Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
monilia84 bardzo mi przykro z powodu Twojej straty:( Ja urodziłam moją córeczkę również w 27 tc i również nazywała się Wiktoria. Po porodzie od razu zapytali mnie czy chce sekcje ale to wydaje mi się zależy od szpitala. Z badania histopatologicznego wyszło coś w łożysku. Z sekcji wszystko było OK. Ciąża przebiegała książkowo mimo cukrzycy. W poniedziałek 27.10. byłam na wizycie wszystko było OK a we wtorek wieczorem serce malutkiej już nie biło:( Długo z mężem nie mogliśmy dojść do siebie ale na dzień dzisiejszy wiemy że chcemy spróbować jeszcze raz.
Mam nadzieję, że Twój mąż z czasem zdecyduje się mieć dziecka. Trzymaj się cieplutko pozdrawiammonilia84 lubi tę wiadomość
-
Cześć dziewczyny.
Serce mi się kraja jak to mówię ale jestem mamą dwóch Aniołków.
Staraliśmy się o dziecko 9 (dlugich dla mnie jak nieskończoność) miesięcy. Co miesiąc płacz podczas okresu. W końcu postanowiłam nie płakać i nie myśleć o tym. Pojechaliśmy z mężem na cudowne wczasy. Słońce, morze było cudnie. Po powrocie okazało się że jestem w ciąży. Jakże ja byłam szczęśliwa że w końcu się udało. Mieszkam w Anglii więc pierwsze usg miałam w 12 tytygodniu. Już jakiś czas czułam się podle, w sensie zmęczona i ciągle wymioty. Śmiałam się do męża że to na pewno więcej jak jedno siedzi w moim brzuchu bo przecież czuję się podwójnie źle. I miałam rację. Usg pokazało bliźniaki. Poplakalam się ze szczęścia. Będę miała od razu dwoje dzieci, czego można chcieć więcej. Powiedzieli mi że to bliźnięta jednojajowe dwukosmowkowe. Podkreslili ze mnoga ciąża to ciąża podwyższonego ryzyka, ale ja wierzyłam że będzie dobrze. Kontrolowali mnie często więc miałam wrażenie że o mnie i że nic złego się stać nie może. Moje nudnosci nasilaly się aż do tego stopnia ze przez miesiąc praktycznie nic nie jadłam więc nie miałam na nic sił, nawet na kolejne wymiotowanie. Mój lekarz GP (czyli taki rodzinny) dał mi jakieś tabletki żeby nie wymiotowac ale i tak nic nie pomagały. W końcu samo jakoś ustalo i tak się cieszylam że już mogę jeść i że dziewczynki będą rosły. Bo okazało się że będziemy mieć córki - Jezu jaka ja byłam szczęśliwa. Tuż przed Bożym narodzeniem dostałam okropnego bólu pleców że wyladowalam na izbie przyjęć. Dali mi przeciwbolowce i odeslali do domu. Tak się złożyło że za parę dni mieliśmy lecieć do męża rodziny na nowy rok a tu takie coś. Całe szczęście ból trochę ustąpił i polecielismy. Po nowym roku wizyta usg wszystko ok, chodziłam też na fizjoterapie żeby plecom pomoc. Nosiłam specjalny pas żeby pomóc trochę plecom. Byłam silna, tak bardzo chciałam je mieć. Usg po nowym roku co 2 tyg i wszystko ok. Powoli zaczęłam kupować rzeczy, wózek. Zastanawialiśmy się nad lozeczkami. Kolejny dzień, kolejne usg i coś jakoś pani dziwnie patrzyła ale ogólnie że wszystko ok. Tylko że jedna z dziewczynek ma dosyć duży brzuszek więc kolejne usg za tydzień. Z notatek wyczytałam że wg jej obliczeń różnica wagowa była 200 g co mogło oznaczać zespół podkradania. Byłam na to przygotowana bo czytałam oczywiście o zagrożeniach ciąży bliźniaczej. Ale w najgorszych snach nie byłam przygotowana na to co miało nadejść. Dokładnie tydzień później, w dzień usg, wstałam jak co rano i nawet nic nie podejrzewałam. Dziewczynki nigdy rano nie były aktywne więc nic niezwykłego. Poszłam do pracy i jakoś tak coś mnie tknelo że jakoś spokojne są. Po 2.5 h w pracy poszłam na umówione usg. W poczekalni jak zwykle pomiar ciśnienia i badanie moczu. Pielęgniarka powiedziała mi że sprawdzała w moich notatkach że 4 tyg temu jak robili mi pomiar żelaza to nie dopatrzyli że powinnam je brać bo mam na granicy a przecież to blizniaki więc powinnam brać!!! A pytałam się o wyniki i wtedy mówili że ok, wiedzieli że wymiotowalam ale zapewniali że dzieciom nic nie będzie. A było. Weszłam do gabinetu i widzę po jej twarzy, widzę na usg że się nie ruszają... I cały świat mi się zawalił. Myślałam że śnie, że się zaraz obudze i będzie