Wrześniówki 2015
-
WIADOMOŚĆ
-
4me raz na Cyprze, raz Fuerteventura. Na Cyprze nie było tak źle ale my pojechaliśmy tez po to aby się pobawić..skończyło się na smetnym popijaniu przy barze. To tak na prawdę wyspa Angoli
ale ja dziękuję, w obu przypadkach bardzo wiało.Wiadomość wyedytowana przez autora: 26 stycznia 2017, 20:51
-
Chabasse my w Świnoujściu mamy rodzinę wiec 2 lata temu pojechaliśmy do nich na weekend. Później spędziliśmy 10 dni w Kołobrzegu. I w sumie wyjatkowo do tego hotelu w Kołobrzegu jeszcze był wróciła. W miarę mały, nad samym morzem i z dobrą kuchnia
Wiadomość wyedytowana przez autora: 26 stycznia 2017, 20:51
-
Aaa myślałam, ze Was tak wywialo na kanaryjskich tylko. U mnie ciągle jakies wyspy europejskie i musze powiedziec, ze oprócz Majorki wszędzie byl spokoj- ale w przypadku Majorki zwalam troche na termin bo to byl poczatek maj i pogodowa sezon sie dopiero rozkrecal. Nawet długie spodnie i bluzy szly w ruch.
Pani w biurze ostrzega prze Furaventure też - te sobie odpuszczę chyba zatem i jeszcze poczytam jak tam na pozostałych, bo ciągły wiatr to rzeczywiście slaba opcja. Dzieki za info.
Polskie morze jest super- sama nad nim mieszkam ale ta pogoda!!! Jak na śląsku czy poludniu macie po 30 stopni to u nas i 18 bywa... Takze ja póki mogę uciekam dalej w pewniejsze pogodowo miejscaWiadomość wyedytowana przez autora: 26 stycznia 2017, 22:18
-
Dziewczyny ja nie pamiętam juz... Czy my dawalysmy witaminę K naszym dzieciom codziennie w postaci doustnej - np razem z D? Zglupialam, nie wiem jak to bylo a pewnie wszystkie postepowalysmy podobnie...
(zastrzyk, o ktorym mowa jeszcze niefunkcjonowal i nie pamiętam kompletnie jak to bylo. Bylam z młodym tydzień w szpitalu po poordize i nie pamiętam, żebym juz cos mu dawala... )
http://m.mjakmama24.pl/niemowle/choroby-i-dolegliwosci-niemowlat/witamina-k-dla-niemowlat-choroba-krwotoczna-w-odwrocie,557_2704.html
Tak z ciekawości sie zastanawiam jak to bylo u nas...
-
Wczoraj pisałam posta ale mi skasowało, więc próba jeszcze raz w skrócie.
Czy wasze dzieciaki idą za wami, przychodzą jak wołacie; gdzieś w sklepie, na ulicy? Bo ja już nie wiem czy to taki wiek, czy moje dziecko jest skrajnie od cholery. Plecak ze smyczką coraz bliżej.
W piątek po raz pierwszy zaliczyliśmy zakupy "na nóżkach". Od razu z grubej rury, bo pojechaliśmy do ikea. I umęczyłam się gorzej niż gdybym ją niosła na rękach. Łucja idzie swoimi ścieżkami, nawet się za mną nie obejrzy. Jak wołam to chichocze i czym prędzej spierdziela w stronę przeciwną.
Do tego zaczepia wszystkich ludzi, dzieci, łapie za nogi, od jednej pani wycyganiła ciastko (jej dziecko jadło, więc moja dotąd pokazywała paluchem i wołała "mniam" aż ją poczęstowali. ). I gada, gada, gada; jedna pani zaczepiła ją z pytaniem co przyszła kupić, to z 5 minut "opowiadała", pokazała na stołeczek który jej się podobał. Dosłownie obcy ludzie mnie zaczepiają z komentarzem "co za komunikatywne dziecko". Słów to tam za wiele nie ma, ale buzia się nie zamyka -
Jeśli chodzi o mojego, to mimo, iz juz ładnie chodzi to jeszcze nie mieliśmy wyjscia na nóżkach. Odwlekam jak najdluzej, bo coś mi się wydaje, że może mu się spodobać i wózek będzie juz tylko balastem na spacerze. Wole jednak przeczekać zimę zwlaszcza, że nawet nie mam buciki zimowych.
