszy dźwięk w moim życiu: mały zaczął płakać. Ja płaczę już na maksa, mówię do synka że tak długo na niego czekałam, że go kocham.
Parłam 25 minut łącznie 27 partych…..
Dochodzą mnie strzępy słów: 2 razy owinięty pępowiną, szedł z rączką przy główce…..
Później rodzenie łożyska, jak dla mnie pikuś, i potem szycie. Jest 14:35 lekarz mnie zszywa a ja dzwonię do mojej mamy. I oczywiście pouczyłam lekarza że moja teściowa jest krawcową i ona sobie sprawdzi jak on to zszył....
Lekarz zakłada 1 szew….jak dla mnie bajka...już go nie ma.
Leoś dostał 8 pkt. Odjęli mu za kolor skóry i napięcie mięśni. 2 godziny po porodzie już wstałam, poszłam siku i się wykąpałam.
Faza I porodu 6 godzin, faza II 25 minut.
Teraz już nie pamiętam bólu, mam moje szczęście kochane i nic się nie liczy, ale wiem że gdyby nie położna i lekarz mój poród trwałby o wiele dłużej i miałabym o wiele więcej szwów.""A.Kasia, ksanka, muminka83, Magda lena, domiii, Kate84, Falon, Renka88, Madlene.:), Mania1718, 26Asia, Karka, RudyTygrysek lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyDzień dobry
Kate - myślę, że to dobra decyzja. Będziesz spokojniejsza jeśli lekarz nie będzie miał przeciwwskazań do wyjazdu. Miłego dnia kochana
muminka - gratulacje
Martka - oj tam oj tam, przecież wiadomo, że teraz temat porodów będzie na tapecieNie da się tego uniknąć
Edyś- nic się nie martw, będzie dobrzeNikt tu nie straszy, przecież nie wiemy jak same będziemy reagować na bóle i poród. Jedna będzie krzyczeć, druga nie. Moim zdaniem więcej strachu niż bólu i tak się trzeba nastawić
A im więcej się o strachu mówi tym jest mniej straszny
-
Hej melduje się po drugiej dawce Celeston. Dzis nawet tak nie bolało.
Ktg ładne po pierwszej dawce jak to babeczki powiedziały wzorcowe.
Zobaczymy czy jutro pójdę do Gina czy nie zależy jak będę się czuła.
Efekty uboczne u mnie. Cukry podniesione o ok 30 jednostek, bezsenność w nocy, telekinezaczyli od rana stluklam talerz, kubek i zarzuciła 3 inne nietlukace się przedmioty.
MeAmeri śliczny opis, aż mi się łezka zakrecila
Wiadomość wyedytowana przez autora: 10 stycznia 2016, 09:59
A.Kasia, Kate84, Czarodziejka87, M+M+? lubią tę wiadomość
-
Cześć
Dzisiaj w planach wielkie sprzątanie. Wiem, że niedziela, ale po pierwsze mam totalny bałagan po drugie mam wielką ochotę posprzątać pokoik młodego. Wczoraj zrobiliśmy wielkie zakupy dziś trzeba to wszystko poukładać.
Odnośnie porodów to myślę, że bez sensu się nakręcać. I tak KAŻDA z Nas musi to jakoś przejść. Innej rady nie ma. Jakiś czas temu oglądałam program Porody na Polsacie i na mnie nie zrobił jakiegoś dużego wrażenia. Ale pewnie wśród Nas są jakieś wrażliwe duszyczki, które nie powinny ani oglądać takich programów ani czytać porodowych opowieści innych kobiet. Cóż każda zna siebie najlepiej. Najlepsze rozwiązanie to w ogóle o tym nie myśleć.Ja się skupiam na dziecku i wyobrażam sobie jak to będzie, jak mały już będzie z Nami w domu. Z jednej strony nie mogę się już doczekać z drugiej trochę się obawiam nowych obowiązków. Jednak to rewolucyjna zmiana w życiu każdej kobiety.