wszystko tak jak było. Moje córeczki miały 26 tygodni i 3 dni jak im serduszka przestały bić. Byłam sama na usg więc zadzwoniłam do męża. Przyjechał po mnie bo nie byłam w stanie prowadzić auta. Dostałam tabletkę i kazali mi zadzwonić następnego dnia do szpitala. Namawiali mnie na naturalny poród bo to lepsze dla organizmu. Przekonali mnie bo przecież ja jeszcze chce mieć dzieci. Wróciliśmy do domu i nie wiedziałam co mam że sobą zrobić. Patrzyłam się na mój brzuch i ciągle miałam nadzieję że one zaczną kopać...ale nic już nie czułam. Cała noc przeplakalam, miałam napady histerii i gdyby nie mój mąż nie wiem jak bym to przetrwała. Następnego ranka zadzwoniłam do szpitala ale powiedzieli mi ze nie ma miejsca, mąż jak to usłyszał wyrwał mi telefon i ryknal w słuchawkę że dopiero co stracił dwoje dzieci i nie ma zamiaru stracić żony. Po południu zostałam przyjęta. Dostałam oddzielny pokój z łazienką z dala od innych rodzacych. Podawali mi tabletki na wywołanie. Trwało to bardzo długo. Aż na 3 dzień o 5 rano w ciężkich bólach przyszły na świat moje aniołki. Niestety nie byłam na tyle odważna by spojrzeć na moje dzieci. Nie byłam w stanie. Umarlabym. Może to samolubne ale wiedziałam że jak na nie spojrzę to się już nie pozbieram a przecież muszę jakoś dalej żyć,dla męża dla rodziny. Po narodzinach dziewczynek przyszła kolej na łożysko. Ale niestety nie chciało wyjść więc położna pobiegła po lekarza. Lekarka na chama wydarla mi to łożysko bo inaczej tego opisać nie mogę. Ból niemiłosierny. Opieka w szpitalu była ogolbie cudowna i nie mam co narzekać. Wszystkie położne były bardzo miłe i starały się jak tylko mi pomóc. Po porodzie ulozyly moje córcie w koszyczku. Zrobiły zdjęcia i odciski rączek i nóżek. Mam je w kopercie ale jeszcze nie czuje się gotowa aby je zobaczyć. Podczas porodu straciłam sporo krwi i mimo kiepskich wyników wypisali mnie do domu na następny dzień. Mój organizm był tak słaby po tym wszystkim że nie miałam siły chodzić, ciągle zawroty głowy. A tu trzeba iść do urzędu zarejestrować śmierć, organizować pochówek. Zamiast wybierać lozeczek przyszło mi urne wybierać. Do tego 3 dni po porodzie zaczęło mi mleko z piersi lecieć, były tak opuchniete i obolałe że nie mogłam w nocy spać. Po 3 dniach bólu poszłam do przychodni po tabletki. Że względu na to iż zdecydowaliśmy się na sekcję pogrzeb odbył się prawie 3 tyg później. W ten dzień było pięknie, słonecznie a ja tylko płakałam. I tak płaczę co dzień bo jest mi ciężko bez nich. Tak długo na nie czekaliśmy a ich z nami nie ma. Staram się być silna. Dużo znajomych stara się mnie pocieszyć mówiąc że one wiedzą co czuje bo one też poronily. A mnie to wkurza bo ja bym wolała być na ich miejscu i poronic, nie czuć ruchów, nie musieć rodzic w ciszy i wychodzić ze szpitala z pustymi rękami. Staram się wejść w rutynę dnia codziennego ale ciężko mi fizycznie bo słaba jestem i pół godzinny spacer to dla mnie wyzwanie. Z dnia na dzień jest lepiej. Dochodzę do siebie i tylko czekam na wizytę kontrolną u polskiego gin żeby sprawdzić czy wszystko w porządku bo po tym wyrywaniu łożyska bardzo się boje że może coś nie tak. A tutaj przecież nikt mi nie zajrzy czy jest ok. Tak bardzo pragnę kolejnej ciąży ale tak się boję że to się powtórzy powtórzy. Musimy jeszcze długo czekać na wyniki sekcji. A na razie tylko tysiące pytań w głowie i tysiące scenariuszy co by było gdyby. Obwiniam siebie że nic nie zauważyłam, że nie byłam ostrożna. Obwiniam panią od usg i pielęgniarki za niedopatrzenia. Obwiniam boga że najpierw mi je dał a potem tak nagle odebrał. I jak po czymś takim wierzyć? Mimo wszystko staram się sobie tłumaczyć że tak miało być i że one są teraz aniołkami. Muszę w to wierzyć bo inaczej życie nie miałoby dla mnie sensu. Tylko ta ogromna pustka w sercu pozostaje.Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
Baterfly dokladnie wiem co czujesz bo ja tez stracilam coreczke w 27 tyg
Ty stracilas dwie na raz to ból jest jeszcze wiekszy.
