NOWENNA STRACZEK
-
WIADOMOŚĆ
-
Lili87 wrote:Vanessa bardzo dziękujemy za pamięć w modlitwie na pewno się przyda
A ja chciałam się tylko pożalić.... Trzeci raz odmawiam Nowennę pompejańską w intencji poczęcia dziecka i trzeci raz moja szwagierka zachodzi w ciażę... Dokładnie wtedy kiedy zaczynam modlitwę... Mam wrażenie, ze Bóg chce mi pokazać, że mogę się modlić a On i tak zrobi mi na złość.. tym bardziej, że my za sobą nie przepadamy. Psychicznie mam już dość... Sorry ale nie mam komu tego powiedzieć
Wiem jak to jest mieć kogoś nielubianego w rodzinie, ale pamiętaj, że każde dziecko to dar od Boga, odpuść szwagierce, ciesz się jej ciążami, dziećmi - przecież to cud za każdym razem, teraz tyle złych rzeczy może się po drodze wydarzyć... Wiem jakie to trudne, u nas teraz 34 cs, wiele problemów, ale staram się cieszyć każdą ciążą, która się wokół pojawia, bo po trzech poronieniach, wiem, że może być różnie i doceniam każdy dar życia. Pan Bóg ma jakiś plan, wierzę, że i Ciebie spotka to szczęście i zostaniesz mamą, tylko kiedy to już tylko Pan Bóg wie.
Życzę Ci siły i będę pamiętać o Tobie w modlitwie - jak o każdej z Was
Edit: widzę, że Vanessa w tym samym czasie pisała i o mszy o uzdrowienie też już pisałaWiadomość wyedytowana przez autora: 17 sierpnia 2016, 09:06
Asiak, vanessa lubią tę wiadomość
-
nick nieaktualnyVanesso bardzo budujace jest to co piszesz. Ja sie udzielalam kiedys na tym watku, potem usunelam konto, ale znam Twoja historie.
I powiem Ci, ze malo co mnie tak ucieszylo jak wiadomosc o Twojej ciazy. Poplakalam sie. Nie znam Cie osobiscie, ale wiem jak bardzo na to zaslugujesz.
Moge Cie zapytac jak wygladala Twoja relacja z Bogiem w tym czasie kiedy wydawalo sie, ze juz nie ma nadziei? Modlilas sie caly czas czy odpuscilas?
Ja mam wrazenie, ze w mojej modlitwie jest za malo wiary. Ale jak tu wierzyc po tylu latach staran? Choc moje 3,5 roku wydaje sie krotkie przy Twoich 7 latach...
Twoja historia pokazuje, ze nic nie jest na pewno, lekarze moga sie mylic i nigdy nie wiemy co czeka za rogiem.
Lili nie przerywaj Nowenny, zobaczysz ile dobrego na Ciebie spadnie jak ja odmowisz pomimo takich trudnosci. Tego Ci goraco zycze i wszystkim innym staraczkom!
vanessa lubi tę wiadomość
-
Lilah wrote:
Moge Cie zapytac jak wygladala Twoja relacja z Bogiem w tym czasie kiedy wydawalo sie, ze juz nie ma nadziei? Modlilas sie caly czas czy odpuscilas?
Ja mam wrazenie, ze w mojej modlitwie jest za malo wiary. Ale jak tu wierzyc po tylu latach staran? Choc moje 3,5 roku wydaje sie krotkie przy Twoich 7 latach...
Twoja historia pokazuje, ze nic nie jest na pewno, lekarze moga sie mylic i nigdy nie wiemy co czeka za rogiem.
A co do mojej modlitwy... to różnie bywało... były wzloty i upadki. Były dni kiedy modliłam sie z wiarą i przyjmowałam wszystko z pokorą oddając się Jezusowi a były momenty kiedy całkowicie wątpiłam i nie modliłam się tzn. modlitwa była ale nie o poczęcie tylko taka automatyczna rano i wieczorem. Pod koniec juz nie wierzyłam że Bóg chce mi pomóc i od pewnego czasu już Boga nie prosiłam o cut stwierdziłam ze i tak zrobi ze mną co zechce i moja modlitwa nie będzie miała na to wpływu.
