Jak poznałyście swojego męża/narzeczonego/partnera?
-
WIADOMOŚĆ
-
nick nieaktualny
-
nick nieaktualnyzAgatka wrote:Chyba byliście sobie pisani ...Nawet przeszkoda w postaci EX męża i 9 miesięczna separacja, nic tego nie zmieniło
No od nienawiści do miłości nie daleka droga he he
Ale przyznam się szczeże że jak Wafla poznałam to w duchu pomyślałam że będzie mój chodzby na raz Ale na raz nie udało się to tak już jest 4 rokzAgatka lubi tę wiadomość
-
Ja swojego na wakacjach poznałam. On pracował w firmie w Bodrum i przyjeżdżał do naszego hotelu do rodzinki i znajomych. Właściwie dostrzegł mnie przypadkiem, mówi, że stał przy recepcji, jak ja wychodziłam i sekundę później podleciał do niego kelner, czy nie widział gdzie poszłam. Kelner dostał kosza, a Hasan dostrzegł, że w ogóle istnieje Wakacyjny flirt, skończony złością obu stron, on obrażony król lul bo nie dostał czego chciał, ja zdegustowana bo taki turecki lowelas. Ale lowelasowi się zatęskniło, zaczęliśmy pisać w coraz cieplejszym tonie. Po roku przyjechał do Polski na pół roku i mnie trzasnęło ostatecznie. Rodzinna selekcja była długa, biedaczek swoje przebolał i od strony mojej famili i rodaków, a jeszcze bardziej go przeczołgała dwójka moich wujków (Turek i Irakijczyk), którzy urządzili mu ponoć prawdziwą szkołę przetrwania Ale jakoś zdzierżył i porwał mnie na rok do swej Turcji ukochanej. Potem to już tylko "moje wielkie tureckie zaręczyny", szybki ślub i nieszczęsne wojsko, ale jeszcze dużo przed nami
Btw. hitem historii był podstarzałaby barman, z chińskim dzieciem, który stale opowiadał mi jak to H. ma już żonę i 4 dzieci (bujda roku, połowa jego znajomych klęła się przede mną na Allaha, że jest wolny, mało tego uparł się jak wół, że on mi nawet paszport okaże na dowód niewinności ) i że on to dużo lepsza partia Do dziś jak go gdzieś spotykam to wyraża ubolewania, że sobie takie młodzika wzięłam zamiast niego Dziecko miał przecudne, jeszcze nigdy nie widziałam takiej mieszanki krwi arabsko-chińskiej, a wypierał się go jak mógł twierdząc, że to dziecko znajomych z Danii, co bardzo bardzo źle o nim świadczyło, bo Arabowie uwielbiają dzieci i żaden porządny arabski mężczyzna nigdy się swojego nie wyprze, to jak grzech ciężki u nichWiadomość wyedytowana przez autora: 27 grudnia 2013, 17:34
zAgatka lubi tę wiadomość
-
A ja swojego poznałam w pierwszej klasie gimnazjum W drugiej zaczęliśmy już spędzać dużo czasu razem- jedna paczka znajomych itp, chociaż każde z nas miało wtedy swoje "miłości" Od drugiej klasy liceum jesteśmy parą- minęło nam już 8 wspólnych lat, a od maja jest moim mężem
zAgatka lubi tę wiadomość
-
No to u mnie też zero romantyzmu. Zeru, ni ciut ciut.
