Aniołkowe Mamy [*]
-
WIADOMOŚĆ
-
Mi się też wydaje ze łagodnie przechodzę, ale może wydawać się innym że panikuje albo za dużo przykladam uwagi do swojego ciała. Ale jestem teraz szczególnie wrażliwa na jego sygnały i chciałabym żeby się szybko pozbieralo i uważam że mam do tego prawo pełne. Także nie przejmuj się - nie oklamujesz się tylko zaspokajasz swoje naturalne potrzeby
Wiadomość wyedytowana przez autora: 10 czerwca 2016, 15:04
-
Ikarzyca, a można spytać czy długo próbowaliście? My byśmy chcieli od razu wrócić do starania się no ale wiadomo że nie wolno...
z tego panikowania zadzwoniłam w końcu do tej lekarki, mówi że to nic niepokojącego ta szyjka itp, za tydzień mam mieć kontrolę. W ogóle to prawie codziennie mam tak (normalnie schizowanie jakieś) że potrzebuję silniejszego upustu emocji, albo kłótnia z meżem o byle pierdołę, albo zaczynam płakać ni z tego ni z owego. Dzisiaj sobie wynalazłam temat z tą szyjką i bezpieczeństwem. Chwila silniejszych emocji i potem znowu normalnie <glupek>
-
U nas to w sumie jest dosyć skomplikowana sprawa. Jakoś latem zeszłego roku zdecydowaliśmy, że już czas powiększyć rodzinę . Ale że jako nastolatka miałam podejrzenie PCOS to cały czas brałam tabsy anty i zaczęłam zmieniać nawyki. Od tamtego lata mega zaczęliśmy dbać o siebie (sport, dieta itp.) w październiku zrobiliśmy przegląd i okazało się że mamy jakieś ukryte infekcje, a ja m.in. candidię glabratę bezobjawową. Leczyliśmy się do stycznia - wtedy wzięłam ostatnie opakowanie i jeszcze czekałam na wymaz kontrolny i dopiero wtedy przestaliśmy uważać - i o dziwo pyknęło w 1 cyklu. Totalne zaskoczenie bo nastawiałam się na co najmniej pół roku walki - no ale szczęście nie trwało długo;/ Więc czas starań psychicznych oceniam na ponad pół roku ale generalnie w sumie to 1 cykl bez zabezpieczeń. Dlatego pozwalam sobie myśleć że to przypadek i tak miało być, a nie że mamy większy problem...
-
My najpierw unikaliśmy, zabezpieczaliśmy się itd a później się okazało, ze nie ma się przed czym zabezpieczać. Miałam bardzo nieregularne @, w międzyczasie cuda mi diagnozowali, za każdym razem uprzejmie napominając o in vitro. W końcu udało mi się samej zajść ale przy dużych dawkach estradiolu, progesteronu, oczywiście clo i dokładnym monitoringu owulacji. A potem i tak nic z tego...
-
Hej Wam! Nie piszę tu zbyt często, ale Was podczytuję.
Jutro ten dzień, dzień terminu porodu... Staram się nie myśleć o tym, ale ryczałam dziś jak bóbr...Obawiam się, że jutro będę wyła jeszcze bardziej... Minęło pół roku, myślalam ze juz oswoiłam się z myślą, że nie da się tego zmienić, że łzy nic nie pomogą, ale jednak się myliłam. Nie płaczę codziennie, już potrafię też dotknąć małego dzidziusia (a nie w popłochu uciekać żeby tylko się nie rozkleić), ale ciągle w sercu jest ten ból i pytanie "dlaczego?".
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Mikka bardzo mi przykro...każda chyba z nas pyta ciągle dlaczego...będę jutro myślami z Tobą..przetrwasz ten dzień, smutny, w rozpaczy, ale nie mamy innego wyjścia jak żyć dalej.
