X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Forum Starając się - ogólne Przy nadziei - historie o zajściu w ciążę po długim staraniu
Odpowiedz

Przy nadziei - historie o zajściu w ciążę po długim staraniu

Oceń ten wątek:
  • Antonelka Autorytet
    Postów: 3153 4099

    Wysłany: 29 września 2016, 15:05

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    witajcie

    w kilku slowach moja historia.
    O dzidziusia staralismy sie 2,5 roku ale starania rozpoczelismy "dosc" pozno bo ja 35 lat a moj partner 39.
    Sadzilam, ze bedzie latwo - zdrowi, zawsze slyszalam od lekarza, ze sprawy kobiece u mnie jak ta lala.
    Pomaszerowalam do lekarza aby dal zlote rady, zlecil badania i przy okazji zrobil usg - pochwalil za pecherzyk i do dziela.
    Bylam przekonana ze zajde w ciaze, wreek uznalam, ze skoro tak fajnie to za 2 tygodnie bede w ciazy. Nie bylam a wyniki dobre - lekarz na to, ze za rok jak nie zajde to mam sie martwic. Jak za rok????
    Po 4 cyklach poszlam do innego lekarza - zlecil dodatkowe badania - wszystko dobrze a nie moze mnie faszerowac lekami skoro brak badan nasienia. Dalismy sobie jeszcze czas do konca roku. Po 11 cyklach zdecydowalismy o wizycie w klinice leczenia nieplodnosci - zrobilismy zalecone badania. Byly dla nie jak wyrok - niska rezerwa jajnikowa - 0,33 mamy malo czasu. Zdecydowalismy od razu o in vitro. Startujemy za 3 tygodnie - to byl styczen 2015. W dniu kiedy mialama przyjac pierwszy zastrzyk okazalo sie, ze jestem w ciazy. Radosc. Po okolo 1,5 zaczelam plamic - na usg nie bylo widac ani zarodka ani przyczyny krwawienia. Po kolejnym 1,5 laparaoskopia - ciaza pozamaciczna i usuniety jajowod. Bardzo to przezylam.
    W kwietniu podeszlismy do zaplanowanego in vitro - bardzo dobrze zareagowalam na stymulacje jak na moje wyniki - co prawda dawki lekow konskie - 7 dojrzalych komorek, 3 zarodki w 5 dobie. Byly dwa transfery - jeden negatywny, drugi - ciaza biochemiczna.
    Nasza decyzja byla szybka - za 2 cykle ponownie in vitro. I znowu w dniu kiedy mialam przyjac zastrzyk - ciaza. Wszystko przebiegalo dobrze - beta rosla ale ja nie spieszylam sie na usg - mialam plan isc w 7 tygodniu. Nie doczekalam bo 6 tygodniu zaczelam plamic - do konca mialam nadzieje. Pech - kolejna ciaza pozamaciczna. Tym razem jajowod pozostawiony ale tylko po to by ratowac moja psychike - to byl koniec listopada 2015.
    W lutym 2016 podeszlismy do in vitro - bardzo slabo odpowiedxialam na leki. Tylko 2 komorki - niestety nie bylo z nich zarodka.
    Zdecydowalismy, ze skorzystamy z adopcji komorek - zostalismy wpisani na liste. W miedzy czasie postanowilismy odwiedzic inna klinike aby przyspieszyc adopcje komorki. Lekarz w zdecydowal o ddoatkowych badaniach bo cos mu nie gralo - dal zielone swiatlo na adopcje ale chcial walczyc o moje komorki. Okazalo sie, ze przyplatal mi sie niedobor wit d oraz poczatki hashi - tsh super ale przeciwciala.
    Lekarz u ktorego bylismy zrobil na nas dobre wrazenie ale to byla Lodz a my z Warszawy wiec za pare dni mielismy wizyte w Novum aby rowniez tam porozmawiac o komorce dawczyni. Lekarze od razu powiedzia, ze na adopcje mam czas, ze walczymy u mnie - in vitro na cyklu naturalnym ale wczesniej konieczne hiesteroskopia. AMH wg tej samej metody bylo na poziomie 0,96 - cud witaminy D.
    I ciekawostka zwracajacie na to uwage - histeroskopia super, histopatoogia super ale histobiochemia pokazala stan zaplany - w wielu osrodkach nie robia tak szczegolowego badania. dostalam antybiotyk i pod koniec czerwca podeszlismy do in vitro na cyklu naturalnym - 3/4 tablekti clo - wynik 5 komorek, 4 dojrzale - 1 zarodek.
    1 zarodek - dzisiaj w moim brzuszku :-)
    Walczcie, nie bojcie sie zmian.

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 września 2016, 15:06

    Pianistka, kr0pka, Tulipanka, Misia 69, Milka1991, Kjopa3, urocza, wombi, sorriso, Irma1983 lubią tę wiadomość

    7.03.2017 - Nina jest z nami
  • sandrula Autorytet
    Postów: 1341 949

    Wysłany: 29 września 2016, 15:47

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    To podzielę się i ja :)
    Starania rozpoczęliśmy w czerwcu zeszłego roku. Wydawało mi się, ze to nie trudne, jesteśmy młodzi, zdrowi to dlaczego ma się nie udać? No ale niestety nie było tak kolorowo. W lutym zrezygnowana poszłam do gin. Zrobiłam cytologie, przy okazji wyszła jakas infekcja. Wyleczylam się ale starania dalej nie przynosiły efektu. Pod koniec kwietnia dostalam propozycje pracy w sklepie wiec od razu sie zgodziłam. Zawiesiłam starania bo praca była fajna a ja ja przestałam tak obsesyjnie myśleć o dziecku. Jednak po Nie całym miesiącu zwolnilam sie gdyż nie mogłam dogadać się z szefową. . Po tygodniu od zwolnienia zorientowałam sie ze chyba już powinnam mieć miesiączkę (cykle nieregularne więc nigdy dokladnie nie wiedzialam kiedy bedzie, aczkolwiek wtedy to już było za długo ). W ten sam dzień zaopatrzylam sie w podpaski :D i cos mnie tknelo zeby zrobic test. Wyszła baaardzo bledziutka druga kreska, ledwo widoczna , wiec powtórzyłam na drugi dzień gdzie już wyszła bardziej widoczna;) no i po twierdziłam betą :) najlepsze w tym wszystkim jest to, ze to byl miesiąc w którym na prawde nie myślałam o dziecku a z mężem akurat tak wyszło ze wspolzylismy raz w tym miesiacu i akurat w ten dzień się udało :) głowa do góry kochane, najważniejsze by nie zwariować i wyluzować! !:*

