Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
mikka wrote:Margaw- nawet nic nie umiem powiedziec, zeby cie pocieszyć...Powiem Ci tylko tyle ze jakby co to jestem tu... Ja dzis miałam cały dzień załatwień, odwiedziny w byłej pracy, deszcz padał jak oszalały, zaparkowałam samochód i nagle niewiedziec dlaczego "zawiesiłam się"..siedziałam tak zapieta jeszcze pasami i nagle (bez zadnego bodźca typu "zobaczyłam kobiete w ciązy, lub z małym dzieckiem")dotarło do mnie ze zaczynałabym 5 miesiąc... Nagle ocknęłam się bo przeciez trzeba bylo wziąc bilet z parkometru, a ja tak siedzialam trzymając rece na kierownicy i patrząc przed siebie...
PS, tak to jest że juz teraz my wszystkie inaczej patzrymy na świat, kiedyś olbrzymie problemy-dzis już stają się błahostkami,którymi nie warto sie przejmowac..ale dostrzega się to dopiero teraz...
Mikka, ja mam wrażenie, że u mnie ten etap "zawieszenia" cały czas trwa. Naprawdę, z całych sił staram się "jakoś" trzymać, ale mam wrażenie, że choć z zewnątrz mogę wyglądać na kogoś, kto sprawia wrażenie silnego, to w środku mam tak ogromne pokładu żalu, smutku i rozpaczy, że wystarczy jakiś mocniejszy impuls i cała się roztrzaskam. Wciąż nie wyjęłam schowanych przez rodzinę rzeczy Synka, wciąż nie zajrzałam do teczki, w której trzymam zdjęcia USG, nie mam jeszcze wyników sekcji, nie byłam u swojej ginekolog na kontrolnej wizycie, nie wyszłam z domu. Tkwię w tym "zamknięciu", ale wiem, że będę musiała się jeszcze zmierzyć z tym, co tam w środku mnie siedzi.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
MamoMikołajka, Kotowa...
ja od zawsze marzyłam o dziewczynce. Ślicznej, małej dziewczynce, którą będę ubierać w piękne sukienki i wychowam na kobietę z klasą. Kiedy w 20 tc lekarz potwierdził płeć, że będzie to dziewczynka byłam NAJSZCZĘŚLIWSZĄ kobietą na świecie
W najbliższy piątek minie dokładnie 20 tygodni od dnia Jej śmierci.
Wtedy, 17 czerwca płakałam ze szczęścia pod gabinetem. To było po prostu apogeum szczęścia. A teraz... płaczę z żalu i bezsilności :'(
I chociaż nie przeżyłam tego ukłucia rozczarowania o którym mówicie, to jestem pewna, że Bóg nie chciał nam utrzeć nosa. W chwilach naszego największego cierpienia On płacze razem z nami.Nasza Zochulka 34 tc [*] 11.09.2015
slodkogorzkiswiat.blog.pl
Antoś nasza radość, ur. szczęśliwie 07-08-2017 -
antoninina, wiesz, to był dziwny dzień. Przedwczoraj strasznie się go bałam. Zryczałam się nawet wtedy wieczorem, bo przypomniały mi się wszystkie zdjęcia USG Synka. Chodziłam prywatnie do lekarza, co miesiąc miałam robione USG, a moja lekarz robiła mi takie nietypowe, urocze zdjęcia - rączki, zbliżenia na buźkę... Od dwóch tygodni do nich nie zajrzałam, ale to, że nie widzą ich teraz moje oczy, nie znaczy, że nie mam ich w pamięci. Beczałam, gdy sobie o nich przypomniałam. A wczorajszy dzień okazał się, mimo całych moich obaw, do przeżycia. To nie tak, że nie myślałam o Synku, bo tych myśli nie pozbędę się do końca życia, ale było jakoś spokojniej niż zwykle.Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 stycznia 2016, 13:55
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Arleta wrote:Hej kochane,ja już po zabiegu..,byłam spokojniejsza niż za pierwszym razem,po prostu pożegnałam się z moim aniołkiem parę dni wcześniej,było mi przez to łatwiej,ale i tak czuję żal i smutek..