To było prawie trzy lata temu. Byłam asystentką prezesa w jednej dużej firmie ubezpieczeniowej. I ten prezesik przyszedł do mnie, wręczył jakiś numer telefonu i powiedział, że to jest P, który przylatuje do nas z Irlandii rozkręcić nową gałąź biznesu. I ja mam tego P odebrać z lotniska oraz przetransportować z uśmiechem na ustach, zabawiając konwersacją, do mieszkania, które mu wynajęliśmy, i w którym P pierwotnie miał zostać przez pół roku. No i tak stoję na tym lotnisku, czekam, patrzę na datę urodzenia - 3 lata młodszy. Myślę sobie - gówniarz, ale może jakaś fajna dupka będzie? I stoję dalej dzierżąc w dłoniach karteczkę z jego nazwiskiem. Nagle patrzę... idzie. Wysoki, gęste włosy i... skrzywiona twarz. Normalnie srający kot, nos w kosmos i mów mi "książę". Bosz, co za buc. Gadałam w drodze z lotniska, zabawiałam jak cyrkowy klaun a ten nic. Oburzony na cały świat, że tak mu cudownie w tej pięknej Irlandii było, taką ma tam fantastyczną dziewczynę (Niemkę notabene), a tu mu się kazali przenieść i robić coś z niczego. Masakra! Potem było już tylko gorzej. Po kilku tygodniach okazało się, że zostałam do księciunia oddelegowana, bo biznes zaczynał hulać a rąk do pracy niet. Zdążyłam go już mocno znielubić, jak się potem dowiedziałam, z wzajemnością, ponieważ księciunio myślał, że jestem tylko głupią sekretareczką i potrafię jedynie parzyć kawę. Matko, jak my się cięliśmy. Do czasu... kiedy to którejś nocy musieliśmy zostać oboje w pracy klepać jakieś bzdury. Przegadaliśmy całą noc. I tak się zaczęło. Smsy, maile, wspólne obiadki. On rozstał się z dziewczyną, ale święty nie był i fikał co dni kilka do wyrka z jedną "koleżanką", ja mieszkałam z facetem, do którego nie czułam kompletnie nic (ciepłe kluchy bez krzty emocji), ale którego mój syn ubóstwiał. Cóż... finalnie P został w kraju a my zostaliśmy razem. Nie jest sielsko i romantycznie. Iskry latają, emocje aż huczą, burza raz w tygodniu. Ale kochamy się i wiemy, że jesteśmy dla siebie. Ja, uhahana wariatka, praktykująca katoliczka, po rozwodzie z pierworodnym u boku, on, bucowaty gnom, księciunio i facet mojego życiaAGA 30, weronika86, Czarna94, zAgatka, Unlike, mysza1975, Bergo, Rybeńka, Guniaczek, nutka, mała_mi, zbikowa, Annushka, Foto_Anna lubią tę wiadomość
http://szogunowmatka.blogspot.com/ -
nick nieaktualny
-
nick nieaktualny
-
Guniaczek wrote:My się poznaliśmy na studiach, mój twierdzi, że od początku mu się podobałam, a ja pamiętam jak zobaczyłam go na auli pierwszy raz (miałam wtedy "miłośc swego życia") pomyślałam, bosz co za rumun w skórze ;)później byliśmy w jednej grupie, każda imprezka razem, najlepszy kumpel możnaby powiedzieć, aż w końcu jak "miłość mego życia" mnei zostawiła, O. wskoczył w lukę ;)ah jak ja sie cieszę że tamten pajac mnie zostawił
Guniaczek lubi tę wiadomość
-
Super historie
My poznalismy sie na cmentarzu 1.11.1999r a on byl nowym chlopakiem mojej kolezanki... czyli wszystko nie tak.
Szybko jednak zmienil obiekt zainteresowania, a ja go nie chcialam, bo uwazalam go za lekkoducha i myslalam, ze mnie tez tak szybko zmieni
Gdy juz sie poznalismy, okazalo sie ze nasze mamy byly przyjaciolkami z licealnych czasow i ze jako dzieci czesto u siebie bywalismy. Wtedy tez dowiedzialam sie, ze on jako gowniarz juz mnie lubil. Mieszkalismy wtedy niedaleko siebie, pozniej ja sie przeprowadzilam na drugi koniec miasta, a on ponoc mnie szukal ale nie znalazl,no i minelo kilka lat zanim spotkalismy sie na tym cmentarzu
Ja bylam dzikusem, mialam 16 lat, on 19. Od poczatku go polubilam, swietnie sie rozumielismy, mimo to, dlugo musial sie o mnie postarac
Jednak to jest prawdziwa milosc , a ja jestem szczesciara (i on tez oczywiscie).
teraz smiejemy sie ze razem do grobowej deskiWiadomość wyedytowana przez autora: 29 grudnia 2013, 01:59
weronika86, magdzia26 lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
My poznaliśmy się dzięki losowi..