Ja tez staram sie normalnie funkcjonowac ale czasem sie nie da. Biora mnie chwile dumania i zaczynam plakac, pytac Boga czemu ona czemu mi ja zabral moja kochana córunie. Dobrze ze mam druga córke bo ona czesto sprowadza mnie na ziemie
Wikusia Aniołek 26.02.2015 [*] 27tc
-
Ja schowałam zdjęcia z usg które wcześniej były w ramce bo za każdym razem jak na nie patrzylam wpadałam w histerie i nie mogłam przestać płakać. Mam nadzieję że kiedyś będę w stanie wyjąć je i patrzeć bez paniki że mi się świat zawalił. Tak bardzo za nimi tęsknię i tak bardzo je kocham...Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
Miesiąc po narodzinach moich Aniołków skończyłam 32 lata. Najgorsze urodziny w życiu. To była moja pierwsza ciąża, tak bardzo upragniona. Teraz zmagam się z anemia, staram się dojść do siebie fizycznie bo tylko na to mam jakiś wpływ. Mam się przez to czym zająć bo nic nierobienie jeszcze bardziej mnie doluje. Chcę być silna i zdrowa by jeszcze mieć dzieci.
Dziękuję za miłe słowa i wsparcie. Bardzo płakałam jak czytałam to forum ale jednocześnie świadomość, że nie jestem w tym bólu sama i ktoś rozumie co czuje, pomaga.Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
Tez mam anemie. Trzeba sie starac byc dobrej mysli co niejednokrotnie nie jest latwe. Zregerujesz sily i w maju juz bedziesz mogla sie starac o dzidzie moim zdaniem jedynie kolejna ciaza moze pomoc. Co zazywasz na anemie?
Krzyś [*] 38tc 13.01.2015 - maleńka duszyczka a brakuje tak wiele... -
Jem dużo buraków i piję z nich sok. Moja ciocia poleciła mi sok z pokrzywy i herbatę z pokrzywy. Ona się pokrzywa z anemii wyleczyla więc też uparcie ja piję. Jak wyszłam że szpitala to dali mi żelazo w tabletkach na 2 tyg. Moja położna powiedziała mi w zeszłym tyg że żelazo trzeba dłużej brać, szczególnie że u mnie było na poziomie 84 a normalnie powinno być 120. Tak więc miałam dziś pobierana krew i zobaczymy co wyjdzie.
Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
nick nieaktualnyBaterfly bardzo ci wspolczuje stracilas 2 dzieci wiec i bol podwojny przytulam cie bardzo bardzo mocno :* zgadzam sie z marzusia kolejna ciaza to najlepsze lekarstwo na bol, chociaz oczywiscie kolejne dziecko nie zastapi tego ktore odeszlo. kochana doprowadz swoj organizm do porzadku i postaraj sie o ciaze :* a my tu bedziemy ci kibicowac
-
Dziękuję za wsparcie. Wiele ono dla mnie znaczy bo tylko wy wiecie co tak naprawdę czuję.
