Ex-testerki. Cudzie trwaj
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnySuper Dziewczyny że tak szczerze piszecie
Naprawdę. I chyba dam to do przeczytania mężowi. Bo myślę że warto. u nas położna tez nie koloryzuje połogu, mówi szczerze jak może być, ale szkoda że jest tak jak pisze Olik- że ten tak naprawdę najtrudniejszy czas jest jak temat tabu...
I choć znam Dziewczyne która przeszła połóg rewelacyjnie i mówiła że każdej kobiecie życzy takiego połogu to wiem że to pewnie wyjątek
I cieszę się że możemy się tu wspierać
Że jak w grudniu będę miała dosyć, będę zła, obolała to będę mogła bez obaw tu o tym napisać i nikt mnie nie zlinczuje
Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 września 2018, 05:35
-
nick nieaktualnyDziewczyny wracam z IP. Byłam bo się denerwowałam tym krwistym czopem i brzuch mnie boli mocno okresowo. Ktg książkowe , USG dobrze, krwawienie bo się lekko szyjka rozwiera ale to jeszcze nie czas. Pęcherz płodowy zachowany. Wracam do domu.
summer86, Lena21, Achia, Aga9090, Rucola, lamka, KateHawke, Yoselyn82, Karma88, Emiilka lubią tę wiadomość
-
Myślałam, że ze mną jest coś nie tak bo gdy położyli mi Ankę na brzuchu to pierwsze o czym pomyślałam to fakt, że to już koniec. Chyba nawet zapytałam eMka czy chce ją wziąć na ręce. Zaraz przyszła położna i zabrała eMka wraz z małą na ważenie i dopiero gdy wrocili uświadomiłam sobie, że to nasza kochana córeczka. i z każdym dniem kocham ją coraz bardziej.
Za tydzień wspólna wizyta teściów i rodziców. Jestem ciekawa jak to będzie. eMek stwierdził, że będą urządzać sztafetę z naszą Anką. i pewnie nosić by chcieli bo my to przyzwyczajamy a dziadkowie mogą.
-
Veritaserum - a jakie już to rozwarcie masz? Powiedzieli ile to może jeszcze potrwać? Jak się czujesz?
Dziewczyny, ze mną koleżanki były zawsze brutalnie szczere w porodowych opowieściach i w sumie to boję się porodu - bólu, że fizycznie nie dam rady bo strasznie mnie osłabiło to polegiwanie, że coś pójdzie źle, poczucia zagubienia i poniżenia z powodu zachowania personelu, tego że czekałam na nie-wiadomo-co i rzeczywistość mnie rozczaruje czy nawet ostro da po łbie. I czuję się z tymi strachami absolutnie normalną kobietą. Także dobrze że się dzielicie wrażeniami i możemy się lepiej uzbroić psychicznie
Jedna dobra rzecz - wiem, że teraz to trzeba urodzić czy się boję czy nie. Nawet jak ja nie dam rady, to jakoś ze mnie to dziecko wyciągną.
Wczoraj miałam pierwszy raz twardnienie/spinanie/wypinanie dupki - trochę się boję, że to przyspieszy zagładę mojej niespecjalnej szyjki. We wt. mam wizytę na NFZ i już się boję pomiaru. Bo ten poród to jednak wolałaby bliżej grudnia...
No i od rana jest ekscytacja - ktoś z mojego miasta wystawił na olx dostawkę chicco w fajnej cenieCzekam do 7:30 żeby napisać... czy przyzwoiciej dać ludziom pospać do 8?
Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 września 2018, 06:53
Rucola, Ewelinaaaa lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyRozwarcie niby na 2,5 cm. Teraz po badaniu się już w ogóle wystraszyłam bo przyjechaliśmy do domu a tam podpaska jak w ostatni dzień miesiączki. Staram się nie panikować. Chyba wiedzieli co mówią. Ja się czuję kiepsko nie spałam w ogóle w nocy bo mnie budził ten brzuch i ból. Teraz też mam . Tylko strasznie nisko te bóle czuję. A na ktg nic.