Heh.. la lenka.. to masz niezłą gadulke.. super. Ja to uwielbiam takie otwarte dzieciaczki. Chcialabym, żeby mój taki byl. Ale chyba się nie zapowiada. Owszem uśmiecha sie, i zaczepia wzrokiem, ale z podchodzeniem do ludzi to raczej nie. No zobaczymy z resztą, jeszcze wszystko może się zmienic, jak zobaczy świat z poziomu nóżek.Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2017, 17:23
-
Ja chcę gdzieś, gdzie będzie ciepło. w ubiegłym roku byliśmy w Jastrzębiej Gorze i wprawdzie było 30 stopni, z tym że w dzień 17, a w nocy 13. Także dziękuję, postoję muszę się wygrzać
Wracam do żywych. Tak mnie rozłożyło, że cały piątek przeleżałam w łożku, a P. przejął opiekę nad małą. Nawet pojechał z nią do mojej mamy, żebym miała spokój. Gabi pomęczył dziadków, a tata mógł poprzcować na kompie (cwaniaczek)
Ehhh ten tydzień był ciężki... w środę już mnie rozkładało i tylko czekałam na 19 żeby położyć małą spać, nafaszerować się lekami i wpakować się do ciepłego łóżka. Niestety życie potoczyło się zupełnie inaczej. Szlam do łazienki szykować kąpiel, a młoda za mną. Potknęła się o własne nogi i uderzyła głową w ławę. Odwracam się, a ona zakrwawiona! Rozcięła sobie powiekę. Spanikowałam. Przyłożyłam coś zimnego, telefon do męża (ten w delegacji) i zaraz drugi na pogotowie. Wyjaśniłam, że jesteśmy same, co się stało i panowie poinstruowali, co mam dalej robic. Karetka przyjechała po 45 min. To były najdłuższe minuty mojego życia. Uciskałam ranę, chodziłam z małą na rękach i juz nie miałam siły, a ona zasnęła zmęczona płaczem. siedziałam na stole patrząc w okno i czekając na to cholerne pogotowie. Panowie weszli, spojrzeli, "do szycia". Nikomu nie życzę, żadnej matce! 1,5h czekania na sor-ze, w międzyczasie dojechała nasza koleżanka, żeby odwieźć nas pozniej do domu. I dzięki Bogu, że była z nami. Lekarz kazał położyć mi Gabi na stole, trzymać mocno ręce i praktycznie się na niej położyć, zeby się nie ruszała. Trzymałam ją, choc serce pękało z bólu, koleżanka trzymała nogi, pielęgniarka głowę i ten cholerny lekarz, który wydziera się żeby ja trzymać bo nie moze się ruszyć. Płakałam jak bóbr, kiedy wbijał igłę, ze znieczuleniem a pozniej zakładał dwa szwy. Próbowałam się uspokoić, zeby córka nie czuła mojego zdenerwowania, opowiadałam przez łzy jakieś bzdury o piesku, byle tylko się nie bała. Po wszystkim rozpłakałam się z bezsilności. Nie życzę żadnej matce, by musiała przez to przechodzić. Za dwa tygodnie ściągnięcie szwów, drżę na samą myśl. Po 2 dniach byliśmy na kontroli i widać było jak Gabrysia się denerwuje, cała sytuacja jej się przypomniała, podobny stół, jakiś facet chce jej grzebać przy oczku. Ehhhh
Minie sporo czasu zanim znów wyluzuje i nie będę drżeć o kazdy jej ruch... masakra.. dobrze, że skończyło się tylko na tych dwóch szwach, bo tak na prawdę moglobyc znacznie gorzej. Chwila nieuwagi ehh...