Mama_Mai tak mi strasznie przykro że stracilas swoją kruszynke w 40tc. I ty marzusiax w 38tc. Nie mogę sobie nawet wyobrazić co czulyscie i jakie to musiało być ciężkie. Przecież to już tak blisko było. Takie to wszystko niesprawiedliwe :'( Przytulam was mocno :-*Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
nick nieaktualnyBaterfly nie powiem ze bylo mi latwo, bo do dzis nie jest tak jak byc powinno. Ale kochana czy stracilysmy dziecko w 5, 25 czy 40tc to zawsze strata i to taka sama bo tracimy dziecko. Dla kazdej z nas to bylo dziecko, ktore powinno zyc. Kazda z nas kocha i zawsze bedzie kochac swoje Aniolki.
-
Angelina bardzo mi przykro. Moje aniołki urodziły się 13 lutego. To wszystko takie świeże i boli okrutnie. Przytulam...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 kwietnia 2015, 19:50
Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
Tak, bardzo boli. Ja nie mogę się pozbierać. Ciąża była ciężka już od 15 tyg. więc pozostawiło to ogromny ślad w psychice. Nie daję już rady....
W przyszłym tygodniu spróbuję wrócić do pracy - może to mi pomoże
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.
-
nick nieaktualny
-
Angelina wrote:Tak, bardzo boli. Ja nie mogę się pozbierać. Ciąża była ciężka już od 15 tyg. więc pozostawiło to ogromny ślad w psychice. Nie daję już rady....
W przyszłym tygodniu spróbuję wrócić do pracy - może to mi pomoże
Angelina, mocno Cię przytulam... :*
Myślę, że powrót do pracy Ci pomoże - ja wróciłam do niej tydzień po zabiegu, siedzenie w domu i gapienie się po ścianach mnie dobijało.3.02.2016 - Mateuszek już jest z nami
7.03.2015 [*] 6 tydzień
-
Angelina moja ciąża była ciężka i zagrożona od początku ale nie dopuszczalam do siebie że coś takiego może się wydarzyć. Poród miałam równie ciężki, straciłam dużo krwi, łożysko nie chciało samo odejść więc je wydzierali. Fizycznie nie miałam siły na nic, leczę się teraz z anemii. Myślałam że już lepiej ale w zeszły piątek dostałam ostrego bólu w dolnym odcinku pleców i nie byłam w stanie się ruszać przez 3 dni. Mam zapalenie mięśni i czeka mnie długa droga by to naprawić. To tylko pogorszyło mój stan psychiczny. Postanowiłam wrócić do pracy od maja. Nie muszę, bo przysługuje mi macierzyńskie ale rzeczywiście siedzenie w domu działa przygnebiajaco. Za dużo czasu by wszystko analizować zanim nie dostaniemy wyników sekcji.Emilia i Nadia 13.02.2015 [*][*] 26tc
Bruno 26.03.2017 - mój tęczowy syn
Aniołek 03.04.2019 [*] 16tc -
Ja nie mogę poradzić sobie z tą stratą. Całe życie marzyłam o trójce dzieci, byłam taka szczęśliwa kiedy okazało się że jestem w upragnionej trzeciej ciąży. Mój świat zawalił się właściwie już 3 listopada kiedy lekarz stwierdził, że nie mam wód płodowych, które jak się później okazało wyciekały. Lekarze chcieli usunięcia tej ciąży, na co się nie zgodziliśmy. Twierdzili, że potrwa to góra 3 tyg. i to jeszcze ryzykuję własne życie bo może wdać się infekcja. Nasz syn rozwijał się potem jeszcze 15 tygodni co dawało nam nadzieję. Jednak już te 15 tyg. odcisnęło ogromne piętno na mojej psychice. Urodził się 09-02-2015r., żył 1,5 godz. Płuca nie dały rady. Ponieważ miałam cesarskie cięcie nie mogę myśleć na razie o ciąży, a później to już będzie za późno ( w tym roku kończę 38 lat). Zresztą nie wiem jak bym wytrzymała ten strach w kolejnej ciąży. Dodam że pierwsze dwie ciąże przebiegały książkowo a córki urodziły się w terminie co do dnia wyliczonym z miesiączki.
Dziewczyny dajcie jakąś radę jak dalej żyć .....
UKOCHANY FRANUŚ *09-02-2015r + 09-02-2015r. 29tc żył 1,5 godz.