Rozmawiamy o wszystkim - wspólnie dążymy do spełnienia marzeń.
-
WIADOMOŚĆ
-
Szczerze mówiąc to już chciałabym aby był już 38 tc i urodzić... męczą mnie te pogody i przez ostatni tydzień jestem ospała,mam huśtawki nastroju i za nic nie mogę się zabrać... Robię sobie właśnie porządki całego mieszkania, wyprawka zakończona (wystarczy wszystko poskładać i zaaranżować kącik dla małego), przygotowałam papiery na późniejsze formalności.
We wtorek mam USG i zobaczę ile mój maluszek przybrał i czy jego kanaliki przy nerkach się poszerzyły... oby nie
Podczytuję was i widzę, ze macierzyństwo to nie cud, miód i orzeszki... Trochę się tego boję, że zabraknie mi cierpliwości albo dopadnie mnie jakiś baby blues czy coś w tym stylu... Takie mam rozterki ostatnio... -
Karolcia - jeśli myślisz o tym jak to będzie, masz realne spojrzenie na sytuację i boisz się, że nie dasz rady, to możesz być spokojna. Nic Ci nie grozi i dasz radę. Czasem jest ciężko ale nie dlatego, że bobas daje w kość tylko dlatego, że tak bardzo je kochamy, że chcemy dla nich jak najlepiej. Więc jeśli po całym dniu padam na pysk to myślę sobie, że spisałam się na medal, bo zrobiłam wszystko co mogłam, żeby mały był zadowolony
Karooolcia :) lubi tę wiadomość
-
Właśnie boję sie, że będę za dużo od siebie i otoczenia wymagała i stąd będzie rodzić się frustracja... Staram się do wszystkiego podchodzić ze spokojem ale wiadomo jak to jest kiedy człowiek jest zmęczony fizycznie i psychicznie...
-
Karolcia o co chodzi z tymi kanalikami nerwowymi ? Kochana odpoczywaj póki możesz, bo pózniej zatęsknisz za spokojem.
Bitter jejku trzymam kciuki musi się udać!
K22 mój też pyrka drze się, wygina injest czerwony. Kolek nie ma. Też nie chce dać mi
Nic zrobić czasem wrzasku nie idzie wytrzymać. W nocy śpi, wiec bolec go nie boli.
Shantelle czy u Ciebie też problem kupić nutramigen ? Facet mi ściąga z jednej hurtowni. W necie brak... 6 szt kupić nie można, ciagle ponoć problem brak w hurtowniach, a ja się martwię bo bebilonu pepti mały też nie może... -
Mia miałam tak właśnie z Nutramigenem 1. Nagle nigdzie go nie mogłam dostać! Ale to był moment gdzie mogliśmy przejść na 2. I miałam sytuację że kończył mi się Nutra 1..baba w aptece : nie ma. A ja nie miałam recepty na 2. Ale udało się, że gdy doniosłam receptę to mi oddali różnice. Bałam się że nie zje 2. Ale chwycił.
Kurde ale musi być jakieś inne mleko no ale Nutra....
Czyli wszędzie go brakuje.
-
K22 - mały ma poszerzenie w układzie kielichowo-miedniczkowym Niestety z coraz bardziej się to poszerza i może mieć wpływ na prace nerek Teraz jest tylko możliwość monitorowania tego, bo cokolwiek można zrobić dopiero po porodzie. Lekarz mnie uspokaja, że w większości wypadków po porodzie mały robi siku i to się wchłania. U nas będzie to napewno do monitorowania przez pierwszy rok życia i modlę się, zeby o się wchłonęło...
-
Mia - mój niby kolek nie ma ale wiatry czasami naprawdę mu dokuczają. Położna doradziła mi, żebym dawała mu KOLZYM. To enzym laktaza, który normalnie wytwarza organizm ale u dzieci różnie z tym bywa i głównie z powodu niedoboru w organiźmie biorą się kolki. W razie draki, gdyby jednak młodego dopadły bardzo bolesne gazy mam też kateter rektalny Windi (super sprawa i od razu uprzedzając pytania NIE nie powoduje rozleniwienia jelit. Stosowałam u starszego syna).