Piękny masz opis-tego się trzymajmikka lubi tę wiadomość
Córcia-2012
J-6/11tc [*] 13.02.15,
S -18tc [*] 30.09.15,
F-16tc. [*] 12.05.16
K-21tc. [*] 02.02.17
-
tak jak myślałam... Wyję od rana gdzieś po kątach... Staram się ciągle coś robić, żeby tylko nie myśleć, ale to i tak nie pomaga...
"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
przepraszam, że tak bez powitania i przedstawienia się napiszę, ale chcialam to tak na spokojnie a teraz nie mam trochę czasu, a chciałam się o cos zapytać. W szpitalu powiedzieli mi że ból brzucha jest normalny, żeby wziąć lek przeciwbólowy i będzie ok, ale nie wiem czy ból jakby w pochwie, ból szyjki? to też normalne? Jestem 3 dni po zabiegu, i do tej pory fizycznie czułam się dobrze, a dzisiaj ten dodatkowy ból się pojawił. Wizyta u lekarza dopiero za prawie 2 tygodnie.
Starania od 10.2015.
Dzieciątko 20/21.06.2016, 10tc. [*]
jesień 2017 2x IUI- odwołane, słabe nasienie
kwiecień 2019- start ivf, krotki protokół
7.05 transfer blastki 4AA😢
7.08 crio blastki😢
30.08 histeroskopia-zrosty (usunięte), mięśniak, dwurożność/przegroda, stan zapalny
12.2019-histero/laparo (usunięcie przegrody)
15.09.2020 transfer, beta rosła, pusty pęcherzyk ciążowy😢
2 ❄❄ -
nick nieaktualnymikka wrote:tak jak myślałam... Wyję od rana gdzieś po kątach... Staram się ciągle coś robić, żeby tylko nie myśleć, ale to i tak nie pomaga...
mikka, Ikarzyca lubią tę wiadomość
-
Wszamanka- niestety nie pomogę, ja nie miałam zabiegu, miałam tylko tabletki, ale mnie nic nie bolało po wyjściu ze szpitala, miałam tylko lekkie skurcze i krwawiłam ok.tygodnia"Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
Nie przywitałam się wczesniej, to teraz się witam. Chociaż żadnej z nas nie powinno tu być...
Spanikowalamw przedczoraj trochę z tym bólem. W sumie to szybko przeszło, dzisiaj już jest zupełnie ok. Psychicznie też powoli zaczynam się zbierać.
O ciążę staraliśmy się tak naprawdę wiele miesięcy, a takie starania calkiem, starania o poczęcie, 7 miesięcy. Niby nie długo, ale dla mnie to była wieczność. A szczęście trwało tak krotko... Z ciążą było wszystko ok, dzieciątko się rozwijało, widzialam pięknie pikające serce. Wprawdzie miałam niski progesteron, ale bralam leki i miało być dobrze. A teraz nie wiem co było przyczyną. Slowa lekarzy że "tak się zdarza" za cholerę mi nie wystarczają.
W poniedziałek, 20.06 od rana brzuch bolal mnie bardziej i inaczej niż zwykle, wzięłam dodatkowy magnez, no-spę, ale nie przechodziło. Mialam parę spraw na głowie, to nawet o tym jakoś bardzo nie myślałam. A jak mąż wrocił z pracy, poszlam do ubikacji i zobaczylam, że zaczynam plamić. Pojechaliśmy szybko na izbę przyjęć, tam nawet mnie nie badali tylko od razu na oddział. Na lekarza musiałam czekać godzinę bo jakiś zabieg mieli. Cały czas miałam w glowie, że lekarz powie że krwawię, owszem, ale z dzieciątkiem wszystko dobrze, i każe tylko poleżeć parę dni ewentualnie dawki lekow jeszcze zwiększyć....
Jak przyszedł lekarz i kazał iść za sobą, myślalam że korytarz nie ma końca. A potem w czasie usg moja dusza rozsypala się na milion kawaleczkow i jakby ktoś jej szczątki pchnął w otwchłań bólu i cierpienia... Serduszko nie biło. Na monitorze był piękny mały człowieczek, z główką, rączkami, tułowiem, nżżkami, ale nic nie pikalo tam gdzie ostatnio biło serduszko... Lekarz powiedzial, że szyjka jest zamknięta, że nie poronię sama i zaleca zabieg na drugi dzień.