A jak było na początku to nie wiem bo to było dawno. pamiętam że po roku starań mąż musiał wyjechać i było to dla mnie ogromnym ciosem bo pragnęłam dziecka a nie mogłam nawet próbować. Nie było go przez rok potem wrócił i starania były ale to był koszmar... nie dawałam rady bo mimo starań i modlitwy nie zachodziłam a bardzo czesto ktos chwalił mi sie o ciąży dogryzając, docinając i żartując że ja jeszcze nie mam dzieci. Nie pamietam jak wtedy było z moja modlitwą ale na pewno zwątpienie. potem zaprzestalismy starań po jakimś czasie i nie prosiłam o dziecko bo było dla mnie smutne i oczywiste że matka nie będę. Na lekarza nie było nas stać a do tych których trafiłam nie mieli wiedzy ani chęci żeby cos pomóc więc trwaliśmy jakby w zawieszeniu ani konkretnych starań mimo że czasem łudziłam sie że może zaskoczy... Minęło około 4 lat. Mąż w tym czasie był w pracy w Niemczech i dzieki tej pracy wróciła mi nadzieja i chęć posiadania dziecka którą straciłam na jakiś czas. Pamietam że prosiliśmy Boga o dobrego lekarza już finanse nie były głównym problemem do podjęcia leczenia i przez przypadek ale podobno nie ma przypadków i wiem że nie był to przypadek powstał na tym forum wątek o naprotechnologii (już wtedy tu byłam-szmat czasu) i juz wiedziałam że taką formę leczenia chce podjąć. Porozmawiałam z mężem i oboje byliśmy zdecydowania na napro. Doszła gorliwa modlitwa i wizyty u lekarza napro. Przez rok leczenia męża nie było ale traktowałam to jak przygotowanie do ciązy. Potem zaczęłam pierwszą Nowennę Pompejańską potem w kwietniu zeszłego roku mąż zakończył prace w Niemczech miałam laparoskopię miesiąc wczesniej histeroskopię i od maja zeszłego roku zaczęlismy starania na całego i odmówiłam 2gą Nowenne Pompejańską a jak te nasze starania szły to już wiecie z poprzednich postów.
Mimo to że naprotechnolog rozłozył pod koniec ręce to wiele zawdzięczam tej metodzie choćby udrożnienie jajowodu i przywrócenie owulacji. Co prawda nie były zawsze ale były bo wcześnie nawet pęcherzyki mi nie rosły. Teraz widzę że prosiłam o dobrego lekarza bo w lekarzu pokładałam nadzieję. Bóg zesłał nam lekarza czy dobrego? Trudno mi powiedzieć ale na pewno był o wiele lepszy od poprzednich a reszte wiem że Bóg chciał nam pokazać że to nie lekarz może nam pomóc tylko ON. I tak było zaszłam w ciążę dzieki Mocy i Miłosierdziu Bożej. No i nie mogę nie wspomnieć że to ogromna zasługa Maryi i zawsze będę mieć w świadomości że nasze dziecko jest dzieckiem Maryi
Troszkę odbiegłam od tematu pytania ale też było o modlitwie
Lilah wrote:Ja sie udzielalam kiedys na tym watku, potem usunelam konto, ale znam Twoja historie.ewelinka2210, Lilah lubią tę wiadomość
-
littleladybird wrote:Dziewczyny, jeśli któraś jeszcze nie widziała, to gorąco polecam ten film ----> Czy naprawdę wierzysz? / Do You Believe? (2015)
Pozdrawiam Was mocnolittleladybird lubi tę wiadomość
-
Dziękuję Wam Dziewczęta za zaangażowanie w modlitwę również za mnie.
Choć nadal czekamy na "tę" wiadomość, to wierzę że m.in. Wasza modlitwa sprawia, że jakoś sobie z tym wszystkim radzę. Bo nie muszę Wam mówić, że jest czasem ciężko...
Trwajmy w modlitwach i nie zrażajmy się porażkami. Ja też już nieraz zwątpiłam, są takie momenty kiedy nic nie jest w stanie mnie pocieszyć i dać mi nadziei - ale za każdym razem w końcu wstaję i idę dalej.