Karolcia - no tak. Czasami trudno nabrać dystansu jak maluch krzyczy i nie wiadomo jak mu pomóc albo nie można sobie z czymś poradzić. Ja dziś miałam naprawdę zły dzień. Młody zaczął mi cmokać przy jedzeniu i nie wiem dlaczego. Najgorsze jest to, że jak cmoka, to się nie najada a piersi nie są wystarczająco stymulowane i pokarmu jakby coraz mniej. Do tego młody zamiast mleka połyka powietrze, potem ulewa i ja wkurzona i zmartwiona i gadam do tego malucha jak przygłup "Michaś nie wolno tak tutkać. Mamę tak boli i nie ma mleczka itd" i w kółko zabieram i podaję cyca na nowo. Jak do sytuacji dodać męża, który nic nie rozumie i jest w stanie powiedzieć, że krzyczę na małego i wogóle nie jestem jedyna, bo wszystkie karmią i nie mają problemu, to możesz sobie wyobrazić co się u mnie w domu działo. Czasami mój mąż jest super a
czasami mam ochotę tak kopnąć go w dupę, żeby nie mógł drogi powrotnej do domu znaleźć. Dziś udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi ale znowu długo mu się nie uda a jeszcze sam sobie uprzykrzył życie tym gadaniem.Wiadomość wyedytowana przez autora: 23 lipca 2017, 23:39
-
Ale się rozpisałyście
Bitter - to ja mocno trzymam kciuki, w końcu musi się udać
Karolcia- te myśli to przez burzę hormonów w organizmie, ja od 33 do 37 tc. to cały czas miałam jakieś chwile załamania. Puszczałam sobie muzykę i płakałam, ale to może wynik tego że więcej w szpitalu byłam jak w domu i dół mnie chwycił.
Teraz już z górki
K22 - kiedyś się odezwała i napisała, że wszystko w porządku, ale nie ma czasu aby opisać. Ostatnio jej napisałam co słychac i nic mi nie odpisałaStaramy się od sierpnia 2013 roku.
Stwierdzone:
PCOS, insulinooporność, cykle bezowulacyjne, problemy z nasieniem (problem rozwiązany).
20.10.2018 kauteryzacja jajników.
wrzesień 2020 - ivf
08.09.2020 - stymulacja 225 j.
21.09.2020 - punkcja 16 komórek jajowych (10 zamrożonych, 6 zapłodnione)
- 4 rozwinęły się prawidłowo (3 zdrowe)
18.11.2020 - transfer 5.1.1
20.01.2020 - transfer 2.1.1 -
Bo faceci to myślą, że tak łatwo się nosi dziecko w sobie i potem wychowuje... Ja mojemu ciągle tłumaczę, że oboje chcieliśmy dziecka więc oboje się będziemy nim zajmować i nawet nie przyjmuję do wiadomości innej opcji. Ostatnio mi marudził, że on się boi być przy porodzie to mówię mu a to ja będę rodzić czy ty? To on na to ze pewnie będę krzyczała na niego itp a ja mówie nie będę zadowolona jak mi krocze będzie rozdzierało to się już nic nie odezwał i jak sie pytam czy bedzie wreszcie przy tym porodzie to mówi twardo, że tak i postara sie mi pomóc.
-
Witam sedecznie wszystkie kochane staraczki. Dziewczyny jestem na OF od 2015 roku. Chciałabym opowiedzieć Wam moją historię która byc może doda wam otuchy, szczególnie tym starającym sie o pierwsze upragnione dziecko.
