Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Coconue wrote:Arletko... dllaczego chcesz zdecydowac sie na zabieg. W ktorym tygodniu bylas?
Też bym wolała sama się oczyścić,tylko nie wiem czy dałabym radę psychicznie..(niewiem czego mogłabym się spodziewać?)
Z drugiej strony w sierpniu miałam już łyżeczkowanie,boję się że zrobią mi się zrosty..,no ale z drugiej mogłabym teraz zbadać genetycznie,bo jednak dwa razy pod rząd to chyba już nie przypadek,niewiem sama
Boję się że to jakieś przyczyny immunologiczne chociaż mam już synka 7lat,ale jest to prawdopodobne.
Powiedz mi,jesteśmy w podobnej sytuacji,ty wogóle nie miałaś zabiegu,tak?,ja chcę znowu próbować ale jednak teraz jakieś bardziej szczegółowe badania będę musiała zrobić jak najszybciej,nawet jesli nie będzie wyników tych genetycznych..Masz już jakiś plan co do tych badań?Bo jest ich sporo,z tego co czytałamna forach to często lekarze dają Acard,Clexane ale to musi być potwierdzone wynikami,nie?
-
Margaw kochana trzymaj się mocno,jesteśmy duchem z Tobą,popłakałam się jak czytałam Twoją historię,nawet niewiem co mam pisać dalej każde słowo tego nie odzwierciedli..Dobrze jakbyśmy miały teraz co ze sobą począć,czymś się zając,u mnie też jest to trudne bo mąż cały dzień w pracy a u mnie dali już kogoś na moje miejsce,ciężko..
-
Margaw... Nie wiem co powiedzieć... Tak bardzo mi przykro... Nie potrafię sobie wyobrazić tego jak teraz się czujesz... Ale mimo tej wielkiej tragedii widać w Twoich wypowiedziach, że nie poddajesz się. Że widzisz jakieś jutro... To bardzo ciężkie chwile.. CZy jest ktoś przy Tobie? Twój partner wyjechał, masz przy sobie inną bliską osobę?
Powiem Ci, że straciłam ciążę w czerwcu w 10/11 tc i była to dla mnie ogromna tragedia, ale teraz jak jestem już jedną nogą w 3 trymestrze to nie wyobrażam sobie tego bólu, kiedy traci się dziecko z kórym ma się już kontakt, taką wspaniałą brzuszkową więź... Dużo tutaj jest takich dziewczyn. Niestety. Każda z nas powinna cieszyć się spokojną ciążą i zdrowym bobasem, przecież dbamy o siebie jak mało które, nie dźwigamy, jemy wszystkie witaminy, często musimy wyrzekać się wielu rzeczy, żeby dziecko było zdrowe. I kiedy myślisz, że już za chwilę przytulisz tę jedną jedyną osobę którą kochasz bezwarunkowo, los Ci na to nie pozwala...
Zaledwie kilka dni temu rozmawiałam z koleżanką.. Jej siostra też była w ciąży. Ma 35 lat i to jej drugie dziecko, ma już szczęście mieć cudownego synka - mimo wielu komplikacji w ciąży. Niedawno miała termin CC, ze względu na to że miała cukrzycę i że poprzednie dziecko też rodziła przez CC. Więc spakowana stawiła się na izbie przyjęć, szczęśliwa, że zaraz na drugi dzień będzie mogła opiekować się maluszkiem, na któego w domu wszystko i wszyscy już czekali. 3 tygodnie wcześniej miała jeszcze wizytę u ginekologa i mały był zdrowiutki, gotowy do przyjścia na świat. Więc ona spakowana- torba dla niej, torba dla dziecka, ubranka, pieluszki... I podczas przyjęcia do szpitala lekarz stwierdził, że dzidziuś nie żyje. Nie ma tętna. Dzień wcześniej odkleiło się łożysko i dziecko się udusiło... A ona nie miała żadnych objawów.. Krwawienia, bólu, nic... Lekarz stwierdził tylko, że gdyby w takim stanie jeszcze dzień chodziła, to byłyby prawdopodobnie dwa zgony.
Pierwszą ciążę przechodziłam bardzo spokojnie - chociaż to zaledwie kilka tygodni. Nie szukałam żadnych informacji o odchyleniach, wymiarach, powikłaniach ani chorobach... A teraz wiem, że na żadnym etapie nie jestem bezpieczna.. Już na samym początku trwającej ciąży wylądowałam w szpitalu z dużym krwawieniem, ale udało się opanować, jednak wciąż nie jestem spokojna...