Na dodatek dostałam małą przezroczystą buteleczkę z "zawartością",którą muszę jutro zawiezc do Prokocimia na badania genetyczne,straszne uczucie.Zamiast wyjść ze szpitala z dzieckiem w nosidełku to wyszłam z zawiniątkiem w reklamówce
Nie wiedziałam, co Ci wczoraj napisać. Dziś też nie wiem... Ale jest mi piekielnie przykro.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
Czytam wątek o Bogu... Mam wrażenie, że nigdy nie miałam z nim aż tak trudnych relacji jak teraz. Wcześniej, to był ktoś, kto był zawsze moją ostatnią deską ratunku. Wiecie, gdy ludzie zawodzą, gdy nie widzi się nadziei na pomoc - wówczas zwraca się do Boga. Sama się wielokrotnie zwracałam do niego o pomoc. I miałam wrażenie, że mi towarzyszy. A teraz? Czuję się zdradzona, oszukana. Czuję, że mnie zawiódł w najważniejszym momencie życia. Pamiętam, że przez całą ciąże byłam mu bezgranicznie ufna. Lekarze z początku trochę panikowali, gdy zaszłam w ciąże, no bo przebyta operacja, bo mój wiek, bo coś tam. Ale ja z każdym szczęśliwym tygodniem, miesiącem stawałam się spokojniejsza i wierząca w sukces. "Medycyna sobie, a ja sobie" - myślałam. "Przecież oprócz swoich starań o zdrową ciążę, mam tam kogoś na górze, kto nie pozwoli mnie skrzywdzić"...
A jednak mnie zawiódł. Tyle się mówi o wierze i zaufaniu do Boga. Mnie tyle mówiono na studiach i podczas pracy zawodowej o sile pozytywnych myśli i wiary w sukces, że gdy się czegoś naprawdę mocno pragnie, to wszystko się uda. I nagle okazało się, że to nijak ma się do rzeczywistości. Byłam tak mocno przekonana o tym, że moja ciąża zakończy się sukcesem, tak bardzo wierzyłam i w opiekę Boga i w siłę swoich pozytywnych myśli, że teraz czuję się potwornie rozżalona i jeszcze bardziej zawiedziona.
U mnie wszystko zawiodło. I Bóg. I moja siła wewnętrzna i wiara w sukces, medycyna. Po części i ja sama siebie zawiodłam. Comiesięczne wizyty u lekarza, prywatna opieka, liczne konsultacje w klinikach, tony suplementów, wręcz restrykcyjnie zdrowa dieta i tryb życia, modlitwa i wiara w Boga, siła podświadomości. Wszystko zawiodło. A teraz z jednej strony nie neguję istnienia Boga, a z drugiej zastanawiam się, czy Bóg to nie wymysł ludzkości, by lepiej przejść przez życie. By sobie wytłumaczyć rzeczy, których nie jesteśmy w stanie sobie wytłumaczyć. By jakoś znieść całe cierpienie, jakie nas tu spotyka. Ot takie dwa, przeciwległe bieguny, których nie mogę pojąć.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 stycznia 2016, 14:19
Greetta lubi tę wiadomość
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
margaw wrote:Mikka, ja mam wrażenie, że u mnie ten etap "zawieszenia" cały czas trwa. Naprawdę, z całych sił staram się "jakoś" trzymać, ale mam wrażenie, że choć z zewnątrz mogę wyglądać na kogoś, kto sprawia wrażenie silnego, to w środku mam tak ogromne pokładu żalu, smutku i rozpaczy, że wystarczy jakiś mocniejszy impuls i cała się roztrzaskam. Wciąż nie wyjęłam schowanych przez rodzinę rzeczy Synka, wciąż nie zajrzałam do teczki, w której trzymam zdjęcia USG, nie mam jeszcze wyników sekcji, nie byłam u swojej ginekolog na kontrolnej wizycie, nie wyszłam z domu. Tkwię w tym "zamknięciu", ale wiem, że będę musiała się jeszcze zmierzyć z tym, co tam w środku mnie siedzi.
