Poród martwego dziecka
-
WIADOMOŚĆ
-
Megipta wrote:Nie znam, nie oddałam też materiału do badania bo nic by to nie zmieniło 😞 na pierwszych prenatalnych było wszystko w porządku także z ryzykami. Po łyżeczkowaniu pobrano mi materiał na badania histopatologiczne- chyba zrobiono to za na nfz bo mam kilka poronien na koncie. Jeśli za miesiąc nic nie wykaże to przyczyną musi być związana z dzieckiem. Od początku ciazy obstawiona byłam z heparyna i Acard150. Mam tylko pai hetero z pakietu na trombofilie.
Czemu dostałaś heparynę skoro masz tylko pai hetero? Z tego co wiem to nie podaje się jej przy tej mutacji, a przynajmniej tak skonsultowanam z panią hematolog i z moim ginekologiem. Ja akurat straciłam synka w 31tc przez owinięcie pępowiną, a acard150 mam przez duże prawdopodobieństwo stanu przedrzucawkowego. Oczywiście jeśli możesz to odpowiedz czemu zdecydowali się na heparynę u Ciebie9/11/24 Maksymilian 31tc 👼💔
16.05.25 pozytywny test ciążowy 🌈
04.06.25 mamy ❤️
15.07.25 pierwsze prenatalne, wszystko dobrze 🫶 -
Ang3llica wrote:Czemu dostałaś heparynę skoro masz tylko pai hetero? Z tego co wiem to nie podaje się jej przy tej mutacji, a przynajmniej tak skonsultowanam z panią hematolog i z moim ginekologiem. Ja akurat straciłam synka w 31tc przez owinięcie pępowiną, a acard150 mam przez duże prawdopodobieństwo stanu przedrzucawkowego. Oczywiście jeśli możesz to odpowiedz czemu zdecydowali się na heparynę u Ciebie👱♀️ 35l. 🧔♂️29l. 👶🏼 👶🏻02.12.2022 💙
20.01.2024 7tc 💔
02.2024 cb 💔
25.11.2024 💙
22.07.2025 ciąża bliźniacza 6tc💔 i 17tc 💔 -
Megipta, właśnie zobaczyłam stopkę. Tak bardzo mi przykro 🥺Hashimoto + GB.
Trombofilia (PAI-1 4G homo, czynnik II protrombiny hetero, obnizone bialko S).
Nadciśnienie, arytmia, hipoglikemia reaktywna.
Atrofia endometrium.
_______________________________________________
Po ponad 2 latach starań:
Moja mała wojowniczka 💜
22.02.2022 (36+2)
_______________________________________________
Druga dzielna dziewczynka ❤️
29.11.2023 (38+4)
_______________________________________________
Nasz aniołeczek 👼
20.07.2024 💔 (18+1) -
Księgowa wrote:Megipta, właśnie zobaczyłam stopkę. Tak bardzo mi przykro 🥺
Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 lipca, 17:00
👱♀️ 35l. 🧔♂️29l. 👶🏼 👶🏻02.12.2022 💙
20.01.2024 7tc 💔
02.2024 cb 💔
25.11.2024 💙
22.07.2025 ciąża bliźniacza 6tc💔 i 17tc 💔 -
Megipta wrote:Biłam się z myślami czy do Ciebie zagadać po stracie bo miałam mnóstwo pytań jak miałam stawić się do szpitala ale nie chciałam tak z buta rozgrzebywać wspomnien 🫣 Jak się czujesz Kochana i na jakim etapie jesteś? Ja po porodzie grudniaka (poszło w listopadzie) zaszłam niespodziewanie po powrocie miesiączki i to tuż zaraz po 🐒 życie jest niesprawiedliwe, że człowiek tak długo na ogół się stara, potem daje Ci podwójną niespodziankę w postaci bliźniaków, oficjalnie zostawia wymarzoną córcię i odbiera i tak juz bezpiecznym by mogło sie zdawać trymestrze...💔😞
Mogłaś śmiało pisać, wszystko bym Ci napisała. Jak będziesz potrzebowała pogadać to nie wahaj sie.
