Ciąża pozamaciczna ( ektopowa)
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyMartyna121 wrote:Moja beta w dniu laparoskopi będąc w prawie 8 tygodniu ciazy wynosiła wyobraź sobie tylko 150 ,00 . Masakra . W ostatniej chwili lekarz zobaczył w jajowodzie na IP ze jest . Nie wiem jakim cudem przy tak małej becie . W dodatku ja krwawilam przez miesiąc A lekarze nic nie robili . Bylam w dwóch szpitalach . W jednym odeslali mnie do domu bo to było przed świętami Bozego Narodzenia . W wpisie mam ze poronienie samoistne ,lekarka powiedziala ze to kolka . Co najlepsze dzien wczesniej jak tam trafiłam badal mnie lekarz w tym szpitalu i on znalazł ta ciaze . Mialam isc na stół A na następny dzien do domu . Masakra . W nowy rok mialam zabieg . Krwawienie do otrzewnej . Dlatego zastanawia mnie dlaczego te cmienie mi sie zaczęło tak wcześnie.. jeszcze przed miesiaczka I trwa do dzisiaj A jestem 1 dzień po terminie spodziewanej .
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
Też mam wrażenie, że beta nie jest miarodajna, usg jest w przypadku cp najpewniejsze. A gdybyś Martyna spróbowała jechać na IP, powiedzieć, że Cię boli i boisz się, że to cp?
syllwia91 lubi tę wiadomość
2013 Córka
04.2017 poronienie zatrzymane 9tc
12.2017 ciąża pozamaciczna, zachowany jajowód
09.2018 poronienie samoistne 5tc
"Domine, exaudi orationem meam"
2019 Córeczka -
nick nieaktualny
-
Cześć Dziewczyny,
Jestem z Wami od początków stycznia br., leżąc w szpitalu przewertowałam wszystkie strony forum, niektóre historie znam na pamięć, cieszę się z Wami po każdym „happy endzie” i łączę w smutku po każdym nieudanym razie, po każdej tragedi. Dziś to ja chciałabym podzielić się z Wami i moją historią. Ale może od początku..
W ubiegłym roku w kwietniu poroniłam samoistnie w 9 tyg. ciąża przestała się rozwijać w 5tyg i 5 dniu. Nie zobaczyłam ani zarodka ani serduszka może dlatego było mi łatwiej. Obyło się bez szpitala, łyżeczkowania, wszystko ładnie samo się oczyściło. Czy w takim wypadku możemy mówić o szczęściu w nieszczęściu? Wszystko to w zaciszu domowym, pięknego domu, szczęśliwej rodziny. Ciąża była „nieplanowana”. Dwie krestki na teście wywołały zaskoczenie, złość, rozczarowanie i strach, przecież „ jeszcze nie teraz mamy plany” później ogromną radość. Ale było za późno, okazało się że ciąża rozwija się nieprawidłowo, jest za mała w stosunku do wieku. Badania bety i kolejne wizyty odbierały tylko nadzieję, pomyślicie za karę, przecież nie chciałam, za próżność, za wszystko. Poroniłam.
Lekarz mówił, że to często się zdarza, że nie ma jeszcze znaczenia medycznego tym bardziej iż w 3 tyg. przeszłam badanie MR i brałam dość silne leki (po wypadku, nie wiedziałam że jestem w ciąży), że to najprawdopodobniej miało wpływ na to co się stało. Uwierzyłam, bo tak było mi łatwiej. Lekarz mówił też że następnym razem będzie wszystko dobrze, najważniejsze ze nie ma problemów z zajęciem w ciąże, pocieszał. Później dobrze nie było.
Mogliśmy zacząć starać się od kolejnego cyklu, ale zawsze było coś. A to zaplanowany na początku wakacji dwutygodniowy urlop, a to zabieg karatynowego prostowania, a to brwi a to fitness a to coś jeszcze. Zaplanowane rzeczy błahe i dziś nie mające dla mnie żadnego znaczenia. Ale do tego musiałam dorosnąć i zrozumieć.