    Tulipanka, kr0pka, Kjopa3 lubią tę wiadomość

    il5hxzdv1dlz2zbx.png

    02.02.2017 - Błażejek <3 3080 g i 54 cm do kochania <3
  • Kokardka44 Autorytet
    Postów: 742 706

    Wysłany: 29 września 2016, 15:49

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    To i ja napiszę a co :)
    Staraliśmy się 3 lata. Na początku na luzie zdawałam sobie sprawę, że ludzie się starają po rok i to jest normalne, także jak nie było to nie panikowałam, jednak już po 8 miesiącach zaczęłam się zastanawiać co jest nie tak, badania z krwi wykazały na początek TSH w normie ale w górnej granicy i zaczęłam brać euthyrox, plus inne witaminy typu jod ,wit d, skutku to nie przynosiło dlatego zdecydowałam się na stymulację CLO i monitoring, wykazywało że owu jest , że wszystko gra, lekarz postanowił zrobić mi HCG czyli przepychanie jajowodów, było bardzo bolesne i wedle niego wykazało opózniony przepływ kontrastu co mogło wskazywać na zrosty. 3 gin polecało laparoskopie ale ja nie chciałam. Badałam się dalej przy okazji wyszło, że mąż nasienia nie ma jakiegoś idealnego 4% prawidłowych. Przy dalszych badaniach szczegółowych zrobiłam sobie AMH i to było dla mnie jak wyrok 0,6 .... to nawet nie kwalifikowało się na refundacje in vitro. W klinikach niepłodności strasZyli, że mam mało czasu, że szybko in vitro!!! Płakałam ale nie poddawałam się, poczytałam właśnie tu na ovufriend, że można AMH podnieść lekami i przez 3 miesiące działałam co spowodowało wzrost do 0.79 szczęście ogromne mimo, że i tak było to mało, przy okazji mężowi poprawiły się wyniki :) Miałam w tym czasie też batalię duchową kłóciłam się z Bogiem często, spotkały mnie też przykre rzeczy jak śmierć ukochanego dziadka, ostateczną bronią było wybranie się do sanatorium na kurację borowinową, byłam tam 2 tyg. po miesiącu od zabiegów nadal nic, załamka, rzuciłam wszystkie leki które brałam , miałam dość, poszłam do lekarza z planem : 3 stymulacje, 3 inseminacje i jak to nic nie da to in vitro. Byłam już na to przygotowana, że inaczej się nie da. No i wtedy właśnie nastąpił ten CUD. po prostu tak bez niczego zaszłam naturalnie. Nie umiem wytłumaczyć jak to się stało : modlitwy? borowina? a może to moja babcia która miesiąc wcześniej zmarła? Najważniejsze, że się udało :)

    Szczęśliwa Mamusia, Tulipanka, kr0pka, Kjopa3 lubią tę wiadomość

    Bo ja na złe, Reaguję źle...I kurczę się, w sobie zamykam...
    3i49roeqq35mjixs.png
    hchygov3vkk8ck9g.png
  • Sylwia91 Autorytet
    Postów: 5779 4526

    Wysłany: 29 września 2016, 16:05

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Reagując na prośbę - Tulipanka, jestem :)

    Starania zaczęliśmy jeszcze przed ślubem, jak myślałam że zaliczylismy wpadkę tak naprawdę :) okazało się, że nie i był wielki płacz. Później kilka miesięcy starań i nic. Zaczęłam się badać. Okazało się że progesteron był w znikomych ilościach, brałam duphaston przez kilka miesięcy, do tego mam niedoczynność tarczycy z Hashimoto. Po roku starań mąż zrobił badanie nasienia i wszystko wydawało się być w porządku na pierwszy rzut oka, więc schowalam wynik do szuflady i staraliśmy się dalej. Robiłam testy owu i nic. Odstawilam sama duphaston. W styczniu tego roku, po półtora roku starań założyłam konto na OF, zaczęłam mierzyć temp. Wyciągnęłam z szuflady wyniki męża, poczytałam trochę i stwierdziłam że dam mu flegaminę bo był długi czas uplynnienia nasienia. W lutym też poszłam do gin (w 2 dni po owu) i potwierdziła owulacje a dodatkowo dala skierowanie na całą masę badań. Dwa dni później pojechałam na pielgrzymkę do Częstochowy i modlilam się przed obrazem na kolanach o dzieciątko. Tydzień później okazało się że jestem w ciąży i badań już nie zdążyłam zrobić :) zaczęły się plamienia na początku ciąży więc wróciłam do duphastonu na wszelki wypadek, ale dzidziuś cały i zdrowy. Teraz lezymy w szpitalu z 3cm rozwarciem i czekamy na rozwój sytuacji czy królewna zdecyduje się zobaczyć niebawem z rodzicami :)
    Pozdrawiam wszystkie staraczki i życzę Wam żebyście szybko ujrzały 2 kreseczki!

    Caro, Tulipanka, kr0pka, Kjopa3 lubią tę wiadomość

    qb3cjw4z459az3ou.pngklz99vvjlhtpt58w.pngx7g1xzdvar8apynv.png
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 29 września 2016, 16:38

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Nie wiem czy coś moja historia wniesie , ale może wam doda sił i nadzieji , więc zacznę tak mamy troje dzieci ja man 29 lat mąż 38 , syn 11 lat córka 5 lat i kolejna córka 4 lata , ciąże bezproblemowe , nie miałam żadnych problemów z zajściem czy przy porodzie , w 4 ciążę zaszłam marcu / kwietniu tego roku wcześniej przez trzy lata brałam antykoncepcję , termin miałabym na 28 grudnia tego roku niestety stało się inaczej poroniłam :( , w badaniach histopatologicznych było napisane , że płód słabo się rozwijał , był na samej jamie trzonu macicy , i serduszko przestało bić nie było wad genetycznych czy wrodzonych , po prostu tak musiało być :( , zabieg miałam 4 czerwca tego roku i tego samego dnia zaczęłam plamić żywą krwią , od tygodnia plamiłam na brązowo , ogólnie mieliśmy odczekać trzy msc potem tylko dwa nie wytrzymałam tyle i zaszłam od razu po pierwszej @ po zabiegu w kolejną ciążę odpukać wszystko jest dobrze tfu tfu nie plamię , malenstwo rośnie , czuję już łaskotki takie pierwsze delikatnie ruchy , jestem już prawie w 14 tc już jutro zaczniemy II trymestr ciąży, termin porodu mam na 7 Kwiecień 2017 r, podsumowując nie poddawajcie , się kochane bo wszystko jest możliwe :*:*:*:* .