Zaczynając od początku to marzę o dziecku odkąd tylko pamiętam, juz jako dziewczynka wiedzialam ze chce mieć dzieci, jako nastolatka marzylam ze wyjdę za maz bardzo wcześnie najpóźniej w wieku 21 lat i zaraz potem urodze dziecko, nie chcialam słyszeć o bardzo wtedy modnym kolczyku w pepku bo przecież może byc przeszkodą dla ciąży, zawsze starałam sie aktywnie żyć aby moje ciało dobrze znioslo poród. Wreszcie w 2 liceum zeszlam sie z moim obecnie mężem, bardzo szybko wiedzialam ze to jest człowiek z którym chce spędzić życie, zakochałam sie do szalenstwa w ciągu jednej nocy, gdy wtedy dal mi swoj numer zapisalam go tak jak mam do dzisiaj, bardzo szybko okazało sie ze on podziela moje marzenie o dziecku, kocha dzieci ma z nimi dobry kontakt, wtedy zapragnęłam jak niczego wczesniej właśnie jemu urodzić potomka. Bylismy ze sobą szalone pol roku i od tamtej pory czekałam niecierpliwie na oświadczyny abyśmy mogli założyć rodzinę i miec dzieci. Mialam wtedy 18 lat. Niestety wszyscy namawiali nas abyśmy nie brali szybkiego ślubu po taniosci, ze bedziemy tego żałować w sensie braku wspomnień, poza tym studia, nie mieliśmy gdzie mieszkać, dlatego minęły az 4 lata zanim sie oświadczył moj ukochany, tuż przed moimi 22 urodzinami,wtedy nadal nie wiedzieliśmy gdzie sie podziejemy, mieliśmy troche oszczędności , zdecydowanie za malo na wesele z pompą i mieszkanie, mieliśmy 2 lata do końca studiów, nie mieliśmy stałej dobrze platnej pracy, jednak juz nie chcielismy czekać, bardzo pragnelismy się juz złączyć. Nie cały rok po zareczynach narzeczony dostał dobrą pracę, dobrze platna, którą lubi, ni stąd ni zowąd miesiąc później znajomy zaproponował nam abyśmy mieszkali w jego pustym mieszkaniu, bez opłat wynajmu tylko czynsz i to co tam zuzyjemy.. Po prostu znaki z Nieba, cieszylismy sie jak dzieci. Rok do ślubu a my zabralismy sie za remont aby odświeżyć mieszkanie i zrobić lepsze ogrzewanie, wsystsko zrobiliśmy sami, swoimi rekami aby bylo taniej, w miedzyczasie praca, studia, przygotowanie do ślubu. Ciężko było ale żyliśmy marzeniami o naszej najbliższej przyszłości, było super, spaliśmy mało, ledwo ogarnialam studia, przylatywalam na zajęcia z pyłem tynku we włosach i prosiłam koleżanki o streszczenie z calego tygodnia na czym stoimy żyłam miłością po prostu i tak zbliżały sie moje 24 urodziny przed ktorymi miałam wziąć slub a po ktorych mialam oddac prace mgr. Pobralismy sie w maju zaczęliśmy wspolzyc nie broniąc sie przed poczęciem mimo tego ze nie mialam pracy. 2 miesiące po ślubie obronilismy tytuly a ja dostałam pracę z umową o pracę. Kochalismy sie w ciągu całego miesiąca , a miesiace mijały, każdy z nich zaczynajac od pierwszego byl bolesnym rozczarowaniem, "jak to, nie udało sie??" zaczęły nas męczyć przerażające myśli i wątpliwości, czemu sie nie udaje, moze coś robimy źle, a co jeśli nie możemy miec dzieci.. Rodzina zaczęła pytać, każde życzenia z kazdej okazji dotyczyły ciąży, wszyscy z góry założyli ze zwlekamy ze staraniami, to było bardzo bolesne a jednocześnie nie chcieliśmy dzielić sie z nikim naszymi problemami, przygaslismy, zaczely sie napięcia miedzy nami, kłótnie, pretensje i kompleksy, oboje fatalnie to znosilismy, nie cały rok po ślubie bo w marcu wybraliśmy sie do gin i wtedy zaczęła sie przykra przygoda z badaniami, lekami, eksperymentami itp. Okazalo sie że mam za wysoką prolaktyne. Pecherzyki rosły ale najprawdopodobniej nie pekaly, nasienie okazało sie słabe, choć nie beznadziejne, byl płacz i potworna bezsilność, rodzina i znajomi nie ulatwiali sprawy, zmieniliśmy swoje nawyki, dietę, zaczelismy jesc suplementy , nie wiem ile kasy na to poszło, im więcej w okol bylo ciąż tym wieksze ciśnienie w mas sie rodzilo, mąż musial zrezygnowac z kolarstwa ktore trenował i nieco przystopowac z ilością wysiłku fizycznego ktorego bylo naprawde bardzo duzo, przez to byl bardziej marudny, oboje mieliśmy ograniczenia, ja po tabletkach na prolaktyne źle sie czułam, wszystko wydawalo sie nie takie jak mialo być, czas