Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Iza75 wrote:Ja własnie rozpoczynam 2 cykl staran. Niestety w tym sie nie udało, wczoraj przyszła @
Gosia ty z resztą też. może zrobicie sobie badania hormonów: prolaktyny, FSH, LH czasami gdy prolaktyna jest za wysoka tez ciężko zajśćIza75 lubi tę wiadomość
-
Witajcie dziewczyny!
Przyłaczam się do forum jesli można.
Jeśli chodzi o fakt Aniokowej mamy, to u mnie temat nie jest już taki świeży ale i nie stary. Pierwsze maleństwo (przeczuwam że syn) straciliśmy w 10tc, skończyło się łyżeczkowaniem, bo za żadne skarby nie udało się inaczej, tzn. lekarze próbowali u mnie wywołać poronienie ale się nie udało, ani kropelka krwi nie poleciała, więc jak już wcześniej pisałam skończyło się zabiegiem. Stosunkowo szybko zaszłąm w następną ciąże bo po 2@, radość niewyobrażalna i klolejne przeczucie-będzie córka i oczywiście nie myliłam się(zaraz dostałam leki na podtrzymanie) Od początku księżniczka tatusia, ileż on się oczekał, aż brzdąc go wreszcie kopnie i udało się, dostał strzała jak zaczął mówić do Franka zamiast do Lenki-kilka dni później badania potwierdziły że to dziewczynka:)
W 14/15tc pierwszy raz trafiłam do szpitala z plamieniem, oczywiście łzy, panika, że znów poroniłam, ale okazało się że nic się nie dzieje, dostałam kroplówke i po tygodniu do domu.
Na przełomie 19/20tc znów to samo- lekarze żartowali że ja tak co kilka tygodni na kropłóweczke w ramach relaksu będę przyjeżdżać bo niektóre kobiety tak mają i mam sie nastawic ze to pewnie nie ostatni raz, no i znów potygodniu do domu.
W 24tc (niedziela)ZNOWU! Tym razem przyjechałam z plamieniem i skurczami. Dostałam kroplówkę jak zwykle ale tym razem było jakos inaczej. Do wtorku ok, a w środe znów skurcze i coraz większe plamienie, jakby wróciło ze zdwojoną siłą. Oczywiście badania, badania, badania, leżałam juz z miednicą w górze i miałam basen:/ bardzo upokarzające są to sytuacje ale czego sie nie robi dla dziecka, byle cała i zdrowa. Nikt mi do końca nie powiedział co się dzieje, tylko rozmawiali między sobą, a to szyjka skrócona, a to łożysko brzeżnie przodujace itp. itd. Dostałam 2 dawki celestonu (na płucka dla dzieciątka), wiedziałam że jest źle, ale nie wiedziałam że aż tak, więc na początku mnie to zdziwiło po co tak wcześnie przecież ledwo sie zaczął 6 m-c. w czwartek zaczęłam dostawać kroplówki Fenoterol (to na zatrzymanie skurczów), lekarze już się tylko modlili żebym nie urodziła w nocy bo oni nie mają takich inkubatorków, żebym zdążyła dojechać do Krakowa(na Kopernika). Wyjechałam w piatek rano, pomyślałam że teraz już bedzie dobrze, cała masa specjalistów (i studentów o zgrozo, ale i tak już byłam odarta z intymności wiec było mi wszystko jedno). Jakże bardzo się myliłam...wcale nie było dobrze, było coraz gorzej, pomijając fakt że karetką zapieprzali ile fabryka dała żeby sie mną ktos jak najszybciej zajął a w Krk czekałam na łóżko ponad 4 godziny, trzymając sobie kroplówkę w ręce. Od 12 w południe miałam skurcze co 5 minut, mimo że dostałam 2 litry fenoterolu i zaczęło mi siadac serce (to skutek uboczny) skurcze jak były tak były. O 1 w nocy dostałam dość silne leki nasenne bo już byłam niewyobrażalnie zmeczona i obolała, troche pomogło, ale tylko troche...w sobote przed 14 zaczęła sie akcja ratowania mnie i dziecka bo sie odkleiło łozysko, przez cc na świat przyszła nasza córeczka Lenka z wagą urodzeniową 630gram.