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 września 2016, 16:41

    Tulipanka, Milka1991, kr0pka lubią tę wiadomość

  • Ewa Przyjaciółka
    Postów: 97 99

    Wysłany: 29 września 2016, 17:43

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Jestem na prośbę wsparcia.. to jest smutne, że tyle ludzi ma problem z poczęciem dzidziusia.

    To i ja opisze Wam Naszą historie.

    Jestem żoną od 2 lat :) z mężem jestem oczywiście kilka lat dłużej.
    Kiedy byłam nastolatką zaczął się mój problem.. nie miałam okresu nie wiedziałam co jest grane wszystkie koleżanki się chwaliły co i jak a ja milczałam bo co miałam mówić ?? Kiedy poszłam do ginekologa wysłała mnie na badania do szpitala i tam okazało się, że mam PCOS tzw. policystyczne jajniki. Oczywiście nie przejęłam się tym nad wyraz bo byłam młoda nie sądziłam, że kiedyś będzie to dla mnie takim problemem. Kiedy zaczynałam być już gotowa na bycie mamą zaczęliśmy starania.. Oczywiście bez skutku :( jak na złość wśród znajomych sypało się ciążami.. to trudne patrzeć kiedy komuś spełniają się Twoje marzenia :/ ale nigdy nikomu nie życzyłam źle. Może nie umiałam cieszyć się ich radością tak jak bym tego chciała, ale starałam się.
    Po kilku miesiącach postanowiłam iść do lekarza.. dużo czytałam opinii itd, wydawało mi się, że wybraliśmy najlepszego ... a tu co ?? KICHA ! chodziłam do niego 2 lata... po tym czasie stwierdziłam, że to nie jest osoba, która mi pomoże i dzięki Bogu. Teraz wiem, że to był zwykły naciągacz, który patrzył tylko na kasę.. faszerował mnie wiecznie tymi samymi lekami i robił nadzieje a tak naprawdę to nie wiedział sam co ze mną zrobić.. wiecie co w tym szpitalu wyszło, że mam niedoczynność tarczycy (sporą, wynik ponad 6) kiedy pokazałam jemu te wyniki to nie zauważył tego... zamiast mnie wysłać do endokrynologa... dopiero kiedy trafiłam do kliniki leczenie niepłodności zobaczyłam co to znaczy profesjonalizm.. to była najlepsza decyzja w moim życiu już na pierwszej wizycie setki skierowań na badania i co najważniejsze tarczyca, która była zmorą została leczona .. wiadomo nie udało się za 1 ani 2 ani 3 razem. Jednak co cykl to miałam inne leki wiecznie próbował lekarz czegoś innego.. będę wdzięczna za to do końca życia, ale po niespełna roku udało się i pisze Wam o tym będąc w 15tc :)

    Wiem co czujecie.. płacz smutek złość !! Wszystko :(
    i te teksty ludzi aaaa jesteś jeszcze młoda, za bardzo chcecie, przestańcie o tym myśleć itd. doprowadzało mnie to do furii !
    Albo obcy ludzie a kiedy będziecie mieć dzidziusia ? ;/ ;/

    Jak się nie denerwować ??
    Nie zrozumie mnie nigdy ten kto nie wylał morza łez, nie stracił mnóstwa nerwów, pieniędzy (wiem, że to nie jest najważniejsze bo pieniądze nie grały roli, ale liczę się z tym, że nie każdego stać, żeby iść do prywatnej kliniki... wizyty, leki, badania to są spore koszty)
    Nie liczymy ile straciliśmy bo się doczekaliśmy. Nie ma dla Nas teraz nic ważniejszego !

    Trzymam moooooooooocno kciuki za Was wszystkie !! :) POWODZENIA !

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 29 września 2016, 17:46

    Tulipanka, kr0pka, Kjopa3 lubią tę wiadomość

    Ewa
  • Milka1991 Autorytet
    Postów: 2720 3914

    Wysłany: 29 września 2016, 17:44

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    .

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 11 lipca 2018, 13:00

    Tulipanka, Szczęśliwa Mamusia, Antonelka, kr0pka, Kjopa3 lubią tę wiadomość

    zpbndf9htl70ulh2.png
    atdc3e5eyux9ywss.png
  • Skali89 Autorytet
    Postów: 3292 1652

