Dziewczyny z rocznika '86 starające się o pierwsze dziecko :)
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualnyoptymistkaaa wrote:Hey dziewczyny!
Widzę, że są tu staraczki które walczą o rodzeństwo dla swojego szkraba. Mogę zatem dołączyć?
Jesteście tutaj mile widziane wszystkie z naszego rocznika Ale mam prośbę o delikatność względem nas - tych które walczą wciąż o to pierwsze dziecko. Nie wiem, jak inne dziewczyny, ale ja zawsze będę patrzyć na Was i mieć poczucie, że nie jesteście nas w stanie do końca zrozumieć, bo macie choć jedno dziecko i co by się nie stało, to jesteście już matkami. My nadal walczymy. Ale wiem też, że walka o kolejne dzieci może być równie trudna. Nie mniej jednak chciałam, abyście poznały ten punkt widzenia.
Aha, i Wasze ewentualne porady na pewno będą dla nas - dla mnie osobiście, bardzo cenne.Kropeczka1986 lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnySarrrra wrote:Cześć dziewczyny oraz nowe koleżanki. ja jestem w 11 cyklu starań z tym stwierdzona mutacja . Pierwsze chwilę po tym jak się dowiedziałam były tragiczne co zresztą dało się odczuć po moich wypowiedziach. Już jestem po ginekolog u i genetyku i już mam plan działań. Teraz jeszcze hematolog i endykrolog i odetchne.
O kropeczko również odpoczywa bibika trzymam kciuki za ten cykl.
Ja z miesiączka na miesiąc uczerwiec się spokojnie podchodzić i zdecydowanie ten wątek forum i dziewczyny mi pomagają.
Co powiedział genetyk? Jakie dalsze kroki?
Mój 9cs właśnie się kończy, znowu bezowocnie. Jednocześnie minęło 12 miesięcy odkąd wróciliśmy na serio do starań. Dziś rano wypłakałam to już. Jeszcze 2 cykle, potem laparoskopia, potem 3 cykle i albo się uda albo kończymy starania i godzimy się z sytuacją na dobre. -
Bibika dlaczego dajecie sobie limit starań? No co ty. Nie poddawajmy sie. Robiłaś już betę lub sikanca? Czy też plamienia się na dobre rozkręcily? Przykro mi. U mnie powiedziano mi że bez heparyny nie utrzymać ciąży. Od zagniezdzenia mam brać acard a potem jak najszybciej betę. Nawet gdy będzie mniej nuż 5 robić zastrzyk heparyne już muszę. Poza tym mam dawki kwasu zwykłego foliowego i 0,8 tego aktywnego. Poza tym 1 mg b12 metylokobalam8ny. W czw będę dalej rozmawiać z hematologiem więc pewnie dalej ztobj badanua. Genetyk zasugerował s ciazy badanie de dimery jak najszybciej. Oraz teraz kariotyp ale to 500 zł kosztuje od osoby więc daruj dobie. I chyba zainwestuje w insuljne oraz w z3spol antyfosfolipidowy
Wiadomość wyedytowana przez autora: 18 lipca 2017, 22:34
-
nick nieaktualnyA sprawdź badanie kariotypu w klinice Bocian - może masz gdzieś w pobliżu. My tam robiliśmy kariotyp i z tego co pamiętam płaciliśmy ok 750 zł za dwoje.
Co do porzucenia starań, taką decyzję podjęliśmy i będziemy się cieszyć tym co mamy. Może kiedyś się przydarzy, ale nie chcę podporządkowywać temu całego życia. Może nie jest nam dane (a przede wszystkim mnie, bo to ja mam problem). Liczę na to, że znajdę nową pracę. Wtedy moglibyśmy odłożyć trochę grosza na podróże i na jakiś biznes, aby jakoś zabezpieczyć przyszłość. Może zdecydujemy się na adopcję. -
Bibi_Ka wrote:Jesteście tutaj mile widziane wszystkie z naszego rocznika Ale mam prośbę o delikatność względem nas - tych które walczą wciąż o to pierwsze dziecko. Nie wiem, jak inne dziewczyny, ale ja zawsze będę patrzyć na Was i mieć poczucie, że nie jesteście nas w stanie do końca zrozumieć, bo macie choć jedno dziecko i co by się nie stało, to jesteście już matkami. My nadal walczymy. Ale wiem też, że walka o kolejne dzieci może być równie trudna. Nie mniej jednak chciałam, abyście poznały ten punkt widzenia.