U mnie jest lipa totalna. Po abrazji i drugim łyżeczkowaniu chwile pozniej okazalo sie, ze mam atrofie endometrium. Zanika mi. Walczę jeszcze o jego odbudowę, ale mam mało możliwości, wiec jesli terapia nie przyniesie efektow to bede sie musiała pożegnać z marzeniami.
Ogromnie Ci współczuję i doskonale rozumiem, bo ja odczuwałam albo nadal odczuwam stratę synka podwójnie - nie dosc, ze ciazy to jeszcze w dodatku wymarzonego synka. 🥺 jak dołożę do tego diagnozę to tak czasem mysle, ze wraz z nim straciłam juz ostatnia szanse, ale jeszcze walczę. Czasem mnie tylko nachodzą takie mysli.Hashimoto + GB.
Trombofilia (PAI-1 4G homo, czynnik II protrombiny hetero, obnizone bialko S).
Nadciśnienie, arytmia, hipoglikemia reaktywna.
Atrofia endometrium.
_______________________________________________
Po ponad 2 latach starań:
Moja mała wojowniczka 💜
22.02.2022 (36+2)
_______________________________________________
Druga dzielna dziewczynka ❤️
29.11.2023 (38+4)
_______________________________________________
Nasz aniołeczek 👼
20.07.2024 💔 (18+1) -
Tak atrofia to kiedy Ci wyszła? Po łyżeczkowaniu pobrali mi materiał na badania histopatologiczne - też 2 x byłam łyżeczkowana a wyniki mam mieć za miesiąc minimum..nie mam pojęcia czemu te badania mają służyć, byłam zbyt otumaniona sytuacją 🙄
Coś mi wewnętrznie mówi, że albo nie mogę mieć córek albo też już nie zajdę. Mąż się obawia, że może mój wiek, może odpuścić. Ale jakoś nie potrafię skończyć tematu dzieci na pogrzebie córki. Czuję, że muszę mieć to 3 dziecko i wtedy zaprzestać, eh...👱♀️ 35l. 🧔♂️29l. 👶🏼 👶🏻02.12.2022 💙
20.01.2024 7tc 💔
02.2024 cb 💔
25.11.2024 💙
22.07.2025 ciąża bliźniacza 6tc💔 i 17tc 💔 -
Megipta wrote:Tak atrofia to kiedy Ci wyszła? Po łyżeczkowaniu pobrali mi materiał na badania histopatologiczne - też 2 x byłam łyżeczkowana a wyniki mam mieć za miesiąc minimum..nie mam pojęcia czemu te badania mają służyć, byłam zbyt otumaniona sytuacją 🙄
Coś mi wewnętrznie mówi, że albo nie mogę mieć córek albo też już nie zajdę. Mąż się obawia, że może mój wiek, może odpuścić. Ale jakoś nie potrafię skończyć tematu dzieci na pogrzebie córki. Czuję, że muszę mieć to 3 dziecko i wtedy zaprzestać, eh...
Pol roku pozniej.
Doskonale rozumiem, mam to samo. Właściwie różni nas tylko plec 🥺 jak chcesz to napisz na priv, pogadamy.Hashimoto + GB.
Trombofilia (PAI-1 4G homo, czynnik II protrombiny hetero, obnizone bialko S).
Nadciśnienie, arytmia, hipoglikemia reaktywna.
Atrofia endometrium.
_______________________________________________
Po ponad 2 latach starań:
Moja mała wojowniczka 💜
22.02.2022 (36+2)
_______________________________________________
Druga dzielna dziewczynka ❤️
29.11.2023 (38+4)
_______________________________________________
Nasz aniołeczek 👼
20.07.2024 💔 (18+1) -
Ja teraz wędruje miedzy forum o stracie tutaj o forum "w ciazy".
Jakieś kosmos. Jestem zmęczona. Fizycznie- zgaga i ból nóg- I zaczynam klekac psychicznie. Boję się.
W pn wizyta,mam nadzieję na konkretne ustalenia. To już 36tc.
🙏12.12.2019- 4kg,54cm- zdrowa Izabela!
03.10.202💔 3480g,58cm,38tc Różyczka.👼😭
Mutacje hetero pai1 i mthfr1
12.12.24--->II 🤰
8.02.25----> I prenatalne. Bez zastrzeżeń!