powiem Ci, ze ja swoje pierwsze wyjscie z domu strasznie przezywałam- musiałam zmierzyć się ze wspomnieniami, bo musialam wrócic na oddział na kontrolne usg, ale to bylo wyjscie tylko do samochod-szpital-samochód-dom. Ale pamietam ze jak mielsimy wyjsc do hipermarketu na typowe zakupy do domu a bylo to mniej wiecej 2 po tyg wyjsciu ze szpitala, to nagle rozbolał mnie brzuch, odczuwałam silny lęk przed spotkaniem sie z obcymi ludźmi a nie daj Boże jakbym spotkała tam kogos znajomego..może to sie wydawac dziwne ale ja czułam sie wtedy jakbym conajmniej stratę dziecka miała wypisaną na czole i kazdy wytykałby mnie palcami i szeptał za plecami...nawet zastanawiałam się przez chwilę czy mi się cos robi nie tak z głową..? Ale dzieki męzowi dałam radę, oczywiscie nie obylo sie bez łez bo na kazdym kroku spotykałam albo ciężarną albo z maleńkim dzieckiem, ale chyba trzeba mierzyc się z takimi sytuacjami bo inaczej nie dałoby sie normalnie funkcjonowac. Bardzo boje się nadejścia 24.06.2016...nie wiem jak sobie poradze ze świadomością, że to miał byc bardzo szczęsliwy dzień....
Ja oczywiscie nie porównuje swojej straty do twojej, bo ty pewnie miałas juz wszystko przygotowane dla dziecka, wszyscy gotowi na powitanie nowego członka rodziny i pewnie twoja sytuacja wygląda inaczej niz moja. Ja jednak mówię tylko co ja czułam gdy zaczęłam zmagać się z powrotem do "normalności"... Wierze, że Ty sobie poradzisz...mimo wszystko..mimo że może sama w to nie wierzysz...Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 stycznia 2016, 14:49
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Ja zawsze widziałam siebie jako mamę dziewczynki. Bardzo cieszyłam się i byłam wdzięczna losowi za Lusię. Potem ona urodziła się 2 miesiące za wcześnie, było ciężko, żałowałam, że tak bardzo skupiłam się na płci, a nie pomyślałam o dobrym przebiegu ciąży. I w drugiej ciąży było to samo, choć sobie wmawiałam, że mam już córkę i że teraz płeć nie ma znaczenia, to głęboko w środku chciałam siostrę dla Lusi, której sama nigdy nie miałam. I teraz znów pluję sobie w brodę, że wciąż się zastanawiałam nad płcią dziecka, pragnąc dziewczynki, zamiast zdrowego dziecka...
A co do Boga, to też był On dla mnie ostatnią deską ratunku (dosłownie). Taka była ze mnie katoliczka, że jak trwoga, to do Boga, a w międzyczasie żyłam po swojemu... Teraz to się zmieniło: Bóg jest moją pierwszą deską ratunku .Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
A co do wiary w istnienie Boga, to co nam teraz innego pozostało? Gdyby nie istniał, to gdzie teraz byłyby nasze dzieci?
mikka, Greetta, lena89, gama, kasiulkaa lubią tę wiadomość
Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
agniegnieszka wrote:A co do wiary w istnienie Boga, to co nam teraz innego pozostało? Gdyby nie istniał, to gdzie teraz byłyby nasze dzieci?
Dokładnie, ja chce wierzyć w Niego, bo inaczej nie wiem co bym zrobiła ze świadomością, że moje dzieciątko jest gdzies samo...albo w ogóle ze gdzie ono jest....A tak wierzę, że jest bezpieczne, że nie cierpi i jeśli nic więcej nie jestem w stanie zrobić i skoro nie można odwrócić zdarzeń losu, to chcę mieć choć cień nadziei że ono jest tam szczęsliwe...Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 stycznia 2016, 15:07
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mikka, ja już teraz wiem, że strata Dziecka to strata Dziecka. Nie ma większego znaczenia, na jakim etapie odeszło. Jedyne co nas może różnić, to ilość czasu spędzonego z Dzieciątkiem i liczba wspomnień.