leciał, czułam sie coraz starsza a przeciez marzyłam aby tak wczesnie rodzic, moja przyjaciolka w tym czasie zdazyla zajść w drugą ciążę, znajdowalam nieco ukojenia w opiece nad jej dzieckiem, bralismy je z mężem na całą sobotę co weekend i udawalismy rodzine zeby jakoś to przetrwać. Zaczęłam pic inofem i wtedy wrocila na dobre owulacja i tez samopoczucie mi sie poprawiło, wlaczylam rowniez inofem mężowi. Każdy miesiąc z udaną owulacja a bez ciąży byl gorzką porażką, mąż czasem pod koniec cyklu kręcił sie przy mnie z nadzieją ze może tym razem zobaczy błysk z moich oczach ale tylko krecilam głową ze łzami. Po drodze bylo tez clo ale źle to znioslam od razu poszło w odstawke. Nie byłam zachwycona żadną ingerencją w moje ciało. Wizja inseminacji byla dla mnie straszna nie chcialam o tym myśleć, in vitro w ogole nie wchodziło u nas w grę. Koleżanki mowily ach teraz tak mówisz, a jak was przycisnie to zrobicie in vitro, te słowa sprawiały ze plakalam jak dziecko, jak długo jeszcze to potrwa, dlaczego nas to spotyka, akurat nas którzy marzą o dziecku od lat a Ci ktorzy ich nie chcą nie mają problemów, z cyklu na cykl wpedzalismy sie w depresję. Owulacja jest, nasienie nieco lepsze a dziecka nie ma... Zaczelam myśleć o adopcji ale maz bał sie tego tematu, bal sie przyznac ze możemy nigdy nie miec dzieci, plakalismy razem przy tych tematach, nawet teraz gdy o tym pomyśle, łza spływa mi z oka. W koncu powiedzielismy dość. Trzeba pogodzic sie z tym co jest, trzeba przestać pytać czemu my, trzeba zacząć dbac o nasze małżeństwo, trzeba zadbać o siebie, jakos żyć dalej, musimy przetrwać tę próbę, musimy byc silni, musimy cos zrobić. Zmieniliśmy ginekologa, to byl styczeń, półtora roku po ślubie. Nowa gin obejrzała wszystkie moje wyniki, obejrzala mnie z gory na dol, takze wyniki męża, powiedziała wprost, wszystko jest w normie i okej. Jeśli do tej pory sie nie udało to albo teraz sie uda albo zrobimy laparoskopie diagnostyczną i zaraz po niej inseminacje. Owulacja jest i to prawidłowa, prosze wyrzucic kalendarzyki, kochać sie jak chcecie i kiedy chcecie, najlepiej co dwa dni jeśli to wam pasuje, prosze cieszyć sie sobą, wyrzucic do kosza polecane do zajścia pozycje a skupić sie na tym jak wam jest przyjemnie, brac caly czas codziennie inofem i tabl na prolaktyne. Nie mierzyć żadnej temperatury. No i tak zrobiliśmy, na początku czułam sie nie najlepiej bo myślałam wciąż o dziecku, ale z czasem zaczelam czerpać wiecej przyjemności ze współżycia, kierując męża tak jak jest mi dobrze a nie tak jak lepiej bedzie dla poczęcia. Minął kolejny cykl ktory dal nam duże nadzieje - niestety dupa. Uznalam ze nie damy rady sami, zadzwoniłam do gin, ustaliliśmy date laparoskopii po ktorej nastąpi inseminacja. Od kolejnego cyklu przestalam sie spodziewać czegokolwiek, przestałam sie przejmować tym czy moge napić sie wina czy nie, robiłam to na co mialam ochotę, kochałam sie z mężem co dwa dni i czekalam na to współżycie bo wiedziałam ze bedzie przyjemnie, ze możemy zaszaleć.zakonczyl się kolejny cykl, dupa. Trudno musze czekac do terminu laparoskopii i do tej pory raczej nic sie nie wydarzy. W jednym momencie gdy czułam pierwsze bóle owulacyjne w tym nowym już cyklu stracilam tą obojętność i zaczęłam z placzem gorąco sie modlić zeby zdarzyl się cud, abym nie musiala iść pod nóż, abym nie musiała okaleczac swojego ciała zeby miec dziecko. Pozniej znów wrocilam do myśli o laparoskopii, jakos musialam się do tego przygotować bo przeciez nie moge do ostatniej chwili oczekiwac od Boga ze sprawi dla mnie cud. W tym cyklu bolr owulacyjne przyszly wczesniej i trwaly dluzej niz zwykle. Zmartwilo mnie to wiec wybraliśmy sie do gin, pokazala mi na usg cialko żółte, mimo ze jajniki bolały mnie od kilku dni. Wydrukowala mi zdjęcie tego ciałka życząc mi ciąży. Cóż, kto jak kto ale ona powinna byc realistka, lecial kwiecień i druga faza mojego cyklu, juz dwunastego cyklu z tymi wszystkimi udziwnieniami. Za miesiac nasza druga rocznica ślubu, a my wciąż we dwójkę....