    Wysłany: 29 września 2016, 22:00

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Podzielę się i ja, chociaż jak czytam Wasze historię to myślę, że jednak nasz rok starań nie to nie tak długo i nigdy nie można tracić nadzieji.
    My staraliśmy się rok. O zaczęciu zadecydował pewnego razu Mąż, na początku jakoś nie wiedziałam czy chce czy nie chce, i jak się nie udało w pierwszym cyklu to jakoś zdziwona nie byłam. Drugi cykl myślę, ok trzeba się nad tym zastanowić poczytać kiedy co i jak dokładnie jest. Trzeci cykl znalazłam ovufriend i przepadłam hehe tak teraz myślę;p poszłam też do lekarza, sprawdzić no niby ovuwlacja jest choć wczesna, ale tsh trochę za wysokie kazał brać eutyrox, żeby było poniżej 2 i tak sobie biorę do dziś. Kazał również sprawdzić prolaktynę, chociaż cykle miałam reguralne jak w zegarku piersi nie bolały, do czasu. koło 5 cyklu, tydzień przed okresem zaczeły boleć, zrobiłam badanie wychodziła koło 60, ale skloro okres jest regularny to nie brałam nic i tak się staraliśmy od stycznia do września, we wrześniu mąż udał się na badanie nasienia wyszły w miarę ok, co jeszcze potwierdziła znajoma diagonstka z kliniki leczenia niepłodności. Mąz nie miał oporów przed badaniem. Więc ponownie zrbiłam prolaktynę, zmianiałam lekarza i w listopadzie zaczełam brac bromergon co skończyło się wizytą na ip bo dostałam takie bicia serca ze myślałam ze już koniec, nie mogłam złapać odechu itp no to odstawka. I tak nastał grudzień. Acha ze 2 cykle brałam duphaston nic nie wniósł. Prl ciągle była wysoka. Przez cały ten czas sledziałam ovu, mierzyłam temperaturę. W listopadzie zrobiłamtesty ovulacyjne dupa nie pomogły. Jak ktos mi mówiła nie stresuj się nie myśl, to mi się nóż otwierał. Jak tu nie myśleć. Cały czas siedziałam na ovufriend hehe czytałam sprawdzałam myślałam, szukałam aż w końcu w grudniu stiwerdziałam dobra koniec z ovuriend, koniec czytania neta myślenia, zaczęłam w drodze do pracy czytac ksiązki itp zeby nie myśleć, w Święta miałam depresję, mówiłam do męża, że ja nie chce mieć dzieci. 2 stycznia w nocy z piątku na sobotę przyśnił mi się czerwony wózek to był 23 dzień cyklu aa bo od wrzesnia też cykle mi się rozjechały i były niregularne zdeka skrociły się do 26 dni. Więc w 23 dniu cyklu mowię do męża musze zrobić test snił mi się wózek i już wiedziałam, jaki będzie wynik. Moje dwie kreski wykąpane śpią teraz w łóżeczki i wczoraj skończyły miesiąc. Mam zdrowego synka. Nota bene spieszyło mu się do mamy i taty i wykluł się w 37 tc.

    z perspekty polecam mniej badań, sprawdzania analizowania przynajmniej przez ten pierwszy rok, ja robiłam w grudniu po Świetach prl to mi babka mówi, że mam wysoką jak odbierałam wynik a już w ciązy była, więc można zajść z wysoką prl, z różnym tsh. Ja jak sobie ubzdurałam ze nie chce mieć dzieci to na przekór byłam w ciązy, oczywiście to hormony już mi buzowały i było
    tak przez kolejny miesiąc musiałam się z nimi uporac. Więc opórcz wiary polecam spróbowac nie mysleć, ja w grudniu miałam bana na ovufirned heheh oczywisćie cała ciązę spędziałam na fioletowej stronie wiec wiem, że to wciąga.

    I wiem, że będziecie się złościć za nie myślenie, ale taka moja rada, u mnie to zadziałalo.
    3mam kciuki za każdą z Was:)

    kr0pka, Kjopa3, Tulipanka lubią tę wiadomość

    f2wl9vvjltbug8tg.png
    3i499vvjrdc5a4oq.png
  • agus3004 Autorytet
    Postów: 677 637

    Wysłany: 29 września 2016, 22:01

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Również podzielę się swoją historią...
    Starania zaczęliśmy w styczniu 2014 na pełnym luzie, w lipcu zaczęłam dopytywać mojej ginekolog co zrobić bo nie wychodzi. Mówiła ze dopiero po roku starań można podejrzewać ze coś jest nie tak, ale jak chcemy to można zacząć od badan nasienia. W sierpniu była akcja zdrowy tata w gyncentrum wiec zrobiliśmy badanie, nie znaliśmy się ale wiedzieliśmy ze nie jest dobrze. Obdzwoniłam pól miasta żeby ktoś nas przyjął tego samego dnia, udało się w Europejskim Centrum Leczenia Niepłodności w Katowicach (nazwa brzmi dumnie i daje wielkie nadzieje) lekarz dość specyficzny żartuje, opowiada kawały, wiele obiecuje ale tez mówi ze nie łatwa droga przed nami. Chwali się tez ze miał gorsze przypadki z pozytywnym zakończeniem. Pełni nadziei z miesiąca na miesiąc robimy kolejne badania. Mamy dwa cykle na Clo i nic. W końcu w kwietniu 2015 pada propozycja inseminacji, nie ukrywam ze czekałam na te słowa, ale tez włączyła się moja podejrzliwość, wyniki nasienia niby lepsze ale szalu nie ma, clo na mnie działa ale później nie mamy żadnego monitoringu czy pęcherzyki pękają ani nic na wydłużenie 3 fazy choć zgłaszałam ze jest ona bardzo krotka (7dni)
    postanawiamy skonsultować się z innym lekarzem, zwykły ginekolog z bardzo długim stażem pomógł wielu parom starającym się o dziecko. Pierwsza wizyta i stos badan do zrobienia, zmieniona dieta, mamy wrócić za miesiąc. Nasienie trochę lepsze, u mnie wszystko ok. Mamy dolna granice możliwości zrobienia IUI - robimy.
    Pierwsza próba była w lipcu, na naturalnym cyklu, nie udało się
    druga próba w sierpniu, cykl stymulowany clo, po ovu utrogestan 23 sierpnia beta 1.31 pojawiają się głupie myśli ze może za wcześnie, 26 powtarzamy bete, zanim przyszły wyniki pojawia się krwawienie, beta 9.95 szok, niby niska ale ciążowa. Szybki tel do lekarza, zwiększyć dawkę leku w środę powtarzamy bete wynik 1,12 czar pryska...
    morze łez, u mnie załamanie, mąż ciężko to przezywa ale stara się mnie wspierać. Czas na decyzje, ja nie chce w tym cyklu podchodzić do iui może w następnym, mąż chce iść za ciosem, robię to dla niego - zgadzam się. Schemat ten sam clo IUI utrogestan. Nie było oczekiwania, był totalny luuz. 26 wrzesień sikam na test owu - pozytywny 27 wrzesień test ciążowy - pozytywny 28 wrzesień beta 131, 30 wrzesień beta 322. 02 październik beta 664 szok!
    Obawy były cala ciąże, dosłownie o wszystko, nie było żadnych problemow ani komplikacji. W III trymestrze pojawiło się nadciśnienie. 16 kwiecień trafiamy do szpitala -wysokie ciśnienie, do tego okazuje się ze szyjka jest krotka i rozwarta na 1 palec - leżymy. Ciśnienie się normuje 20 kwietnia wracam do domu z lekami i bezwzględnym nakazem leżenia, kontrola ciśnienia 2xdziennie. Są dni kiedy jest w normie a są takie kiedy jest bardzo wysokie, mój lekarz zmienia dawkowanie, kolejne pomiary - dalej wysokie. Na następnej wizycie zwiększamy dawkę i obserwujemy 4 dni jak nie spadnie to szpital.
    We wtorek 17 maja trafiamy na oddział. Ciśnienie wysokie, trzy zapisy KTG wychodzą płaskie i jeden przepływ dzidziusia im się nie podoba - decyzja za 5 h CC.
    I tak o to 17 maja 2016 o 16.26 na świecie pojawia sie moj syn Igor. Wazy. 3660, ma 58 cm i dostal 10 pkt
    Jest najcudowniejszy na świecie! Warto było czekac i walczyc