Syn Stasiu ur 02.03.2016
-
MeAmerie wrote:Hej kochane.
Czytam Was od rana, wczoraj był bardzo ciężki dzień, nie dość że miałam dziwne skurcze (bez twardnień) to znów zapalenie spojówek, światłowstręt, generalnie myślałam że oszaleję.
Czytając Wasze obawy o poród postanowiłam znaleźć moją opowieść z porodówki, co trudne nie jest, bo zaraz po porodzie spisałam wszystko bo później się nie pamięta....może komuś będzie lżej, bo morał jest taki, że pocierpimy ale będzie nam to wynagrodzone. Opowieść jest przeklejona z forum na którym się udzielałam będąc w ciąży z synkiem:
""Jak wiecie 5.11 o 6 rano miałam mieć wywoływany poród.
Od 2.11 leżałam na patologii ciąży, robili mi badania i takie tam….
4.11 wieczorem bolą mnie krzyże i brzuch dołem. Nic nie podejrzewam. Idę do pielęgniarek po kieliszek „nalewki” na lepszy sen i śpię od 21 do 2 w nocy. O 2 budzę się do toalety i czuję się jak młody Bóg, pełno energii. Czuję lekkie pobolewanie w podbrzuszu i bóle z krzyża. Do toalety wracam jeszcze 5 razy, myślę że to nerwy. Wkładam słuchawki do uszu i słucham radia. Relaks niesamowity.
5 rano czuje coś mokrego między nogami. Idę do toalety, na wkładce krew i prawdopodobnie wody. Postanowiłam wziąć prysznic przed porodem. O 6 jestem gotowa, jednak przychodzą po mnie o 7. Mąż również przyjechał. O 7 na porodówkę, 100 pytań do.....papierologia, odpowiadam grzecznie. Mówię o plamieniu, położna mówi że kończy zmianę i przejmie mnie jej koleżanka. Pytają o wypróżnienie, mówię że byłam 6 razy ale że chcę lewatywę. Więc siup do zabiegówki i lewatywka. No cóż, samo wprowadzenie ok., ale potem 40 minut umierałam, myślałam tylko o tym że teraz przy lewatywie nie mogę wytrzymać bo tak brzuch bolał, a co dopiero przy porodzie. Po lewatywie idę na salę porodową, przychodzi nowa położna, już widzę że złota kobieta, siup na fotel, badanko a tam 3 cm rozwarcia. Proponują salę do porodów rodzinnych, jednak ze względu na wiek ciąży (37 tydzień), cukrzycę ciążową, cholestazę i anemię wolą mnie mieć w boksie obok swojej dyżurki. Ja też czuję się tam bezpieczniej. Mąż jeszcze rozmawia z lekarzem, wszystko jest i będzie ok.
8:00 podłączają oksytocynę, przez 40 minut leżę pod KTG.Zero skurczy. 8:40 każą wstać i jak najwięcej chodzić. Wstaję więc, i cały czas jestem pod KTG bo było bezprzewodowe, i chodzę tam i spowrotem. Na monitorze skurcze 2% a mnie boli już konkretnie. I tak chodziłam do 10:00. Skurcze mocne co 5 minut trwające 45 sekund. Mąż mówi że idzie zjeść naleśniki z owocami. Mówię idź kochanie, musisz mieć dużo siły. Jak tylko mąż wychodzi, wchodzi lekarz i oznajmia „puszczamy wody”. Kazali mi wypiąć miednicę w górę, rezydentka próbuje przebić pęcherz z wodami płodowymi. Jeden raz – nic, drugi raz – nic i tak do 6 razy. Potem widzę że wyciągają nożyczki do przebicia wód, oj nie fajny widok, miały z 45 cm długości, pyk i już wody odeszły, słyszę słowa lekarza „nieładnie, wody zielone” myślę F*CK przecież to 37 tydzień jak wody zielone? Po przebiciu pęcherza jazda bez trzymanki. Skurcze co 3 minuty z kręgosłupa, pomiędzy skurczami ból krzyżowy nie odpuszcza, więc nie odpoczywam w ogóle. Mąż wraca z naleśników, podobno pyszne były, ja już jęczę. 10:30 zaczynam płakać, ból nie do zniesienia, lekarz bada jest 5 cm rozwarcia. Dodatkowo masaż szyjki bo „nie gotowa”- ból nie do opisania, płaczę, błagam żeby przestał. Dostaję 2 czopki na szyjkę. Jest 10:45 skurcze co 2 minuty, po każdym skurczu kręci mi się w głowie, słabnę coraz bardziej. O 11 decyzja- idziemy pod prysznic. Pod prysznicem mam siedzieć godzinę z mocno rozchylonymi nogami, żeby główka lepiej schodziła. Mąż trzyma słuchawkę bo ja nie jestem w stanie.