Aha, i Wasze ewentualne porady na pewno będą dla nas - dla mnie osobiście, bardzo cenne.
Dziękuję. Jak najbardziej rozumiem i będę mieć na uwadze
Wszystkie jesteśmy Fajterkami. Każda z nas ma swoją historię, czasami podobną do innych, czasami diametralnie różną. Nie mniej jednak wszystkie mamy podobny cel
-
ja Bibika sobie powiedziałam, że jeżeli nie wyjdzie faktycznie to na pewno też nie będę starać się do 40tki. Tzn nie mamy obecnie limitu. Rozumiem jednak Twoje podejście. Powiedziałam sobie, że jak się nie uda to będziemy się też starać o adopcje a wiec na pewno zostaniemy rodzicami. Ja nawet myślałam o czymś takim jak surogacja. Temat bardzo taboo ale jednak istniejące rozwiązanie także w Polsce.
-
Hej Dziewczyny!
jestem tu nowa, 31 lak na karku i zaczynam się starać o dziecko. brałam przez 10 lat tabletki antykoncepcyjne, odstawiłam w listopadzie i teraz przy pomocy duphastonu staram się ustabilizować gospodarkę hormonalna. Czy jest tu ktoś z Lublina i mógłby się podzielić wrażeniami co do lekarzy ginekolgoów w tym mieście?
Pozdrawiam -
nick nieaktualnySarrrra wrote:ja Bibika sobie powiedziałam, że jeżeli nie wyjdzie faktycznie to na pewno też nie będę starać się do 40tki. Tzn nie mamy obecnie limitu. Rozumiem jednak Twoje podejście. Powiedziałam sobie, że jak się nie uda to będziemy się też starać o adopcje a wiec na pewno zostaniemy rodzicami. Ja nawet myślałam o czymś takim jak surogacja. Temat bardzo taboo ale jednak istniejące rozwiązanie także w Polsce.
My na ten moment nie jesteśmy gotowi na adopcję, choć na początku leczenia byliśmy na tak. Jednak chyba będziemy potrzebowali czasu, aby do tej decyzji dojrzeć, jeśli się nie uda naturalnie. Na pewno szanuję wybory innych ludzi, którzy walczą wszelkimi dostępnymi sposobami o dziecko. Dla mnie transfer czy invitro są nie do przejścia.
Mglica witaj na pokładzie. Powodzenia, obyś szybko cieszyła się dzieckiem. -
Mglica u mnie z rodzicami rozmawiałam otwarcie. U rodziców Łukasza był to temat taboo. oni nie pytali my nie mówiliśmy ale wiedzieli , ze sie staramy. W ten weekend powiedziałam jak sprawy się mają, ze mam mutację itd i, ze jest problem. Znajomi nie gadam a przyjaciele wiedzą jak się sprawy mają bo z kimś poza mężem musze o tym rozmawiać bo bym zwariowała.
Dzisiaj mam hematologa, ptem robię insulinę i ide do diabetyka -
Ja mam bardzo słaby kontakt z matką, a o tematach płodności to już w ogóle nie widzę takiej rozmowy. Z powodu nerwicy depresyjnej (po życiowych perturbacjach) schudłam 2 lata temu bardzo i w związku z tym moja mama uważa, że moja waga jest wszystkiemu winna.
Teraz ważę już normalnie, tzn. jestem szczupła, ale już nie taka chuda. Wiadomo moja gospodarka hormonalna została zachwiana, ale lekarz twierdzi, że nie mam bardzo złych wyników.
Moja matka uważa, że wszystko to moja wina, więc gdyby jeszcze wiedziała, że staram się o dziecko to myślę, że zamiast słów wsparcia usłyszałabym od niej "a po co było się odchudzać".