-
Nika, jak ktoś ma dostawę, to pewnie ma i małe dzieci, więc o 7.30 to na pewno będzie już na nogach
Dzień dobry Mamusie :*StaraczkaNika, olik321, summer86, Rucola lubią tę wiadomość
* 28.02 - 9 dpo: beta 6.47, 10 dpo: beta 11.5, 11 dpo: beta 25, 13 dpo: beta 88.7, 14 dpo: beta 159,8, 16 dpo: beta 549,4, 18 dpo: beta 1360,8, 21 dpo: beta 3272
* listopad - po laparoskopii: endometrioza - usunięte zrosty na jajniku, udrożniony jajowód, wyczyszczona macica, usunięte zrosty na jelitach. Działamy!
* HBA 72% i 3% morfologii przy ogólnych b.dobrych wynikach nie mają klinicznego znaczenia!
* PCOS, dodatnie ANA i ASA, ujemne AOA i APS, Euthyrox, Metformina, Bromergon, mutacje MTHFR i PAI1 - hetero. -
Veritaserum no to już całkiem, całkiem rozwarcie, jak na brak "akcji"... Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić na IP, choćbyś miała wracać znowu do domku - Twój spokój jest najważniejszy. I były tutaj przypadki, że na ktg nic, a za chwilę poród pełną parą, tym bardziej, że Twoje ciało ewidentnie daje znaki nadchodzącego końca. Trzymaj się i czekamy na dalszy rozwój sytuacji razem z Tobą!
Nika jak na Olx pokazał się nasz wózek, to napisałam smsa o 6:30 - i dostałam od razu odpowiedź
Dziewczyny, mówiłam to już nie raz, ale Wasze historie są najlepszą nauką, bo są prawdziwe... Tutaj nikt nic nie musi udawać, mówicie szczerze i dzięki Wam choć odrobinę bardziej świadomie podchodzę do tego, co wkrótce mnie czeka. Nigdy nie przestawajcie dzielić się swoimi doświadczeniami, nawet nie wiecie, jakie to jest pouczające. I chyba powinnam kopiować te Wasze wiadomości i podtykać ludziom do poczytania, żeby ich uświadomić, że to nie spacer po łące usłanej kwiatami, tylko ciężka praca bez chwili wytchnienia, urlopu, bez "nie chce mi się", "nie mam siły", "wychodzę, Ty to ogarnij". Każda z Was zasługuje na medal, szacunek, dobre słowo ze strony najbliższych i przede wszystkim WSPARCIE, a nie krytykę, patrzenie na ręce i wymądrzanie się wszystkich wokół.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 8 września 2018, 07:21
-
Veritaserum, to już ładne rozwarcie
coś czuję że w ten weekend możesz już tulić małą
a brazowe upławy po badaniu ginekologicznym przy koncówce są podobno normalne, też tak miałam.
Rucola lubi tę wiadomość
-
Zaczarowalam własne dziecko. Wsadziłam go w babybjorna i ustawiłam przodem do okna. Siedzi u się gapi juz 10 minut. A za oknem mamy drzewa-stała ekspozycja.
Korzystam i jem ciepłą owsianke.
Veritaserum jeszcze chwila i maluszek będzie z TobąWiadomość wyedytowana przez autora: 8 września 2018, 07:44
Bajkaaa, Achia, Fozzie Bear, Rucola, Aga9090, lamka, Emiilka lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyAnnaStesia aż się rozpłakałam czytając Twoją wypowiedź... jakbym czytała o sobie i o Tysiu… zaraz skończy dwa lata, a ja nadal nie potrafię rozszyfrować o co mu chodzi, czemu tak się denerwuje, czemu płacze... Większość znajomych się od nas odcięła, bo on non stop darł się jakbyśmy ze skóry go obdzierali... Rodzina nadal patrzy z niedowierzaniem kiedy on wpadnie w histerię i nijak nie idzie go uspokoić... Spojrzenie, które mówi "co z Ciebie za matka,że własnego dziecka uspokoić nie potrafisz" jest na porządku dziennym... Poczytaj o high need baby, jest też grupa na fb… Dobrze wiedzieć,że nie jesteś sama,że są ludzie, którzy też tak mają,że to NORMALNE i z Tobą jest wszystko dobrze
Rucola lubi tę wiadomość
-
Oj racja że przypływ uczuc przyszedł z czasem.. Ja pierwsze tygodnie kiedy było naprawdę ciężko, dochodziło niewyspanie itp to owszem cieszyłam się że ja mam i kochałam ja, ale tesknilam za życiem sprzed porodu.. A potem każdy dzień przynosił umocnienie tej miłosci i teraz nie pamiętam jak wyglądało moje Ycie bez niej. Jak ja w ogóle mogłam tak żyć?