Tak, miałam wszystko przygotowane. Nawet dzień przed zgłoszeniem się do szpitala dokupiłam przez internet jeszcze sporo rzeczy dla Synka, bo wiedziałam, że dojdą zanim wyjdę ze szpitala. Ale czy to oznacza, że ja mogłabym cierpieć bardziej niż Ty? Nie. Bo przecież są tu mamy, których Dzieci urodziły się żywe, a potem odeszły. Są na świecie mamy, których dzieci umierają jako niemowlęta, jako przedszkolaki, lub jako dorosłe już osoby. Są też mamy, których dotyka poronienie... jedno, drugie, trzecie. Wszystkie jesteśmy równe wobec cierpienia. I jak czytam Twój post, to czytam swoje myśli. Wyszłam na zakupy z narzeczonym chyba 3 dni po wyjściu ze szpitala (byłam jeszcze na "uspokajaczach", więc było mi chyba łatwiej). On szykował się do wyjazdu do Niemiec i chciałam mu pomóc się zorganizować (wiadomo, facet i organizacja wyjazdu nie zawsze idą ze sobą w parze). Czułam się jak obca. Też miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą. Że widzą tę stratę Dziecka na mojej twarzy. Z czasem poczułam, że się tam duszę i że za chwilę rzucę się na podłogę i zacznę ryczeć. Teraz boję się trochę ludzi. Nie w sensie dosłownym, ale tym, że mnie zapytają o Synka. Spore grono osób wie, co się stało, ale część nie wie i boję się, że nagle ktoś zada mi pytanie, a ja się rozryczę.
Nie bój się 24.06.2016... Jeśli czytałaś mój wcześniejszy wpis, to pewnie wiesz, że ja też bałam się wczorajszego dnia. Wieczór poprzedzający ten dzień przeryczałam ze strachu tak bardzo, że brakowało mi tchu. A TEN dzień, niespodziewanie i niewytłumaczalnie dla mnie, był jednym ze spokojniejszych ostatnio. Może to tak jak napisała antoninina - Dzidziuś tego dnia dodaje sił.Greetta, Coconue lubią tę wiadomość
Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
agniegnieszka wrote:A co do wiary w istnienie Boga, to co nam teraz innego pozostało? Gdyby nie istniał, to gdzie teraz byłyby nasze dzieci?
Wiesz, tylko ta myśl sprawia, że nie pozwalam sobie całkiem na pozbycie się wiary w istnienie Boga.Kubuś, 37 tc. [*] ur.12.01.2016 -
agniegnieszka wrote:A co do wiary w istnienie Boga, to co nam teraz innego pozostało? Gdyby nie istniał, to gdzie teraz byłyby nasze dzieci?
Jak mąż chodził załatwiać sprawny zwiazane z pogrzebem, ksiądz mu powiedział że został pochowany w parafii św Jakuba i na dodatek data to 15 sierpnia, to na pewno świętym tam na górze jest.. -
Margaw jak ja bardzo dobrze rozumiem co czujesz... ja po 24h po cc, jak wyszłam ze szpitala, gdzie zdążyłam zjeść tylko sucharki, poszłam do marketu po chleb i wędline. Myślałam, że się przewróce tak mi było słabo, ludzie gapili się na mnie, i nawet miałaam wrażenie że mówią o mnie. Jak stałam w kolejce po wędlinę zaczęłam się trząć bo puszczały mi proszki przeciwbólowe. Wtedy mogłam wyglądać źle, to ludzie się gapili. Ale to przeczucie towarzyszyło mi bardzo długo.
Kotowa nie masz za co dziękować. Jesteś silną osobą. Za nas zadecydował w los. Ty byłaś w gorszej sytuacji. Jak nie chcesz to nie odpowiadaj - męczy cię czasem myśli, że trzeba było inaczej postąpić? Ciężkie brzemie nosisz Mam nadzieje że Małgosia jest zdrowa ja rydz w niebie
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
marzusiax wrote:Odnośnie Boga. W ciąży nosiłam łańcuszek z krzyżykiem od komuni - ''bo Bóg mnie chroni i nie pozwoli zrobić krzywdy mojemu dziecku''. No to mam...
Generalnie nie wierzę w przesądy, ale kiedyś słyszałam, że krzyżyków się nie daje w prezencie (ponoć lepiej dać medalik), bo niby jak się komuś krzyżyk ofiaruje, to mu się cierpienie daje, bo krzyż to jakiś ciężar. Osobiście w to nie wierze, ale sama nikomu krzyżyka nie dałam, bo jakby ten ktoś w to wierzył, to mógłby się obrazić i obwiniać mnie o złe intencje i wszystkie nieszczęścia świata.