Dobrze że mąż był przy mnie, bez jego wsparcia nie wiem jakbym to przetrwala...
W nocy, jak już musiał iść, zaczęłam krwawić, lekarz mówił że tak może być, ale nie mówił że aż tak. Noc była najgorszą w moim życiu, wzięłam leki na spanie od położnej, ale nic nie dały.
Rano, w dzień zabiegu, na usg pani doktor nie potrafiła powidzić, że widzi zarodek, tylko nieregularne struktury jak to określiła. Świat zawalil mi sie po raz drugi. Bo przecież miałam nie poronić sama, mieli lekarze to zakończyć w czasie zabiegu. Dotarło do mnie, że gdzieś w śród tej całej krwi i części mnie ktore całą noc lecialy, gdzieś wśród tego wszystkiego było moje dzieciątko.... W taki sposob... W ubikacji.... pod prysznicem...
Po raz trzeci totalny rozpad duszy przeżyłam budząc się po zabiegu. Leżałam na łózku, i wiłam się z bólu. Nie brzucha. Brzuch bołal ale nie zwracalam na niego uwagi. Bolała każda najmniejsza część mojej świadomości.
Teraz, parę dni po tym wszytskim, czasami wydaja mi się jakby to było wszystko przed chwilką, a czasami jakby wieczność minęła. Powoli, z pomocą męża wracam do siebie. Myślę że szybko się podniosę. Ale nic już nie będzie tak samo. Nie da się zapomnieć, można tylko o tym nie myśleć w każdej sekundzie życia i jakoś iść dalej naprzód....
Starania od 10.2015.
Dzieciątko 20/21.06.2016, 10tc. [*]
jesień 2017 2x IUI- odwołane, słabe nasienie
kwiecień 2019- start ivf, krotki protokół
7.05 transfer blastki 4AA😢
7.08 crio blastki😢
30.08 histeroskopia-zrosty (usunięte), mięśniak, dwurożność/przegroda, stan zapalny
12.2019-histero/laparo (usunięcie przegrody)
15.09.2020 transfer, beta rosła, pusty pęcherzyk ciążowy😢
2 ❄❄ -
Wszamanka- przytulam ... niestety moja historia wyglądała podobnie... Moje dzieciątko rosło, widziałam je na usg machające rączkami, potem w 10 tc wylądowałam w szpitalu bo miałam krwiaka, ale sytuacja została opanowana wszystko było ok, kontrolne usg pokazalo ze dzidzius pieknie się rozwija. I w 13 tc pojechalismy na usg a tu pan dr nie mial dla nas dobrych wieści, naszemu dzidziusiowi ok.2 dni wczesniej przestało bić serduszko. Moja rozpacz i ból nie miały końca. Potem szpital, tabletki, i zemdlałam w wc, zabrano mnie stamtąd w pól przytomną, potem tomografia głowy, bo przy okazji rozcięłam czoło i jak sie potem okazalo na usg dzidziusia już nie było...i tu moja kolejna rozpacz bo moje dziecko zostalo gdzies tam... i to wszystko przed Świętami Bożego Narodzenia..nie muszę chyba wspominać jak wyglądały dla mnie te Święta..
