gdzie rodzić w Warszawie? ;)
-
WIADOMOŚĆ
-
Ja też jadę na Inflancką choć leżenia na patologii nie wspominam najlepiej. Ostatnio rodziło tam kilka koleżanek i każda opisuje porody i opiekę po dosyć dobrze.
Prawda taka że w każdym szpitalu możemy trafić na jędze. Nie ma szpitala w którym każdy poród przebiegł szybko i bez komplikacji. Jak chce się mieć pewność że położna będzie miła i pomocna to trzeba zapłacić. A tak to zawsze ryzyko.
Żelazna też jest spoko jeżeli chodzi o wyposażenie ale tam nawet nie próbuje jechać po tym jak moją szwagierkę z 6cm rozwarcia i mega bólami próbowali odesłać do Wołomina albo Sochaczewa...mnie też nie chcieli przyjąć jak miałam problemy na początku ciąży. Także jak tacy są to niech spadają.
Madalińskiego znam z opowieści koleżanek- raczej na plus, choć też słyszałam o jednej lekarce mendzie.
O Praskim słyszałam że teraz się mega poprawiło po remoncie, o Starynkiewicza raczej negatywy, o Bródnowskim że uwielbiają nacinać, a w Bielańskim córce mojej sąsiadki zszyli pipkę razem z odbytem (pękła) bo się lekarka zagadała z położną. Jak się prowadzi prywatnie ciążę u Dębskiego to podobno lux malina w Bielańskim. W Orłowskim i Kasprzaka warunki spartańskie ale opieka bardzo dobra. Wybór spory ale co tu wybraćMartii, Kuki lubią tę wiadomość
-
Martii wrote:Fatim napisz proszę dlaczego dyskwalifikujesz MSWiA ?
przede wszystkim standard, sale po remoncie są opłakane a sala porodowa 1 osobowa (płatna) wygląda tak jak sale standardowe w innych szpitalach. druga sala porodowa jest 2osobowa - ciasna jak cholera do połowy zabudowana niskim murkiem a reszta zasłonięta parawanem, człowiek czuje się jak w kiblu tak ciasno jest. Przy zwiedzaniu jedna kobieta rodziła i niedostała tej 1 osobowej sali do porodu z mężem tylko w tej ciasnej 2 leżała a my staliśmy "obok za parawanem". dziecko warzone,mierzone jest za kolejną ścianką działową i rodzice tego nie widzą. W płatnej sali robią to na oczach matki, ale też za dużo miejsca tam nie ma. No i oczywiście sala taka kosztuje 300zł dla osób, które zapłaciły za SR z własnej kieszeni i 500zł dla tych, którym refundował NFZ.
na stronie pisze, że 1 łazienka przypada na 4 łóżka. W rzeczywistości wygląda to tak:
cały korytarz i jedna łazienka z 2 prysznicami i 2 wc też bardzo ciasno, większe kobiety to chyba bokiem się tam przemieszczają
co do sal poporodowych to sale są głównie 2 osobowe (rzecz jasna bez łazienek) i tak wąskie, że goście się nie mieszczą a jedno łóżko jest przystawione do 2 wężykiem tak, że wącha się stopy drugiej mamy
Ogólnie jestem zszokowana, że takie warunki jeszcze gdzieś istnieją.