Nastała Wielkanoc, święto cierpienia. Tak cierpiałam ze to były dla mnie głębokie święta. Prosiłam Boga aby dał mi siłę do zaakceptowania tego losu, siłę do usmiechania sie do ciężarnych kobiet mimo mojej rozpaczy, siłę miłości mimo ze czuje sie pusta w środku..
Tuż po świętach nadszedł termin miesiączki, brzuch ciągnął i bolal na okres tak ze nie mialam najmniejszych nadziei, zaczęło sie plamienie w terminie, spodziewałam sie tego, jak co miesiąc. Jednak jesli sie nie rozkreci po nocy to rano zrobie test gdyz mam laser u kosmetyczki i chce miec spokojną głowę, a zaraz po wizycie zawieziemy na umowiona godzinę papiery do laparoskopii do szpitala. Po nocy plamienie bylo takie same. No trudno. Muszę zrobic ten test. Nasikalam, i poszlam myć zęby. To co zobaczyłam gdy siegnelam po test aby go wywalic scielo mnie z nóg, dwie grube krechy. Natychmiast trzesacymi się rękami zrobilam drugi test z moczu ktory jeszcze stal w sloiczku, to samo. Szok. Szok. Szok ! Tego samego dnia popoludniu dalam mężowi sama w to nie wierząc niebieskie buciki , plakalismy jak dzieci caly wieczór. A Dzisiaj.. Dzisiaj mialam miec zabieg laparoskopii a tymczasem oczekuję ruchów mojego syna, który byl w stanie nas mimo wszystko zaskoczyć. Pan jednak sprawil dla nas cud. W dzień po naszej rocznicy oglądałam ruchy dzidziusia na ekranie. Dziewczyny,jakkolwiek źle nie będzie, nie rezygnujcie z siebie i waszych małżeństw, możecie stracic siły ale nie poddawajcie sie. Ten moment w koncu nadejdzie.Wiadomość wyedytowana przez autora: 24 lipca 2017, 23:16
Karooolcia :), kaka470, spioch, Annie1981, Anulka0407, Marlena24 lubią tę wiadomość
-
Karolcia - mój mdleje przy pobieraniu krwi, a poród prawie odbierał. Stał, patrzył a na koniec przeciął pępowinę. Jego obecność mocno mi pomogła, prowadzał mnie po sali, ściskałam rękę podczas bóli i ogólnie gdyby nie on zniosłabym to gorzej
Aicha - piękna historia. Jak czytałam o tej laparoskopii to przypominam sobie u siebie ten strach jaki mam na samą myśl, że to mnie czeka. Tak bardzo bym chciała tego uniknąć. Spokojnej ciąży i dużo zdrówka dla WasAiCha4811 lubi tę wiadomość
Staramy się od sierpnia 2013 roku.
Stwierdzone:
PCOS, insulinooporność, cykle bezowulacyjne, problemy z nasieniem (problem rozwiązany).
20.10.2018 kauteryzacja jajników.
wrzesień 2020 - ivf
08.09.2020 - stymulacja 225 j.