Byłam kilka tygodni po rozstaniu z chłopakiem(to on mnie rzucił) wiec oczywiscie cierpiałam okropnie, nie chciałam nigdzie wychodzić. 15.10.2010r czyli jakieś 3 tyg. po rozstaniu będąc u mojej przyjaciółki poczułam nagły przypływ energii i chęć wyjścia na pewną dyskotekę. Mówiłam do niej"Olcia ja muszę dziś iść na "plazę"!!! ona oczywiści chciała się poszwendać po całym rynku, a ja tylko trułam, żeby już iść na "plazę"! w końcu uległa i poszłysmy. Byłam w ogóle nie "zrobiona" oczy podkrążone itp. Tańczymy sobie i tak patrzę, że z daleka spogląda i uśmiecha się ON. Mówię do olci "patrz jaki przystojniak sie do mnie usmiecha ;p" Później go straciłam z oczu, ale On mnie odnalazł, zapytał czy zatańczę... nogi się pode mną ugieły... zatańczyliśmy kilka kawałków, poszlismy na bok porozmawiać i tak cudnie się rozmawiało, że dałam mu numer tel. Oczywiście cały czas nie dowierzałam, że taki przystojniak zwrócił na mnie uwagę ;p
Kilka randek później powiedział mi, że on był przypadkiem na tej dyskotece. A mieszka jakieś 20 km od mojego miasta. I tego wieczoru spacerując po swojej wsi spotkał kumpla(imprezowicza) który zapytał czy A mogłby porobić za kierowcę(Dodam, że mój A jest abstynent i w dodatku nie lubi dyskotek) ale tamtego wieczoru jakoś tak pomyślał"a co mi tam" I w ten oto sposób sie poznalismy. Zawsze myślała, że na dyskotece nie można spotkać nikogo normalnego, ale na szczęście się myliłam...
Do dziś jak na niego patrzę nie dowierzam, że taki przystojniak się ze mną ożenił heheh Kocham go niemożliwie i teraz tylko do szczęścia brakuje Małej istotkizAgatka, weronika86, magdzia26 lubią tę wiadomość
Ona -> 35 -> Niedoczynność tarczycy, Hashimoto, alergia. Dwójka cudownych dzieciaczków z pierwszego małżeństwa
MAJUSIA
28.02.2015r.
MICHAŚ
05.10.2017r.
On -> 36 -> Niska jakość nasienia -> 2% prawidłowych -> ruchliwość prawidłowa prawie 0..
Zaczynamy 9cs -
Ja z moim już mężem poznałam się w sylwestra u mojej babci, która mieszka 170 km od nas. T. był ich sąsiadem i mimo, że tam miliony razy przyjeżdżałam na wakacje nigdy go nie widziałam - chociaż znajomych miałam tam bardzo dużo..
Już za dokładnie dwa dni zleci 7 lat jak się znamy T. zaczął do mnie zarywać i od czerwca byliśmy już razem, na odległość. Spotykaliśmy się sporadycznie od czerwca 2007 do marca 2008, potem co dwa tygodnie na weekendy do ok. października 2011 wtedy też się zaręczyliśmy i od tego czasu spotykaliśmy się w każdy weekend (teraz tak myślę, ile kasiorki na dojazdy tylu km poszło ) od wrzesnia 2012 mieszkamy razem, przez rok u jego ojca, teraz na wynajem
no i od 10 sierpnia 2013 r. jesteśmy małżeństwem
Może słabo romantyczna historia, ale wtedy w ten wtorek koło południa (19.06.2007r.) kiedy wracałam ze szkoły i zgodziłam się smsem być jego dziewczyną nie sądziłam,że teraz będziemy małżeństwem starającym się o dziecko... bo tak na prawdę tylko tego już nam do szczęścia brakujeGuniaczek, AGA 30, zAgatka, weronika86, FeliceGatto, Unlike, magdzia26, mała_mi, Rodzyna24 lubią tę wiadomość
-
fajne te historie:) zaczytałam się a w pracy jestem
ja mojego poznałam na weselu, ja poszłam z sąsiadem a on był kelnerem.