    Kjopa3, Tulipanka lubią tę wiadomość

    Moja miłość <3 IGOREK <3
    f2wlx1hp21wq3sfq.png
  • Kensington Znajoma
    Postów: 22 6

    Wysłany: 1 października 2016, 01:00

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Cześć Dziewczyny :) u mnie też najłatwiej nie było. Zaczęliśmy się starać jakoś 4 lata temu (chyba) , ja juz 30 na karku ;) niby na początku luz ale czułam w kościach że coś będzie nie tak. A może to była samospełniająca się przepowiednia? Trafiłam na beznadziejnego gina który stwierdził że moje wyniki są ok. Jak się później okazało nie były. Historia jest długa więc żeby nie nudzić to w skrócie. Zaliczyłam 3 kliniki leczenia niepłodności. Jeden lekarz zasugerował że raczej nie mam co liczyć. Miałam 2 laparoskopie, torbiel czekoladową, endometrioze 4 stopnia. Hsg robione 3 razy, w tym 2 razy przeczyściły mi jajowody bo nie były drozne. Po drodze przypałętał się problem z tarczycą - niedoczynność i nie potwierdzona do końca Hashimoto. Amh na skandalicznie niskim poziomie około 0,3 (pierwsza wyszła 0,018!). Czasowe problemy z prolaktyną oraz z bakteriami w pochwie. Badania wykazały nietolerancję pokarmową na połowę mojej lodówki - dieta na maxa. Jedno poronienie w 15 tyg po naturalnym zajściu w ciążę. 2 pełne iui, 2 crio. Zaliczony ośrodek adopcyjny i zrobiony kurs przed adopcyjny. Pewnie o połowie problemów zapomniałam bo trochę czasu minęło. No i mój 8 miesięczny Skarb śpi teraz kolo mnie pozwalając zapomnieć jak bardzo musieliśmy się starać aby pojawił się na świecie. Powiem Wam że ciąża po takich przebojach też nie była usłana różami ;)ale to już inna historia.
    Nie dajcie sobie wmówić ze się nie da! Szukajcie, sprawdzajcie wszystko i wszystkich i starajcie się ne tracić nadziei - choć czasem ona gdzieś ucieka. To wyświechtane ale prawdziwe - dużo tkwi w glowie. Trzymam kciuki za wszystkie Staraczki :D

    Kjopa3, urocza, Tulipanka, hipisiątko lubią tę wiadomość

    c55fk0s34ghmjd60.png
  • Lexi150 Autorytet
    Postów: 3877 2819

    Wysłany: 1 października 2016, 15:14

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    No to i moja historia :)
    Starania rozpoczęliśmy z Mężem w 2013 roku. Bez żadnej wielkiej wiedzy o fazach cyklu itp. Miałam długie nieregularne cykle i plamienia śródcykliczne. Po 2 miesiącach od rozpoczęcia starań dostałam jakichś dziwnych plamień ale coś mnie tknęło i zrobiłam test. 2 kreski. Byłam pełna radości ale też obaw. Poszłam od razu do lekarza, dostałam skierowanie na betę. Już po drugiej becie wiedziałam że nic z tego bo poziom hormonu zaczął spadać. Dostałam skierowanie do szpitala bo coś lekarkę zaniepokoiło. W końcu przeszłam laparoskopię bo okazało się, że to ciąża pozamaciczna. Oba jajowody zachowane. Po 2 miesiącach znów rozpoczęliśmy starania. Bez rezultatów. Zaczęłam się badać. Najpierw hsg-jajowody drożne. Dostałam skierowanie na diagnostykę hormonalną i zanim poszłam do szpitala okazało się, że po roku znów się udało. Wszystko szło dobrze, był pęcherzyk a później zarodek. W 7 tc jednak zaczęłam plamić i okazało się, że ciąża obumarła. 24.12 przeszłam zabieg łyżeczkowania. Po tym troszkę się podłamałam. Brałam leki antydepresyjne. W międzyczasie zrobiłam badania w kierunku przeciwciał. Okazało się, że następne ciąże muszą być pod osłoną clexane i acardu. Przeszłam też diagnostykę hormonalną, wyszło PCOS, niewielka insulinooporność i troszkę podwyższona prolaktyna. Zaczęłam pić inofolic i po 3 cyklach znów zobaczyłam 2 kreseczki. Jednak nawet nie zdążyłam zobaczyć kropka i poroniłam samoistnie. W międzyczasie trafiłam do patologa ciąży i tuż po stracie kolejnego aniołka wraz z testami owulacyjnymi i progesteronem w 2 fazie udało się po raz 4. Tym razem szczęśliwy. Ciąża z problemami ale donoszona. Całą ciążę brałam acard, clexane, luteinę i magnez w końskich dawkach a w lutym tego roku przez cc przyszedł na świat śliczny i zdrowy chłopczyk-nasz synuś Igor!
    Po pół roku znów rozpoczęliśmy starania o rodzeństwo, udało się w pierwszym cyklu. Niestety znów poronienie ale walczymy i mamy nadzieję na kolejnego dzidziusia :)

    Tulipanka lubi tę wiadomość

    Mama 4 Aniołków <3 <3 <3 <3
    ♥ IGOR ♥ 24.02.2016 (3390g, 56cm, 10pkt.)
    mhsvh371f8hry86r.png
    0d1ygywl27duo1io.png
  • Tulipanka Autorytet
    Postów: 490 365

    Wysłany: 2 października 2016, 21:26

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziewczyny, dziekuje Wam, ze piszecie. Zostalyscie/zostaniecie mamusia mi, ale i tak sporo przeszlyscie. Wszystkiego dobrego, my ciągle walczymy i czekamy..

