Styczniówki 2016
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyGiannaa wrote:Ja już bym mogła chyba książę napisać o związku na odległość ... i przez te 7 lat mieliśmy kilka upadków i powiem szczerze, że cudem się z tego pozbieraliśmy i zdecydowaliśmy się na dziecko i w końcu na zamieszkanie razem.
Giannaa lubi tę wiadomość
-
eneska wrote:teraz może być już tylko lepiej
Też w to wierzę jednak przeraża mnie fakt, że moje życie znowu się zmieni ...będę musiała się przyzwyczaić do tego, że nie tylko jestem ja i dziecko ale jeszcze mążJa strasznie usamodzielniłam się przez to aż z czasem mąż jak wracał to mi po prostu przeszkadzał...
-
nick nieaktualnyGiannaa wrote:Też w to wierzę jednak przeraża mnie fakt, że moje życie znowu się zmieni ...będę musiała się przyzwyczaić do tego, że nie tylko jestem ja i dziecko ale jeszcze mąż
Ja strasznie usamodzielniłam się przez to aż z czasem mąż jak wracał to mi po prostu przeszkadzał...
ale dotrzecie się na pewno.
a syn będzie chodził do polskiej szkoły? dla niego to też pewnie rewolucja - taka przeprowadzka. -
Alexa, no to trzymam kciuki, będzie dobrze
Współczuję związków na odległość, ja bym nie dała rady chybaMiałam exa, mieszkal ponad 100km ode mnie i widywaliśmy się w weekendy i było okej. A jak zaczęłam być z moim mężem, to widywaliśmy się CODZIENNIE po kilka godzin! Ja, która dawniej mówiłam, że 'jeeezu, nie wyobrażam sobie widywać sie z facetem tak często, to jakieś dziwne!', ale po prostu mieliśmy taką potrzebę.
Jesteśmy mocno przywiązani do siebie. Mąż kilka razy w roku wyjeżdża na 3 dni na szkolenia/wyjazdy służbowe. Dawniej jak wynajmowaliśmy mieszkanie, to na te 3 dni jechałam do mamy, nie lubię być samaA mama się cieszyła, bo wpadałam na winko, ploty i np. lepienie uszek/pierogów itp
W czerwcu go nie było 3 dni, to żyłam na autopilocie, bo się kiepsko czułam wtedy i tylko praca-dom, a w domu ani sprzątanie ani nic.
Na dodatek na drugi dzień wieczorem dała o sobie znać burza hormonów i popłakałam się na myśl, że mogłoby go zabraknąć w moim życiu i że nie dałabym sobie rady bez niego
Dzisiaj z kolei popłakałam się w pracy (na szczęście w łazience) - ze zmęczenia i bezradności, bo pisałam Wam, że pracuję od zeszłego tygodnia po 9-10 godzin dziennie, nawet kanapki nie ma kiedy zjeść, a dzisiaj kiedy myślałam, że już wszystko skończyłam, okazało się, że muszę robić nowe zestawienia.. A już byłam dogadana, że od jutra do piątku biorę wolne..
No ale nic, już powiedziałam, że jutro robię co trzeba i idę wcześniej do domu,a czwartek i piątek biorę urlop.alexa lubi tę wiadomość
-
eneska wrote:no tak, właściwie to się nie dziwię
ale dotrzecie się na pewno.
a syn będzie chodził do polskiej szkoły? dla niego to też pewnie rewolucja - taka przeprowadzka.
Nie, od razu do norweskiej...cóż ciężko mu będzie ale da rade i bardzo szybko nauczy się języka. Jak już go oswajam z tą myślą od kilku miesięcy i Olek bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że nikogo nie będzie rozumiał na początku.Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 czerwca 2015, 21:22
-
Giannaa wrote:Nie, od razu do norweskiej...cóż ciężko mu będzie ale da rade i bardzo szybko nauczy się języka. Jak już go oswajam z tą myślą od kilku miesięcy i Olek bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, że nikogo nie będzie rozumiał na początku.
-
nick nieaktualnyLiskova współczuje...