22.08.2025---> termin 🙏
Heparyna,acard,metylowany kwas foliowy,...duphrason,
Nie da się zastąpić utraconego dziecka. Ale wiarą w Niego jest niezłomna. Kocham Was dzieci !
Świat rozsypal się jak cienkie lustro. Na miliony kawałków a ja trwam.
Boże,dlaczego wymyśliłeś los człowieka który musi iść przez życie sam? Całkiem Sam. -
Kreska, wyobrażam sobie jakie to musi byc dla Ciebie trudne 🥺 wierze jednak, ze lekarze ustala co najlepsze dla Was i juz niedługo będziesz tulić w ramionach swoje płaczące maleństwo ❤️
Kreska41 lubi tę wiadomość
Hashimoto + GB.
Trombofilia (PAI-1 4G homo, czynnik II protrombiny hetero, obnizone bialko S).
Nadciśnienie, arytmia, hipoglikemia reaktywna.
Atrofia endometrium.
_______________________________________________
Po ponad 2 latach starań:
Moja mała wojowniczka 💜
22.02.2022 (36+2)
_______________________________________________
Druga dzielna dziewczynka ❤️
29.11.2023 (38+4)
_______________________________________________
Nasz aniołeczek 👼
20.07.2024 💔 (18+1) -
Kreska41 wrote:Ja teraz wędruje miedzy forum o stracie tutaj o forum "w ciazy".
Jakieś kosmos. Jestem zmęczona. Fizycznie- zgaga i ból nóg- I zaczynam klekac psychicznie. Boję się.
W pn wizyta,mam nadzieję na konkretne ustalenia. To już 36tc.
🙏
Kreska, już tak niewiele Ci brakuje. Całym sercem jestem z Tobą ❤️🙏 Ja w tym tygodniu ciąży miałam już córkę przy sobie. Będzie dobrze!Kreska41 lubi tę wiadomość
13.12.2013 synek O... 😍
06.2018 poronienie w 6tc😪
08.2018 poronienie zatrzymane w 8tc 😪
01.2023 poronienie w 6tc 😪
05.2023 poronienie w 7tc 😪
31.01.2024 Aniołek A... z 33tc 😭👼💔
"Jeśli czasem patrzysz w niebo, to znaczy, że jeszcze w coś wierzysz..."
05.10. - II 😍
14.10. - mamy ❤️
23.11. - I prenatalne - 6,4cm maleństwa 😘 USG w porządku
22.01 - II prenatalne - 470 g Królewny ❤️👶
26.03 - III prenatalne - 1550 g zdrowej 🌹👶
05.05.2025 - 🤱👶😍
-
Bezradna30, NaciaM, Megipta - bardzo mi przykro z powodu Waszych strat😞2025
20w1 | 324g
18w1 | 238g
----
2024
2024.11 - poronienie chybione 14w
2024.09 - 37dc II
2024.07 - biochem
----
2023 - 40w4 | 3280g - ♀️
2022 - 40dc II
----
Hashimoto i insulinooporność:(Metformina 2x850 ; Q-10 ; Folian ; B12 ; NAC ; R-ALA ; Wit D, C, E; DHA)
----
2021 - 41w2d | 3730g - ♀️
2020
2020.07 FET >29dpt ❤
2020.06 I IVF > 1 zarodek w 3 dobie
2020.01 4 IUI - biochem
2019 - 1-3 IUI (puste jajo płodowe, 2x biochem)
2018 - pierwsza wizyta w klinice
2016 - początek starań -
Czytam ile jest podobnych historii, ile każda z nas musi przejść przez ten ból straty…
Ciężko jest komukolwiek powiedzieć czy napisać o tej stracie maluszka…
Straciłam mojego maluszka tak naprawdę w 28 tygodniu ciąży ale według papierów był 27 tydzień.
Z mężem mieliśmy się starać o dziecko jak już wrócimy do Polski bo razem pracowaliśmy w Niemczech .