11:20 płaczę już cały czas, wzywam Pana Boga i Jezusa, mówię do męża że nie dam rady, nie urodzę. Dostaję coś do dożylnie na skurczu, podobno na szyję. Położna oznajmia: wyjdzie pani z pod prysznica to rodzimy. Więc ja pełna mobilizacja, myślę jeszcze chwilka i zobaczę moje maleństwo.
11:45 mąż biegnie po położną, bo zaczynam omdlewać, słabo mi, ból rozdziera mi kręgosłup. Dochodzę do łóżka, na KTG wciąż widzę skurcze 2%. Położna mówi że pewnie rodzimy. Sprawdza rozwarcie…..5 cm……ja załamka przez godzinę nic nie przybyło. Położna (złota kobieta) przynosi piłkę, siadam, kołyszę biodrami, położna z mężem masują plecy, nic nie pomaga, jestem już w takim stanie że nic do mnie nie dociera.
Położna proponuje zzo. Odmawiam. Nie chcę. Miałam być dzielna, miałam nie krzyczeć. Miałam nie brać zzo.
Jest 11:55 już jęczę z bólu, skurcz za skurczem, rozwarcie nadal 5 cm. Przychodzi lekarz i oznajmia: To on i położna podejmują decyzję o zzo, według nich nie urodzę bez. Mąż się zgadza, mi już wszystko jedno. Dzwonią po badania, każą wypełniać ankietę do znieczulenia, mąż pyta w którym roku złamałam rękę (ekhm……pierwszy i jedyny raz dostał mu się ryk w tym miejscu).
12:20 przychodzi anestezjolog, gadka szmatka, wprowadza mnie w szczegóły zzo, i mówi że wkłuje się pomiędzy jednym a drugim skurczem. Nie mam prawa się ruszyć. Trzyma mnie 5 osób, w trakcie wkłuwania miałam 4 skurcze, anestezjolog odchodząc powiedziała że bardzo mi współczuje.
12:45 przestaje czuć cokolwiek, wstaję, żartuję z mężem, robię przysiady. Dokładnie 10 minut po podaniu zzo mam 8 cm rozwarcia a 15 minut po podaniu już 10 cm. O godzinie 13:00 położna mówi że jest 10 cm ale żebym powstrzymywała parcie, bo główka wysoko. Ja nic nie czuję więc nie mam co powstrzymywać. Po godzinie zzo ma przestać działać. Więc chodzę, żartuję z mężem i położną. Kręcę pupką żeby główka zeszła.
13:45 położna mówi że to jeszcze potrwa, więc mąż idzie na pierogi.