nie wiem czemu dałam mu numer, nie podobał mi się, zwodziłam go i odpychałam 8 miesięcy. on mi zawsze powtarzał wtedy że mogę mieć chłopaków ile chce ale i tak będę kiedyś jego żoną no i się stało;) teraz staramy się o drugie dziecko:)zAgatka, weronika86, FeliceGatto, Rybeńka, magdzia26, mała_mi, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
To ja wam jeszcze pokażę, co napisałam na temat naszego poznania. Bo nie było to wcale łatwe. Inni uważali, że nie tak to powinno być, że to moja wina, że na siłę go wyrwałam. Teraz już mam to gdzieś, bo oboje bardzo się kochamy i jesteśmy małżeństwem. Ale na samym początku było trudne, bo nie mogliśmy cieszyć się sobą, kiedy widzieliśmy złe spojrzenia innych ludzi...
To, co zaczęło się na kolonii, na której znalazłam się cudem trwa do dziś. Wiecie, że 3 dni przed wyjazdem zadzwonili do mnie i powiedzieli, że nie jadę do tej miejscowości do której miałam jechać z koleżanką, ale że do innej potrzeba wychowawców i mam jechać z inną grupą? Tak nagle, niezapowiedzianie... trochę byłam zła, bo okazało się, że jadę sama i nikogo nie będę znać. Ale jednak nie byłam sama i dzięki temu wyjazdowi nigdy już nie będę
3 lata temu, około godziny 17 żegnaliśmy się, wysiadając z autokaru. Po 2 tygodniach naszej znajomości, mieliśmy pożegnać się i nie liczyć na więcej. Bo przecież więcej być nie mogło... Choć nasze samochody oddalały się od siebie- my nie chcieliśmy się oddalać. Jechałam samochodem z rodzicami. Nie przejechałam nawet kilku minut a już pisaliśmy smsy. To nie było takie proste, jak się wydawało. Pożegnać się i pojechać, jasne. Ale przecież nie zapomnieć. Przecież możemy się odwiedzać, przyjaźnić. Przecież to nie grzech...
Czas od soboty do środy trwał wieki. No bo przecież kolega miał mnie odwiedzić. A w następną sobotę- ja jego. Ot tak, na pierogi. A pierogi były takie pyszne, że zostałam na dłużej. I tylko jego mama jakaś taka przerażona była- "bo co się dzieje? skąd nagle koleżanka"... A tato się tylko uśmiechał... I żelki, jedliśmy żelki. Z Biedronki- takie miśki, mówił, że lubi to kupiłam. Czerwone, zielone, żółte... niebieskie! Niebieskie zdecydowanie najlepsze!
A później czas mijał, dni mijały i coś się działo. Pielgrzymka, tak wiem. Już gadali. Bo ludzie lubią gadać. A wyjątkowo to za plecami. Bo ciężko przyjść, zapytać, doradzić. Łatwiej plotkować, to taka rozrywka! Szkoda, że tylko jedna osoba potrafiła przyjść do niego i porozmawiać. A inni? Ci, którzy są niby po to, żeby pomagać... Oni ciekawsze mają rozrywki. Ale nie ważne, On był i jest silny. Sam decyzję podjąć potrafił.
Chociaż intencja Anny, z sugestią- zdecydowanie też mu pomogła.
A po pielgrzymce wszystko jaśniejsze...
I już niewiele do opisania. Jak dalej było, wszyscy widzicie. Czasem zdarzały się jeszcze plotki, ale z nich trzeba się tylko śmiać. No bo cóż robić, kiedy się słyszy "zrobił jej dziecko, więc musiał odejść"- ja się pytam tylko- gdzie ono jest?
Czasem tak jest, że "zanim się spotkają serca ich, to wszystkie te bez siebie puste dni, spływają jak po twarzy ciche łzy, jak krople dwie, które nie mogą się na dwóch policzkach spotkać..."