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 2 października 2016, 21:26

    Tuli
    Synuś ur 08.2017 - 3 lata starań
    Córcia ur 11.2019
    PCO, Hashimoto, hiperprolaktyn., celiakia.
  • Eni_gma Autorytet
    Postów: 687 493

    Wysłany: 3 października 2016, 18:28

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    To może i ja się dopisze :)
    Mamy z M synka, który został poczety w pierwszym cyklu starań. Gdy miał 3 latka podjęliśmy decyzję o drugim dziecku. Jakież było moje zdziwienie jak po pół roku nie byłam w ciąży. Poszłam do lekarza, kazał czekać do roku. Po tym czasie zrobił mi profil hormonalny i hsg - hormony w normie. , oba jajowody drozne.M przebadal się w dwóch niezależnych placówkach. Wyniki w dolnych granicach normy.Lekarz określił problem jako niepłodność idiopatyczna.
    Po półtora roku zapisalismy się do Invimedu z podjęta decyzja o IUI. Odbyliśmy tam dwie IUI.
    Zmieniłam lekarza na okrutnie drogiego profesora, który zlecił laparoskopie z histeroskopia. Nic nie wykazała poza małym ogniskiem endometriozy które nie miało wpływu na brak ciazy. Kazał odczekać 3 miesiace licząc na naturalne zapłodnienie. Po 3 miesiącach 14.09 stawiłam się w gabinecie. Szybkie badanie i decyzja, że jutro mamy się stawić w szpitalu na IUI. Po IUI czułam się jak zwykle z tą różnicą, że po owulacji nie miałam okresu suchego, ciągłe że mi trochę wilgotno. W 9 dniu po IUI zrobiłam pierwszy test, na którym zobaczyłam cień cienia. I tak każdego dnia kreska ciemniala. 12 dni po IUI beta 197, 15 dni po - 839.
    Staraliśmy się 2 lata i 2 miesiące.

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 4 października 2016, 09:03

    Tulipanka lubi tę wiadomość

    https://www.maluchy.pl/li-73053.png

    km5shdgexoin43nx.png



  • Pianistka Autorytet
    Postów: 6780 2545

    Wysłany: 3 października 2016, 18:57

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    to ja Wam coś teraz napiszę... kilka dni temu opisywałam Wam, jak staraliśmy się o córkę 3 lata... po drodze poronienia... postanowiliśmy spróbować zawalczyć o drugie dziecko... 2 cs.. a ja dziś zobaczyłam pozytywny test :)

    Eni_gma, Tulipanka, Agafia83 lubią tę wiadomość

    zrz6f71x2ep3qd02.png

    relgjw4z62i31eb7.png
  • Vaniliaa Ekspertka
    Postów: 243 265

    Wysłany: 4 października 2016, 09:17

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziewczyny przeczytałam wszystkie historie! popłakałam się jak bóbr ,że smutku że musiałyście tyle przejść i z radości ,że jednak się udało. Jesteście wielkie!

    Dodam swoją historie <3
    Początek wszystkim znany, starania na luzie, ba nawet strach bo przecież za 1 czy 2 razem na pewno się uda. Oczywiście kilka cyklów przeleciało bez efektów. Potem studiowanie wykresów temperatur, zażywanie witamin i szukanie złotych rad. Potem badania moje idealne,mąż niestety mała ilość żywych plemników. Widziałam że się przeją ale walczył, androlog witaminy, trochę podniosły liczbę choć minimalnie. Potem klinika i tu kolejna diagnoza mimo pięknych cykli wręcz książkowych miałam wrogość śluzu, więc nie dość, że pojemniczków mało to jeszcze ja je wykańczałam :( padła po 2 latach starań padła decyzja o IUI i wielkie nadzieje, ogromne! ale zanim nadszedł dzień testowania pojawił się okres! nie udało się. W kolejnym cyklu kolejne IUI, ostatnie bo więcej tego przechodzić nie chciałam, plus moja wiara spadła do zera. Rzuciłam mierzenie temperatur i w sumie miałam to gdzieś, nie wiedziałam nawet który mam dzień cyklu jak lekarz zadawał mi to pytanie na wizytach. Kiedy przyszedł dzień testowania i okresu nie nie zrobiłam go przez następne 4 dni bo byłam pewna że się znów nie udało.
    A jednak udało się nam ! Udała najcudowniejsza osoba naszego życie :*

    A teraz bonus do historii, zeby tej nadzieji i szczęścia nie było za mało, znow zostanę mama <3 tym razem bez pomocy,a z całkowitego zaskoczenia mimo naszych problemów.

    Czy te­go chce­my czy nie, zaw­sze na coś czekamy.
    P9zxp2.pngkFL2p2.png
  • Dotek Autorytet
    Postów: 1206 695