Veritaserun oby do końca weekendu było już po
Trzymaj sie Kochana a teraz próbuj odespac bo będą Ci siły potrzebne. Mocne kciuki za WasWiadomość wyedytowana przez autora: 8 września 2018, 08:13
-
Mój eMek własnie wrócił z zakupów. Na liście pojawił się seler, przyznał z pokorą że googlował w sklepie jak wygląda
reset, olik321, Jeżowa, Lena21, Nadzieja22, Achia, Patrycja20, Fozzie Bear, ibishka, Lusesita, Rucola, Aga9090, lamka, KateHawke, malka, Karma88, Emiilka, Kaczorka lubią tę wiadomość
-
Dziewczyny pół nocy was czytałam bo była kiepska noc u nas ale nie miałam jak pisać teraz mam kilka min dla siebie więc piszę...
Anna Stesia podziwiam mega za to że masz tyle siły ja mówię otwarcie że ja nie umiem tak, ja nie potrafię czasem a nawet często uśpić mojej Zosi inaczej niż przy jedzeniu a już w nocy to jest dramat bo ja nie funkcjonuje więc jak ona się nie uśpi przy butli to na rękach nie daje rady to robię ciepłe mleko i wtedy ona ewentualnie uśpi się ale dziś w nocy 2,5 godz próbowałam ja uśpić po to by za 1,5 wstała...
Ja wiem ze to ten 4 trymestr ale mną dalej targaja emocje mimo iż już 5 tyg połogu za mną, dziś muszę iść gdzieś gdzie mi się nią zajmą a ja odpocznę bo z emkiem mamy ciche dni i na niego liczyć nie mogę niestety i to mnie też dobija...
Veritaserum życzę Ci by poród gładko i szybko poszedł
Eh czy tylko mi się wydaje czy ja odkąd urodziłam to tylko narzekam?masakra
-
nick nieaktualnyNika- udało się upolować dostawke?
Veritaserum- odespałaś troszkę? Dobrze że na IP wszystko ok, chyba że już jesteś tam z powrotem i akcja trwa
Bajka- ja nie zauważyłam żebyś tylko narzekałamoże to siedzi w Twoje głowie po prostu?
Mój mąż zaczyna 2 tyg urlopunastępny taki jak Kokosek będzie na świecie ;p
-
nick nieaktualny
-
Napisalam do kobiety przez olx, ale nie odpisuje
No nic, będą inne okazje.
Patrzcie - biedra wreszcie pomyślała o nas i schorowanych emerytach:
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/2f3bed6119b5.pngBajkaaa, lamka, Rucola lubią tę wiadomość
-
Nie pamiętam czy opowiadałam o swoim porodzie/połogu. O porodzie pewnie coś tak, o połogu raczej nie bo przez wiele tygodni dochodziłam do siebie i jak siebie znam to nie pisnęłam o tym słówka.
Poród u mnie był w 80% jak marzenie, pozostałe 20% to największa trauma mojego życia. Choć w sumie nie... największą był właśnie połóg, ale o tym za chwilę.
Przy 8 tygodniach bóli przepowiadających (mniej więcej 2-3 noce w tygodniu do tyłu, skurcze, prysznice i takie tam) marzyło mi się, aby mój poród zaczął się od odejścia wód. Chciałam wiedzieć, że to już, bo za każdym razem gdy mnie budziły skurcze, to najgorszy był ten stres i wyczekiwanie, czy bóle miną czy nie.