Mam nadzieję, że Ty margaw i wszystkie inne nasze koleżanki, które muszą szukać wsparcia na takich forach, zaznają spokoju i któegoś dnia uda się każdej z nas przytulić do piersi zdrowego bobasa... Nie wiem, jakie macie z partnerem plany, pewnie ciężko w ogóle cokolwiek planować w takiej sytuacji, ale jeśli chcielibyście jeszcze kiedyś spróbować, to trzymam za was bardzo mocno kciuki
Kochamy Cię maleństwo
13.06.2015
Kochamy i tęsknimy... -
Arletko. Powiem Ci dlaczego ja podjelam taka decyzje i jak to wygladalo z mojego punktu widzenia.
Po pierwsze nie chcialam lyzeczkowania bo moga sie zrobic zrosty, bo trzeba odczegac pol roku zeby sie starac, moga byc konsekwencje zdrowotne zabiegu. Wiele dziewczyn mialo po lyzeczkowaniu problemy z zajsciem w ciaze. No i najwazniejsza kwestia...nie chcialam isc do szpitala, nie chcialam lezex na sali z dziewczynami podpietymi do ktg i chcialam to wszystko przetrwac w domu z Mezem u boku....mielismy wolne pomiedzy swietami wiec nie bylam sama w domu.
Moj lekarz tez byl zdania ze lyzeczkowac mozna w kazdym momencie, ale lepiej bedzie poczekac az sie samo oczysci.
I tutaj zaczal sie problem, bo niestety bralam leki na podtrzymanie i trzeba bylo podawac mi leki.
Z lekarzem widywalam sie co 2 dni zeby podac kolejna dawke lekow. 4 razy po 3 tab dopochwowo dostalam arthrotec, ale mnie to nie ruszylo. Potem przyszedl czas na cytotec i ten bralam w domu doustnie, 3 razy po 4 tab co 3 h. To byla masakra bo mhie tez dopiero 6h po ostatniej dawce ruszylo czyli szyjka sie otwarla. Ssanie tych tabletek to byla meka, siedzialam i ryczalam. Psychiczjie to byla masakra. Cala nocnkiedy bralam cyyotec mialam dreszcze, goraczke i pocilam sie niesamowice. Bol nieporownywalny do niczego innego...ale o tym bolu fizycznym sie zapomina... ja mialam w domu kilka roznych lekow przeciwbolowych w tym ketonal. Bralam dwa razy tyle przeciwbolowyvh lekow niz mozna, a i tak bolalo niemilosiernie. Dwa razy mialam takie chlupiecie krwia ....ale to nie byl krwotok. Leciamy ki skrzepy wiec musialam wziasc l4 bo nie bylam w stanie techniecznie byc daleko od toalety. Ja tez bralam acard i clexan na rozrzedzenie krwi, a krwotoku jie bylo. Do dzisia mam plajienia... ale po lyezeczkowaniu tez dziewczyny plamia 2 tyg.
U mnie pierwsza dawka arthrotecu byla 29.12. Cytotec bralam 5.01. Krwawienie zaczelo sie 6.01. A plod na podpasce znalazlam 08.01. O niebijacym serduszku dowiedzielismy sie 21.12. To strasznie dlugo trwalo. Psychicznie bylo bardzo ciezko. Pod koniec jtj ok 04.01. uz bylam bliska jechania do szpitala na lyzeczkowanie, ale zarowno moj lekarz jak i maz i przyjaciolka wspierali mhie ze do szpitala mam nie isc.
Jeszcze innym probleme byly apteki, ktore nie bardzo chcialy nam te leki zalatwic. Ale w koncu je dostalismy...to tez wynikalo z czasu sylwester, nowy rok itp. Bylo to wszystko bardzo psychicznie trudne. Bardzo trudne.
Ale dzisiaj uwazam ze to byla najlepsza decyzja...nie zaluje ze zostalam w domu. Wazne jest to ze moj lekarz byl zawsze pod telegonem w razie czeho i to ze moj maz hyl w stanie zawiezc mhie do szpitala w 5 minut. Mam dokladnie 2 km od szpitala, wiec w razie czego to bylam pewna szybkiej interwencji.