-
przykre jest to co piszesz. Wsmarcie rodziców w moim przypadku jest bardzo ważne. Dodatkowo wspracie mężą, który od razu nie zaczął widziec problemu. Potrzebował czasu i to sporu, że traktowac temat poważnie. Teraz już jest ok i widzę, że stara się nawet mi ustępować byle żebym sie nie denerwowała.
Na pewno nei da sie pogadac z mamą. A jakbyś powiedziała, ze lekarz nie widzi tego aby brak ciaży spowodowany był niską wówczas wagą? -
Moje relacje na linii ja - matka to temat rzeka. Nigdy nie miałyśmy dobrych relacji, zawsze Tato był moim najbliższym przyjacielem i wsparciem.
Z resztą nawet kiedy dostałam pierwszej miesiączki, to mama nie zamieniła ze mną słowa, tylko wręczyła paczkę podpasek
Moja mama to osoba bardzo wymagająca, zawsze wysoko stawiała mi poprzeczkę. Zresztą ona nie pyta kiedy będę miała dziecko, tylko kiedy ona będzie miała wnuka...
Nie mam silnego parcia na posiadanie dziecka, ale wiem, że to już najwyższy czas, bo nie wiem ile wszystko potrwa zanim zajdę w ciążę.
Przyznam,że boję się, że dodatkowo olbrzymi stres w pracy może mi utrudnić poczęcie... -
nick nieaktualnySarrra in vitro jest nie dla mnie ze względu światopoglądu.
Mglica nie jest to łatwy temat. Moja mama miała strasznie duże ciśnienie na wnuka. Po zdiagnozowaniu powiedziałam jej wszystko co się dzieje łącznie z informacją, że niech się nastawi, że wnuków nie będzie. To był dla niej szok. Teraz już nie dopytuje i chyba nie czeka. Z teściami o tym nie rozmawiam. To rodzice męża i to on niech decyduje. Teściowa wie tylko, że mam jakieś problemy zdrowotne - trzymam dietę. Znajomi nie wiedzą. A przyjaciółka wie wszystko, muszę czasem się wygadać.
Ale nadal nie umiem reagować na pytanie "kiedy dzieci". Najchętniej bym mówiła wprost, że teraz nie możemy mieć i zapytać czy już zaspokoiłam ciekawość. Ale mój mąż nie zgadza się na takie odpowiedzi. On się nie chce przyznawać. Woli mówić "kiedy przyjdzie czas, to będą".
Szkoda, że mama nie może Cię wesprzeć lub chociaż przytulić, ot tak po prostu. Może po prostu kiedyś jej odpowiedz, że "nie wiem kiedy. leczymy się" z naciskiem na "my" i zakończ temat.
Co do pracy, to niestety stres Ci nie pomoże. Hormony wtedy szaleją. -
nick nieaktualnyKropeczka1986 wrote:Dziewczyny przeżyłam trzęsienie ziemi w Kos.... cos okropnego:((((!!! Nie da sie tego opisać jaki strach czujemy ((
No właśnie tak o Tobie myślałam. Planujecie zostać czy wracacie? W tv niektórzy mówili, że wracają, bo już ten strach im będzie towarzyszył i nici z odpoczynku. -
Cały czas są drgania... wiec strach jest... raczej ze spokojnego relaksu nici chociaż dzis juz trochę spaliśmy... wczoraj wszyscy ewakuowani ale rano można było wrócić... cóż z tego jak próbowaliśmy zasnąć a tu wstrząsy i znow strach ze będzie taki jak w nocy:( póki co nikt nie mówi o powrocie... my zostaniemy juz chyba do końca we wtorek rano wylot wiec może jakoś damy rade:( powiem Wam dziewczyny ze trauma do końca życia murowana wstrząs trwał może z 10 sekund ale wszystko w pokoju latało szafki, lustro spadło... i najgorsze było to ze w nocy smacznie śpisz a tu takie cos - i tak jestem zaskoczona ze pierwsze co to obudziłam szybko męża i pod łóżko oboje wlezlismy skuleni;( nie do opisania przezycie... kompletna bezsilnośćNasz mały cudzie trwaj...