I choć czasem postanawiam ułożyć sobie życie bez dzieci, bo wiem że może nigdy nie będę ich miała, to nadal wiem, że Boża moc jest większa nawet od naszych wyobrażeń i On może wszystko. Więc proszę Go o to, żeby nam błogosławił.
Pozdrawiamewelinka2210, vanessa, kattalinna, Lilah, littleladybird lubią tę wiadomość
Flp 4,6-7 -
nick nieaktualnyDziekuje Vanessa, ze sie podzielilas swoimi przezyciami.
Ja mam podobnie: sa dni kiedy powtarzam sobie: Jezu ufam Tobie, Ty sie tym zajmij bo Ty wiesz co jest dla mnie najlepsze. A sa takie kiedy jest tylko rozpacz, zlosc, "obrazanie" sie i brak modlitwy.
Odmowilam dwie Nowenny, choc teraz szczerze przynam ze ta pierwsza to byle jak, tylko zeby odmowic chyba, ale ta druga byla juz z zaangazowaniem. I ta druga wyprosilam cos wspanialego dla bliskiej mi osoby, mimo ze prosilam o dziecko. Takze wiem jaka moc ma modlitwa i wiem, ze nigdy nie pozostaje bez odpowiedzi.
Prawda jest taka, ze dopiero po dluzszym czasie dotarlo do mnie jaki dar uzyskalam dzieki tej drugiej Nowennie. Na poczatku widzialam tylko brak dziecka = niewysluchana modlitwa.
Ale jest ciezko, tak jak pisze myshka tez mam dni, kiedy nic nie jest w stanie przyniesc spokoju, nawet modlitwa...
PS Bylam Anulkaa Vanesso, byc moze mnie pamietasz bo cos tam czasem napisalam na naprotechnologii tezWiadomość wyedytowana przez autora: 19 sierpnia 2016, 10:51
ewelinka2210 lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyja też pamiętam Anulkę miałaś chyba zdjęcie z zieloną koniczynką, czy sie mylę?
serdecznie pozdrawiam;)
kochane modlitwa zawsze ma sens, ciągle mam w głowie słowa z katechezy "modlitwa jest przeciwieństwem lęku", więc się nie bójmy tylko ufajmy Bogu, On nigdy nie chce źle dla swoich dzieci, tylko czasami są te nieszczęsne przeszkody, które uniemożliwiają uzdrowienie. bardzo żałuję, że na zwykłych niedzielnych mszach praktycznie się o tym nie mówi, ludzie nie mają świadomości że proste zabobony, czy z pozoru błahe słowa mogą przynieść wiele szkód. wiele rzeczy zrozumiałam, chociaż czasami łapie się, że sama popełniam te błędy, i myślę "Anka, sama mówiłaś że to zabobon.."Asiak, Lilah, vanessa lubią tę wiadomość
-
żonaAnia wrote:ja też pamiętam Anulkę miałaś chyba zdjęcie z zieloną koniczynką, czy sie mylę?
serdecznie pozdrawiam;)
kochane modlitwa zawsze ma sens, ciągle mam w głowie słowa z katechezy "modlitwa jest przeciwieństwem lęku", więc się nie bójmy tylko ufajmy Bogu, On nigdy nie chce źle dla swoich dzieci, tylko czasami są te nieszczęsne przeszkody, które uniemożliwiają uzdrowienie. bardzo żałuję, że na zwykłych niedzielnych mszach praktycznie się o tym nie mówi, ludzie nie mają świadomości że proste zabobony, czy z pozoru błahe słowa mogą przynieść wiele szkód. wiele rzeczy zrozumiałam, chociaż czasami łapie się, że sama popełniam te błędy, i myślę "Anka, sama mówiłaś że to zabobon.."
Cuda się zdarzają, ale niestety nie spotkają każdej z nas, tylko dlatego, że mocno wierzymy w to, że się uda... Pokora w tym wszystim jest konieczna i pogodzenie się z tym, że nie zawsze plan Pana Boga = się nasz plan...