Wyglądałam się. Sory za post, moze być trochę chaotyczny
-
Moka- wspolczuje. Ja jak bylam w wieku naszych dzieciakow podobno tancowalam i skonczylam jak Twoja Mala. Tato biegl ze mna zakrwawiona na pogotowie zeby jak najszybciej mnie zszyli. Do dzis mam blizne na luku brwiowym. Moze to Cie uspokoi- nie pamietam calego zdarzenia. Mala pewnie tez nie bedzie. Najwazniejsze, ze nic powaznego sie nie stalo. Glowa do gory!
Lenka- moje dziecko tez do kazdego pojdzie, zaczepi, a jak juz sie zakumpluje to bedzie rzucal sie na szyje. Ale tez staram sie go jak namniej puszczac na nogach, a juz na pewno nie zrobie tego w sklepie, bo poki co uwielbia wozek. I chce zeby tak zostalo. A na swoje imie reaguje jak go wolam. Chyba,ze tak sie czyms zajmie,ze nic innego poza tym nie widzi. -
Moka strasznie współczuję ... ja sobie nie wyobrażam takiej sytuacji, a przyznam szczerze, że uderzenia o kant, brzeg czy narożnik spędzają mi trochę sen z powiek, bo pod tym względem moje mieszkanie to masakra. A dziecko znajomych straciło oko w ten sposób, że wpadło na lampę podłogową i dostało żarówką w oko, więc nigdy nie zabezpieczysz mieszkania tak do końca, na 100%.
Ostatnio miałam podobną sytuację ze starszakiem. Odprowadzałam jego i kolegę na basen, saigon totalny, dwa rozrabiające i biegające wszędzie zbóje, a tu trzeba przebrać ich i jeszcze siebie, ogarnąć szatnię, każdy swój numerek itd, masakra. Starszak w końcu tak szalał, ze usiadł dupskiem na krzesełku, nie trafił, krzesełka się rozsunęły i grzmotnął tyłem głowy o ścianę tak, że pół szatni zamarło. Płaczu od cholery, myślałam, że tylko uderzył się w głowę, utuliłam i poszliśmy do szatni przebrać się w kostiumy i patrzę, a młody coś za spokojnie siedzi i w końcu wybucha płaczem, że go broda boli, zaglądam pod brodę, a tam rozcięte. Ogarniam szybko kolegę i wypycham dosłownie na ten basen do instruktora, a z młodym w te pędy do ratowników. Rana mała, ale głęboka, na szczęście nie do szycia. Sama tak spanikowałam, bo nigdy nie miałam rozcięcia, a tu moje dziecko, jeszcze drugie, które też miałam odebrać itd.
Więc Moka cholernie współczuję, bo przy ranie Gabrysi to Stachu miał tylko zadrapanie, i na szczęście ominęły nas te stresy związane z szyciem
Jeszcze Wam powiem w ramach ciekawostki, że kuzyn z dzieckiem poleciał na chirurgię dla dorosłych żeby mu dzieciaka zszyli i odmówili, powiedzieli że dzieci nie szyją O_o
A ogólnie to polecam kupienie i trzymanie gdzieś pod ręką plasterków steril strip, to takie jakby szwy, tylko że naklejane i po opatrzeniu rany w domu można ją sobie skleić tym, zanim zobaczy to lekarz. -
La_Lenka - moje dziecko też zaczepia, trochę na zasadzie "chciałabym i boję się", ucieka ode mnie, najchętniej zostawiłaby wózek w domu i lazła tam gdzie jej się podoba, byleby z ukochanym pluszowym pieskiem pod pachą. Z mówieniem u nas na razie słabo: mama, hau-hau, brum-brum, wowa (woda), bua (buła), czasem tata, albo cia-cio (Stasio). Za to jest cwańsza niż ustawa przewiduje, "robi" brata jak chce i z niepokojem myślę o dniu w którym zacznie mówić tyle, co on. Inna sprawa, że pewnie nastąpi to dużo później. Starszak w wieku roku i 10 miesięcy (czyli raptem 5 miesięcy starszy) mówił zdania typu "dziadek przyniósł aparat żeby robić zdjęcia", także w wieku Mani już był w stanie nazwać prawidłowo bardzo dużo przedmiotów, a w żłobku szlag go trafiał że żadne dziecko ani be ani me, no i nie pogadasz