Zaczęliśmy starania we wrześniu, po świętach brak okresu, bardzo chciałam żeby nie przychodził. Ale też brak drugiej kreski na teście. Znów rozczarowanie, tylko teraz w tą druguą stronę. Wiedziałam jednak że coś jest nie tak, od samego początku to czułam i coś mi nie pasowało. W sylwestra powtórzyłam test. Był pozytywny. Cudownie, choć podświadomie się czegoś cały czas bałam. Kreski na teście blade, niewielki ból po prawej stronie jakby owaluacyjny, kłucie jajnika. Ból pojawiał się i znikał, dokuczał szczególnie nocą. Poza tym żadnych innych objawów. Sama sobie postawiłam diagnozę, ciąża pozamaciczna. Choć do jej uwidocznienia miałam cichą nadzieję, że się mylę przecież nie plamię. Zadzwoniłam do lekarza, nie wierzył, mówił ze czasami ciałko żółte ciągnie, żebym się nie martwiła na zapas. Zrobilam betę 493 trochę niska ale prawidłowa, i pojechałam do niego. Na USG nie było nic widać, nic dziwnego przy takiej becie. Endometrium, prawidłowe, ciążowe. Kazał powtarzać betę. Następnego dnia 711, przyrost ładny była nadzieja. Po 48h 722, i widoczny pęcherzyk o średnicy 1-2mm (w zależności od strony pomiaru) w prawej bańce jajowodu. Kazał powtórzyć betę następnego dnia rano, wynik 733, decyzja nie ma na co czekać skierowanie do szpitala. Wieczorem w szpitalu powtórka bety 708. Zaczęła spadać, ciąża obumarła i duża szansa że sama się wchłonie. Jaka przewrotność losu cieszyłam się z jej spadku. Po trzech dniach w szpitalu, 6-7 tydzień, zaczęłam delikatnie plamić, jajnik czasami pobolewał. Po tygodniu dość silnie ciągnął, ale obyło się bez tabletek przeciwbólowych i laparoskopii. Leżałam na obserwacji 10 dni, co 48h sprawdzali poziom bety. Spadała ale bardzo leniwie. Wypisali mnie do domu gdy osiągnęła 240 z zaleceniem kontrolowania bety pierwszej po 48h - 133 i później raz w tygodniu, po 7 dniach 26, po kolejnych 7 - 2, po 2 tyg. dla własnego spokoju, mniej niż 1,20. Plamić skończyłam jak spadła beta, łącznie 26 dni. Po 3 dniach dostalam pseudo okresu, jeden dzień, a właściwie pare godzin krwawienia i kolejne 3 plamienia. Kontrolę USG przeszłam po miesiacu, zmiana, bo tak to się ładnie teraz nazywa miała niecałe 5mm, wchłania się książkowo. Wszystko dobrze. Czy znów szczęście w nieszczęściu? Czy znów za karę?
Przy okazji owulacja z lewego jajnika. Nie podjęliśmy próby, mimo ze bardzo bym chciała, baliśmy się zaryzykować.
W kwietniu będę miał sonoHSG, żeby sprawdzić lewy jajowod i ten nieszczęsny prawy czy moja „zmiana” nie wyrządziła szkód. Robiłam też badania tarczycy, delikatnie podwyższony antyTG (norma 4,11 mam 4,75, ponoć przy poronieniach wzrasta) wiec w następnym tygodniu profilaktycznie mam do zrobienia USG taczycy. Profilaktycznie do zrobienia mam, mimo iż się nie kwalifikuję, krzywą cukrową i insulinowa, bo w rodzinie występowały. Przede mną jeszcze badanie DNA na trombofilię wrodzoną. Mimo iż tych dwóch przypadków nie można łączyć, że jedno i drugie to czysty nieszczęśliwy przypadek, to wspólnie jakiś obraz już dają - płód sam obumiera.