Do tej pory pamiętam dzień w którym nasz dzidziuś został poczęty.. raz jedyny gdy miałam dzień płodny a mąż nie wiedział a i tak myślałam że się nie uda i jak wrócimy do Polski to będziemy się strać . 26 stycznia zrobiłam test bo już czułam że jestem w ciąży i tylko potrzebowałam potwierdzenia. I tego dnia cały nasz świat się zmienił… a tej zmiany potrzebowaliśmy bo miesiąc wcześniej zmarł mojego męża brat… i wiadomość o dziecku była dla mojego męża rodziny takim zbawieniem… dopiero pod koniec lutego mogłam udać się do ginekologa żeby potwierdził ciążę . Cała ciąża przebiegała tak zwanie książkowo . Wszystko było z maluszkiem w porządku… pięknie rósł, był bardzo ruchliwy . A gdy przychodziła wizyta kontrolna u ginekologa to mały wstawał się spokojny i się chował po prawej stronie w podbrzuszu . Na każdej wizycie się śmiałam że jest wstydliwy po tacie, to był cudowny okres… Nikomu nie mówiliśmy że spodziewamy się dziecka, dopiero zaczęliśmy mówić na święta wielkanocne i rodzinie i przyjaciołom. Wszyscy tak bardzo się cieszyli na przyjście małego.. na badaniach prenatalnych wyniki były książkowe , maluszek rósł i rozwijał się prawidłowo …Mąż ani razu nie był na badaniach bo był za granicą ale w końcu miał być na badaniach 08.07… ale od 29.06 zaczęło coś się dziać … nie czułam małego ruchów ale sobie tłumaczyłam że ma mało miejsca w brzuchu i częściej śpi . Rozmawiałam o tym z moim mężem i mówił bym nie panikowała (bo wie że mam tendencję do nadmiernego panikowania) żebym sprawdziła tym urządzeniem do bicia serduszka sprawdziła i to zrobiłam… słyszeliśmy bicie serduszka i na moment strach znikł ale podświadomie czułam że coś może być nie tak ale odganiałam tę myśl … cały czas do wtorku nie czułam ruchów tylko czułam jak się „chowa” po prawej stronie podbrzusza gdzie często tak robił . We wtorek 01.07 stwierdziłam że skontaktuje się z moim ginekologiem żeby upewnił mnie że wszystko jest w porządku i tu już zaczęły się komplikacje. W przychodni nie chcieli przełożyć mi wizyty ani podać numeru do ginekologa, wpadłam w taką panikę że musiała moja mama dzwonić i prosić o jakąkolwiek pomoc . W Przychodni pierw kazali mi czekać aż się sam lekarz ze mną skontaktuje że nawet może to być o 21 a dzwoniła moja mama przed 11 a przed 17 dostała moja mama telefon byśmy się nie wybrały do szpitala bo nie jest w stanie mi lekarz powiedzieć przez telefon co się dzieje . Pojechałyśmy do szpitala , na sorze była miła pielęgniarka która mnie przyjęła i wysłała na oddział ginekologiczny ale później to był najgorszy koszmar… Lekarz który mnie przyjął darł się na mnie że tak późno przyszłam, gdy próbowałam mu wytłumaczyć to przerywał mi i ciągle się darł że po co mu kobiety myślimy jak źle to robimy i tym podobne , później jak się wziął mnie na badania to dalej się darł że taką mam infekcję gdy mój ginekolog mówił że to nie jest duża infekcja i że to jest normalne podczas ciąży (a później gdy mnie inni lekarze badali to żaden nie powiedział że mam nie wiadomo jaką infekcję jak ten pierwszy) potem przeprowadził USG i przez 10-15 minut badań nic się nie odezwał a te minuty trwały jak wieczność, by usłyszeć oschle „przykro mi, nie żyje” . Po tym co usłyszałam zaczęłam działać jak robót, coś do mnie mówił ale nic nie docierało.. tamtego dnia runął cały mój świat… zostawili mnie już w szpitalu i dopiero następnego dnia od rana zaczęli wywoływać poród… mąż gdy się dowiedział rzucił wszystko i jechał 500 km żeby być przy mnie a ja nie umiałam spojrzeć jemu w oczy bo czułam się tak bardzo winna tego co się wydarzyło, że straciliśmy nasz mały cud … 02.07 o godzinie 9 wzięli mnie do gabinetu ginekologicznego by farmakologicznie wywołać poród, cały dzień się męczyłam z bólami a nie miałam rozwarcia, w międzyczasie dostałam gorączki i ciśnienie mi strasznie spadło i z obawy o mój stan lekarz który pełnił dyżur razem z ordynatorem podjęli decyzję o cesarce… i tak po 21 przyszedł na świat mój synek któremu daliśmy na imię Ignaś , ważył 1330g i miał 38 cm. Był pięknym chłopczykiem który był bardzo podobny do mojego męża, który stwierdził że nosek miał po mnie …. Pani położna była naprawdę wspaniała i empatyczna(i dziękuję Bogu że dal ją w tym trudnym czasie na naszej drodze) dała nam czas na pożegnanie się z naszym synkiem i moja mama miała czas by go ochrzcić i to ona powiedziała mojej rodzinie gdy ja byłam na zabiegu że nasz maluszek był owinięty pępowiną i to nie jest moja wina…
Od tej pory cały nasz świat się zmienił… jestem wdzięczna że mogłam mojego maluszka pochować ale też mam żal i te pytanie dlaczego to nas spotkało… -
Troczek94 wrote:Czytam ile jest podobnych historii, ile każda z nas musi przejść przez ten ból straty…
Ciężko jest komukolwiek powiedzieć czy napisać o tej stracie maluszka…
Straciłam mojego maluszka tak naprawdę w 28 tygodniu ciąży ale według papierów był 27 tydzień.