No i te biedne koty... Mania robi z nimi co chce, koty jakoś mało asertywnie podchodzą do sprawy, włączają tryb "przetrwanie" i jakoś ciągną, na szczęście starszak ma piętrowe łóżko i tam mają swój azyl. Ogólnie Maniek to taki zbój i chuligan, na razie jest jeszcze mała i da się ją spacyfikować, ale mam wrażenie że im dalej w las, tym ciemniej i potem będzie nie do okiełznania. Dlatego uważam, że żłobek raczej jej krzywdy nie zrobi, ewidentnie ciągnie ją do dzieci, tragedii w zostawaniu z obcymi też nie powinno być większej, plus te wszystkie gry i zabawy to chyba będzie jej żywioł, tańczy nawet jak słyszy dzwonek domofonu, papuguje wszystkie gesty i miny itd. -
Ja jako dziecko rozwaliłam sobie łuk brwiowy o kanapę! Miękką kanapę czaicie? Też było do szycia xD
Ratownikowi powiedziałam z tego wszystkiego, że to luk brwiowy, lekarz z pogotowia pisał, że to luk brwiowy, pielęgniarka w rejestracji luk brwiowy... czekam półtorej godziny, żeby usłyszeć od tego pieprzonego chirurga, że to powieka, a nie luk brwiowy i kuzwa patrzy na swoją koleżankę pielęgniarkę i wypala " my szyjemy oczy? Przecież my nie szyjemy oka" myslalam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Juz miałam wizję, że muszę jechać do innego szpitala i znów czekać tyle w kolejce.
Krwi nie było jakoś mega dużo, zadzwoniłam na pogotowie, bo byłam sama w domu i bałam się prowadzić auto z młodą w foteliku na tylnej kanapie, ktorą widzę tylko w lusterku, nie wiedziałam co z tą raną będzie. Mogliby zakleić tym stripem, ale to dość ruchome miejsce i była obawa, że może się rozejść -
Moka wspolczuje przeżyć w takich chwilach wlasnie najbardziej brakuje męża w domu... Teraz po fakcie to mozna napisać, zw dobrze, ze to tylko tak sie skończyło:/
Lalenka mysle, ze jesli chodzi o chodzenie własnym ścieżkami, innymi niz rodzice to Twoja mala nie bedzie wyjątkiem co chwila widuje rodzicow, którzy próbują takie Male szkraby naprowadzić na wlasciwa drogę
My narazie w sklepach pacyfikujemy młodego w sklepowych wozkach- w Ikei tez raz dalam mu wolność na chwile to mial zupełnie inne plany niz my ale ja tak jak chabase odwlekam moment wyciągnięcia go z wózka z obawy, ze za bardzo polubi ten stan a wózek bedzie parzyl dobrze nam narazie z tym wozkiem- młody lubi na spacerach podziwiam swiat z tej perspektywy i oby mu sie to przynajmniej do wiosny nie znudzilo. My dzięki temu np rajstopy to,mieliśmy kilka razy na sobie- tylko jak szliśmy na sanki, na snieg- nienawidzę rajstop!!! Zakładam młodemu grubsze spodnie, wsadzam go do zimowego śpiwora i nie mam problemu z zakladaniem tych okropnych rajstop ani,z tym, ze pozniej w zlobku, sklepie czy knajpie będzie mu za gorąco i oby do wiosny
Co do zaczepiania ludzi to u nas na zakupach młody raczej interesują się bardziej tym co w koszyku lub na polkach- zwłaszcza jak wychaczy jakas zabawkę ostatnio np nie zauważony przez nas zainteresowa sie calym opakowaniem jajek mieliśmy w zoltku i bialku dokladni każdą rzecz z koszyka! Wcale mi sie nie chciało śmiać wtedy
Za to w knajpie ostatnio zaczepual troche ludzi ale głównie dzieci i raczej niesmialo- takze tutaj waszym dziewczynom nie dorównuje
A jak ostatnio podpatrzylam go na kamerze w zlobku to akurat ze dwa razy jakis dzieciak zabrał mu zabawkę - to mial raczej mega zadziwiona minę, raz lekko powalczyl o swoje- taki pacyfista mi rośnie. Fakt najmłodszy w grupie z chłopaków wiec narazie ma przekichane a w domu gagatek jakich malo.