Minęło pół roku, ale ból nie mija...jest inny, bo po wyjsciu ze szpitala z nikim nie chcialam się spotykac, nigdzie nie wychodziłam, ciagle płakałam i potrzebna mi była pomoc specjalisty...Wizyty u psychiatry choc bardzo się ich bałam to mi pomogły. Od kilku dni znów mam smutne chwile bo wlasnie w piatek minął termin porodu... Dziś czasem popłaczę po kątach, serducho nadal boli i z zazdrością spoglądam na kobiety w ciąży albo z małymi dziecmi i pytam w myślach Boga dlaczego to wszystko musialo się stać... Staralismy się o to dziecko, pokochalismy je od pierwszych dwóch kresek na teście i ngale zostalo nam to odebrane... Wtedy tez pierwszy raz (a jestemy z mężem razem już 13 lat) widziałam jak mój mąż tak gorzko płakał, starał się być dzielny, bo widział że musi być dzielny, ale w końcu cos i wnim pękło bo pokochał nasze dziecko i nagle zrozumiał, że ono odeszlo..
Wspólczuję Ci Wszamanka, współczuję sobie i wszystkim mamom ktore stracily swoje dzieci...To tak nie powinno byc..."Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć od nowa, żeby pójść inną drogą i raz jeszcze spróbować. Nigdy nie jest za późno, by na stacji złych zdarzeń, złapać pociąg ostatni i dojechać do marzeń (...)".
Jan Paweł II -
wszamanka wrote:Nie przywitałam się wczesniej, to teraz się witam. Chociaż żadnej z nas nie powinno tu być...
Spanikowalamw przedczoraj trochę z tym bólem. W sumie to szybko przeszło, dzisiaj już jest zupełnie ok. Psychicznie też powoli zaczynam się zbierać.
O ciążę staraliśmy się tak naprawdę wiele miesięcy, a takie starania calkiem, starania o poczęcie, 7 miesięcy. Niby nie długo, ale dla mnie to była wieczność. A szczęście trwało tak krotko... Z ciążą było wszystko ok, dzieciątko się rozwijało, widzialam pięknie pikające serce. Wprawdzie miałam niski progesteron, ale bralam leki i miało być dobrze. A teraz nie wiem co było przyczyną. Slowa lekarzy że "tak się zdarza" za cholerę mi nie wystarczają.
W poniedziałek, 20.06 od rana brzuch bolal mnie bardziej i inaczej niż zwykle, wzięłam dodatkowy magnez, no-spę, ale nie przechodziło. Mialam parę spraw na głowie, to nawet o tym jakoś bardzo nie myślałam. A jak mąż wrocił z pracy, poszlam do ubikacji i zobaczylam, że zaczynam plamić. Pojechaliśmy szybko na izbę przyjęć, tam nawet mnie nie badali tylko od razu na oddział. Na lekarza musiałam czekać godzinę bo jakiś zabieg mieli. Cały czas miałam w glowie, że lekarz powie że krwawię, owszem, ale z dzieciątkiem wszystko dobrze, i każe tylko poleżeć parę dni ewentualnie dawki lekow jeszcze zwiększyć....
Jak przyszedł lekarz i kazał iść za sobą, myślalam że korytarz nie ma końca. A potem w czasie usg moja dusza rozsypala się na milion kawaleczkow i jakby ktoś jej szczątki pchnął w otwchłań bólu i cierpienia... Serduszko nie biło. Na monitorze był piękny mały człowieczek, z główką, rączkami, tułowiem, nżżkami, ale nic nie pikalo tam gdzie ostatnio biło serduszko... Lekarz powiedzial, że szyjka jest zamknięta, że nie poronię sama i zaleca zabieg na drugi dzień.
Dobrze że mąż był przy mnie, bez jego wsparcia nie wiem jakbym to przetrwala...
W nocy, jak już musiał iść, zaczęłam krwawić, lekarz mówił że tak może być, ale nie mówił że aż tak. Noc była najgorszą w moim życiu, wzięłam leki na spanie od położnej, ale nic nie dały.
Rano, w dzień zabiegu, na usg pani doktor nie potrafiła powidzić, że widzi zarodek, tylko nieregularne struktury jak to określiła. Świat zawalil mi sie po raz drugi. Bo przecież miałam nie poronić sama, mieli lekarze to zakończyć w czasie zabiegu. Dotarło do mnie, że gdzieś w śród tej całej krwi i części mnie ktore całą noc lecialy, gdzieś wśród tego wszystkiego było moje dzieciątko.... W taki sposob... W ubikacji.... pod prysznicem...
