Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
ja jestem 22 dni po łyżeczkowaniu i mam dziś śluz płodny... cos czuję, że się organizm ładnie rozreguluje..
coconue, uzbrój się kochana w cierpliwość.. to dla Twojego dobrastarania od 2007
mama bliźniaków [*] [*] grudzień 2015 10tc
"..nie mieliśmy szansy na dotyk.."
ivf czerwiec 2016 [*] [*] -
Nanatasza wrote:ja jestem 22 dni po łyżeczkowaniu i mam dziś śluz płodny... cos czuję, że się organizm ładnie rozreguluje..
ja wlasnie czekam na pierwsza @ po poronieniu i tak sie zastanawiam jak to teraz będzie, po pierwsze kiedy będzie ( jestem 19 dni po podaniu cytotecu od 5 dni juz w ogole nie krwawie jesli juz to raz na kilka dni taki rozowy sluz) a po drugie czy cykl mi sie zmieni czy bedzie taki sam- do tej pory mialam pieknie idealne cykle 28 dni. Ale pewnie jest tez roznica czy bylo lyzeczkowanie czy nie, no bo po lyzeczkowaniu jest tam idealnie czysto, a u mnie to tak nie do konca..."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mamo Mai dziekuje za calusy, zwlaszcza te od Wojtusia
Kochana tak, mam usg genetyczne w czwartek. Juz sie nie moge doczekać, siedzę jak na szpilkach. Mam nadzieję, że wszystko bedzie dobrze. Poki co jeszcze jestem w miare spokojna, ale pewnie im blizej czwartku tym bedzie gorzej...
W zeszlym tygodniu skontaktowala sie ze mna kolezanka, rowniez Aniolkowa Mama. Mieszka 15 km ode mnie. Stracila coreczke rok temu juz w dosyc zaawansowanej ciazy. A teraz jest w ciazy z drugim malenstwem. Dokladnie w tym samym tygodniu co ja. I tez w czwartek ma genetyczne. Wiec bedziemy sie wspierac. Razem razniej
Uściski dla Ciebie i Wojtusia - dla Niego mocniejsze
Wrzuc nam kiedys wolna chwilka jakas aktualna fotke
-
Hej kochane, wpadłam do was po odrobinę wsparcia i zrozumienia.
Dzień przed Wigilią poroniłam ciążę w 10 tygodniu. Tydzień wcześniej dowiedziałam się że nie ma serduszka i nie dane mi będzie cieszyć się kolejnym skarbem. Straszny to był cios, przelałam wiele łez.
Przeszłam poronienie domowe, bez wspomagania farmakologicznego. Takiego bólu i strachu nie zaznałam nigdy, nawet rodząc pierwsze dziecko. Jestem pod stałą kontrolą lekarską. Mam wspaniałą Panią ginekolog której zawierzam dalszy ciąg starań. Po ostatnim badaniu usg wszystko wygląda ładnie, i endometrium, i jajnik, nie ma przeciwwskazań do odwlekania dalszych starań. Po miesiączce wracamy do gry.
I tu mam pytanie do was. Jak długo czekałyście na początek cyklu?? Wg lekarki ok 2 tygodni powinno to trwać.
Czytam o waszych problemach, łzy skapują w zasadzie bez ustanku. Tak wiele strat dookoła, tyle smutku. Jeśli pozwolicie dołączę do waszego grona. Może raźniej nam będzie -
Coconue wrote:A ja dziewczyny dalej czekam na poronienie samoistne.
Dostałam już dwie dawki cytotecu -1x3 i 1x4.
I nic, total nic. Już 3 tygodnie płod nieżyje.
Dzisiaj zrobiłam trening z dużymi ciężarami i z rękami w górze i dalej nic.
Cierpliwość mi się kończy. Co jeszcze mogę zrobić?
Szpital i łyżeczkowanie odpada.
Dużo ruchu, kąpiel w ciepłej wodzie (ale uważaj zeby nie przesadzić), pij herbatę z liści malin (nie z malin a z liści malin) - podobno dziala na skurcze macicy. kosztuje około 3 złote w aptece. cierpliwosciCoconue lubi tę wiadomość
Mama Aniołka [*] 15.12.2015r.
-
Margo84 wrote:Hej kochane, wpadłam do was po odrobinę wsparcia i zrozumienia.
Dzień przed Wigilią poroniłam ciążę w 10 tygodniu. Tydzień wcześniej dowiedziałam się że nie ma serduszka i nie dane mi będzie cieszyć się kolejnym skarbem. Straszny to był cios, przelałam wiele łez.