Ja Ci kochana pisze tylko moje odczucia. Kazdy jest inny i kazdy powinien podjac ta decyzje samemu tj ze swoim lekarzem, mezem i po ocenie sytuacji. Ja tez jestem po studiacja medycznych wiec wiele czytalam i znam dobrzze swoj organizm. W czasie samego poronienia co 30 mihut mierzylam temperature, wiedzialam ze gdydym przekroczyla dana wartosc to bym jechala do szpitala.Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
Coconue,kurcze czyli to nie było takie proste jak by się wydawało..też dużo zależy od lekarza,ja poczekam,chyba że się samo zacznie bo coś mnie brzuch zaczął pobolewać jak na okres,jakbym zaczęła sama krwawić to myślisz żeby jechać od razu do szpitala,czy czekać?
Sory,że się tak zapytam ale powiedz mi jak zobaczyłaś ten płód to jak to wyglądało co zrobiłaś?wiem że to okropne ale chciałabym być przygotowana..
Co z badaniami,będziesz coś robić?
-
Arleta, pucek, BlueBerry23062015, bardzo dziękuję za wsparcie. Naprawdę, ogromnie dziękuję.
Staram się przeżyć każdy kolejny dzień, ale są chwile w ciągu dnia, że czuję jak fizycznie boli mnie to złamane serce. I czuję tak ogromna pustkę, której ni da się opisać. Wciąż płaczę. Wieczorami, w łazience, bo tam jakoś najłatwiej.
Mój partner wyjechał, ale nie zostałam sama. Jestem teraz w domu rodzinnym, otoczona mamą, siostrami. Są ze mną. Jeszcze nie rozmawiamy swobodnie na temat śmierci mojego dziecka, ale wiem, że one też bardzo wszystko przeżywają. No i że są.
Z wykształcenia jestem pedagogiem.Przez 9 lat pracy zawodowej przeszłam dziesiątki szkoleń, w tym tych z zakresu socjoterapii, gdzie uczono mnie, jak pomagać innym w kryzysowych sytuacjach. Wyszkolono mnie jak pomagać ludziom przechodzącym proces żałoby, jak pomagać w tragediach. I wiecie co? Teraz, gdy sama znalazłam się "po drugiej stronie" totalnie nie umiem wykorzystać tej wiedzy. Niby wiem, jak przechodzi się żałobę, jak powinnam do niej podjeść, że nie ma na nią lekarstwa, a jest tylko czas... Ale gdy życie odbiera matce dziecko, to świat się wali. Ten przerażający smutek jest nie do ogarnięcia. Mam nadzieję na lepsze jutro. Z wielką wyrwą w sercu, która pewnie nigdy się nie zagoi, ale chcę wierzyć, że kiedyś będzie lepiej. Bo teraz mam poczucie, że większa część mnie umarła 12.01.2016.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
margaw wrote:Mam wrażenie, że w ostatnich dniach miotam się jak obłąkana. Wczoraj wysprzątałam łazienkę. To była jedyna moja aktywność w ciągu dnia. Dziś posprzątałam pokój i pofarbowałam włosy. Nie wiem czemu i po co... nie zależy mi, żeby wyglądać oszałamiająco. To też jedyne konkretne rzeczy jakie zrobiłam. Przeglądam oferty pracy, bo chciałabym się czymś zająć (wcześniej pracowałam jako "wolny strzelec" jako copywriter), ale wiem, że nie mam siły na to, by już teraz wyjść do ludzi i zacząć normalnie pracować. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Czym się zająć...Jak odciągnąć wszystkie myśli. Lekarz przepisał mi Relanium, ale biorę tylko jedną tabletkę na noc, by przespać te 8 godzin. Zostało mi jeszcze kilka tych tabletek i nie chcę więcej, bo one nie zabiorą mi smutku i nie sprawią, że serce znów poskłada mi się w całość. To dopiero ponad tydzień od śmierci Maluszka.