O 14:00 wchodzi lekarz i oznajmia że rodzimy, bo on o 15 kończy zmianę. Rach ciach i łóżko rozłożone, wchodzę, lekarz pokazuje jak mam przeć. Wciągnąć ustami powietrze, zatrzymać w sobie i pchać w brzuch. Oczy otwarte, głowa do piersi. Pierwsze 6 partych mi nie wychodzi, wypuszczam powietrze. Zzo nie działa, ale to już nie taki straszny ból. Kolejne 6 partych, główka schodzi coraz niżej, czuję ją. Wchodzi mąż i staje zdębiały. Na co lekarz mówi że właśnie na niego czekamy. Wołają neonatologów, pediatrów, czuję że to już końcówka. Prę raz za razem, widzę jak położna chroni krocze. Lekarz przed skurczem masuje brzuch żeby party był intensywniejszy. Czuję już główkę, mąż się nachyla i mówi „kochanie już jest główka”. Czuję wyrzut adrenaliny. Lekarz mówi że na tym partym rodzimy. Przychodzi skurcz. Położna nacina krocze, nic nie czuję, lekarz naciska łokciem na brzuch, mąż dociska moją głowę do klatki piersiowej, a pielęgniarki trzymają moje nogi ( nie wspominając że 5 studentów się gapi). Czuję dziwne uczucie jakby mi rozcięli miednicę, potem czuję jak wypływa ze mnie coś ciepłego, widzę fontannę krwi i wód, słyszę męża kochanie już jest!
Leoś urodził się o 14:25
Zaczynam płakać, otwieram oczy widzę przed sobą jajeczka mojego synka, lekarz mówi widzi pani, ma pani syna. Mały nie płacze. Pępowina grubości kiełbasy, położna musi przeciąć. Kładą mi go na piersiach, jest taki siny i ciepły. Odwraca główkę w moją stronę, widzę jego wielkie oczy i słyszę najpiękniejszy dźwięk w moim życiu: mały zaczął płakać. Ja płaczę już na maksa, mówię do synka że tak długo na niego czekałam, że go kocham.
Parłam 25 minut łącznie 27 partych…..
Dochodzą mnie strzępy słów: 2 razy owinięty pępowiną, szedł z rączką przy główce…..
Później rodzenie łożyska, jak dla mnie pikuś, i potem szycie. Jest 14:35 lekarz mnie zszywa a ja dzwonię do mojej mamy. I oczywiście pouczyłam lekarza że moja teściowa jest krawcową i ona sobie sprawdzi jak on to zszył....
Lekarz zakłada 1 szew….jak dla mnie bajka...już go nie ma.
Leoś dostał 8 pkt. Odjęli mu za kolor skóry i napięcie mięśni. 2 godziny po porodzie już wstałam, poszłam siku i się wykąpałam.
Faza I porodu 6 godzin, faza II 25 minut.
Teraz już nie pamiętam bólu, mam moje szczęście kochane i nic się nie liczy, ale wiem że gdyby nie położna i lekarz mój poród trwałby o wiele dłużej i miałabym o wiele więcej szwów.""
JA chyba tego nie przezyje nie jestem odporna na bol w ogole;( -
Magda lena wrote:MeAmerie-poród jak z horroru, ale jaaaakie piękne zakończenie.
Łzy mi pociekły.
Trafiłaś na świetny personel. Rozumiem, że nie miałaś wynajętej żadnej położnej itp.?
A ja właśnie uważam że miałam bardzo lekki poród. 37 tydzień, nic nie gotowe, szyjka, macica, oksytocyna która na maksa podkręca skurcze..."tylko" 6 godzin 25 minut ...uważam siebie za ogromną szczęściarę!
Nie miałam wynajętej położnej, 5 lat temu jeszcze nie było takich przepisów chyba nawet.
Ryjek ma rację, każda musi to przejść. Uważam że pozytywne podejście i optymizm czynią cuda. Naprawdę.
A ten ból trwa tylko kilka godzin. Czym jest te kilka godzin w odniesieniu do tych miesięcy przez które przeszłyśmy?