A co do złości na Pana Boga, to lepiej złościć się na Niego niż kogoś innego. Bóg jest pokorny, a Jego Miłosierdzie nieskończone, On wszystko przyjmie na klatę i do końca będzie na nas czekał. Gdy będziemy się złościć na bliskich w nieskończoność, to w końcu matka przestanie dzwonić, mąż odejdzie do innej, a Bóg zniesie wszystko i zawsze będzie przy nas. Swoją złość, żal, poczucie krzywdy i niesprawiedliwości trzeba gdzieś skierować i komuś wykrzyczeć, jest to oczywiste i zrozumiałe.Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 czerwca 2021, 13:43
Małgosia 24tc +15.08.2015💔
09.2016 - 1 ICSI PGD: 22 oocyty->18 zarodków->0 po PGD
02.2017 - 2 ICSI PGD: 20 oocytów->14 zarodków->1 po PGD-> cb 😔
10.2017 - 3 ICSI PGD: 19 oocytów->12 zarodków->2 po PGD
02.2018 - crio 1 blastki 😔
06.2018 - crio 1 blastki 😔
05.2019 - 4 ICSI PGD: 20 oocytów->16 zarodków->2 po PGD
12.2019 - cb😔
09.2020 - "niespodzianka!"
Jasiek 15tc +23.11.2020💔
03.2021 - crio 1 blastki 😔
06.2021 - crio 1 blastki 😔
02.2022 - 5 ICSI PGD: 14 oocytów->2 blastki->1❄po PGD
09/2022 - crio blastki, 5dpt - 16, 7dpt - 40, 9dpt - 113, 11dpt - 382, 19dpt - 6563,
4/10 - usg, crl 9,1mm, ❤ 135/min
Alicja ❤️ 26/05/23, 3600g, 50cm -
marzusiax wrote:Odnośnie Boga. W ciąży nosiłam łańcuszek z krzyżykiem od komuni - ''bo Bóg mnie chroni i nie pozwoli zrobić krzywdy mojemu dziecku''. No to mam...
Spróbuj pomyśleć o tym w ten sposób, że być może Bóg uchronił Twoje dziecko przed czymś znacznie gorszym niż śmierć, która przecież tylko dla nas jest straszna, ale dla tych małych Aniołków jest po prostu przejsciem do lepszego.
Polecam Wam książkę "Niebo istenieje...naprawdę." DLa mnie to taki uspokajacz:)Nasze słoneczko Marcelinka 6.05.2016
~~~~~~
Lenka(25tc) ur. 31.05.2014, zm. 5.06.2014
Czuję, że synuś-Miłoszek(10tc), 4.10.2013r.
Aniołki nasze, dziękujemy, że mogliśmy się Wami cieszyć choć przez chwilę...Kochamy Was
-
Dziewczyny, cieszę się ze moje słowa wywierają na Was taki wpływ, jest mi bardzo miło i to dla mnie swoista terapia. To takie poczucie spełnienia, że moje cierpienie, moje doświadczenia i dzielenie się nimi mogą komuś pomóc.
Chciałabym poruszyć jeszcze jedną kwestię. Tylko proszę nie obrażajcie się na mnie i nie odbierajcie tego jako ataku. Nie wiem jak żyłyście przed odejściem naszych dzieci, nie wiem jak żyjecie teraz, a nawet kim jesteście. Nie traktujcie tego personalnie, ale mam wrażenie, że ludzie trochę traktują Boga jak taką złotą rybkę. Ja też tak miałam i do tej pory mi się zdarza, ale na którychś rekolekcjach parę lat temu, ktoś mi uświadomił że to tak nie działa. Kiedy bardzo czegoś chcemy, modlimy się gorlwie, prosimy, obiecujemy, chodzimy na msze św i generalnie jesteśmy idealnymi katolikami. Wydaje nam się w tedy, że wszystko nam się należy, a kiedy nie dostajemy tego co chcemy, obrażamy się na Pana Boga. Tylko tak samo on może nas zapytać, a gdzie byłeś/byłaś wcześniej? Gdzie byłeś/aś kiedy wyciagałem do Ciebie rękę, kiedy uchroniłem Cię przed wypadkiem, kiedy wyleczyłem Cie z choroby i kiedy każdego dnia sprawiam że się budzisz i że możesz korzystać z wszystkiego co dla Ciebie stworzyłem. Wiem, że to troche brzmi jakbym była starą dewotą, ale uwierzcie mi sama nad tym ciągle pracuję i łapię się na swojej próżności. Nie, nie jestem ideałem katolika, popełniam wiele grzechów których się wstydzę, ulegam różnym pokusom, nie siedzę w pierwszej ławce w kościele, a nawet nie zawsze chce mi się do niego iść, ale staram sie, pracuje nad sobą i moze dlatego "łatwiej" przebrnąć mi przez te najtrudniejsze chyba doświadczenie jakim jest strata dziecka. Wiele razy sama otarłam sie o śmierć i nigdy nie było to tak trudne jak odejscie moich dzieci, jednak mimo to staram się gorąco wierzyć w to, że wszystko to dzieje się po coś i nie jest żadną karą dla mnie, a kolejnym doświadczeniem, które ma mnie zmienić, które ma zmienić moje życie, a moze i życie innych osób.