czytałam twoją historie i płakałam jak bóbr...to takie niesprawiedliwe... Ja miałam tak samo jak ty, jak wyszlam ze szpitala po poronieniu (w 10 tyg ciąży wszystko było dobrze, widziałam moje dziecko na usg machające raczkami, a 3 tyg póxniej lekarz informuje nas ze serduszko przestalo bic ok. 2 dni wczesniej, parametry dzidiusia wręcz książkowe, ale tętna brak...nie wiem co jeszcze mówił lekarz bo do mnie nic nie docierało, reszty słuchał mąż- ja wpadłam w histerię i płakałam-to pamietam....) to robiłam tysiąc rzeczy żeby tylko zając czyms głowe, ściełam też włosy- nie wiem dlaczego, ale poczułam że musze to zrobić..., potem przyszly dni, kiedy tylko ciągle płakałam, kładłam sie pod kołdrą i płakałam, szlam do lekarza z wynikami badan i wychodzilam z gabinetu zaplakana, nie potrafilam powstrzymac łez nigdzie, na zakupach też-widziałam kobiety w ciązy albo z malutkimi dziecmi i biegalam do lazienki bo czulam ze wybuchnę płaczem na środku hipermarektu...Teraz jest inaczej, nadal boli, ale staram się sobie ztym radzic, choc wczoraj wybuchlam ogromnym płaczem i dzis tez sie poryczałąm- bo dowiedzialam się ze moja znajoma urodzila kolejne dziecko, a druga urodzi za 2 ms... Dlatego płacz, jesli chcesz to mów o tym co czujesz-bedzie ci łatwiej-choć pewnie teraz myslisz ze cały świat się zawalił... Ja ide w poniedziałek do psychologa, bo tak naprawde dopiero teraz jestem gotowa zeby z kimkolwiek o tym rozmawiac tak w 4 oczy, ale nie będę się malować, bo wiem, że to będzie trudna,bolesna rozmowa i pełna łeż...ale idę, chcę sobie pomóc...Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 stycznia 2016, 21:43
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Margaw!
Z zapartym tchem przeczytałam Twoje posty! Tak ogromnie mi przykro! Ściskam Cię baaardzo mocno i życzę Ci wielu sił na nadchodzące dni.
Dla Twojego ślicznego Kubusia wysyłam kolorowe światełka do nieba [*][*][*]
Tak dużo tam naszych Dzieci..
Mam nadzieję, że wyniki sekcji coś wykażą - sama też zawzięcie szukałam przyczyny śmierci mojej Córeczki. To co przeżyłam kiedy je poznałam, to inna sprawa, ale uchwycenie jakiejś namacalnej przyczyny jest chyba dla każdej matki bardzo ważne...
Margaw, przeszłam to co Ty - nieoczekiwana śmierć, niezapowiedziana tragedia, której nikt się nie spodziewał. To spadło na nas jak grom z jasnego nieba.
Teraz, kiedy minęły ponad 4 miesiące jest lepiej. Ale tylko tyle. Uczę się żyć na nowo, bo w moim życiu, świadomości i postrzeganiu świata naprawdę bardzo wiele się zmieniło. Próbuję przypomnieć sobie pierwszy tydzień, dwa po porodzie - moment, w którym Ty teraz jesteś. Pamiętam tylko ogromny ból, rozpacz, morze wylanych łez, bezsilność i przeogromną niechęć do życia. Podziwiam Cię za siły, które poświęcasz na porządki czy szukanie pracy. Rozumiem, że jest to jakiś sposób na radzenie sobie z tą tragedią. Ale jesteś przecież wyszkolona i na pewno wiesz, że żałobę trzeba przeżyć, nie można jej pominąć ani w zamian zająć myśli czymś innym. Czas, który przepłaczesz pod kołdrą jest tak samo potrzebny jak każdy inny.
Gdybyś potrzebowała pogadać napisz do mnie na priv. Albo tutaj - wszystkie "starsze" Aniołkowe Mamy na pewno chętnie podzielą się z Tobą swoimi doświadczeniami, abyś mogła jakoś łatwiej przejść przez te najgorsze chwile.Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
Pucek,
może mogłabyś zaprosić siostrę Twojej koleżanki do nas na forum?
Ja też straciłam Córeczkę przez odklejenie łożyska i jeśli miałaby siły to chętnie wymieniłabym się z Nią doświadczeniami.
Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
Arletko.
Ja totalnie nie byłam na to gotowa. Po usg gdzie lekarz powiedsial ze plod juz nie ma ostrych krawendzi bylam przekonana ze to beda skrzepy tak jak bylo w poprzednim poronieniu.