Ja w poniedziałek tez myslalam ze w pracy sie rozpłacze ze zmęczenia, nie dawałam juz rady, w ogole zapowiada mi sie znow jeszcze wiecej pracy, a na zwolnienie ide dopiero we wrześniu...
Czasem mysle, ze trzeba wiecej asertywności, wstać i pójść sie napić, zjeść kanapkę itd mimo wszystko, ale czasem naprawdę jest zakręcona sytuacja i człowiek nie wie jak z tego wybrnąć, ale chyba trzeba zacząć dbać o siebie...
A co do odległości, to ja bym nie dala rady, był czas ze w weekendy pracowałam po 13 h dziennie, tak samo w nocy, oprócz tego cały tydzien i smutno mi było spędzać noce bez meza... No ale czasem nie ma wyjścia i tak sie zycie układa i trzeba to jakos przetrwać. W każdym razie cieszę sie, ze teraz cześciej sie widzę z mężem, mniej pracuje i mniej zarabiam, ale miło jest miec wreszcie czas zeby byc ze sobą -
nick nieaktualnyFasUla wrote:Liskova współczuje...
Ja w poniedziałek tez myslalam ze w pracy sie rozpłacze ze zmęczenia, nie dawałam juz rady, w ogole zapowiada mi sie znow jeszcze wiecej pracy, a na zwolnienie ide dopiero we wrześniu...
Czasem mysle, ze trzeba wiecej asertywności, wstać i pójść sie napić, zjeść kanapkę itd mimo wszystko, ale czasem naprawdę jest zakręcona sytuacja i człowiek nie wie jak z tego wybrnąć, ale chyba trzeba zacząć dbać o siebie...
A co do odległości, to ja bym nie dala rady, był czas ze w weekendy pracowałam po 13 h dziennie, tak samo w nocy, oprócz tego cały tydzien i smutno mi było spędzać noce bez meza... No ale czasem nie ma wyjścia i tak sie zycie układa i trzeba to jakos przetrwać. W każdym razie cieszę sie, ze teraz cześciej sie widzę z mężem, mniej pracuje i mniej zarabiam, ale miło jest miec wreszcie czas zeby byc ze sobą -
nick nieaktualnyBo jestem na dzialalnosci i dopiero wtedy obejmie mnie ubezpieczenie... Długo by o tak gadać, a jeszcze zmienili zasady ustalania macierzyńskiego...mo a dzidziuś musi miec co jesc i w co sie ubrać, wiec jeszcze troche muszę wytrzymać. Akurat tez zmienilam prace i nie moge teraz isc na urlop ani zwolnienie, bo szefowa musi miec czas zespoły znalezc kogoś na zastępstwo:/ ale juz niewiele zostało;) niektóre moje znajome pracowały do samego konca, ale ja za bardzo sie stresuje i denerwuje w pracy i psychicznie bym chyba nie dała rady tak zostalo;)
-
nick nieaktualnyFasUla wrote:Bo jestem na dzialalnosci i dopiero wtedy obejmie mnie ubezpieczenie... Długo by o tak gadać, a jeszcze zmienili zasady ustalania macierzyńskiego...mo a dzidziuś musi miec co jesc i w co sie ubrać, wiec jeszcze troche muszę wytrzymać. Akurat tez zmienilam prace i nie moge teraz isc na urlop ani zwolnienie, bo szefowa musi miec czas zespoły znalezc kogoś na zastępstwo:/ ale juz niewiele zostało;) niektóre moje znajome pracowały do samego konca, ale ja za bardzo sie stresuje i denerwuje w pracy i psychicznie bym chyba nie dała rady tak zostalo;)
dorbie lubi tę wiadomość
-
cześć dziewczyny. Mogę do Was dołączyć?