Przeszłam poronienie domowe, bez wspomagania farmakologicznego. Takiego bólu i strachu nie zaznałam nigdy, nawet rodząc pierwsze dziecko. Jestem pod stałą kontrolą lekarską. Mam wspaniałą Panią ginekolog której zawierzam dalszy ciąg starań. Po ostatnim badaniu usg wszystko wygląda ładnie, i endometrium, i jajnik, nie ma przeciwwskazań do odwlekania dalszych starań. Po miesiączce wracamy do gry.
I tu mam pytanie do was. Jak długo czekałyście na początek cyklu?? Wg lekarki ok 2 tygodni powinno to trwać.
Czytam o waszych problemach, łzy skapują w zasadzie bez ustanku. Tak wiele strat dookoła, tyle smutku. Jeśli pozwolicie dołączę do waszego grona. Może raźniej nam będzie
Margo84, witaj, ja tydzień prze Wigilią traciłam swoje maleństwo (13 tc) ale w szpitalu po podaniu tabletek. Tez teraz czekam na poczatek cyklu i tez się zastanawiam kiedy nastąpi. co do wsparacia to otrzymasz je raczej od innych mam, bo ja narazie sama sobie nie radze z moim smutkiem. Właśnie przeryczałam pod koldra i poklocilam się z mężem przez tel, bo mysle ze nikt mnie nie rozumie, wykrzyczałam mu ze mysli o pieniądzach a nie o tym co ja mysle i czuje i co przezywam. Kurde, tak naparwde tak nie mysle a wykrzyczałam mu to do tel... ja nie wiem co się ze mną dzieje..."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mikka to notrmalne, ze wybuchasz teraz z byle powodu, mowisz rzeczy, ktorych normalnie bys nie powiedziala. Normalne jest tez to, ze zalewasz sie lzami. Ja ze swoich pierwszych dwoch miesiecy po stracie Synka praktycznie nicnie pamietam. Kazdy dzien wygladal tak samo - wstawalam rano i docieralo do mnie, ze TO naprawde sie wydarzylo, potem placz przez reszte dnia i wypatrywanie wieczoru, zebym mogla zasnac i przez chwile nie myslec. I tak wygladal kazdy dzien. Potem bylo ciut lepiej, ale tylko ciut. Od Twojej straty minelo zaledwie kilka dni. Masz prawo do tego bolu Kochana. Wcale nie musisz byc silna i twarda. A tymi klotniami sie nie martw, zobac jak wiele dziewczyn pisze, ze mialo tak samo. Gdzies te emocje musza miec ujscie.
Ściskam Cie mocno.mikka lubi tę wiadomość
-
Margo84 wrote:Hej kochane, wpadłam do was po odrobinę wsparcia i zrozumienia.
Margo witaj...
Lepiej trafić nie mogłaś jesli chodzi o to wsparcie i zrozumienie...
Dziewczyny sa tu cudowne...
Pisz do Nas tak czesto jak potrzebujesz.
Bardzo mi przykro z powodu Twojej straty.
(*)(*)(*) dla Twojego Aniołka
-
Wiecie, ja z mężem też miałam sporo tarć... Zarzucałam mu, że tak szybko wrócił do normalności po śmierci Neli. A on mi kilka razy wypomniał, że nie jestem w stanie wrócić do pracy i nasz domowy budżet na tym cierpi i wszystko jest na jego głowie. Wspomniałam o tych problemach pani psycholog i ona zaprosiła nas razem do siebie. Pokazała mi, że mąż dba o rodzinę i muszę to docenić, bo inaczej konsekwencje naszych przeżyć zyskałyby dodatkowy negatywny wymiar: ekonomiczny. On natomiast zrozumiał, że bezczynne siedzenie w domu mi nie pomaga, ale wyjście z domu, szukanie pracy i prezentowanie się przed obcymi ludźmi jest jeszcze teraz dla mnie za trudne i niewykonalne. Po tej rozmowie mąż nawet zaproponował, że da mi jakieś swoje zadania z pracy, żebym mogła mu pomóc, odciążyć go trochę i mieć jakieś zajęcie, zanim będę gotowa poszukać dla siebie normalnej pracy. Bardzo mnie ucieszyła ta propozycja i okazała się świetnym kompromisem w naszej sytuacji.