I tak przyszła kolejna noc nieprzespana, ale tym razem nie z powodu skurczu, ale z powodu lokatora, który koniecznie chciał mi wejść pod żebra. Do tej pory robił to zaledwie kilka razy, więc ból dla mnie dość nowy, nie pozwalał zasnąć. I tak bijąc się z własnym brzuchem punkt 4:00 w nocy zalała mnie woda. Pierwsza reakcja - szczęście nie do opisania. Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona a na zdziwione spojrzenie mojego, wybudzonego chłopaka odpowiedziałam tylko "dziś poznamy syna". Potem telefon do położnej i kolejne dwie godziny siedziałam w salonie czekając na skurcze. Około 6:00 przyszły, delikatne, ale inne niż wcześniej. I tak co 5-7 minut mnie łapały, a ja przerażona patrzyłam za okno widząc, że szaleje ostatnia tej zimy burza śnieżna. Z położną umówiłam się na IP na 10:30. Przyjechaliśmy punktualnie i jeszcze przez pół godziny załatwialiśmy jakieś papierki. Po 11:00 siedziałam na samolociku, a moja położna powiedziała do mnie dwie rzeczy, które zapamiętałam: "rozwarcie 4cm, szyjka super miękka i skróci się szybko", "dziecko jest tak wysoko, że jeśli się nie obniży, to go sama nie urodzisz". Skurcze miałam już dość bolesne, ale jeszcze mogłam mówić. Dopiero gdy około 12:00 siedziałam już na sali porodowej poprosiłam o ZZO, bo kilku kolejnych skurczach, które mnie kompletnie rozłożyły. ZZO zadziałało pięknie i długo - 4h. A ja w tym czasie skakałam na piłce, stymulowałam brodawki, wszystko, aby skurcze zepchnęły malucha w dół. Przy każdym badaniu położnej słyszałam to samo "nadal jest wysoko", "szyjka się skraca". O 16:00 dostałam jeszcze jedną dawkę znieczulenia, ale już mniejszą, bo rozwarcie na 7cm. Godzinę później czułam ogromny ból i miałam silną potrzebę parcia. Położna potwierdziła, że mamy 10 cm, dziecko nadal wysoko, ale ciut niżej niż ostatnio, więc próbujemy przeć. Podłączono mnie pod oksytocynę i zaczął się koszmar. Albo silne skurcze, albo skurcze parte. Zero chwili na oddech. Tylko gdy parłam nie czułam tego rozdzierającego bólu. Po godzinie na sali był lekarz i stażystka, po kolejnych 20 minutach kolejny lekarz i stażystka. Łącznie 5 kobiet i mój facet próbowali ze mną urodzić. Po 1,5h partych, kiedy podczas parcia usłyszałam "już już już!, super!!" a w ślad za tym nie było tak wyczekanego ryku dziecka, spytałam "czy on w ogóle się przesuwa" i wtedy usłyszałam, że NIE. Pamiętam, że to był ten moment, kiedy opuściła mnie wszelka nadzieja, a co za tym idzie wola walki o ten poród. Powiedziałam tylko "to co my tu jeszcze robimy?". Pamiętam jeszcze że przez jakieś 10 minut próbowaliśmy dalej, a jedna z lekarek naciskała mi na brzuch. Do tej pory nie wiem czy próbowali go przesunąć (mały jak się okazało wstawił się krzywo w kanał), czy próbowali go wypchnąć, co jest nielegalne. Wiem tylko, że to był kolejny ból i biłam się z lekarką, aby mnie zostawiła. 18:50 padła decyzja o CC. Zanim mnie przewieźli na operacyjną, założyli cewnik, znieczulenie, minęło mnóstwo czasu. Niby miało mnie nie boleć (bo odłączyli oksy), ale ból był cały czas. Dopiero po wkuciu na łóżku operacyjnym poczułam, że odpuszcza. Położyli mnie na stole, nakryli toną prześcieradeł. Poczułam tylko zimny okład na brzuchu i powiedziałam przerażona "ja to czuję!", wtedy lekarz mnie uspokoił, że to dobrze i spytał czy nadal coś czuję, ale nie było już nic. Mam wrażenie, że minęła minuta, może dwie i usłyszałam płacz dziecka. Lekarz powiedział, że super chłopak, a ja myślałam tylko o tym, aby zabrali ode mnie to dziecko. Chwilę potem chciałam już tylko go z powrotem, ale ta pierwsza reakcja była tak paskudna i w niczym nie przypominała tych magicznych chwil, o których się naczytałam przed porodem. Potem z pół godziny mnie czyścili, szyli. Synek był kangurowany przez tatę, a mnie w końcu zabrali na pooperacyjną. Tam położna 40 minut przystawiała małego do cycka, ale ten nie chciał. 2h skóra do skóry i potem 2 h jeszcze zanim nas przenieśli do sali zwykłej. Po około 2h stałam już na własnych nogach. Dni w szpitalu to przede wszystkim brak snu i walka o cycka. Reszta nie miała znaczenia. To co zapamiętam to ten lekceważący stosunek położnych do mojego problemu z karmieniem. Najpierw mówiły, że moje problemy są wydumane, a po 10 minutach nieefektywnego przystawiania syna do cycka każda odchodziła ze swoją diagnozą. A to brodawki za duże, a to cofnięta bródka, a to brak mleka w cyckach i jeszcze wiele innych. I tak siedziałam z maluchem, który był kochany i spokojny i tylko jak głodny to płakał. I tak na zmianę, cycek - butelka - laktator - pół godziny przerwy i znowu to samo. W 3 dobie wracałam do domu z 40ml odciągniętego mleka i wierzyłam że oto mój koszmar się kończy i zaraz będziemy pięknie karmić. Pamiętam nawet że mały possał cycka w domu tuż po przyjeździe i a ja czułam że oto w końcu zaczyna to działać. A potem przyszła noc...