Też będę styczniową mamuśką i oby plany się nie zmieniały. Czytałam o Waszych rozłąkach z partnerami. Ja właśnie dziś siedzę sama w domu, bo mąż jest na noc w pracy, dlatego jeszcze nie śpieChociaż bardziej wynika to z lekkiego niepokoju z powodu bycia samej w domu brrr... nie lubię tego. Chociaż na początku małżeństwa nie powiem, przeżywałam nawet taką rozłąkę, jak nocna praca i błagałam, żeby został w domu, zadzwonił i powiedział, że nie przyjdzie. Raz na jakiś czas ma też delegacje, 2tyg, 3 mies a ostatnio nawet nie było go pół roku, chociaż wpadał co drugi weekend, więc jeszcze bez tragedii. W takich sytuacjach czmycham do mamy
bo samemu można oszaleć. Na co dzień spędzamy ze sobą cały wolny czas, większość rzeczy robimy razem, tak było od początku naszego związku. Uczepiliśmy się siebie i trwa to już 9 lat. Że jeszcze się sobą nie znudziliśmy na maxa to cud! Faktycznie ciężko byłoby mi wyobrazić sobie jego wyjazd za granicę na x czasu, ale życie różnie się układa. Mój ojciec wyjechał ok 10 lat temu.
-
Hey możecie mnie wykreślić z listy i jakby któraś mogła to usunie mnie z tej drugiej bo nie mam dostępu do kompa więc sama nie dam rady tego zrobić. Z góry dziękuję. U mnie owu było z obu jajników ( cykl na clo), tylko pech chciał ,że ciałko żółte będące na lewym jajniku zostało przykryte przez wielką torbiel. Więc każdy lekarz widział ciałko żółte w prawym jajniku i ciążę w macicy więc wszystko się zgadzało im a to ze odczuwam ból z lewej strony to pewnikiem przez tą torbiel albo uroilam sobie ten ból (były różne opinie) w piątek pojechałam na wizytę do ordynatora szpitala , w którym obecnie jestem bo tak mnie prosił abym się zjawiła i przy okazji odebrała cytologie, która 2 tyg wcześniej robiłam. Lekarz powiedział ,że widzi jakaś zmianę w lewym jajowodzie , która jest najprawdopodobniej ciążą pozamaciczna i wysłał mnie do szpitala tego samego dnia. Tutaj przyjęła mnie pani doktor (murzynka) , która stwierdziła ,że to nie ciąża pozamaciczną, gdyż ciąża jest w macicy i ze ordynator mógł się pomylić , po czym dodała ,że obawiała by się bardziej tej torbieli bo to może być potworniak albo inny nowotwór jajnika i ze trzeba na to porobić badania. Powiedziała ,że widziała wiele ciąż pozamacicznych i ja nie wyglądam jej na taki "okaz" bo nie ma płynu w zatoce Dauglasa ani objawu otrzewnowygo. Zaczęli więc robić mi badania pod kontem nowotworu , pobierali cały czas krew na markery nowotworowe I na inne gówna. Nikt nie zbadał mi bety ani tsh a cały czas mówiłam ,że mam Hashimoto to powiedzieli ,że badania są dosyć świeże te ktore przywiozla ze sobą i nie ma co panikować. W sobotę zaczęły się bóle myślałam ,że zacznę chodzić po ścianach ale to jeszcze nie było aż tak straszne , pani doktor stwierdziła w zaleceniu aby podawać mi nospe 2 razy dziennie a jak będę skarżyć się nadal na ból to podać jej paracetamol w zastrzyku. Nikt nie zrobił mi usg . W niedzielę przyjechał ordynator i zaczął ustawiać wszystkich po kontach wkurzył się ,że nikt nie zrobił mi badań takich jak trzeba robić w sytuacji gdy jest podejrzenie ciąży pozamacicznej i ze jego teza została obalony przez jakąś sikse. Wziął mnie na usg nie podobał mu się ten zarodek w macicy a zarodek w jajowodzie urósł przez te dwa dni . W poniedziałek z samego rana przybiegła pielęgniarka i powiedziała ,że ordynator szybko prosi