Z mężem mieliśmy się starać o dziecko jak już wrócimy do Polski bo razem pracowaliśmy w Niemczech .
Do tej pory pamiętam dzień w którym nasz dzidziuś został poczęty.. raz jedyny gdy miałam dzień płodny a mąż nie wiedział a i tak myślałam że się nie uda i jak wrócimy do Polski to będziemy się strać . 26 stycznia zrobiłam test bo już czułam że jestem w ciąży i tylko potrzebowałam potwierdzenia. I tego dnia cały nasz świat się zmienił… a tej zmiany potrzebowaliśmy bo miesiąc wcześniej zmarł mojego męża brat… i wiadomość o dziecku była dla mojego męża rodziny takim zbawieniem… dopiero pod koniec lutego mogłam udać się do ginekologa żeby potwierdził ciążę . Cała ciąża przebiegała tak zwanie książkowo . Wszystko było z maluszkiem w porządku… pięknie rósł, był bardzo ruchliwy . A gdy przychodziła wizyta kontrolna u ginekologa to mały wstawał się spokojny i się chował po prawej stronie w podbrzuszu . Na każdej wizycie się śmiałam że jest wstydliwy po tacie, to był cudowny okres… Nikomu nie mówiliśmy że spodziewamy się dziecka, dopiero zaczęliśmy mówić na święta wielkanocne i rodzinie i przyjaciołom. Wszyscy tak bardzo się cieszyli na przyjście małego.. na badaniach prenatalnych wyniki były książkowe , maluszek rósł i rozwijał się prawidłowo …Mąż ani razu nie był na badaniach bo był za granicą ale w końcu miał być na badaniach 08.07… ale od 29.06 zaczęło coś się dziać … nie czułam małego ruchów ale sobie tłumaczyłam że ma mało miejsca w brzuchu i częściej śpi . Rozmawiałam o tym z moim mężem i mówił bym nie panikowała (bo wie że mam tendencję do nadmiernego panikowania) żebym sprawdziła tym urządzeniem do bicia serduszka sprawdziła i to zrobiłam… słyszeliśmy bicie serduszka i na moment strach znikł ale podświadomie czułam że coś może być nie tak ale odganiałam tę myśl … cały czas do wtorku nie czułam ruchów tylko czułam jak się „chowa” po prawej stronie podbrzusza gdzie często tak robił . We wtorek 01.07 stwierdziłam że skontaktuje się z moim ginekologiem żeby upewnił mnie że wszystko jest w porządku i tu już zaczęły się komplikacje. W przychodni nie chcieli przełożyć mi wizyty ani podać numeru do ginekologa, wpadłam w taką panikę że musiała moja mama dzwonić i prosić o jakąkolwiek pomoc . W Przychodni pierw kazali mi czekać aż się sam lekarz ze mną skontaktuje że nawet może to być o 21 a dzwoniła moja mama przed 11 a przed 17 dostała moja mama telefon byśmy się nie wybrały do szpitala bo nie jest w stanie mi lekarz powiedzieć przez telefon co się dzieje . Pojechałyśmy do szpitala , na sorze była miła pielęgniarka która mnie przyjęła i wysłała na oddział ginekologiczny ale później to był najgorszy koszmar… Lekarz który mnie przyjął darł się na mnie że tak późno przyszłam, gdy próbowałam mu wytłumaczyć to przerywał mi i ciągle się darł że po co mu kobiety myślimy jak źle to robimy i tym podobne , później jak się wziął mnie na badania to dalej się darł że taką mam infekcję gdy mój ginekolog mówił że to nie jest duża