    Wysłany: 4 października 2016, 14:53

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Hej dziewczyny. Zawsze wszystkim bedę powtarzała to co jest napisane w moim Avatarze. Zawsze jest nadzieja dla tych, którzy próbują:)
    Mam obecnie 30 lat. W styczniu 2014 odstawiłam tabletki (brałam na wyregulowanie cyklu) bo postanowiliśmy się starać o dziecko. Jaka była radość kiedy już w pierwszym cyklu pojawiły się 2 kreski na teście. Niestety okazało się że mam puste jajo płodowe więc trafiłam do szpitala. Tam dostałam globulke na poronienie. W nocy zalała mnie krew aż wszystko dookoła zakrwawiłam, koszule, nogi, podłogę... Leciało jak z wiadra. Jak już się wykrwawiłam to po usg zadecydowano jeszcze o czyszczeniu macicy więc miałam pod krótką narkozą łyżeczkowanie. Po pierwszym poronieniu nikt nie bada wnikliwie bo jak to mi tłumaczono takie "błędy" się zdarzają. Po 3 miesiącach przerwy zaczęliśmy się starać i po kolejnych 3 miesiącach w listopadzie zaszłam w drugą ciąże. Od samego początku pobolewał mnie brzuch i w dosyć wczesnym jeszcze tygodniu zaczęłam krwawić. Nie doczekałam nawet pierwszego usg ciąży bo macica sama się oczyściła. Postanowiliśmy z mężem poszukać pomocy u specjalistów od niepłodności. Przerobiłam kilku lekarzy, nikt nie postawił diagnozy. Zrobiłam masę badań i wyszło na to że mam niedoczynność tarczycy. Co prawda tsh nie przekraczało 4 ale jak na staraczke było za duże. Z usg wynikało że tarczyca jest za mała. Trafiłam do endokrynologa który dał mi końskie dawki leków co nadmiernie zbiło mi tsh. Przez kolejne półtora roku starań niemalże co cykl miałam ciąże biochemiczną. Tj. na teście cień a na drugi dzień hcg spadało. Co miesiąc dół i płacz że za jakie grzechy nie mogę zostać matką. W styczniu tego roku poszliśmy z mężem do innego lekarza. Wyregulował mi tarczycę. Mąż dostał witaminy na poprawę nasienia bo wyszło z badań że 97% plemników ma patologiczną budowę. Podczas kwietniowej wizyty lekarz powiedział że wierzy że może nam się jeszcze udać naturalnie. Warunki sprzyjały bo miałam dojrzały pęcherzyk więc prof dał nam zastrzyk na pęknięcie. Powiedział też że jak przez 2 miesiące nic się nie uda to od czerwca zaczniemy inseminacje. Ale nie zaczeliśmy bo w maju w naszą rocznicę ślubu zrobiłam test u wyszedł pozytywny. Sądziłam że znowu biochemiczna ale beta hcg rosło pięknie, na usg zobaczyłam serduszko i teraz szaleje w moim brzuchu synek który ma przyjść na świat w styczniu.

    Nie załamujcie się dziewczyny. Próbujcie nieustannie a na pewno się uda:)

    f08af289ff.png
  • Agafia83 Ekspertka
    Postów: 161 101

    Wysłany: 15 listopada 2016, 21:07

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Więc i ja się podzielę swoją historią:). Z mężem znamy się 8 lat. Małżeństwem jesteśmy 5,5 roku. Na początku 2013 r. kiedy to zdawało się, że mamy ułożone życie zawodowe pomyśleliśmy o dziecku. Ja skończyłam 3o lat, M. 33. Wszystko miało być w porządku, żadnych chorób genetycznych w rodzinie, cykle równiutkie, bezproblemowe, więc zdawało się że pół roku starczy... Nie starczyło po roku starań spontanicznych;), zaczęłam się temperasturować badać swoje ciało itp. Nie pomogło mąż zmienił pracę wskutek czego widywaliśmy się raz w tygodniu w weekend... Nie pomogło rozdzielenie, namiętność powrotów i takie tam... Zaczynałam wpadać w panikę że jak to co jest nie tak przecież ginekolodzy widzą owulację, hormony są ok a upragnionego maleństwa brak.. Potem moja podyplomówka, zwolnienie mnie z pracy (a miało być tak stabilnie), przeprowadzka z miasta do miasta i coraz więcej łez gdy koleżanki zachodziły w ciążę ot tak... No i znów nowości bo zmiana pracy, nowe odpowiedzialne obowiązki, dojazdy...
    W końcu w tym roku w styczniu wybraliśmy się do kliniki leczenia niepłodności, bo to już 3 lata co jest z nami nie tak?? Z mężem ok, u mnie prawdopodobnie przedwczesne wygasanie jajników, szanse na naturalne ciąże mniej niż 5 %. Straszne nie dość że nigdy miałam nie zostać matką, to jeszcze wizja wcześniejszej menopauzy mnie przerażała... Przepłakałam noc. Do pracy poszłam zapuchnięta jak królik... No i musiałam przemyśleć kwestię IN VITRO...
    Wiecie ja przez ten czas musiałam dojrzeć bo wyrobiłam sobie swoje zdanie na tematy dotyczące rodzicielstwa, aborcji, IN VITRO i Boga...
    I gdy już byłam prawie gotowa na IN VITRO to lekarz (w innej klinice leczenia - akurat mam to szczęście że Białystok to zagłębie takich klinik) po prostu zabił mnie swoją suchością i brakiem empatii, mówiąc dosłownie, bez wykonania badań na podstawie moich słów powiedział, że tylko INVitro i jak nie mam pieniędzy to mam sobie pomyśleć o kredycie.... Zero współczucia, zero jakiejś delikatności...
    Wiecie w tym samym okresie z mojej ulubionej bronsoletki, połamały się zawieszki: koniczynki i podkowy zostało tylko serduszko i tak to sobie tłumaczyłam, że nadzieja i szczęście związane z dzieckiem muszą zniknąć, Została mi tylko miłość męża.
    We wrześniu mieliśmy cudowny wyjazd na wakacje do Czarnogóry, w pracy pełna stabilizacja i dosłownie tydzień temu pomyślałam sobie że takie fajne to moje życie, to nic że bez dziecka ale mamy sobie wybrać psiaka ze schroniska, Jakoś to będzie....:)
    No i dziś gdy okres mi się spóźniał 4 dni, i nie ciągnęło mnie do słodkiego jak nigdy przed okresem... Pierwszy raz w życiu zobaczyłam 2 kreseczki:)
    I nie trzeba alkoholu, żeby czuć przyjemne upojenie, że już będzie nas troje...
    Życzę każdej z Was tego przyjemnego uczucia.