Ja uważam że poród to przepiękna rzecz i szkoda mi że teraz będzie cięcie, ale wszystko dla dobra maleństwa.Kate84, ksanka, muminka83, Mania1718, Mietka 30:) lubią tę wiadomość
-
Hej Dziewczyny, apropo porodu to ja Wam powiem z własnego doświadczenia że to było wydarzenie najpiękniejsze i najwspanialsze w moim życiu i nie bójcie sie bo będziecie pod profesjonalną opieką i wszystko na pewno będzie dobrze. Nie powiem że nie bolało bo bolało jak cholera ale to jest taka adrenalina że zaraz zobaczysz swoje szczeście że zapominasz o tym minutę po porodzie i cieszysz sie z całego serca że dałaś radę i trzymasz w ramionach swoją kruszynkę. Rodzina nabiera wtedy nowego znaczenia, ja mam wrażenie że kocham swojego męża jeszcze mocniej za to że ze mną był i za to że dał mi moje córki. Nie bójcie sie, ważne jest pozytywne nastawienie!
A co więcej u nas... Hymn taka dziwna sytuacja bo tydzień temu bardzo sie martwiłam bo dr stwierdziła bardzo małą ilośc wód ok Afi 6 i że dziecko jest bardzo małe jak na ten tydzień 1470g.. Kazała dużo pic i powtórzyć za tydzień usg jak dziecko nie przybędzie to szpital
byłam na tym drugim usg u dr. Kuźlika ( dość znany lekarz) i on stwierdził że nie wie o co chodzi, wg. Niego mała wazy ok 2kg kilka razy mierzył i mówi że najmniej 1900g! Afi 9,9, przepływy są ok wiec ja juz nie wiem czy sie martwić czy nie.. Ktoś musiał sie pomylić bo w to ze moje dziecko przybyło 0,5kg w tydzień nie wierze... Za tydzień kolejne usg i nie wiem do kogo iść. Szyjka narazie bez zmian, pessar trzyma.
Magda lena, MeAmerie, ksanka, Est, Mania1718 lubią tę wiadomość
Nasz pierwszy cud 1.04.2015 Kornelia :* -
alinalii wrote:dziewczyny zaczynacie tgz masaż krocza??
Ja chciałam ale przez szyjkę i skurcze mam zakaz od lekarza
Ja zniosę każdy poród byle w bezpiecznym terminie
MeAmerie ryczałam jak bóbr czytając o Twoim porodzie aż M pytał czy coś się dziejemimo przejść dla mnie jest to pięknie opisane...
Ksanka lubię oczywiście za drugą dawkę i że masz to już za sobąMagda lena, ksanka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyshaja88 - być może nikt się nie pomylił. Jeśli w poprzednim badaniu było mało wód to lekarka miała prawo źle ocenić wagę bo mała ilość wód to utrudnia. Jeśli przez tydzień dużo piłaś i wody się uzupełniły to już pomiar był dokładniejszy
shaja88, muminka83 lubią tę wiadomość
-
Prawda jest taka, że chyba każda z nas, każda kobieta boi się porodu, bo zawsze poród jest inny, indywidualny. ZAWSZE. Druga rzecz to tak jak piszecie, ból niedopisania, chciałoby się umrzeć.... a jak maluch się wykluje nie pamięta się bólu, nie pamięta się swojego cierpienia, bo to się już nie liczy
I tego się trzymam. Boję się jak cholera! Ale wiem, że chwilę po porodzie nic ani nikt inny oprócz mojego synka nie będzie w mojej głowie
-
AKasia- dzięki za odpowiedz
nie wiedziałam że jak jest mało wód to cieżko zmierzyć dzieciaczka ale brzmi to logicznie
uff to znaczy że raczej jest wszystko ok a moja Niunia ma juz około 2kg!
A.Kasia, ksanka, muminka83, Falon, Est, Kate84 lubią tę wiadomość
Nasz pierwszy cud 1.04.2015 Kornelia :*