infekcja i że to jest normalne podczas ciąży (a później gdy mnie inni lekarze badali to żaden nie powiedział że mam nie wiadomo jaką infekcję jak ten pierwszy) potem przeprowadził USG i przez 10-15 minut badań nic się nie odezwał a te minuty trwały jak wieczność, by usłyszeć oschle „przykro mi, nie żyje” . Po tym co usłyszałam zaczęłam działać jak robót, coś do mnie mówił ale nic nie docierało.. tamtego dnia runął cały mój świat… zostawili mnie już w szpitalu i dopiero następnego dnia od rana zaczęli wywoływać poród… mąż gdy się dowiedział rzucił wszystko i jechał 500 km żeby być przy mnie a ja nie umiałam spojrzeć jemu w oczy bo czułam się tak bardzo winna tego co się wydarzyło, że straciliśmy nasz mały cud … 02.07 o godzinie 9 wzięli mnie do gabinetu ginekologicznego by farmakologicznie wywołać poród, cały dzień się męczyłam z bólami a nie miałam rozwarcia, w międzyczasie dostałam gorączki i ciśnienie mi strasznie spadło i z obawy o mój stan lekarz który pełnił dyżur razem z ordynatorem podjęli decyzję o cesarce… i tak po 21 przyszedł na świat mój synek któremu daliśmy na imię Ignaś , ważył 1330g i miał 38 cm. Był pięknym chłopczykiem który był bardzo podobny do mojego męża, który stwierdził że nosek miał po mnie …. Pani położna była naprawdę wspaniała i empatyczna(i dziękuję Bogu że dal ją w tym trudnym czasie na naszej drodze) dała nam czas na pożegnanie się z naszym synkiem i moja mama miała czas by go ochrzcić i to ona powiedziała mojej rodzinie gdy ja byłam na zabiegu że nasz maluszek był owinięty pępowiną i to nie jest moja wina…
Od tej pory cały nasz świat się zmienił… jestem wdzięczna że mogłam mojego maluszka pochować ale też mam żal i te pytanie dlaczego to nas spotkało…
Kochaną nigdy niestety nie dowiemy się dlaczego tak się dzieje… mój synek tak samo owinął się pępowiną w 31tc i jest to okropne bo masz zdrowe dziecko wszystko książkowe i nagle wszystko tracisz. Nie jest to absolutnie twoja wina, nie obarczaj się tym bo jest to niestety coś na co wpływu nie mamy. Z czasem będzie ci lepiej bo nauczysz się z tym żyć z tym bólem ale to nigdy już od nas nie odejdzie musisz być silna i postępuj według siebie nie słuchaj opinii ludzi i nie obwiniaj się jeśli w pewnym momencie poczujesz się chociaż na chwilę znowu szczęśliwaTroczek94 lubi tę wiadomość
9/11/24 Maksymilian 31tc 👼💔
16.05.25 pozytywny test ciążowy 🌈
04.06.25 mamy ❤️
15.07.25 pierwsze prenatalne, wszystko dobrze 🫶 -
Troczek94, bardzo Tobie współczuję.. niestety życie jest brutalne i niestety podobna strata dotyczy wielu z nas...
A jeśli chodzi o przyczynę to nie zrozumiałam... infekcja czy owinięcie pępowiną?
Jeśli nawet infekcja to naprawdę nie miej do siebie pretensji, piszesz, że lekarz prowadzący wiedział o niej... niestety nie na wszystko mamy wpływ...Troczek94 lubi tę wiadomość
-
Ja po prostu nie wierzę, że aż tyle z nas musi zmagać się z taką stratą... Dopóki mnie nie dotyczył ten problem, to nie zdawałam sobie z tego sprawy...
