palma- jeśli słowa lekarza cie nie uspokoiły i dalej się martwisz to nawet się nie zastanawiaj tylko jedź na pogotowie niech sprawdzą czy wszystko ok
Tymoteuszowa- coś o sobie..hymm.. no to jak wspomniałam wyżej mam 21 lat, narzeczony ma 24, w czerwcu tego roku planujemy się pobrać
Narzeczony ma dobrze płatna prace, więc korzystając z faktu że pracować nie muszę a jestem po zawodówce fryzjerką to dokańczam edukacje w postaci tytułu technika i kilku kursów
właśnie niedawno pozdawałam egzaminy semestralne co mnie niezmiernie cieszy
A nasza historia starania się o dzidziusia wygląda tak:
Na początku roku 2014 przestaliśmy się zabezpieczać, nic nie sprawdzałam, nic nie liczyłam, pełen spontan jak będzie to będzie parę razy zrobiłam testy ciążowe z czego ze dwa razy wyszedł niby pozytywny bo ledwo widoczna druga kreska ale mimo to normalnie dostałam okres, a że nic nie sprawdzałam i na nic uwagi nie zwracałam, to wyszłam z założenia że felerne testy no ale pod koniec roku postanowiłam zwrócić uwagę na siebie żeby się zorientować o co chodzi z tymi cyklami ale zabrakło mi wytrwałości i po kilku miesiącach nie chciało mi się już bawić w codzienne temperatury, śluzy itp. a że okazało się że cykle są w miarę regularne bo trwają 30-34 dni, owulacja też jest, śluz płodny jest, okres tylko 3 dni i delikatny, wydawało się że wszystko gra i buczy, więc wklepałam wszystkie informacje jakie do tej pory uzbierałam w aplikacje na telefon z alarmem i pozwoliłam jej działać, jak dzwonił alarm to tylko temperaturę mierzyłam i sprawdzałam czy mam płodny śluz tak żeby dalej to miało jakąś spontaniczność i żebym nie popadła w paranoje.. i znowu dwa razy miałam sytuacje że okres spóźniał się sporo, nawet wydawano mi się że mam objawy ciąży, robię testy i słabo widoczne kreski a potem okres... i to takie dziwne było bo drugi raz był zaledwie po 3 miesiącach od pieszego i tyle samo się spóźniał okres a jak już przyszedł to był identyczny istne déjà vu.. no to od sierpnia wzięłam się znowu za zabawę z termometrem i znowu nie musiałam długo czekać bo w zaledwie do października ale tu już było inaczej bo wkurzyłam się na testy i powiedziałam sobie że teraz nie zrobię ani jednego, poczekam miesiąc i pójdę na bete.. zabrakło mi kilku dni.. dostałam znowu okres ale tym razem nie wróciło mi nic do normy jak wcześniej.. cały czas plamiłam i wypadały ze mnie skrzepy w listopadzie jak już przyszło coś à la okres to trwało tydzień a po nim znowu skrzepy, plamienia.. aż do końcówki grudnia kiedy przyszedł okres a raczej ulewa...
Nie poszłam do lekarza bo nie cierpię chodzić po lekarzach i też za dużo się naczytałam o ciąży biochemicznej, pozamacicznej, łyżeczkowaniu macicy, torbielach, raku szyjki macicy i tak mnie to wystraszyło że w pierwszej chwili uważałam że lepiej poczekać aż to co się dzieje się skończy, bo może to nie wymaga pogotowia, ani wgl lekarza i faktycznie dałam rade a od grudnia mam spokój ani żadnych skrzepów ani plamień ani dziwnych wykręcających aż bóli.
Jednak po długich rozmowach z narzeczonym i przeanalizowaniu wszystkiego jeszcze raz postanowiłam że nie zostawię tak tego i mimo wszystko umówię się na wizytę i opowiem co się dzieje. Ale że lekarz do którego chciałam iść nie mógł mnie przyjąć wcześniej jak 18.01 no to namówiła narzeczonego na jeden ostatni cykl starań przed wizytą i kompletem naszych badań może akurat obejdzie się bez... ale niestety już czuje że nici z ciąży wiec czekam na @ i lecę do lekarza, wizytę mam na początku lutego.