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 15 listopada 2016, 21:06

    30.11.2016 Nienarodzone dzieci nie odchodzą...one tylko zmieniają datę swojego przyjścia
    na świat
  • Merida86 Ekspertka
    Postów: 204 182

    Wysłany: 25 listopada 2016, 19:11

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Drogie Staraczki!
    Może i moja historia komuś pomoże? Byłabym najszczęśliwsza na świecie:)
    Starania o Dzidziusia zaczęliśmy w październiku 2013r, po 4 latach małżeństwa. W maju odstawiłam antykoncepcję, która towarzyszyła mi 7 lat. XI.2013-strasznie bolały mnie jajniki, poszłam do lekarki-nie zleciła żadnych badań, a gdy powiedziałam że się staramy o ciąże, powiedziała że może coś tam się dzieje i dlatego bolą... XII.2013-dostałam tuż przed @ nagłej gorączki skok z 37 do 38.8 w 1h. Tuż po tym dostałam @, strasznie bolał mnie brzuch. Z perspektywy czasu i przyrostu wiedzy myślę że mogło to być bardzo wczesne poronienie... tego nigdy się nie dowiem- może i lepiej...
    I.2014-znów z bólem jajników nalegalam na leczenie- dostałam 2 antybiotyki pod rząd bez żadnych badań... -takie szerokozakresowe ginekologiczne.
    IV.2014-zmienilam lekarza i zaczęłam się badać- wszystko super-hormony, owulacje, regularne cykle, ale dalej nic w najważniejszej kwestii... X.2014-badania nasienia. Były niezłe, nieco podwyższona lepkość i tylko 6% prawidłowych plemników. Mąż zaczął brać suplementy na poprawę jakości nasienia- i to nie zalecone przez lekarza,który nic nam nie podpowiedział. Sama na forach wyszukalam ze może pomóc Salfazin, Maca, Wit C, selen+Wit E. Mój Mąż bez mrugnięcia okiem brał wszystko co kazalam :* Wg lekarza było wszystko ok i mieliśmy działać dalej naturalnie...
    XII.2014-zmiana lekarza na "specjalistę od trudnych przypadków..." Od razu masa badań: hormony, HSG, przeciwciala przeciwplemnikowe. Wyszła mi tylko lekko podwyższona Prolaktyna- 36... Ale cały czas cykle jak w zegarku z piękną owulacja...Dostałam Bromergon- tak dla świętego spokoju.
    IV-VII.2015-leczyłam uporczywą bakterie Coli w moczu- urolog stwierdził, że ma dużo par które trafiają do niego bo nie mogę zajść w ciążę. Gdyby bakteria zagnieździła się w gruczole krokowym Meza byloby źle. U nas byla tylko u mnie i niestety nie zniknela po 3ch antybiotykach i specjalnej szczepionce... caly czas 10 do 4 potegi. Stwierdzilam ze odpuszczam temat...
    IX.2015 Mąż powtarza badania- po suplementach prawidłowych plemników mamy 12% :) Podczas każdego cyklu pije też syrop na rozrzedzenie...
    X,XI.2015-2 cykle stymulowane CLO + zastrzyk Ovitrelle na pęknięcie pęcherzyków. Dalej nic. Zrobiliśmy 4 m-ce przerwy żeby psychicznie odsapnąć.
    V.2016- pierwsza poważna rozmowa o inseminacji,robimy stertę badań i ustalamy,że po wakacjach spróbujemy.( Oczywiście była jeszcze nadzieja, że na wakacjach tak wyluzujemy, że się uda... Niestety nic z tego...)
    IX.2016 Pierwsza inseminacja iiiiii SUKCES!!! Przy odbiorze wyników HCG byliśmy razem bo sama bym tego chyba nie zniosła. Na parkigu przed przychodnią plakalismy oboje.
    Takich łez szczęścia życzę każdej z Was!!!
    Teraz jesteśmy w 12 tyg ciąży, do 10 tyg drżałam o Maleństwo, bo zdawałam sobie sprawę z różnych zagrożeń tego okresu. Chyba Mamy które długo czekały na Bobo tak już mają... Teraz już wiem że wszystko będzie dobrze!!!

    Widzicie- przez prawie 3 lata nie dopatrzono się u nas konkretnej przyczyny niepowodzeń... może problem siedział w głowie??? Nie wiem.
    Tak jak pisała jedna z moich poprzedniczek- zaczęłam cieszyć się z tego co mam- fantastycznego Męża, fajną pracę, swoje zgrabne mieszkanko i chyba to była połowa sukcesu.
    Uśmiechajcie się codziennie do lustra i choć na chwilę oderwijcie od uporczywych myśli o staraniach. Wiem, że nie jest łatwo- kilkanaście przepłakanych cykli za mną. Ale próbujcie.
    Ja trzymam kciuki najmocniej jak umiem za Wasze powodzenie!

    km5sdf9h28k60y12.png
  • Martynkaa89 Znajoma
    Postów: 24 13

    Wysłany: 26 listopada 2016, 16:16

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Cudowni się czyta Wasze historie, dają nadzieję, że w końcu się uda :)

  • Myszaka76 Ekspertka
    Postów: 412 63

    Wysłany: 29 listopada 2016, 12:42

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    My nie staramy się jakoś mega długo, ale moje obawy rosną, zaglądam tu prawie codziennie wobec tego - i czytam Was ile mogę. Dodajecie otuchy. :) Gratulacje

    Basik83 lubi tę wiadomość

    2x1nxuun6jmzurfc.png

    Hashi i PCO - Grudzień 2016
    Invimed pierwsza wizyta - Marzec 2017
    Insulinooporność i słabe wyniki nasienia - Kwiecień 2017


    Łykam euthyrox i metforminę!
‹‹ 3 4 5 6 7
Zgłoś post
Od:
Wiadomość:
Zgłoś Anuluj

Zapisz się na newsletter:

Zainteresują Cię również:

Śluz płodny a owulacja i dni płodne - jak prowadzić obserwacje?

Na rynku dostępnych jest wiele pomocy w wyznaczaniu dni płodnych. Większość z nich działa na podobnej zasadzie – rozpoznaje zmianę hormonów w ciele kobiety i na tej podstawie wskazuje dni płodne. Czy wiesz, że jedno z takich „narzędzi” masz już w sobie? Twój śluz płodny, który pojawia się w czasie dni płodnych, czyli przed wystąpieniem owulacji!

CZYTAJ WIĘCEJ

Ranking TOP produktów zwiększających szanse na zajście w ciążę

Wybrane produkty, które mogą zwiększyć szanse na zajście w ciążę, skrócić starania o dziecko i szybciej przybliżyć Cię do wymarzonego celu. 

CZYTAJ WIĘCEJ

Mięśniaki macicy - przyczyny, objawy, leczenie

Mięśniaki macicy mogą występować nawet u 3 na 4 kobiety, w dowolnym momencie życia. U kogo jednak występują najczęściej? Czy znane są przyczyny powstawania mięśniaków macicy? Jakie są najczęstsze objawy i co powinno skłonić do wizyty u lekarza?

CZYTAJ WIĘCEJ