Troczek94... bądź silna, nie bój się mówić o swoich emocjach i nie bój się prosić o rozmowę/pomoc.Kreska41 lubi tę wiadomość
-
Troczek94 wrote:Czytam ile jest podobnych historii, ile każda z nas musi przejść przez ten ból straty…
Ciężko jest komukolwiek powiedzieć czy napisać o tej stracie maluszka…
Straciłam mojego maluszka tak naprawdę w 28 tygodniu ciąży ale według papierów był 27 tydzień.
Z mężem mieliśmy się starać o dziecko jak już wrócimy do Polski bo razem pracowaliśmy w Niemczech .
Do tej pory pamiętam dzień w którym nasz dzidziuś został poczęty.. raz jedyny gdy miałam dzień płodny a mąż nie wiedział a i tak myślałam że się nie uda i jak wrócimy do Polski to będziemy się strać . 26 stycznia zrobiłam test bo już czułam że jestem w ciąży i tylko potrzebowałam potwierdzenia. I tego dnia cały nasz świat się zmienił… a tej zmiany potrzebowaliśmy bo miesiąc wcześniej zmarł mojego męża brat… i wiadomość o dziecku była dla mojego męża rodziny takim zbawieniem… dopiero pod koniec lutego mogłam udać się do ginekologa żeby potwierdził ciążę . Cała ciąża przebiegała tak zwanie książkowo . Wszystko było z maluszkiem w porządku… pięknie rósł, był bardzo ruchliwy . A gdy przychodziła wizyta kontrolna u ginekologa to mały wstawał się spokojny i się chował po prawej stronie w podbrzuszu . Na każdej wizycie się śmiałam że jest wstydliwy po tacie, to był cudowny okres… Nikomu nie mówiliśmy że spodziewamy się dziecka, dopiero zaczęliśmy mówić na święta wielkanocne i rodzinie i przyjaciołom. Wszyscy tak bardzo się cieszyli na przyjście małego.. na badaniach prenatalnych wyniki były książkowe , maluszek rósł i rozwijał się prawidłowo …Mąż ani razu nie był na badaniach bo był za granicą ale w końcu miał być na badaniach 08.07… ale od 29.06 zaczęło coś się dziać … nie czułam małego ruchów ale sobie tłumaczyłam że ma mało miejsca w brzuchu i częściej śpi . Rozmawiałam o tym z moim mężem i mówił bym nie panikowała (bo wie że mam tendencję do nadmiernego panikowania) żebym sprawdziła tym urządzeniem do bicia serduszka sprawdziła i to zrobiłam… słyszeliśmy bicie serduszka i na moment strach znikł ale podświadomie czułam że coś może być nie tak ale odganiałam tę myśl … cały czas do wtorku nie czułam ruchów tylko czułam jak się „chowa” po prawej stronie podbrzusza gdzie często tak robił . We wtorek 01.07 stwierdziłam że skontaktuje się z moim ginekologiem żeby upewnił mnie że wszystko jest w porządku i tu już zaczęły się komplikacje. W przychodni nie chcieli przełożyć mi wizyty ani podać numeru do ginekologa, wpadłam w taką panikę że musiała moja mama dzwonić i prosić o jakąkolwiek pomoc . W Przychodni pierw kazali mi czekać aż się sam lekarz ze mną skontaktuje że nawet może to być o 21 a dzwoniła moja mama przed 11 a przed 17 dostała moja mama telefon byśmy się nie wybrały do szpitala bo nie jest w stanie mi lekarz powiedzieć przez telefon co się dzieje . Pojechałyśmy do szpitala , na sorze była miła pielęgniarka która mnie przyjęła i wysłała na oddział ginekologiczny ale później to był najgorszy koszmar… Lekarz który mnie przyjął darł się na mnie że tak późno przyszłam, gdy próbowałam mu wytłumaczyć to przerywał mi i ciągle się darł że po co mu kobiety myślimy jak źle to robimy i tym podobne , później jak się wziął mnie na badania to dalej się darł że taką mam infekcję gdy mój ginekolog mówił że to nie