Mam nadzieję, że wszystkie badania wyją dobrze, a sonoHSG utwierdzi nas w przekonaniu że bez obaw możemy starać się o upragnione dziecko. Tak, bardzo chce mieć dziecko, szkoda tylko że musiałam „coś” stracić żeby się przekonać, co a przedewszystkim kto kest najważniejsze w życiu.
W końcu do trzech razy sztuka..
Dziewczyny trzymam za nas kciuki, wierze, że nam wszystkim się uda.. -
nick nieaktualnyMalina wrote:Cześć Dziewczyny,
Jestem z Wami od początków stycznia br., leżąc w szpitalu przewertowałam wszystkie strony forum, niektóre historie znam na pamięć, cieszę się z Wami po każdym „happy endzie” i łączę w smutku po każdym nieudanym razie, po każdej tragedi. Dziś to ja chciałabym podzielić się z Wami i moją historią. Ale może od początku..
W ubiegłym roku w kwietniu poroniłam samoistnie w 9 tyg. ciąża przestała się rozwijać w 5tyg i 5 dniu. Nie zobaczyłam ani zarodka ani serduszka może dlatego było mi łatwiej. Obyło się bez szpitala, łyżeczkowania, wszystko ładnie samo się oczyściło. Czy w takim wypadku możemy mówić o szczęściu w nieszczęściu? Wszystko to w zaciszu domowym, pięknego domu, szczęśliwej rodziny. Ciąża była „nieplanowana”. Dwie krestki na teście wywołały zaskoczenie, złość, rozczarowanie i strach, przecież „ jeszcze nie teraz mamy plany” później ogromną radość. Ale było za późno, okazało się że ciąża rozwija się nieprawidłowo, jest za mała w stosunku do wieku. Badania bety i kolejne wizyty odbierały tylko nadzieję, pomyślicie za karę, przecież nie chciałam, za próżność, za wszystko. Poroniłam.
Lekarz mówił, że to często się zdarza, że nie ma jeszcze znaczenia medycznego tym bardziej iż w 3 tyg. przeszłam badanie MR i brałam dość silne leki (po wypadku, nie wiedziałam że jestem w ciąży), że to najprawdopodobniej miało wpływ na to co się stało. Uwierzyłam, bo tak było mi łatwiej. Lekarz mówił też że następnym razem będzie wszystko dobrze, najważniejsze ze nie ma problemów z zajęciem w ciąże, pocieszał. Później dobrze nie było.
Mogliśmy zacząć starać się od kolejnego cyklu, ale zawsze było coś. A to zaplanowany na początku wakacji dwutygodniowy urlop, a to zabieg karatynowego prostowania, a to brwi a to fitness a to coś jeszcze. Zaplanowane rzeczy błahe i dziś nie mające dla mnie żadnego znaczenia. Ale do tego musiałam dorosnąć i zrozumieć.