Czasem krótka rozmowa z kimś mądrym, kto widzi to wszystko z boku bardzo pomaga. Gdyby nie spotkanie z psychologiem, pewnie wciąż byśmy się na siebie boczyli i kotłowałaby się w nas masa negatywnych emocji. A tak udało nam się wzajemnie siebie zrozumieć i docenić to, co robimy dla siebie i naszej rodziny. I przede wszystkim znów się wzajemnie wspieramy jak mąż i żona .antoninina lubi tę wiadomość
Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
No własnie wczoraj mój mąż stwierdzil ze wlasciwie to mogłabym pojsc do pracy, (bo potrzebujemy kasy) zacząc szukac i pojsc do pracy (bo do tej w ktorej jestem zatrudniona teraz nie moge wrocic), a jak zapytalam co ze staraniami to stwierdzil ze popracuje troche i potem cos pomyslimy i ja sie wkurzylam bo po pierwsze nie czuję sie na silach zeby chodzic na rozmowy kwalifikacyjne (ba ja w ogole nie mam sily gdzies wychodzic-jedynie zakupy, a o odwiedzinach u znajomych to w ogole nie mysle)a po drugie no jak on to sobie wyobraza, mielismy poczekac, porobic badania i spróbowac a on mi wyjezdza z pracą...
Kurde niby go rozumiem, ale niech on zrozumie tez mnie...moje uczucia, obawy..przeciez nie od razu dostane prace, troche to potrwa, a co jesli dostane prace a lekarz nam powie żebysmy probowali, a odkladanie tego na pozniej nie beddzie dobrym pomyslem... aj juz sama nie wiem...to wszystko mialo inaczej wygladac...mialo byc inaczej, w czerwcu mielismy byc we 4..."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
mikka, ja o kolejnej ciąży zaczęłam myśleć jeszcze w szpitalu. Każdego dnia męczyłam mojego męża o deklaracje, że jak już tylko będę mogła to żeby się zobowiązał, że będziemy próbować od razu. Chciałam mieć wszystko zaplanowane, chciałam wiedzieć, że jemu zależy tak samo bardzo jak mnie i że będzie okazywać to tak jak ja. Strasznie go to irytowało i teraz widzę, że im bardziej go męczyłam o te deklaracje tym bardziej przeciwny efekt to wywierało. W końcu przestałam go o to pytać, zrobiłam to wtedy chyba głównie po to, aby nie generować kolejnych kłótni i wzajemnych przykrości. Jaki był efekt? W święta mąż sam zapytał "czy możemy już zacząć starać się o Olgi rodzeństwo, bo on by bardzo chciał i jeśli ja nadal chce to może nie ma na co czekać". To był pierwszy raz od jej śmierci kiedy popłakałam się, ale ze szczęścia.. Myślę, że dla kogoś "z zewnątrz" byłoby to totalnie niezrozumiałe, ale w tym gronie prawdopodobnie uznacie to za "często spotykany objaw"
mikka, 230515, agniegnieszka, tulipanna lubią tę wiadomość
-
a propos kłótni z mężami .. ja ostatnie dni z moim ciągle się sprzeczamy.. o pierdoły.. wkurza mnie tak, że nie mam sił.. teraz się pokłóciliśmy o zupę.. ja chciałam zrobić po swojemu, on coś łaskawie wyczytał w internecie i się wtrąca i wtrąca.. to rzuciłam wszystko i mówię, zrób sam, taką, żeby mi smakowała i wyszłam..
oczywiście o dzieciach zmarłych i przyszłych rozmowy nie ma...
o 18 mam ginekologa, pewnie zrobi usg i będzie wiadomo co dalej, jeśli będzie jakieś dalej, bo ten mój pacan nawet nie jest w stanie się wypowiedzieć..
uff ulżyło mi, wygadałam sięmikka lubi tę wiadomość
starania od 2007
mama bliźniaków [*] [*] grudzień 2015 10tc
"..nie mieliśmy szansy na dotyk.."
ivf czerwiec 2016 [*] [*] -
No to widzę, że nie tylko ja tak mam...
Aj "Dziwny jest ten świat"...
Ja juz nie chce nic planowac bo juz teraz nasze malenstwo bylo zaplanowane i marzenia musialy ulec zmianie, ale chce miec tez mozliwośc spróbowania jeszcze raz jesli bedzie taka mozliwosc."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Kar, miałam w te święta podobnie . Mąż wiele razy mi powtarzał, że już raczej nie ma sił na kolejną ciążę, że to dla niego za duży stres i za duży ciężar (pisałam już Wam kiedyś, że z Lusią też nie mieliśmy bajki, wszystko się dobrze skończyło, ale jej pierwszy rok życia był dla nas dość trudny). Bardzo było mi przykro za każdym razem, gdy to od niego słyszałam, ale postanowiłam nie naciskać, tym bardziej że i tak musimy czekać. Pozostawało mi jedynie mieć nadzieję, że do urodzin Neli zmieni zdanie. I nie musiałam tak długo czekać. W wigilię przy opłatku, życzył nam, by Laura oprócz siostry w niebie miała w przyszłym roku rodzeństwo też tu na ziemi . Również ze łzami w oczach rzuciłam mu się na szyję .
kkkaaarrr lubi tę wiadomość
Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
Dziewczyny coś w tym jest....
ja przez wakacje miałam pierwszy kryzys w małżeństwie - ale to trochę chyba wynikało z tego, że ja miałam ciśnienie na bycie w ciąży i trochę mnie frustrowały bezowocne starania...