Teraz rozważam poród na Madalińskiego lub Inflanckiej i chyba zdecyduję się na ten pierwszyWiadomość wyedytowana przez autora: 13 sierpnia 2015, 11:49
Martii lubi tę wiadomość
-
byłam też na Inflanckiej i powiem wam, że warunki mają całkiem niezłe. 7 sal porodowych, każda 1 osobowa, nie za duża, nie za mała, pokoje poporodowe głównie 2 osobowe z łazienkami, do standardu nie można się przyczepić. byłam umówiona z poleconą położną i to między innymi przez nią nie jestem w 100% przekonana by tam rodzić. na pytania odpowiadała zbywczo, tylko na początku się "starała" a później to takie odpowiedzi skonstruowane z 1 zdania, przemądrzałe - że ona wie lepiej i nie idzie na ustępstwa (moje odczucie) i spoglądanie na zegarek co chwilę, bo dyżur zaczęła...zniechęca mnie te dokarmianie MM nawet bez wiedzy matki, myślę, że gdybym trafiła na lepszy humor położnej, której zamierzałam płacić to nie wahałabym się tak
Madalińskiego z dotychczasowych sal obejrzanych na szybko standard nieco gorszy niż na Inflanckiej za to trafiłam na tak miłą i ciepłą panią, która wyczerpująco odpowiadała na moje pytania, że mnie urzekła po prostu Madalińskiego obecnie jest w trakcie remontu więc korytarze są pokryte karton gipsem i mają gdzieniegdzie dziury, sal porodowych nie widziałam, obawiam się tylko porodu przy innej rodzącej, bo należę do tych wstydliwych, panikar co przeżywają wszystko latami
Słyszałam też niestety, że opieka poporodowa również tam kuleje (jeśli nie zapłaci się kolosalnej sumy za pokój de lux jak to nazywają "apartament" lub sale 1 osobową) -
to zależy od szpitala, najlepiej umówić się z położną na oprowadzenie pod pretekstem szukania prywatnej położnej
no i wiadomo, pokażą ci tylko te pokoje, które będą puste żeby komuś nie wchodzić wycieczkąWiadomość wyedytowana przez autora: 13 sierpnia 2015, 17:17
-
na mnie inflancka i położne tam zrobiły beznadziejne wrażenie, jak poszłam ze skierowaniem od mojego gina. nie chciałabym tam rodzić.
co do Madalińskiego, to po opowieści siostry L, w życiu tam nie pójdę. Ale od lipca, dla tych, które chcą rodzić w Domu Narodzin, działa ichniejszy DN !
-
zakocona wrote:na mnie inflancka i położne tam zrobiły beznadziejne wrażenie, jak poszłam ze skierowaniem od mojego gina. nie chciałabym tam rodzić.
co do Madalińskiego, to po opowieści siostry L, w życiu tam nie pójdę. Ale od lipca, dla tych, które chcą rodzić w Domu Narodzin, działa ichniejszy DN !
O jakie opowieści chodzi?
Wczoraj oglądałam te dokumenty z porodówki i całkiem całkiem to wyglądało, o ile wszyscy poza kamerami sa tacy pomocni -
Ja już po, więc chętnie podzielę się doświadczeniami. Mój syn jutro kończy 5 miesięcy, rodziłam przez CC (planowe) na Madalińskiego.
Najpierw były jaja ze skierowaniem na CC. Dostałam skierowanie od okulisty ze względu na zły stan siatkówki (skierowanie nie było lipne, naprawdę mam uszkodzenia i czekam na zabieg, miałam historię choroby, dokumenty, USG oka z opisem itd.). Ordynator jednak stwierdził, że on jako ginekolog uważa, że lepszy dla mnie będize poród sn a skoro oku mógłby zaszkodzić wysiłek związany z parciem, to on proponuje zakończenie porodu... kleszczami lub próżnociągiem! Afera była nie z tej ziemi, ja się poryczałam, żadnych kleszczy, skierowanie miałam legalne, donosiłam jeszcze dodatkowe dokumenty, na drugim spotkaniu inna lekarka też chciała mi ten próżnociąg wmawiać.. normalnie cyrk na kółkach. Ale zaparłam się rękami i nogami i dostałam termin.
W przeddzień porodu zgłosiłam się do nich na badanie krwi zaś w dniu porodu stawiliśmy się na izbie przyjęć na 7:30. Okazało się, że jeszcze 5 kobiet ma termin na ten dzień i w efekcie pocięli mnie o 14:00. Do tej pory nie wolno mi było jeść ani pić ale dostawałam kroplówki nawadniające, więc nie było źle.
Na sali operacyjnej towarzyszył mi mąż (koszt 200 zł), znieczulenie w ogóle nie bolało, małego wyciągnęli w 10 minut, zważyli, zmierzyli i mąż z nim wyszedł a mnie szyli jeszcze ok. 40 minut.