Niestety stalo sie to w pracy...musialam na 1 dzien pojsc niestety. Bo gdybym byla w domu inaczej bym zareagowala. Uwaga bo opis moze dla kogos byc drastyczny. Poszlam do toalety bo poczulam ze cos ze mnie wylecialo, muslalam ze duza skrzeplina. Nie zabralam ze soba telefonu, miko ze zawsze to robie. W toalecie na podpasce ujrzalam taka galerotowata strukture, gdy ja wytarlam papierem i mocno sie przyjrzalam to byl to na 100% plod. Byl twardy jak zbita zelatyna. Zaluje ze nie mialam telefonu ho bym zadzwonila po kolezanke zeby mi z laboratorium (mam w pracy laboratorium ze szkielkami, pojemnikami na probki) przyniosla mi jakies szkileko. Ale telegonu nie mialam. A nie chcialam wychodzic z toalety z jakims zawiniatkiem w papier jeszcze ubrudzone krwia i przechodzic kolo studentow. Gdybym byla w domu na pewjo bym zostawila do badania. A tak niestety nie mialam jak teho zrobic. Najwiekszym szokiem byl fakt ze caly plod wielkosci 0,5 cm na 0,5 cm moze 0,8 cm ze mnie wyszedl. Nie spodziewalam sie tego. Gdybym wiedziala zawsze noosilabym ze soba pojemnik.
.
Choc moj lekarz powiedzial mi ze i tak by takie badanie nie wiele nam powiedzialo. Byc moze powiedzial to zebym sobie wyrzutow nie robila.
Wiesz nie jest to latwe psychicznie...ja juz mialam tego serdecznie dosc.
Nie bede Cie namawiac ani do rezygnacji z lyzeczkowania ani do lyzeczkowajia. To musi byc Twoja decyzja czy czujesz sie na silach czy nie. U mnie bez lekow chyba nic by nie ruszylo ho ja ich wziela bardzo duzo. Do tego wszyskiego niestety sporo te leki kosztuja. Onile arthrotec chyba 30 zl, to cytotec prawie 600 zl, do tego z 5 wizyt u lekarza to kolejne 150 x5 = 750 zl. Wiec kwota niemala 1350 zl wydana w ciagu 1,5 tygodnia. W szpitalu byloby wszysyko za darmo.Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
A co do badan to robimy
1) kariotyp moj i meza
2) trombofilia
- gen dla czynnika V Leiden (mutacja G1691A)
- gen dla protrombiny (mutacja G20210A)
- gen dla reduktazy metylenotetrahydrofolianu – MTHFR (mutacja C677T)
3) tarczyca - tsh, anty tg, anty tpo, ft3, ft4 -mimo ze w listopadzie mialam wszystko ok
4) przeciwciala przeciw jadrowe chyba ANA 1 I ANA3 ale jeszcze nie wiem do konca
5) w kierunku zespolu antyfosfolipidowego
a. Antykoagulant tocznia
b. Przeciwciała antykardiolipinowe IgG, IgM
c. Przeciwciała przeciw beta 2-glikoproteinowe 1 IgG, IgM
d. Przeciwciała przeciw fosfatydyloinozytolowi IgG, IgM
e. Przeciwciała przeciw fosfatydyloserynie IgG, IgM
f. Przeciwciała przeciw protrombinie IgG, igm
6)przeciwciala przeciwplemnikowe
7) homocysteina, wit b12, kwas foliowy
I chyba tyle. Poza tym morfologia ale to juz maly pikus. Ja z listy czesc badan wyrzucilam, czesc badan wyrzucil moj lekarz, czesc dodalismy. I zobaczymy co z tego wyniknie.