21.09.2020 - punkcja 16 komórek jajowych (10 zamrożonych, 6 zapłodnione)
- 4 rozwinęły się prawidłowo (3 zdrowe)
18.11.2020 - transfer 5.1.1
20.01.2020 - transfer 2.1.1 -
Milka - właśnie zastanawiam się jak to będzie z moim, jesteśmy ze sobą bardzo blisko związani, rozumiemy się bez słów tylko czasem ta jego niepewność mnie drażni. Wiem, że jakby mógł to by mi nieba przychylił...
-
Dziękuję Milka.
Karolcia, ja,z moim tez jestem ściśle związana emocjonalnie, rozumiem ze drażni Cię jego rozchwianie, bo chciałabyś czuć w nim oparcie, niestety nasi mężczyźni czują się często zagubieni w roli towarzysza dla tego ze bardzo ciężko im patrzeć gdy ukochana kobieta cierpi katusze a nie może nic zrobić -jemu sie wydaje ze nic nie może, podczas gdy dla nas kobiet ta obecność i wspolodczuwanie jest ogromnym wsparciem, może pomóż mu zrozumieć jak noze Ci pomóc, bo każdy facet który pragnie dziecka chcialby miec udzial w jego narodzinach ale poniewaz wie ze bedziesz cierpieć a on w jego mniemaniu nie może pomóc to obawia się ze będzie tylko Ci przeszkadzał i utrudnial to. Postaraj sie spokojnie go zrozumieć. Dla faceta bezsilność jest gorsza niz wzięcie bólu na siebie, powiedział mi to mój mąż, że szlag go trafia ze od poczęcia do juz urodzonego dziecka nie ma na nic wpływu, nie moze mi nijak pomóc, nie mozr ulżyć w migrenach, nie może ułatwić porodu. Gdy sie mojego pytają czy chce uczestniczyć w porodzie to mowi no postaram sie, no chce spróbować, zamiast powiedzieć, tak oczywiście bede wspieral moją żonę, on jest w tej gorszej sytuacji bo ma wybór, my go nie mamy wiemy ze dziecko trzeba urodzic i już, wbrew pozorom to bardzo mobilizuje organizm, i po drugie musi postarać sie pomóc choc nie bardzo ma jak i nie bardzo wie jak, i tak jak my kobiety boimy sie pekniecia krocza tak oni sa przerażeni ze usłyszą od nas ze są bezuzyteczni, ze przeszkadzają. Staram sie trochę facetów obronić. Choc kiedyś tez sie wkurzalam. Duzo o tym rozmawialismy z moim. -
Karoolcia mój chciał być przy porodzie i był. Jednak jego kolega gadał mu, że jest zdziwiony, bo on musiał wyjsć i nie dał rady. U mnie poród trwał krótko, bo ok 15 minut. Pamiętam tylko tyle, że mąż podawał mi wodę. Ponoć trzymał mnie za rękę. Tego nie pamietam. Wszystko działo się za szybko. Mam nadzieje, że z Twoim maleństwem będzie wszystko dobrze.
K22 rozumiem Twoją frustrację, mój mąż mnie ciagle irytuje. Żyje swoją pracą, jakby tak musiało być, że ja jestem z dziećmi a on w Norwegii. Wkurza mnie, a w ogole jak mały ma gorsze dni to jestem strasznie sfrustrowana. Ten enzym laktaza też dawałam synowi, miałam Delicol. Gazy mogą go męczyć tym bardziej jak je tak, że łapie powietrze. Ci faceci są z innej planety jednak...
Shantelle mi załatwiają z jednej hurtowi to mleko, ale ciagle nie realizują mi całej recepty. Nie rozumiem jak może być taki problem. A z nutra 2 nie ma takich akcji? Ja mam nadzieje, że na 1 się skończy, córce alergia minęła i przeszliśmy od 6 miesiąca na bebiko. Pepti mój nie może, jest jeszcze Humana sl, ale serio nie chce już ryzykować. Mam
Nadzieje, że ta jedna hurtownia bedzie miała nadal nutra.
Aicha czytałam prawie jak powieść. Pięknie to opisałaś. Gratuluje Ci tego małego cudu.
Milka co tam u Ciebie?AiCha4811 lubi tę wiadomość