Potem zostałam przewieziona na salę pooperacyjną, mąż i synek przyszli ze mną. Małego od razu dostałam do kangurowania, położna pokazała mi też jak go przystawić do piersi. Po 2h synek poszedł spać do "mydelniczki" czyli takiego plastikowego łóżeczka na kółkach, które przez cały czas stało obok mnie. Położne zajmowały się ubraniem go i przewinięciem, ja się nie mogłam ruszyć a mąż w emocjach wszystko filmował i fotografował na szczęście po kangurowaniu synek przespał bite 8 godzin. Z sali pooperacyjnej mężowie zostali wyproszeni ok. 21:00. Mnie znieczulenie zeszło po ok. 2 - 3h, potem cały czas dostawałam kroplówki przeciwbólowe ale rana ostro dawała mi popalić. Położne zachęcały do wstawania już po 6h ale nie byłam w stanie, jedynie podniosłam sobie oparcie łóżka do pozycji siedzącej (łóżka nowoczesne, elektronicznie regulowane). Wstałam po ok. 8h od operacji, dostałam też wtedy pić i kleik ryżowy do zjedzenia, wstąpiło we mnie nowe życie i zgłosiłam, że jestem gotowa, żeby przenieść się na oddział. Opiekę na pooperacyjnej oceniam jako bardzo dobrą.
Trafiłam do nowo wybudowanego skrzydła, pokój 2 osobowy z łazienką, ładnie, czysto i nowocześnie. Synek był ciągle przy mnie. Z powodu jego żółtaczki spędziliśmy w sumie w szpitalu 6 dób, był naświetlany w inkubatorze, inkubator przyprowadzono mi do sali, byłam z nim cały czas. Co rano były dwa obchody: położniczy i pediatryczny, i o ile na pediatrycznym dzieci były badane bardzo dokładnie, to w czasie położniczego właściwie nikt się pacjentkami przesadnie nie interesował, jeśli nie zgłaszało się, że coś niepokojącego się dzieje, np. musiałam się prosić, żeby ktoś obejrzał moją ranę i powiedział mi, czy się dobrze goi. Wieczorem przychodziła położna kąpać dzieci. Generalna zasada - ktoś wchodzi do sali, nie przedstawia się i podaje mi leki albo chce mi zrobić zastrzyk trzeba się dopytywać, co to jest i co pani zamierza mi wstrzyknąć oczywiście zero "dzień dobry" i tym podobnych uprzejmości... położnych i pielęgniarek jest malutko i wiecznie nie mają czasu, jak w 2 dobie po porodzie miałam problemy z karmieniem, to nie można było się doprosić pomocy, w końcu wpadła jedna pani, powiedziała: "to jest dziecko, to pierś, przystawić to do tego i niech ssie" i poleciała dalej Jedyna miła, kulturalna i pomocna położna trafiła mi się w dniu wypisu. Miłe były też pielęgniarki neonatologiczne. Generalnie wielki plus za dobre warunki lokalowe, za opiekę plus/minus. Acha, żarcie względnie dobre, na śniadanie owsianka, pieczywo, twaróg, dżem i jednego dnia jogurt a drugiego pieczone jabłko (i tak na zmianę), na obiad jakieś rzadkie zupy plus przeciętnie jadalne drugie, na kolację najczęściej też twaróg i pieczywo, ew, jakaś wędlina, rodzina mnie oczywiście dożywiała ale powiedzmy, że to nie było tragiczne.
W sumie drugie dziecko też mogłabym tam rodzić.Martii, Mysia881 lubią tę wiadomość
-
lulu_ovufriend wrote:Ja już po, więc chętnie podzielę się doświadczeniami. Mój syn jutro kończy 5 miesięcy, rodziłam przez CC (planowe) na Madalińskiego.
Najpierw były jaja ze skierowaniem na CC. Dostałam skierowanie od okulisty ze względu na zły stan siatkówki (skierowanie nie było lipne, naprawdę mam uszkodzenia i czekam na zabieg, miałam historię choroby, dokumenty, USG oka z opisem itd.). Ordynator jednak stwierdził, że on jako ginekolog uważa, że lepszy dla mnie będize poród sn a skoro oku mógłby zaszkodzić wysiłek związany z parciem, to on proponuje zakończenie porodu... kleszczami lub próżnociągiem! Afera była nie z tej ziemi, ja się poryczałam, żadnych kleszczy, skierowanie miałam legalne, donosiłam jeszcze dodatkowe dokumenty, na drugim spotkaniu inna lekarka też chciała mi ten próżnociąg wmawiać.. normalnie cyrk na kółkach. Ale zaparłam się rękami i nogami i dostałam termin.
W przeddzień porodu zgłosiłam się do nich na badanie krwi zaś w dniu porodu stawiliśmy się na izbie przyjęć na 7:30. Okazało się, że jeszcze 5 kobiet ma termin na ten dzień i w efekcie pocięli mnie o 14:00. Do tej pory nie wolno mi było jeść ani pić ale dostawałam kroplówki nawadniające, więc nie było źle.