jest duża infekcja i że to jest normalne podczas ciąży (a później gdy mnie inni lekarze badali to żaden nie powiedział że mam nie wiadomo jaką infekcję jak ten pierwszy) potem przeprowadził USG i przez 10-15 minut badań nic się nie odezwał a te minuty trwały jak wieczność, by usłyszeć oschle „przykro mi, nie żyje” . Po tym co usłyszałam zaczęłam działać jak robót, coś do mnie mówił ale nic nie docierało.. tamtego dnia runął cały mój świat… zostawili mnie już w szpitalu i dopiero następnego dnia od rana zaczęli wywoływać poród… mąż gdy się dowiedział rzucił wszystko i jechał 500 km żeby być przy mnie a ja nie umiałam spojrzeć jemu w oczy bo czułam się tak bardzo winna tego co się wydarzyło, że straciliśmy nasz mały cud … 02.07 o godzinie 9 wzięli mnie do gabinetu ginekologicznego by farmakologicznie wywołać poród, cały dzień się męczyłam z bólami a nie miałam rozwarcia, w międzyczasie dostałam gorączki i ciśnienie mi strasznie spadło i z obawy o mój stan lekarz który pełnił dyżur razem z ordynatorem podjęli decyzję o cesarce… i tak po 21 przyszedł na świat mój synek któremu daliśmy na imię Ignaś , ważył 1330g i miał 38 cm. Był pięknym chłopczykiem który był bardzo podobny do mojego męża, który stwierdził że nosek miał po mnie …. Pani położna była naprawdę wspaniała i empatyczna(i dziękuję Bogu że dal ją w tym trudnym czasie na naszej drodze) dała nam czas na pożegnanie się z naszym synkiem i moja mama miała czas by go ochrzcić i to ona powiedziała mojej rodzinie gdy ja byłam na zabiegu że nasz maluszek był owinięty pępowiną i to nie jest moja wina…
Od tej pory cały nasz świat się zmienił… jestem wdzięczna że mogłam mojego maluszka pochować ale też mam żal i te pytanie dlaczego to nas spotkało… -
Dziękuję dziewczyny za słowa wsparcia… Jak dobrze znaleźć kogoś, kto Cię rozumie, wie co czujesz i co przechodzisz.. Przez to wszystko co się wydarzyło strasznie się zamknęłam. Nie wychodzę praktycznie z domu , tylko na szybkie zakupy i wyjście z psem, unikam ludzi. Mam wrażenie że wszyscy na mnie patrzą, wiedzą co się wydarzyło..
Codziennie jest tak ciężko żyć z tym wszystkim. Codziennie serce pęka na nowo.. W sobotę minie miesiąc jak już mojego maluszka nie ma… -
Troczek94 wrote:Dziękuję dziewczyny za słowa wsparcia… Jak dobrze znaleźć kogoś, kto Cię rozumie, wie co czujesz i co przechodzisz.. Przez to wszystko co się wydarzyło strasznie się zamknęłam. Nie wychodzę praktycznie z domu , tylko na szybkie zakupy i wyjście z psem, unikam ludzi. Mam wrażenie że wszyscy na mnie patrzą, wiedzą co się wydarzyło..
Codziennie jest tak ciężko żyć z tym wszystkim. Codziennie serce pęka na nowo.. W sobotę minie miesiąc jak już mojego maluszka nie ma…
Też miałam to uczucie. Wręcz wstydu że dziecko umarło a ja tego nie.dopilnowalam. Własnego dziecka w najbezpieczniejszym miejscu na świecie.
Cały czas mam poczucie że zawiodłam.12.12.2019- 4kg,54cm- zdrowa Izabela!
03.10.202💔 3480g,58cm,38tc Różyczka.👼😭
Mutacje hetero pai1 i mthfr1
12.12.24--->II 🤰
8.02.25----> I prenatalne. Bez zastrzeżeń!
22.08.2025---> termin 🙏
Heparyna,acard,metylowany kwas foliowy,...duphrason,
Nie da się zastąpić utraconego dziecka. Ale wiarą w Niego jest niezłomna. Kocham Was dzieci !
Świat rozsypal się jak cienkie lustro. Na miliony kawałków a ja trwam.
Boże,dlaczego wymyśliłeś los człowieka który musi iść przez życie sam? Całkiem Sam.