Po raz trzeci totalny rozpad duszy przeżyłam budząc się po zabiegu. Leżałam na łózku, i wiłam się z bólu. Nie brzucha. Brzuch bołal ale nie zwracalam na niego uwagi. Bolała każda najmniejsza część mojej świadomości.
Teraz, parę dni po tym wszytskim, czasami wydaja mi się jakby to było wszystko przed chwilką, a czasami jakby wieczność minęła. Powoli, z pomocą męża wracam do siebie. Myślę że szybko się podniosę. Ale nic już nie będzie tak samo. Nie da się zapomnieć, można tylko o tym nie myśleć w każdej sekundzie życia i jakoś iść dalej naprzód....
Duzo siły życze i wytrwałości a w którym tyg straciłas malyszka jak moge wiedzieć -
Karola, do szpitala trafiłam w 9t6d, to tak wg usg ostatniego, bo z OM było później, ale niby owulacja była późno.
Dzieciątko w szpitalu wg CRL miało 8t2d.
Starania od 10.2015.
Dzieciątko 20/21.06.2016, 10tc. [*]
jesień 2017 2x IUI- odwołane, słabe nasienie
kwiecień 2019- start ivf, krotki protokół
7.05 transfer blastki 4AA😢
7.08 crio blastki😢
30.08 histeroskopia-zrosty (usunięte), mięśniak, dwurożność/przegroda, stan zapalny
12.2019-histero/laparo (usunięcie przegrody)
15.09.2020 transfer, beta rosła, pusty pęcherzyk ciążowy😢
2 ❄❄ -
u mnie tez było skomplikowane późna owu gdzies koło 26 dc i na pierwszym usg powinien byc juz 8 tc a był dopiero gdzies 5-6 maluch o 2 tyg młodszy niż powinien byc i tak było do końca w 10 tc jeszcze byłam na kontroli było wszystko ok ale to był dopiero 8 tc po tej wizycie maluszek misiał przestać się rozwijac i ja około 3-4 tyg chodziłam w niewiedzy że maluszek nie zyję cieszyłam się Julka głaskała brzuszek wymyslała imie dla siostrzyczki bo dla chłopca juz mamy od 13 lat Julka chciaą Zosię mąż chciał Natalkę nie ma już nic ale zaczynamy starania może cos z tego bedzie okaze sie 9 lipca
-
Karola, z calego serce trzymam kciuki żeby się udało, i tym razem żeby trwało tyle ile ma trwać
Karola - mama Julci i ... ? lubi tę wiadomość
Starania od 10.2015.
Dzieciątko 20/21.06.2016, 10tc. [*]
jesień 2017 2x IUI- odwołane, słabe nasienie
kwiecień 2019- start ivf, krotki protokół
7.05 transfer blastki 4AA😢
7.08 crio blastki😢
30.08 histeroskopia-zrosty (usunięte), mięśniak, dwurożność/przegroda, stan zapalny
12.2019-histero/laparo (usunięcie przegrody)
15.09.2020 transfer, beta rosła, pusty pęcherzyk ciążowy😢
2 ❄❄ -
dzięki dziewczyny to jest pierwszy cykl po zabiegu nie licze na cud co ma byc to bedzie ale tak sobie myslę że sa duże szanse bo 21- wtorek czerwca na wizycie gin mówiła że jestem przed owu że jest duzy pęcherzyk seksik wczesniej był w niedzielę 19 czaerwca no teraz wczoraj i dziś wczorej jeszcze bolał mnie jajnik a dzis już nie zaobaczymy za to jak mówi moj mąż mogła bym bzykac wszystko co sie da biedak już nie miał siły zobaczymy nie bede liczyc dni mysleć patrzeć na kalendarz tym bardziej że musze zając się szukaniem szafy jakos muzimy sie urzadzić w tym nowym domku