Radość mieszała się z ogromnym strachem i smutkiem, ja wiedziałam, że ona tego nie przezyje, lekarze nie dawali jej szans nawet na 1 dobę, jest po prostu za mała, nawet nie mogłam jej zobaczyc po porodzie bo od razu ją zabrali na patologię noworodków, a włąściwie skrajnych wcześniaków, usłyszałam tylko pierwszy i ostatni raz jej cichutki płacz, a właściwie pojękiwanie. Ku zdziweniu wszystkich ona walczyła, dała nam maleńką iskierkę nadziei kiedy mijały kolejne godziny a ona wciąż żyła. Jednak nasze szczęście nie trwało długo, nasza Kruszynka żyła tylko lub aż 5 dni, dokładnie 4 i pół doby. To był najlepszy ale i najgorszy czas w moim życiu. Płakałam bez przerwy, chciałam jej pomóc w tej walce ale nic nie mogłam zrobić, nawet nie mogłam jej dotknąć. Wszystko posypało się w 4 dobie, wiedzielismy że odchodzi, trafiliśmy na wspaniała panią doktor, która wszysko nam pięknie wyjaśniała i co najważniejsze pozwoliła zostać z nią do końca. Jedyne co mogłam zorbić to po prostu być przy niej i tak też się stało, nasza księżniczka zasnęła na zawsze, w moich ramionach, jakże to straszne ale i piękne dla mnie było. To był ten jeden moment kiedy mogłam się wykazać jako matka, kiedy mogłam coś dla niej zrobić... Wbrew wszystkiemu, po bardzo długim pozegnaniu, ona wybrała sobie moment kiedy my już byliśmy o tyle o ile spokojni. Kilka godzin wcześniej przechodziłam dosłownie spazmy z żalu i bólu jaki rozrywał moje serce, a później...wszystko się uspokoiło. Kiedy odeszła ogarnął mnie niewyobrażalny spokój, takie przyjemne ciepełko od środka...wiem że to zasługa mojego Aniołka. Dziś moja córka skończyłaby 2 miesiące (a własciwie powinna byc jeszcze w brzuchu) ale czuje jej obecnosc niemalze bez przerwy, kiedy ogarnia mnie taki niewyobrażalny spokój, ja wiem że to ona...
Miało byc krótko ale się nie udało, zbyt dużo w tym emocji żeby coś usunąćAnastazja85 lubi tę wiadomość
Nasze słoneczko Marcelinka 6.05.2016
~~~~~~
Lenka(25tc) ur. 31.05.2014, zm. 5.06.2014
Czuję, że synuś-Miłoszek(10tc), 4.10.2013r.
Aniołki nasze, dziękujemy, że mogliśmy się Wami cieszyć choć przez chwilę...Kochamy Was
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnygosia86 wrote:Marta ja dostalam po 44 dniach bez leków ale jeśli się niepokoisz to poczekaj do tych umiwnych 6 tygodni i pójdź wtedy, ja tak zrobilam, w sumie w dniu wizyty przyszła miesiaczka
Tak też zrobię bo od 9 sierpnia zaczynam pracę i bym wolała już być po tej pierwszej @ -
Monikk tak mi przykro, ale cieszę się,że tak pięknie o tym napisałaś,że mimo wielkiego bólu znalazłaś cząstkę szczęści jakim była chwila kiedy mogłaś usłyszeć płacz,czy też wziąć na ręce maleństwo..
-
nick nieaktualny
-
Dziewczyny, ja odkąd straciłam swoje dzieciaczki, cały czas myślę na temat tego co dzieje się w szpitalach. Po pierwsze poronienie nadal jest tematem tabu. Po drugie, nawet nie byłam świadoma, jak wiele kobiet przeżywa złość / smutek / żal / niesprawiedliwość...