Mały zapłakał o żarcie a ja nie mogłam się ruszyć. Syna nakarmił ojciec mm, a ja próbowałam wstać. Ból kręgosłupa nie do opisania i tak kolejne dni zamiast walczyć o cycka, jeździłam po jakiś fizjoterapiach i próbowałam stanąć na nogi. Po kilku dniach w końcu byłam w stanie utrzymać jedną pozycję około 30 minut, ale mijał tydzień od porodu, a mały coraz głośniej płakał jak tylko widział cycka. Do tej pory mam gdzieś moje notatki jak po 10-20-30 minut przystawiam małego, on łapie cycka na 5 minut i potem ryk, dostawianie, ciumkanie 5 minut i ryk. Mleko w cyckach było, więc gdzie problem? I tak mały dostawał butlę z moim mlekiem, a ja odciągałam dalej w strachu, że mleko zniknie jeśli nie będę ściągać. Po 10 dniach od porodu była u nas CDL - cudowna kobieta, która 2,5h pokazywała nam jak dbać o malucha i próbowała ratować KP. Ona sama jednak już widziała u mnie niechęć do KP, bo ile można patrzeć na dziecko, które ryczy gdy tylko poczuje cycka? Opowiedziała mi więc o KPI i pocieszała, że takie karmienie mimo że super wymagające, to też możliwe wiele miesięcy. Powiedziała co mam robić, aby jeszcze powalczyć o KP, ale jasno dała znać: to może potrwać 2 dni, 2 tygodnie, 2 miesiące a może w ogóle się nie udać. Wytrwałam kolejne 5 dni tej walki, podczas których mały ani razu nie złapał za cycka. 15 dni po porodzie ostatni raz spróbowałam KP i potem już nigdy więcej nie podawałam cycka.
W tym czasie ciągle chodziłam na fizjo, ćwiczyłam w domu i walczyłam z żołądkiem. W szpitalu faszerowali mnie ketonalem, w domu też go brałam na bóle kręgosłupa i w ten sposób doprowadziłam się do takich bóli żołądka, że całymi dniami nic nie jadłam. W ciągu kilku dni (2 tydzień po CC) schudłam wszystko co zyskałam w ciąży plus kilka dodatkowych kilogramów. Wszystkie sukienki jakie zamówiłam sobie do karmienia wisiały na mnie jak na kościotrupie. Dopiero w 3 tygodniu życia małego bóle brzucha przeszły, a ćwiczenia na kręgosłup pomagały jakoś funkcjonować.
Szczerze? Reszty niedogodności połogowych nie pamiętam. Wiem, że 4 tygodnie krwawiłam, rana po CC się jakoś goiła, bolało mega obkurczanie macicy, ale to były jakieś drobne niedogodności przy tym co opisałam wyżej.
Kręgoslup leczę do tej pory i końca nie widać.
I tylko się cieszę, że trafił mi się super syn. Mało płacze od urodzenia (chyba, że się spóźnię z podaniem butelki o 2 sekundy). Nie miał kolek, jak tylko zaczął się świadomie uśmiechać, to szczerzy się do tej pory. Nawet jak coś go boli, to łatwo go rozśmieszyć. Jest moim promykiem, który codziennie daje mi mnóstwo radości. Sam się bawi, potrafi godzinę leżeć na macie i bawić się zabawkami. Pięknie sam zasypia, nie musimy go nosić. Daje się usypiać mojej mamie, mojemu tacie, oczywiście swojemu też
Ma tylko problemy skórne, które w ostatnich tygodniach się nasiliły, ale zwalczymy to. Jego asymetria też dała nam czas na zabawę przy ćwiczeniach i nie wspominam tego czasu źle.