Arletka u Ciebie tez jest inaczej bo Ty juz jestes mama. Wiec napewno wszystkich badan nie trzeba robi. Ja tez ta czesc badan dodalam ze wzgledu na choroby w rodzinie.Wiadomość wyedytowana przez autora: 21 stycznia 2016, 22:16
antoninina lubi tę wiadomość
Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
Coconue wrote:A co do badan to robimy
1) kariotyp moj i meza
2) trombofilia
- gen dla czynnika V Leiden (mutacja G1691A)
- gen dla protrombiny (mutacja G20210A)
- gen dla reduktazy metylenotetrahydrofolianu – MTHFR (mutacja C677T)
3) tarczyca - tsh, anty tg, anty tpo, ft3, ft4 -mimo ze w listopadzie mialam wszystko ok
4) przeciwciala przeciw jadrowe chyba ANA 1 I ANA3 ale jeszcze nie wiem do konca
5) w kierunku zespolu antyfosfolipidowego
a. Antykoagulant tocznia
b. Przeciwciała antykardiolipinowe IgG, IgM
c. Przeciwciała przeciw beta 2-glikoproteinowe 1 IgG, IgM
d. Przeciwciała przeciw fosfatydyloinozytolowi IgG, IgM
e. Przeciwciała przeciw fosfatydyloserynie IgG, IgM
f. Przeciwciała przeciw protrombinie IgG, igm
6)przeciwciala przeciwplemnikowe
7) homocysteina, wit b12, kwas foliowy
Nie jestem lekarzem, ale jak najbardziej popieram zrobienie takich badań. Nawet przy poronieniach, nie tylko przy utracie wysokiej ciąży. Bo oczywiście, przyczyną poronienia mogła być wada genetyczna dziecka, ale bez badań kariotypu nie wiadomo na 100%. Myślę, że w jakimś stopniu wykonanie tych badań może pomóc w utrzymaniu i szczęśliwym donoszeniu kolejnej ciąży.Coconue lubi tę wiadomość
Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
coconue
az nie wiem co powiedzieć, nie wiem co gorsze..... ja mialam łyzeczkowanie, bo bylam nieswiadoma konsekwencji, ale tez nieswiadoma (jak widze) jak wygląda poronienie samoistne zupełne....
jakie to wszystko trudne...08.01.2016 [*] 6 tc "Pan dał, Pan zabrał "(Hb)
-
Jaki ten świat jest niesprawiedliwy
Tak czytam te Wasze wpisy dziewczyny i jest mi strasznie smutno.. Może to zabrzmi brzydko, ale moje poronienie w 7 tygodniu (wg bHCG 4/5 tydz) to pikuś z tym co Wy przeszłyście już w tak zaawansowanej ciąży, gdzie już był namacalny kontakt z tym dzidziusiem widziałyście je na USG, słyszałyście bicie serca, tętno... wszystko
Ja poroniłam samoistnie w szpitalu, kilka godzin po usg... w toalecie... akurat kibelek był z taką półeczką w środku i jak wyleciał ze mnie płód też zabrałam to na papier i oglądałam... całość była wielkości dłoni bez palców, zbity skrzep krwi od dołu a od góry takie flaczki, jakby tkanki, nawet nie potrafię tego opisać dokładnie...Marysia ur. 21.04.2017
Aniołek 7t5d [*]
-
dodam, że ja nawet nie zdążyłam pójść do ginekologa, bo wizytę sobie umówiłam na 8 tydzień, tak, żeby już zobaczyć serduszko..... no i się nie doczekałam, tydzień przed poroniłam
z jednej strony to łatwiej, bo nie nie widziałam ani nie słyszałam, ale z drugiej strony tak już z mężem się zżyliśmy z tym maleństwem...Marysia ur. 21.04.2017
Aniołek 7t5d [*]
-
Ja nie potrafię sobie wyobraźic straty jaka przezywaja dziiewczyny, ktorych dzieci umieraja w 37, 40 tygodniu. Jak czytam Wasze historie to tylko placze, a Wasz bol musi byc przeogromny. Tak bardzo mi przykto, ze musicie przez to przechodzic.Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
nick nieaktualnyCoconue wrote:Arletko. Powiem Ci dlaczego ja podjelam taka decyzje i jak to wygladalo z mojego punktu widzenia.
Po pierwsze nie chcialam lyzeczkowania bo moga sie zrobic zrosty, bo trzeba odczegac pol roku zeby sie starac, moga byc konsekwencje zdrowotne zabiegu. Wiele dziewczyn mialo po lyzeczkowaniu problemy z zajsciem w ciaze. No i najwazniejsza kwestia...nie chcialam isc do szpitala, nie chcialam lezex na sali z dziewczynami podpietymi do ktg i chcialam to wszystko przetrwac w domu z Mezem u boku....mielismy wolne pomiedzy swietami wiec nie bylam sama w domu.
Moj lekarz tez byl zdania ze lyzeczkowac mozna w kazdym momencie, ale lepiej bedzie poczekac az sie samo oczysci.