mnie na usg . Zarodkowi w macicy przestało bić serduszko a ten drugi zaczął rozrywac mi jajowód, było pełno płynu a ból otrzewnowy tak silny ze aż słyszeli mnie chyba w całym szpitalu. Na stół położyli mnie w dosłownie 15 min . Jajowodu lewego nie dało się uratować. Miałam tak jak pisała Vuko dwie zmiany - jedną w jajniku (duża torbiel) a druga za macicą o takiej samej budowie, to oczywiście jeszcze jest badane. Ja nie mogę spać z bólu. Wszystko mam popuchniete , brzuch wygląda jak na 5 miesiąc aż mąż się przestraszył jak go zobaczył, cały czas krwawie i nie jestem w stanie sama się podmyc. To okropne być zdanym na drugiego człowieka , a pielęgniarki mają mnie w dupie i rzadko kiedy zaglądają aby zapytać się jak się czuję i czego potrzebuje, leżę na dodatek sama w sali (mąż może siedzieć ze mną tylko do 18.30 a potem dobija mnie ciasza). Jak mnie ściągali ze stołu (przynajmniej tak mi się wydaje ,że to mogło być wtedy) ktoś przestawil mi bark bo teraz nie mogę leżeć na prawej stronie ani na plecach bo tak kluje, że aż ból zatyka ... ach szkoda gadać. Żegnam się z wami i dziękuję za trzymane kciuki za mnie. A co do Hashimoto to tak na marginesie wyszła mi spora nadczynność (no ale według murzynki po co badać tsh lepiej zrobić markery nowotworowe ).
-
nick nieaktualny
-
Morwa, co za koszmar
Po prostu aż się płakać chce, jak się słyszy takie rzeczy, no nie do wiary to jest..
Tak naprawdę powinnaś skarżyć tę lekarkę, bo to przez jej opóźnienie doszło aż do rozerwania jajowodu, bo ordynator od razu mówił, że jest c. pozamaciczna i gdyby ona tak nie zwlekała, to może jajowód udałoby się uratować...
Nie mówiąc o takiej podstawie jak zbadanie TSH i szybkie zaordynowanie leków na zbicie go, co też mogłoby pomóc maluchowi w macicy.
Szlag człowieka trafia, jak widzi bandę niekompetentnych idiotów i taki błąd za błędem.. A my jesteśmy dla nich tylko kolejnym przypadkiem, bo 'nie wygląda mi pani na c. pozamaciczną'. Masakra. -
Mrowa trzymaj się ;( to takie smutne ;(
u mnie dziś jakaś masakra w nocy obudziłam się z cała zakrwawioną twarzą ;/ okazała się, że miałam jakiś mały krwotok z nosa i co chwile mi leci ta krew trochę skrzepnie i po kilku minutach znowu. A wczoraj najadłam się truskawek i do tego wszystkiego dostała rozwolnienia ;/ masakra jakaś ;(synuś ma już 18 miesięcy a w brzuszku Madziunia
nasz Bartuś
-
nick nieaktualny
-
Morwa tak mi przykro, aż mnie zatkało.
-
Morwa ale tragedia, a tej lekarce to bym krzywdę zrobiła za coś takiego. Niektórzy lekarze nie powinni mieć w ogóle prawa wykonywania zawodu! Bardzo Ci współczuję
Trzymaj się!!
Martii cześć
Odnośnie rozłąk to ja sobie tego nie wyobrażam, nie umiem bez męża nawet jak jedzie na jednodniową delegację. Spać nie mogę, z reguły chodzę jak zombie następnego dnia, bo noc spędzam na oglądaniu filmu za filmemAle życie pisze różne scenariusze i rozumiem, że czasem tak trzeba niestety. Ważne żeby było widać koniec tej rozłąki, bo na całe takie życie bym się nie zdecydowała.
I jestem po wizycie. Z maluszkiem wszystko dobrze, rośnie sobie ładnie, nawet serduszko posłuchałamNo ale, niestety faktycznie mam jakiegoś małego krwiaczka, który najwidoczniej postanowił się zaczął opróżniać i stąd to wszystko. A na każdy widok czegoś w nie takim kolorze jak być powinien dostaję zawału serca.
menka, Arizona_R, dorbie lubią tę wiadomość