Moje dziecko jest o 180 stopni inne w domu i w zlobku- o czym wiem glowie od Pan. Jak mi opowiadają co on robi to mam wrażenie, ze mówią o innym chłopcuWiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2017, 22:51
-
Moka - ja co prawda niczego sobie nigdy nie rozcięłam, ale za to byłam mistrzem łamania sobie rąk po kilka razy w tych samych miejscach, i to kilku kości jednocześnie, z przemieszczeniem, i to najczęściej na wakacjach, więc moja mama zamiast smażyć tyłek na plaży to objeżdżała ze mną ostre dyżury po jakiś nadmorskich wiochach, żeby potem stawać na głowie i wynajdywać mi rozrywki na resztę wakacji, bo przecież nie pójdzie ze mną w upał na pół dnia na plażę, jak mam rękę w gipsie do samej łopatki
-
Dzięki dziewczynki za wsparcie. 4me jest dokładnie tak jak mówisz - w takich chwilach najbardziej brakuje męża w domu. Chociaż i tak wisiał na telefonie ze znajomymi, żebym miała jak wrócić do domu i co chwile pytał o sytuację na froncie. Najważniejsze, że mimo tego, że miał ważne spotkanie następnego dnia, to wsiadł do auta i o 1.30 do nas przyjechał.
U nas spacery i zakupy tylko we wózku. Do sklepowego wsadzam, ją tylko jak jesteśmy we dwójkę, ale Gabi jakoś nie lubi tych wózków i za chwile się nudzi. Wolę ją kontrolować w spacerówce, czasami dajemy jej pochodzić za rączkę, ale głownie jest uziemiona Raz musiałam wejść po 3 rzeczy do biedry wracając autem, wiec młoda ze mną po nogach. Było dobrze do momentu płacenia przy kasie i pakowania zakupów xD Pozniej nie wiedziałam czy płacić, gonić młodą, zostawić zakupy czy jednak je spakować do torby hahaha -
Jeśli chodzi o wypadki to jest to coś co mnie strasznie przeraża, moka, dobrze, że się skończyło tylko drobnym szwem. Oby szybko było całkiem po wszystkim.
A przy okazji strasznie mnie drażnią komentarze na temat zabezpieczeń.
Już parę razy spotkałam się z opinią, że dlaczego ja zabezpieczam kanty, jakieś blokady, zapięcia - "bo ja nic nie robiłam, a mojemu dziecku nic nie jest". Kurna, no i super, że nie jest, mieliście szczęście. Ale wiele dzieci nie miało.
I tak, nie wyeliminuję wszystkiego. Ale skoro mam np. taki proszący się o wypadek wystający róg leżanki czy stołu, akurat na wysokości głowy małej, to naklejenie tam tymczasowej łapki ani nie kosztuje ani nie trwa dużo - a jakiś stopień bezpieczeństwa poprawia.
Ktoś mnie kiedyś podsumował, że dziwi się, że mi się chce dostosować dom do dziecka, bo ona wolała nauczyć dziecko, że "nie można". Ale czego nie można? Biegać, skakać? Potykać się? Przecież to jest maluch, jeszcze nie do końca potrafiący zapanować nad swoim ciałem, normalne jest to, że się przewraca, traci równowagę, nie potrafi przewidzieć konsekwencji.