FeliceGatto, mała_mi, Krokodylica lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualny
-
Nutka, u nas też gadali. Tylko w pracy. Do firmy przyszłam w kwietniu 2005. Zawsze zaangażowana, pełna wiary, jakoś tak wchodziłam po schodkach tej drabiny, żeby finalnie od sprzedawcy na call center zostać nawet niezłym underwriterem od ryzyk korporacyjnych. I nie dlatego, że ktoś mnie lubił, ale dlatego, że włożyłam w to mnóstwo pracy. Niestety, pod koniec P był moim szefem. Fakt - ukrywaliśmy się. Bo zależało nam na tym, żeby nikt nigdy nie powiedział: "ty awansujesz, bo sypiasz z szefem, a ty bzykasz swojego pracownika, oj ty ogierze ty". Zresztą nikt nas o to nie podejrzewał, bo w pracy darliśmy koty. Teraz jestem w ciąży, ale o fasolę zaczęliśmy starać się 8 miesięcy wcześniej. W międzyczasie ja usilnie próbowałam zmienić pracę i nawet w końcu udało mi się takową znaleźć, na lepszych warunkach, ale... dwa dni po tym, jak dowiedziałam się o ciąży. Grzecznie odmówiłam, bo jakoś nie miałam intencji ładować nowego pracodawcy w kobietę w ciąży. Stwierdziliśmy za to, że chcemy być fair i P odchodzi. Nie mając jeszcze nowej pracy złożył wypowiedzenie i powiedział, co jest głównym powodem. I co? I cała firma huczy. Nie są ważne złe wyniki finansowe, bagno, jakie zaczyna się tam dziać. Ważna jest afera roku, czyli związek i ciąża A z P. Niby nie powinnam się przejmować, ale to boli. Boli i wkurwia. Cholernie. Bo jaka krąży historia? Ano taka, że A, samotna matka, bezczelna ignorantka uwiodła swego zacnego szefa i (o zgrozo), złapała go na ciążę!!!! Ale to nic, on na pewno ją zostawi!!! Boże, Boże, co za ladacznica!
Tak jest. Tacy są ludzie. Zawistni hipokryci, krzyczący głośno wszem i wobec o tym strasznym zdarzeniu, w międzyczasie bzykający żony kolegów i mężów przyjaciółek. Ale o tym sza Bo to żaden skandal przecież. Chory, chory świat korporacji.nutka, mała_mi, Krokodylica, Foto_Anna lubią tę wiadomość
http://szogunowmatka.blogspot.com/ -
Widać ich życie nie jest na tyle fascynujące, że muszą zająć się czyimś... Niestety tacy są ludzi...
Ale trzeba miec to w nosie i cieszyć się swoim szczęściem!zAgatka, FeliceGatto lubią tę wiadomość
Ona -> 35 -> Niedoczynność tarczycy, Hashimoto, alergia. Dwójka cudownych dzieciaczków z pierwszego małżeństwa
MAJUSIA
28.02.2015r.
MICHAŚ
05.10.2017r.
On -> 36 -> Niska jakość nasienia -> 2% prawidłowych -> ruchliwość prawidłowa prawie 0..
Zaczynamy 9cs -
Miło się czyta wasze historie! To dorzucę i swoją - chociaż nie jest specjalnie spektakularna
Mojego męża poznałam na Sympatii - ok. 3 miesiące po tym jak się rozstałam z facetem z którym byłam ok. 6 lat. Umówiliśmy się 6 stycznia dokładnie 3 lata temu. Czekałam na niego w kawiarni i jak go zobaczyłam to zupełnie oniemiałam ("jak taki facet może nie mieć dziewczyny??! Gdzie jest haczyk?!" ). Mnie zatkało, mój maż nieśmiały, więc rozmowa zupełnie się nie kleiła. Już w połowie randki zaczęłam się martwić, że wszytko stracone i kolejnej nie będzie, a tu nagle po pierwszej kawie słyszę: "to jeszcze się czegoś napijemy, czy idziemy do innego lokalu?" - i lody pękły. Na drugiej randce już było cudownie - i już wiedziałam, że to będzie mój mąż ) (on dłużej do tego dojrzewał ) - w listopadzie razem zamieszkaliśmy, po 1,5 roku dostałam wymarzony pierścionek, a w czerwcu tego roku pobraliśmy się.
zAgatka lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualny