poród - razem z m czy sama?
-
WIADOMOŚĆ
-
Karola1988 wrote:Rodziłam z mężem i teraz wiem że była to świetna decyzja. Nie wyobrażam sobie co by sie działo gdyby go nie było. Bóle miałam bardzo mocne, a sama jego obecność już sprawiała, że czułam się lepiej. No a poza tym teraz wciąż powtarza, że jest ze mnie dumny i mnie podziwia- bo widział na własne oczy trudy porodu.
-
Nie mam własnego doświadczenia ale na praktykach byłam przy porodzie i facet bardziej panikował niż kobieta i przez to przeszkadzał.
Z drugiej strony kolega który był przy porodzie stwierdził ,że kobity powinny kategorycznie zabraniać swojemu facetowi uczestniczenia w tym bo to nie jest dla nich odpowiednia chwila ;p
-
Ja planuję poród z mężem. Nie jest raczej z tych co tchórzą, póki jego nie boli Co innego dentysta
Rozmawiałam z dwoma kolegami, którzy byli przy porodach swoich dzieci i obaj zgodnie i niezależnie od siebie twierdzą, że to były jedne z najlepszych chwil w życiu. Mam nadzieję, że i u nas tak będzieWiadomość wyedytowana przez autora: 22 lipca 2016, 11:23
-
My planujemy we dwoje, ale nie wiemy co nas czeka i rozumiem i mówię, że zawsze w każdej chwili może wyjść odetchnąć lub wyjść i nie wracać jak nie poczuje się na siłach. Ma tylko zakaz podchodzenia od frontu robót. Tak samo pępowina, będzie chciał to ok, nie to nie, sama nie wiem czy bym potrafiła;)
-
mnie kiedys straszyli ze potem facet ma inne podejscie do seksu z zona po takim widoku ale wogole to nie prawda jest. w naszym zyciu intymnym nic sie nie zmienilo. pepowine tez przecial no ale to zalezy od faceta, on sam musi sie doinformowac co to znaczy porod i zadecydowac czy chce...
polkosia lubi tę wiadomość
-
Mąż jest dobry, żeby ewentualnie pogonił lekarza lub położną, tudzież do masażu kręgosłupa:)
-
Planuje z mężem, innej opcji nie biorę pod uwagę.
Nie wyobrażam sobie samotnego porodu, jestem raczej wycofana i nieśmiała. Ogólnie ciężko mi walczyć o swoje w różnych dziedzinach życia i pewnie zostawiliby mnie na sali samej sobie. Mój mąż jest bardzo silną jednostką i nie wyobrażam sobie, że mogłoby go zabraknąć obok.Goździk89, Ulciak lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Ja też rodziłam z mężem. Dał mi ogromne wsparcie, cały czas do mnie mówił, trzymał za rękę, to bardzo pomagało podczas skurczy. No a potem jak mnie szyli zajmował się naszą dzidzią. Myślę tylko, że on tego zbyt dobrze nie wspomina, bo teraz jak zaproponowałam, żeby był ze mną przy drugim porodzie to spytał tylko "a muszę?".
-
U nas wyglądało to tak.. chciałam żeby poród był wspólny, żebyśmy przeszli przez to razem i takie było założenie. Przygotowywaliśmy się do tego, wszystko było jak trzeba ale niestety w ostatniej chwili okazało się, że będę sama. Nie byłam na to przygotowana i to chyba mnie załamało, bo nie brałam takiej myśli do siebie. Ale na szczęście wszystko się udało.
-
Ja rodziłam z mężem. Nie byłam przekonana, ale nie żałuję. Mąż patrzył jak główka wychodzi i na wszystko i zadowolony. Dumny teraz jest i mówi , że nic go nie obrzydziło. Mówi, że to co innego. A jeszcze na początku ciąży, wcale nie chciał być przy porodzie.
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyW trakcie pierwszego porodu naturalnego i w trakcie drugiego porodu cesarki maz byl ze mna i nie wyobrazam sobie zeby bylo inaczej, sama nie dalabym rady. Chociaz przyznam, ze w trakcie skurczy, gdy rodzilam naturalnie, a on mowil nie wdychaj tyle gazu, albo oddychaj mialam chwilami ochote go udusic:) Jednakze nie wyobrazam sobie zeby go nie bylo przy mnie wtedy, zreszta sam chcial byc, nie zmuszalabym go jakby nie chcial.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 stycznia 2017, 13:23
-
Jak pojawia się temat rodzenia z mężem czy bez niego od razu przychodzi mi do głowy cytat "...jeśli nie potrafisz znieść mnie kiedy jestem najgorsza, to cholernie pewne, że nie zasługujesz na mnie, kiedy jestem najlepsza".
Co prawda do tematu porodu nie do końca to pasuje, bo wydaje mi się jednak, że kobieta w trakcie porodu jest najpiękniejszym zjawiskiem naturalnym, jakie istnieje. Tak, jasne - pot, krew, łzy, maź i wydzieliny. Czy boję się, że mój P. przestanie mnie pożądać, kiedy zobaczy mnie stękającą i prężącą się? Nie. Ale też i nasze życie erotyczne nigdy nie sprowadzało się do chodzenia w peniuarach, wstawania przed nim rano i wchodzenia w pełen makijaż. Może gdybyśmy mieli mniejszy staż.
Kolejna sprawa - wyobraźmy sobie, że nie chodzi o poród, tylko jakiś nieprzyjemny wypadek - jakaś spora, widoczna rana. I co, miałabym wtedy mu powiedzieć - Kochanie, pojadę z Tobą karetką, odprowadzę pod samą salę, ale już na zszywanie wolałabym nie zostać, widzę jak cierpisz, krew Ci leci, no sorry, ale jakoś MI SŁABO NA TWÓJ WIDOK. No, nie, przysięgałam mu, że będę z nim na dobre i złe, to jest dla mnie bardziej oczywiste jak oddychanie. No ale ja jestem z tych, co potrzebują mieć męża obok (choć powiedzieliśmy sobie otwarcie, że sytuacja może się zmienić i wtedy ja go mogę w każdej wyprosić, a on może wyjść, zaczerpnąć powietrza, to nie sądzę, żeby taka potrzeba była), jakoś nie widzę opcji zastąpienia go doulą, czyli osobą, która tego samego wsparcia miałaby mi zapewnić, tyle że za kasę. Chyba bym takiego wsparcia na poziomie podświadomości "nie kupiła". Nie będzie patrzeć mi w krocze, bo i po co, tam ma zaglądać położna. Ale ciąża mi pokazała, jakim wielkim jest oparciem, jaką ulgę daje dotyk ciepłych dłoni na krzyżu, jak dobrze jest się na nim wesprzeć, jak coś boli i ciągnie. A przede wszystkim tak jest zakochany w synu, że ogromną krzywdę bym mu zrobiła, odcinając od tego momentu, kiedy w końcu się nam objawi.
Rozumiem oczywiście dziewczyny, które mówią, że one sobie nie życzą czyjejś obecności. Są kobiety kotki, które najchętniej rodzą same, albo zawsze, albo przy konkretnym dziecku. I to jest ok, o ile faktycznie tak myślą, albo jest to spowodowane dość krótkim jeszcze stażem związku (sama położna mówiła, że pary z krótkim stażem mogą nie być gotowe widzieć siebie w ekstremalnych warunkach porodu, bo zwyczajnie wzajemne zaufanie się jeszcze nie pogłębiło). Czasem jednak warto usiąść i zdobyć się na szczerość wobec samej siebie - czego ja się właściwie boję? Czasem prawdziwą przyczyną jest niepewność siły relacji, wynik braku wiary w siebie, albo siłę partnera, brak poczucia bycia atrakcyjną, chęć noszenia maski opanowanej, eleganckiej, seksownej dziewczyny zawsze i wszędzie - wtedy naprawdę warto nad tym popracować, nie tylko na potrzeby porodu!Wiadomość wyedytowana przez autora: 15 marca 2019, 14:41
-
Ja rodziłam z mężem i w kontekście części szpitalnej porodu to chyba najbardziej jego obecność cenię sobie za to, że jak tylko ktoś z personelu coś wymyślił do zrobienia i to zakomunikował i generalnie nie bardzo czekał na moje potwierdzenie to mój mąż za każdym razem mówił że nie ma takiej opcji żeby coś zrobili do momentu aż on się nie upewni że ja sobie tego w 100% życzę. No i za to że mi herbatkę przynosił do picia w czasie porodu i ciastka i czekoladki po porodzie(nic innego nie mieli w szpitalu o tej godzinie ).
Ulciak lubi tę wiadomość
-
male_m wrote:Ja rodziłam z mężem i w kontekście części szpitalnej porodu to chyba najbardziej jego obecność cenię sobie za to, że jak tylko ktoś z personelu coś wymyślił do zrobienia i to zakomunikował i generalnie nie bardzo czekał na moje potwierdzenie to mój mąż za każdym razem mówił że nie ma takiej opcji żeby coś zrobili do momentu aż on się nie upewni że ja sobie tego w 100% życzę. No i za to że mi herbatkę przynosił do picia w czasie porodu i ciastka i czekoladki po porodzie(nic innego nie mieli w szpitalu o tej godzinie ).
był przy porodzie od początku do końca? -
Mój mąż był ze mną cały czas. I mimo, że nic nie gadaliśmy przez cały czas w szpitalu to jego obecność dużo dała. Podawał wodę, mówił która godzina, przy pełnym rozwarciu trzymał i masował plecy. Potem też musiał robić wiele rzeczy 8 przechodzić przed łóżkiem. Jakoś dał radę. Choć to byl jego drugi poród to jednak przyznał się l, że był w szoku.
Gdybym rodziła sama to bym leżała w łazience przez kilka godzin, bo nikt nie przychodził sprawdzać stanu na salach przedporodowych, a tak gdy raz zrobiło mi się stało ze zmęczenia to miał kto mnie łapać.M&M