I tutaj zaczal sie problem, bo niestety bralam leki na podtrzymanie i trzeba bylo podawac mi leki.
Z lekarzem widywalam sie co 2 dni zeby podac kolejna dawke lekow. 4 razy po 3 tab dopochwowo dostalam arthrotec, ale mnie to nie ruszylo. Potem przyszedl czas na cytotec i ten bralam w domu doustnie, 3 razy po 4 tab co 3 h. To byla masakra bo mhie tez dopiero 6h po ostatniej dawce ruszylo czyli szyjka sie otwarla. Ssanie tych tabletek to byla meka, siedzialam i ryczalam. Psychiczjie to byla masakra. Cala nocnkiedy bralam cyyotec mialam dreszcze, goraczke i pocilam sie niesamowice. Bol nieporownywalny do niczego innego...ale o tym bolu fizycznym sie zapomina... ja mialam w domu kilka roznych lekow przeciwbolowych w tym ketonal. Bralam dwa razy tyle przeciwbolowyvh lekow niz mozna, a i tak bolalo niemilosiernie. Dwa razy mialam takie chlupiecie krwia ....ale to nie byl krwotok. Leciamy ki skrzepy wiec musialam wziasc l4 bo nie bylam w stanie techniecznie byc daleko od toalety. Ja tez bralam acard i clexan na rozrzedzenie krwi, a krwotoku jie bylo. Do dzisia mam plajienia... ale po lyezeczkowaniu tez dziewczyny plamia 2 tyg.
U mnie pierwsza dawka arthrotecu byla 29.12. Cytotec bralam 5.01. Krwawienie zaczelo sie 6.01. A plod na podpasce znalazlam 08.01. O niebijacym serduszku dowiedzielismy sie 21.12. To strasznie dlugo trwalo. Psychicznie bylo bardzo ciezko. Pod koniec jtj ok 04.01. uz bylam bliska jechania do szpitala na lyzeczkowanie, ale zarowno moj lekarz jak i maz i przyjaciolka wspierali mhie ze do szpitala mam nie isc.
Jeszcze innym probleme byly apteki, ktore nie bardzo chcialy nam te leki zalatwic. Ale w koncu je dostalismy...to tez wynikalo z czasu sylwester, nowy rok itp. Bylo to wszystko bardzo psychicznie trudne. Bardzo trudne.
Ale dzisiaj uwazam ze to byla najlepsza decyzja...nie zaluje ze zostalam w domu. Wazne jest to ze moj lekarz byl zawsze pod telegonem w razie czeho i to ze moj maz hyl w stanie zawiezc mhie do szpitala w 5 minut. Mam dokladnie 2 km od szpitala, wiec w razie czego to bylam pewna szybkiej interwencji.
Ja Ci kochana pisze tylko moje odczucia. Kazdy jest inny i kazdy powinien podjac ta decyzje samemu tj ze swoim lekarzem, mezem i po ocenie sytuacji. Ja tez jestem po studiacja medycznych wiec wiele czytalam i znam dobrzze swoj organizm. W czasie samego poronienia co 30 mihut mierzylam temperature, wiedzialam ze gdydym przekroczyla dana wartosc to bym jechala do szpitala.
Jak dobrze,że jest to forum i możemy się powymieniac doświadczeniami i wygadać i wyzalic. .. -
Jestem ciekawa jaka liste badan Tobie lekarz zaleci. I kiedy je powinnas zrobic.
Mnie trzymala wizja ze bede mogla zaczac starania szybviej po naturalnim poronieniu niz po lyzeczkowaniu. To mnie trzymalo przy zyciu.Wiadomość wyedytowana przez autora: 22 stycznia 2016, 07:59
Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć ))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
nick nieaktualnyRozumiem. Ja chcialam miec to za sobą. W szpitalu na szczęście odbylo sie bez bólu,w znieczuleniu całkowitym.chyba spałam,a na pewno odlecialam i świadomość odzyskalam już po wszystkim. Po zabiegu też żadnych bóli i niech tak zostanie... wystarczająco się już nacierpialysmy...
Oczywiście dam znać co i jak po wizycie,najpierw idę do internisty po podstawowe badania, a na 15 gin. Z tym,że to prywatnie,więc wszelkie badania zlecone przez niego i tak na własny koszt...