Na sali operacyjnej towarzyszył mi mąż (koszt 200 zł), znieczulenie w ogóle nie bolało, małego wyciągnęli w 10 minut, zważyli, zmierzyli i mąż z nim wyszedł a mnie szyli jeszcze ok. 40 minut.
Potem zostałam przewieziona na salę pooperacyjną, mąż i synek przyszli ze mną. Małego od razu dostałam do kangurowania, położna pokazała mi też jak go przystawić do piersi. Po 2h synek poszedł spać do "mydelniczki" czyli takiego plastikowego łóżeczka na kółkach, które przez cały czas stało obok mnie. Położne zajmowały się ubraniem go i przewinięciem, ja się nie mogłam ruszyć a mąż w emocjach wszystko filmował i fotografował na szczęście po kangurowaniu synek przespał bite 8 godzin. Z sali pooperacyjnej mężowie zostali wyproszeni ok. 21:00. Mnie znieczulenie zeszło po ok. 2 - 3h, potem cały czas dostawałam kroplówki przeciwbólowe ale rana ostro dawała mi popalić. Położne zachęcały do wstawania już po 6h ale nie byłam w stanie, jedynie podniosłam sobie oparcie łóżka do pozycji siedzącej (łóżka nowoczesne, elektronicznie regulowane). Wstałam po ok. 8h od operacji, dostałam też wtedy pić i kleik ryżowy do zjedzenia, wstąpiło we mnie nowe życie i zgłosiłam, że jestem gotowa, żeby przenieść się na oddział. Opiekę na pooperacyjnej oceniam jako bardzo dobrą.
Trafiłam do nowo wybudowanego skrzydła, pokój 2 osobowy z łazienką, ładnie, czysto i nowocześnie. Synek był ciągle przy mnie. Z powodu jego żółtaczki spędziliśmy w sumie w szpitalu 6 dób, był naświetlany w inkubatorze, inkubator przyprowadzono mi do sali, byłam z nim cały czas. Co rano były dwa obchody: położniczy i pediatryczny, i o ile na pediatrycznym dzieci były badane bardzo dokładnie, to w czasie położniczego właściwie nikt się pacjentkami przesadnie nie interesował, jeśli nie zgłaszało się, że coś niepokojącego się dzieje, np. musiałam się prosić, żeby ktoś obejrzał moją ranę i powiedział mi, czy się dobrze goi. Wieczorem przychodziła położna kąpać dzieci. Generalna zasada - ktoś wchodzi do sali, nie przedstawia się i podaje mi leki albo chce mi zrobić zastrzyk trzeba się dopytywać, co to jest i co pani zamierza mi wstrzyknąć oczywiście zero "dzień dobry" i tym podobnych uprzejmości... położnych i pielęgniarek jest malutko i wiecznie nie mają czasu, jak w 2 dobie po porodzie miałam problemy z karmieniem, to nie można było się doprosić pomocy, w końcu wpadła jedna pani, powiedziała: "to jest dziecko, to pierś, przystawić to do tego i niech ssie" i poleciała dalej Jedyna miła, kulturalna i pomocna położna trafiła mi się w dniu wypisu. Miłe były też pielęgniarki neonatologiczne. Generalnie wielki plus za dobre warunki lokalowe, za opiekę plus/minus. Acha, żarcie względnie dobre, na śniadanie owsianka, pieczywo, twaróg, dżem i jednego dnia jogurt a drugiego pieczone jabłko (i tak na zmianę), na obiad jakieś rzadkie zupy plus przeciętnie jadalne drugie, na kolację najczęściej też twaróg i pieczywo, ew, jakaś wędlina, rodzina mnie oczywiście dożywiała ale powiedzmy, że to nie było tragiczne.
W sumie drugie dziecko też mogłabym tam rodzić.
A na ile przed terminem porodu zrobili Ci planowane CC ? Ja mam podobna sytuacje do Ciebie, tylko ze mam zalecenie CC ze względu na problemy z kręgosłupem i myśle właśnie o Madalińskiego. A termin porodu według ostatniej miesiączki mam na 1 stycznia, według usg 28 grudnia i jestem ciekawa kiedy zrobią mi CC. Wogole super, ze to wszystko napisałaś
lulu_ovufriend lubi tę wiadomość