To trudne, wiem doskonale, ale uwierzcie dziewczyny, że skoro takie doświadczenie nas spotkało, to znaczy, że zostałyśmy wybrane, jako te najsilniejsze, które są w stanie zrodzić Anioła.mikka, Greetta, gama, agniegnieszka lubią tę wiadomość
Nasze słoneczko Marcelinka 6.05.2016
~~~~~~
Lenka(25tc) ur. 31.05.2014, zm. 5.06.2014
Czuję, że synuś-Miłoszek(10tc), 4.10.2013r.
Aniołki nasze, dziękujemy, że mogliśmy się Wami cieszyć choć przez chwilę...Kochamy Was
-
Monikkk wrote:Spróbuj pomyśleć o tym w ten sposób, że być może Bóg uchronił Twoje dziecko przed czymś znacznie gorszym niż śmierć, która przecież tylko dla nas jest straszna, ale dla tych małych Aniołków jest po prostu przejsciem do lepszego.
Polecam Wam książkę "Niebo istenieje...naprawdę." DLa mnie to taki uspokajacz:)
A to jest książka? Ja film oglądałam z polecenia księdza, który chrzcił i chował Kornelkę.Lusia 04.06.2012 Dobrze, że jesteś :*
Nela 02-03.09.2015 Dzięki, że wpadłaś [*]
-
Co do "Niebo istnieje naprawdę" obiecałam sobie, że go obejrzę tylko narazie chyba jeszcze nie jestem gotowa, bo pewnie przeryczałabym pól filmu i niewiele bym z tego ogladania wyniosła, a tak chce w spokoju obejrzec i uronic gdzie moze mała łezkę..póki co czekam na lepszy czas...
monikk- masz 100 % racji! Ja do momentu starań, byłam "jako takim" katolikiem, chodzilam do kościoła, w miare starałąm się życ w zgodzie z przykazaniami,ale było jak było, nie starałąm się bardzo do tego bycia katolikiem przykładac, a potem była ciąża biochemiczna...dla mnie to było takie troche otrzeźwienie, bo chciałam zeby bylo jak w zegarku, wszystko zaplanowane od-do i jeszcze najlepiej gdyby był synek, a tu Bóg pomachał palcem i powiedział: "Nie nie, dziewczyno nie tędy droga", to zbiegło sie akurat z misjami w naszej parafii, prowdził je ksądz który jest jednoczesnie ezgorcystą, bardzo mądry człowiek i zrozumiałam że modlitwa nie moze miec drugiego dna, ze nie moze byc tak ze pomysle: A pomodlę się to Bóg popatrzy ze się modlę i bedzie ok, od czasu tych misji zupełnie inaczej patrze na modlitwę, na kościół.Potem znów sie udało zajśc w ciąze, nawet pisałam do tego księdza maila, że może Bóg jednak wysłuchał moich modlitw, bo w koncu sie udało, no ale potem straciłam moje maleństwo i teraz widzę że zupełnie się zmieniłam, co nie oznacza że "siedze w kościele ze zlozonymi rękami w pierwszej ławce", ale teraz dla mnie modlitwa jest czyms zupełnie innym, a najbardziej lubie jak jestem sama i czasem utnę sobie pogawedke z Bogiem, mówie mu wtedy wszystko, to co mysle, nawet jesli mu to się nie spodoba...
margaw- mam nadzieję, że będzie tak jak mówisz, bo narazie bardzo sie boję tego dnia...Wiadomość wyedytowana przez autora: 27 stycznia 2016, 17:26
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II