Do tej pory opowiadałam to swoim najbliższym, ale teraz podzielę się tym również z Wami...
Po przyjęciu do szpitalach i kolejnych usg dostałam tabletkę poronną, później drugą. Na początku zaczęłam lekko krwawić. Wieczorem poczułam, że muszę do toalety... Gdy usiadłam "coś" ze mnie wyleciało. Byłam tak przerażona, że powiedziałam mojej mamie żeby zawołała pielęgniarkę. Ta sobie przyszła spacerkiem, zobaczyła do muszli klozetowej i stwierdziła "że dopiero przyszła do pracy i musi się przebrać itp.". Miała wrócić za chwilkę... Po 10 minutach, które były wiecznością, gdzie musiałam, jak pies warować przy toalecie żeby ktoś z niej nie skorzystał i czasem wody nie spuścił... krzyknęłam do mamy żeby poszła po tą pielęgniarkę, bo jeśli nie to sama dłońmi wyciągnę z toalety... Po kolejnych 10 min. łaskawie pielęgniarka przyszła. Wyciągnęła wielkimi szczypcami z toalety i zaczęła uświadamiać mnie, że to skrzep...
Ponad 3 godziny później z wielkim krwawieniem trafiłam do zabiegowego. Po zbadaniu przez ginekologa miałam iść do toalety i wrócić na łyżeczkowanie, Gdy wróciłam do zabiegowego na chwilkę zostawili mnie samą. Na stole stał plastikowy pojemniczek z plastrem, na którym zapisano datę, moje nazwisko i że ciążą bliźniacza. Podniosłam pojemnik a w nim moje jedno dziecko... Gdy wróciła pielęgniarka powiedziała do ginekologa "to ten pierwszy, wyleciał na samym początku".
Jak sobie myślę, że moje dziecko, które dla tej pielęgniarki było na początku skrzepem leżało w tym brudnym kiblu, na zużytym papierze toaletowym (po osobie, która wcześniej korzystała z toalety) to mi się wyć chciało. Po łyżeczkowaniu ocknęłam się jeszcze na chwilę w zabiegowym... W pojemniku były już moje dwa dzieciaczki... Takie malutkie, ale dla mnie wyglądały, jak najprawdziwsze, wyczekiwane dzieci... Widziałam wszystko - buzie, rączki, małe nóżki... Tak ich pragnęłam...
05.11.2015 Mój mały chłopczyk ❤
15.07.2014 DWA ANIOŁKI [*] [*] - 11 tc.
29.10.2014 biochemiczna
31.12.2014 pusty pęcherzyk
Jeśli masz zamiar w coś wątpić, to zacznij wątpić w swoje ograniczenia -
nick nieaktualny
-
Anastazja nawet nie chce sobie wyobrażać co musiałaś czuć. Jejku widzieć tak ciałka dzieci...
Bardzo podziwiam Cie że po tak krótkim czasie potrafisz już o tym mówić. Ja dwa tyg po poronieniu jeszcze całe dnie spędzałam w łóżku i ryczałam.
Straszne jest to, co nas spotyka. Straszne i niesprawiedliwe.
Dzisiaj mama czytała mi w jakiejś gazecie że kobieta urodziła wcześniaka i wyrzuciła w krzaki na polu... Dziecko leżało dwa dni zanim ktoś je znalazł. Ale żyje i walczy!