Po zajściu w ciążę - jak ręką odjął - zapanowała atmosfera szczęścia itd. - ale to pewnie wynikało trochę z tego, że chodziłam uskrzydlona i produkowałam radość i hormony szczęścia dla mnie i dla Męża - któy sam przyznał, że czuł się znakomicie w nowej sytuacji i dużo dawała mu moja radość i pozytywne nastawienie.
Przez tydzień od poronienia - nie działo się nic bo cały czas płakałam i leżałam ... więc naturalnie nic nie mogło się dziać. potem Mąż zaczął delikatnie sugerować, że czas leczy rany i powinnam się podnieść z "dołka" dla naszego wspólnego dobra i nastawiać "bojowo" do kolejnych starań. Trochę miałam mu to za złe ze tak szybko wraca do normalności, ale też rozumiem, że konstruktywne nastawienie na przyszłość jest lepsze niż ciagły stan "zdołowania". oczywiście żal w sercu zawsze pozostanie. w efekcie musze przyznać, że po upływie jakiegoś tygodnia od poronienia nagle znowu się kłócimy - i to o głupoty....
byłam tym zdołowana dodatkowo - bo nie rozumiałam dlaczego - skoro jeszcze "chwilę" temu wszystko było ok...
po tygodniu od naszej tragedii byliśmy już na ścieżce wojennej, ale tak chyba jest, że związek przez takie tragedie wystawiany jest na próbę...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 4 stycznia 2016, 15:58
Mama Aniołka [*] 15.12.2015r.
-
nick nieaktualnyPrzepraszam z gory wszystkie mamusie, ktore nie maja sily i ochoty ogladac teraz zdjec dzidziusiow, ale poproszona wstawiam zdjecie Wojtusia dzisiejsze
Wiadomość wyedytowana przez autora: 17 lutego 2016, 15:21
Coconue, lena89, agniegnieszka, Nanatasza, mikka, antoninina, Angelina, Margo84, maja35, Mona_M, kasiulkaa, Sajgonara, pati87, maja2024 lubią tę wiadomość
-
U mnie bylo troche inaczej. Jak Miki odszedł to maz stwierdzil, ze to co nas spotkalo to bedzie taki beton dla naszego zwiazku, ze nic nigdy nie bedzie w stanie sie rozdzielic. I rzeczywiscie przez 3-4 miesiace nie mielismy nawet jednej, najmniejszej sprzeczki. Nic. Byl dla mnie ogromnym wsparciem. A potem On zaczal wracac do normalnego zycia a ja zostalam daleko w tyle. Dziewczyny jak mnie denerwowaly jego wyjscia na piwko z kolegami. Nie moglam zrozumiec, ze on idzie tam, smieje sie, gada o glupotach, a jego Syn nie zyje. A jak poszedl na pepkowe z okazji narodzin synka naszych przyjaciol to juz bylo dla mnie za duzo. I przyszly takie chwile, o ktorych Wy piszecie. Spinki o glupoty, padaly slowa, ktorych w normalnych warunkach zadne z nas by nie powiedzialo. Przyszedl taki czas, ze wolalam jak on wychodzil a ja zostawalam sama w domu bo strasznie mnie draznila jego obecnosc. Ale taki stan trwal dosyc krotko. Teraz znow wszystko jest w porzadku i wiem, ze gdyby nie moj maz to bie mialabym dla kogo zyc.
Pisze o tym, zebyscie wiedzialy, ze taki etap w zwiazku jest chyba normalny. Bardzo duzo przeszlysmy. Moglybysmy swoim bolem obdzielic kilkadziesiat osob. Nasi mezowie tez przezyli albo przezywaja pieklo. Te wszystkie emocje musza kiedys dac o sobie znac. Jestesmy tylko ludzmi. Dlatego badzcie wyrozumiale dla siebie i dla swoich facetow. Kiedys wszystko wroci na wlasciwe tory.
Zycze Wam spokojnego wieczoru Kochane.mikka, Mona_M lubią tę wiadomość