Zaczęliśmy starania we wrześniu, po świętach brak okresu, bardzo chciałam żeby nie przychodził. Ale też brak drugiej kreski na teście. Znów rozczarowanie, tylko teraz w tą druguą stronę. Wiedziałam jednak że coś jest nie tak, od samego początku to czułam i coś mi nie pasowało. W sylwestra powtórzyłam test. Był pozytywny. Cudownie, choć podświadomie się czegoś cały czas bałam. Kreski na teście blade, niewielki ból po prawej stronie jakby owaluacyjny, kłucie jajnika. Ból pojawiał się i znikał, dokuczał szczególnie nocą. Poza tym żadnych innych objawów. Sama sobie postawiłam diagnozę, ciąża pozamaciczna. Choć do jej uwidocznienia miałam cichą nadzieję, że się mylę przecież nie plamię. Zadzwoniłam do lekarza, nie wierzył, mówił ze czasami ciałko żółte ciągnie, żebym się nie martwiła na zapas. Zrobilam betę 493 trochę niska ale prawidłowa, i pojechałam do niego. Na USG nie było nic widać, nic dziwnego przy takiej becie. Endometrium, prawidłowe, ciążowe. Kazał powtarzać betę. Następnego dnia 711, przyrost ładny była nadzieja. Po 48h 722, i widoczny pęcherzyk o średnicy 1-2mm (w zależności od strony pomiaru) w prawej bańce jajowodu. Kazał powtórzyć betę następnego dnia rano, wynik 733, decyzja nie ma na co czekać skierowanie do szpitala. Wieczorem w szpitalu powtórka bety 708. Zaczęła spadać, ciąża obumarła i duża szansa że sama się wchłonie. Jaka przewrotność losu cieszyłam się z jej spadku. Po trzech dniach w szpitalu, 6-7 tydzień, zaczęłam delikatnie plamić, jajnik czasami pobolewał. Po tygodniu dość silnie ciągnął, ale obyło się bez tabletek przeciwbólowych i laparoskopii. Leżałam na obserwacji 10 dni, co 48h sprawdzali poziom bety. Spadała ale bardzo leniwie. Wypisali mnie do domu gdy osiągnęła 240 z zaleceniem kontrolowania bety pierwszej po 48h - 133 i później raz w tygodniu, po 7 dniach 26, po kolejnych 7 - 2, po 2 tyg. dla własnego spokoju, mniej niż 1,20. Plamić skończyłam jak spadła beta, łącznie 26 dni. Po 3 dniach dostalam pseudo okresu, jeden dzień, a właściwie pare godzin krwawienia i kolejne 3 plamienia. Kontrolę USG przeszłam po miesiacu, zmiana, bo tak to się ładnie teraz nazywa miała niecałe 5mm, wchłania się książkowo. Wszystko dobrze. Czy znów szczęście w nieszczęściu? Czy znów za karę?
Przy okazji owulacja z lewego jajnika. Nie podjęliśmy próby, mimo ze bardzo bym chciała, baliśmy się zaryzykować.
W kwietniu będę miał sonoHSG, żeby sprawdzić lewy jajowod i ten nieszczęsny prawy czy moja „zmiana” nie wyrządziła szkód. Robiłam też badania tarczycy, delikatnie podwyższony antyTG (norma 4,11 mam 4,75, ponoć przy poronieniach wzrasta) wiec w następnym tygodniu profilaktycznie mam do zrobienia USG taczycy. Profilaktycznie do zrobienia mam, mimo iż się nie kwalifikuję, krzywą cukrową i insulinowa, bo w rodzinie występowały. Przede mną jeszcze badanie DNA na trombofilię wrodzoną. Mimo iż tych dwóch przypadków nie można łączyć, że jedno i drugie to czysty nieszczęśliwy przypadek, to wspólnie jakiś obraz już dają - płód sam obumiera.
Mam nadzieję, że wszystkie badania wyją dobrze, a sonoHSG utwierdzi nas w przekonaniu że bez obaw możemy starać się o upragnione dziecko. Tak, bardzo chce mieć dziecko, szkoda tylko że musiałam „coś” stracić żeby się przekonać, co a przedewszystkim kto kest najważniejsze w życiu.
W końcu do trzech razy sztuka..
Dziewczyny trzymam za nas kciuki, wierze, że nam wszystkim się uda..
Malina, prawie się popłakałam czytając Twój wpis. Trzymam za Ciebie mocno kciuki, aby wszystko w końcu ułożyło się po Twojej myśli. Masz już termin konkretny na sono ?Wiadomość wyedytowana przez autora: 5 marca 2019, 13:59
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyMalina ja myślałam tak samo. Pierwsza ciąża była w sumie bardziej planowana a druga wielki szok i brak pracy i pytanie dlaczego teraz ale jak wychodzila beta źle to już płakałam i zalowalam że mówiłam że to nie ten czas.... Jeszcze nadejdzie moment że i my zajdziemy i urodzimy zdrowe dzieci zobaczycie! Ja w to wierzę