Straszne jest to że jedne kobiety porzucają dzieci a inne bardzo je pragną a mimo wszystko tracą. -
Nie wiem czy temat tabu ale napewno nikt nie był przeszkolony jak z nami postępować, a jeśli był to przespał wykłady. Dla mnie wielkim nieporozumieniem jest to że na oddziałach położniczych/ginekologicznych nie ma psychologa. Wiem że jest zatrudniony na onkologii, bo przez ten oddział też przeszłam, ale nie wydaje mi sie by mozna było wyważyć, z czym sobie człowiek poradzi lepiej a z czym gorzej. Ja co prawda nie mam większych zastrzeżeń co do szpitala w którym rodziłam, szczególnie miło wspominam panie z noworodków (troche gorzej oddział z kobietami w ciąży ale i tak nie najgorzej) jednak w ekstremalnych warunkach w którym funkocjonuje nasze chore państwo, wydaje mi się, że skoro szpital już ma oddział dla takich "beznadziejnych przypadków" myśle tutaj o tych dzieciach którym nie dają szans, to powinien mieć też zatrudnionego psychologa, nawet nie musi byc codziennie, byle był... U mnie dzięki Bogu pani doktor, która prowadziłą moją córcie była troche jak psycholog, albo poprostu lekarz z powołania co bardzo mi pomogło, jednak to mimo wszystko troche mało. Przy pierwszym dzieciątku, zostałam wypuszczona do domu jeszcze tego samego dnia, więc stwierdzili że teraz mam czas żeby poszukać sobie pomocy...słowem-paranojaNasze słoneczko Marcelinka 6.05.2016
~~~~~~
Lenka(25tc) ur. 31.05.2014, zm. 5.06.2014
Czuję, że synuś-Miłoszek(10tc), 4.10.2013r.
Aniołki nasze, dziękujemy, że mogliśmy się Wami cieszyć choć przez chwilę...Kochamy Was
-
u nas w szpitalu też na gin nie ma psychologa,mi bardzo pomogła rozmowa z położną ze szkoły rodzenia-kobieta nawet do mnie do domu chciała przyjechać.Zastąpiła psychologa w 100% !
-
Marlena - zaczęłam mówić, zaczęłam mówić nawet przyjaciółkom, które jeszcze nie rodziły. Nawet moja mama nie wiedziała, że istnieje coś takiego jak poronienie zatrzymane. Ja tym bardziej!!!
Przez pierwsze dni chodziłam po domu jak cień - nawet na krótkie spacery z psem nie chciało mi się tyłka ruszyć. Myślałam o tym i płakałam. Dokładnie tydzień po poronieniu wyszłam z domu. Najpierw laboratorium (badania krwi). Potem poszłam do babci - babcia, jak do babcia. Dużo się modli. Powiedziała mi, że ja też powinnam. A ja wtedy tak strasznie płakałam, bo byłam zła na Boga. Gdy byłam jeszcze w ciąży każdego dnia rano i wieczorem prosiłam tego u góry, żeby dzieci rosły i były zdrowe. Później poszłam do swojej ginekolog na dyżur do szpitala chwilkę porozmawiać. Wracając spotkałam znajomą, która ma 4 miesięcznego syna (widziała o moim poronieniu). Zapytała jak się czuję, a ja miałam ochotę odpowiedzieć, a jak mam się k... czuć! Odpowiedziałam, że raz lepiej a raz gorzej. Do tego sztuczny wyraz twarzy. Wróciłam do domu i chyba po raz pierwszy zaczęłam tak histerycznie płakać, że mój mąż nie widział czy to płacz czy śmiech. Nie mogłam przestać...
Od tego dnia zaczęłam mówić. Bo mnie nikt nie uświadomił, że jak czuję się dobrze w ciąży, to i tak może to być źle.
KLOCZU20 - pieprzony lipiec!
05.11.2015 Mój mały chłopczyk ❤
15.07.2014 DWA ANIOŁKI [*] [*] - 11 tc.
29.10.2014 biochemiczna
31.12.2014 pusty pęcherzyk
Jeśli masz zamiar w coś wątpić, to zacznij wątpić w swoje ograniczenia -
Co do psychologa - u mnie w szpitalu też nie ma. Zaczęłam się rozglądać za jakąś poradnią psychologiczną na NFZ. Jeszcze się tam nie udałam...
05.11.2015 Mój mały chłopczyk ❤
15.07.2014 DWA ANIOŁKI [*] [*] - 11 tc.
29.10.2014 biochemiczna
31.12.2014 pusty pęcherzyk
Jeśli masz zamiar w coś wątpić, to zacznij wątpić w swoje ograniczenia