Wszystkie mamy wokół pytają mnie "jak Ty to robisz, że on jest taki spokojny i radosny". A ja wiem, że nie mam na to żadnego wpływu, tak jak inne mamy, które mają dzieci płaczące nie mają na to wpływu. Jednym się trafia dziecko wymagające innym nie. Tyle jest mam, które mają dwoje dzieci - jedno spokojne, drugie płaczliwe. Serio - możemy tylko dziecko kochać i je wspierać w codziennej podróży przez życie przez te pierwsze miesiące. Dopiero potem wchodzi moment, kiedy nasze działanie w końcu można nazwać "wychowywaniem". Dlatego dziewczyny - zero zastanawiania się czy mogę coś robić lepiej. Wszystkie jesteście specjalistkami w wychowywaniu swoich dzieci i najlepiej wiecie co robić -
nick nieaktualnyKoleżanka dziś udostępniła na fb
BYC MAMA!
Nikt cię nie widział, zupełnie nikt
gdy o 3 nad ranem
znów się obudzili. (...)
Nikt nie widział okruszków
w twoim staniku, gdy przebierałaś się w nocy,
takie szykowne życie.
Bycie mamą.
Wycieranie nosów,
mycie buzi,
próby bycia spokojną.
(na cholerę)
(...)
Nikt nie widział cię
trzymającej na rękach malca, który nie chciał zejść. (...)
Nikt nie widział cię kiedy znów padał deszcz,
dzieci były chore,
a ty nie wychodziłaś z domu przez trzy dni.
Nikt tego nie widział.
Nikt nie widział ile razy oglądałaś "Świnkę Peppę",
ile razy musiałaś słuchać, co stało się z kocykiem Igipigla z "Dobranocnego ogrodu". (...)
Nikt nie widział cię w samochodzie,
kiedy pierwszy raz zawiozłaś dziecko do przedszkola
i choć obiecałaś sobie, że nie będziesz,
płakałaś całą drogę do domu.
Nikt nie widział, że byłaś całkowicie pusta,
a dawałaś z siebie wszystko,
robiłaś wszystko, co mogłaś. (...)
Nie widziałam cię jakiś czas,
długo nie rozmawiałyśmy
ale kiedy widzę zdjęcia twoich wspaniałych dzieci,
które czasem publikujesz,
czuję, jakbym widziała ciebie. (...)
Nikt nie widział wszystkich rzeczy, które robisz,
wszystkich sposobów, w jakie radzisz sobie
z pytaniem
"Kiedy wracasz do pracy?"
Myślisz wtedy, że jedna z najcięższych prac,
jakie miałaś i jakie będziesz miała,
jest traktowana jak nicnierobienie i siedzenie w domu.
Nikt cię ostatnio nie widuje,
ale budujesz coś,
co nigdy nie upadnie,
miłość, która nigdy nie zniknie.
Czasem jest nudno.
Czasem jest okropnie.
Czasem czujesz, że nigdy nie byłaś szczęśliwsza.
Nikt nie widział jak wiele z siebie dajesz,
każdego dnia,
każdej nocy,
o 5 nad ranem
i 5 po południu,
w każdej chwili.
Powiedziałam ci kiedyś,
że myślę,
że jesteś naprawdę wspaniałą Mamą?
Powkurzajmy się razem.
"Bycie mamą uczy... ze istnieje w Nas wewnętrzna siła o jakiej nie mialo sie pojecia... I że istnieją lęki z których nie zdawalo sie sprawy........"Lusesita, Bajkaaa, Patrycja20, KateHawke, summer86 lubią tę wiadomość
-
Juicy, dzielna jesteś! Ból kręgosłupa to jest straszna rzecz, a tu jeszcze w połogu i przy maleńkim dziecku... Postawiłabym Ci coś dużego i mocnego, jakbyśmy się kiedyś spotkały!
-
Juicy podziwiam za wytrwałość.
a powiedz mi ile Huba je? Jak duże porcje musisz mu szykować?