A jak Ty się czujesz? Znacie już płeć Maleństwa? Przepraszam, że tu o to pytam, ale na wątku napro Cię dawno nie widziałam, a ciekawa jestem jak Wam się wiedzieAsiak lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyEwelinka, masz zupełną rację, nie twierdze że wszystko to wina zabobonów, tylko czasami to jest jedna z przeszkód, Bóg chce dla nas jak najlepiej, tylko właśnie tak jak mówisz, nie zawsze to czego my chcemy jest dla nas najlepsze, my tak myślimy a Bóg ma inny plan, niestety nie zawsze jesteśmy w stanie to ogarnąć i stąd te żale, pretensje i niekiedy porzucanie wiary, boli mnie bardzo gdy słyszę ze ktoś przestaje do chodzić do kościoła, modlić się bo Bóg i tak ich nie wysłuchuje, jest mi przykro, ale każdy ma wolną wolę i nikogo nie zmusimy, przykro mi dlatego bo ja dostałam to o co inni ciągle proszą i wiem co czują bo wcześniej wszystkie wokoło zachodziły w ciążę a ja nie.. Bóg wysłuchał moich próśb, jestem szczęśliwa ale wcale nie uważam się za idealnego katolika, daleko mi do tego. bardzo Wam dziękuję za modlitwy
a czuję się dobrze, właściwie bardzo dobrze, dziękuję choć czasami jest mi ciężko po pracy jestem zmeczona ale sama tego chciałam więc nie narzekam mówią że w drugim trymestrze kobieta ma przypływ energii ale to chyba nie u mnie;)
na napro mało się już udzielam bo jak widać mój "przypadek" nie był aż tak mocno trudny skoro w 15 cyklu z napro się udało i nie zawsze umiem cokolwiek doradzić ;/
w listopadzie zeszłego roku modląc się wzięłam Pismo Św i otworzyło mi się na fragmencie "zaprawdę powiadam, za rok o tej porze będziesz piastować syna.." no i będę miała syna ale wtedy nie byłam do końca przekonana czy to na pewno słowa kierowane do mnie.. wyliczałam sobie kiedy powinnam zajść w ciąże żeby urodzić w listopadzie lub trochę przed i gdy mijały cykle bez ciążowe to tłumaczyłam sobie, że to pewnie czysty przypadek ten fragment a przecież przypadków nie ma.. termin dr Wasilewski wyznaczył na 22 grudnia, miesiąc później niż powiedział Pan w Piśmie ale to raczej taka symbolika ten "rok", dzisiaj mi się śniło, że właśnie w wyznaczonym terminie urodziłam
ewelinka2210 lubi tę wiadomość
-
nick nieaktualnyMilo mi bardzo dziewczyny ze pamietacie, ja mimo ze mialam przerwe od forum to myslami bylam z wami, zastanawialam sie co u was i kibicowalam kazdej z osobna.
Ewelinko dziekuje za mile slowa :*
Co prawda zakonczylam juz leczenie napro ale walcze dalej. To moje najwieksze marzenie i nie zrezygnuje z niego tylko dlatego ze jest ciezko.
Na watek zagladam bo ladnie mnie motywujecie i dajecie przyklad jak ta moja wiara podupada, a zdarza sie to ostatnio coraz czesciej.
ewelinka2210 lubi tę wiadomość
-
Witam was
Dziś u mnie 29 dc. Jeśli do jutra nie zauważę żadnych objawów nadchodzącej @ to rano lecę wtopić trzy dychy w betę. Moja mama powiedziała mi że wczoraj skończyła Nowennę. Wczoraj też powinnam dostać okresu, tym bardziej że brałam luteinę na wywołanie i metę na ogarnięcie IO.
Nie chciałam do siebie dopuszczać nadziei ale chyba znów liczę na cud.
Jest mi coraz ciężej. Wokół mnie kolejne ciąże a my stoimy w miejscu. Poczucie beznadziejności tej sytuacji mnie przytłacza.
Mąż kwituje to "oj przesadzasz", "wszystko będzie dobrze".
Nie wiem czemu ciągle zamiata problemy pod dywan. Ciężko mi go znieść ostatnio
5 lat starań, IO, pcos, niedoczynność tarczycy, hashimoto, hiperprolaktynemia + ALLOmlr 48%(z20), kir AA + oligosperma/azoospermia męża = cztery ciąże biochem.
Starania od czerwca 2014.