IN-VITRO - za czy przeciw??
-
WIADOMOŚĆ
-
Stawiam ciągle na pełną świadomość przy wyborze tej metody. Wszystkie zagrożenia, możliwe skutki uboczne itp.
W związku z tym, że mam podwyższone ryzyko zakrzepicy mój Luby powiada "wolę mieć Ciebie całą niż w ciąży i bez nogi". Pomimo tego jeszcze działamy.
Nie będę jednak działać z pomocą IVF w nieskończoność. Zupełnie spokojnie wypowiadam taką postawę bez negatywnych emocji. W życiu trzeba czasami postawić granicę ale przede wszystkim świadomie działać.
Simba, Tosia 1981, Nina86 lubią tę wiadomość
-
Zycze Ci Misiu powodzenia przy kolejnym podejsciu ktore wiem z innego tematu bedzie niebawem, bede trzymac kciuki by byl ostatnim a szczesliwym kazda z nas pragnie tego samego miec choc jedno male szczescie w domu....niestety nieplodnosc to plaga naszych czasow i ciesze sie ze postep medycyny pozwala mimo wielu trudnosci cieszyc sie parom swoim malym wielkim szczesciem...niewatpliwie sa plusy i minusy tej metody grunt to miec swiadomosc zarowno pozytywnych niespodzianek jak i zagrozen i super ze w koncu Polska podobnie jak inne kraje refunduje procedure a teraz rowniez leki ja sama sie nie lapalam na refundacje ale ciesze sie ze ona funkcjonuje i moze pomoc wielu parom w straniach ktorych nie stac dotad bylo na tak kosztowny proces.... Pieniadze nie powinny stanowic przeszkody w takich przypadkach a niestety czesto jest inaczej... Trzymam kciuki za wszystkie kobietki ktore oczekuja na in vitro by przynioslo Wam upragnione szczescie, a te ktore sa przeciwne to mam nadzieje ze uda Wam sie zajsc inna droga z ktora zgodnee sa Wasze sumienie i przekonania
MisiaMisia, Sansivieria lubią tę wiadomość
-
Chciałam jeszcze jedno powiedzieć i zmykam z tego wątku. Dzieki temu że byłam PRZECIW ivf (i nadal jestem) od zawsze, można powiedzieć że uratowało mi to tyłek bo gdybym podchodziła do ivf bo niby tylko to miało pomóc pewnie dzisiaj byłabym po co najmniej jednej nie udanej procedurze pewnie załamana że juz nam nic nie pomoże jeżeli myślałabym że in vitro to wszystko co mozna zrobić ale znalazłam lekarza (trochę to trwało zanim do niego trafiłam) który jest na tyle dociekliwy że zleca wszystkie badania ale mniejsza o to... wiem że pomógł kilku parom które były po nieudanych próbach in vitro i lekarze nie dawali im żadnych szans a on znalazł przyczynę i doczekali się dziecka (naturalnie poczętego) i gdyby tamte pary stwierdziły że zrobiły WSZYSTKO po wcześniejszym długim leczeniu i po ivf (bo wcześniej lekarze dawali im szanse tylko w in vitro) to pewnie dzisiaj nie byliby rodzicami tamte pary pewnie też by powiedziały że in vitro to nie wszystko
P.S. nie piszę tego żeby prowokować lub siać zamęt chciałam tylko powiedzieć że nie zawsze in vitro to WSZYSTKO co można zrobić i czasem lepiej nie stwierdzać że ktoś nie robi wszystkiego jeżeli nie podchodzi do ivf jeżeli nie zna się jego sytuacji.
Nie kieruje tych słów do nikogo z tego wątku żeby było jasne i NIE twierdzę że w Waszych przypadkach pomogłoby co innego bo nie wiem w jakiej jesteście sytuacji.
-
NO to i ja sie wypowiem w szpitalu lezalam z kobieta..
I ciaza inseminacja.. dziecko zdrowe (miało tylko alergie) , II ciaza In vitro - dziecko zdorwiutkie , III ciaza naturalne cos sie odblokowalo.. niestety ciaza zakonczona przedwczesnie ( poprzez poronienie ) gdyz dziecko nie mialo czesci czaski i mózgu ..
a co do tego ze po in vitro dzieci rodza sie z wadami genetycznymi
"Dzieci poczęte w skutek metody in vitro NIE SĄ obciążone defektami, chorobami genetycznymi, rozwijają się prawidłowo
Przeciwnicy metody in vitro często głoszą, że dzieci w ten sposób poczęte są chore, nieprawiłowo się rozwiajają, rodzą się z defektami. Takie argumenty są używane jedynie dla zastraszania społeczeństwa wobec braku racjonalnych i zgodnych z prawdą argumentów. W Polsce w zasadzie nie prowadzi się statystyk dzieci czy ciąż "z in vitro".
Eksperci białostoccy od niepłodności (dr Domitrz i dr Szamatowicz) zapytani o wady u dzieci po in vitro, odpowiadają, że odsetek wad jest tylko minimalnie wyższy: "Dane epidemiologiczne wskazują w niektórych grupach pacjentów na wzrost ryzyka zachorowania dzieci na różne (zresztą bardzo rzadkie) zespoły (1:1000000), podobnie wydaje się, że szczególnie w grupie z tzw. ciężkim czynnikiem męskim wzrasta odsetek wad układu moczowego i wad serca - wzrost ten wynosi ok 1-2%"
Zdecydowana większość dzieci po in vitro, podobnie jak zdecydowana większość dzieci poczętych "naturalnie" rodzi się zdrowa.
Więcej na ten temat można przeczytać na podstronie "badania nad in vitro": http://www.proinvitro.pl/badania-nad-in-vitro
cytat ze sttr
http://www.proinvitro.pl/HomeWiadomość wyedytowana przez autora: 21 lipca 2014, 17:52
gosiunia, mycha28, Simba, MisiaMisia, Tosia 1981 lubią tę wiadomość
-
I jeszcze jedno ..
zazwyczaj przed in vitro w wielu przypadkach przeprowadza sie badania genetyczne .. ktore na starcie sporo z wad wyklucza badz wskazuje prawdopodobienstwo.. sami przeszlismy Kariotypy, oraz rozne mutacje teraz czekamy na wyniki..
znam mnóstwo par ktore maja dzieci dzieki in vitro .. w tym w moim otoczeniu chyba z 5 .. i zadne z dzieci nie jest chorowite ani chore .. nie maja wad genetycznych
niestety ale wady i chorby rownie czesto zdarzaja sie w naturalnych ciazach
ostatnio nawet ogladalam prgram o kobiecie poczetej dzieki in vitro około 30 lat temu we Wloszech ..jest uzdolniona ... ma swietnie rozwiniety zmysł humanistyczny odnosi sukcesy zawodowe.. przyjehala do Polski bo jest w czesci Polka.. i własnie przedstawia swoja osoba ze in vitro nie ejest złem..
niestety ale dla niektorych to jedyna droga aby miec dziecko.. i zapewne kazda z kobiet podchodzacych do in vitro boryka sie z głupimi myslami ..co jelsi czyms zaszkodze....wg nic ono nie pomoze.. bo dziecko moze byc chore rowniez naturalnie..i tego nie unikniemyWiadomość wyedytowana przez autora: 21 lipca 2014, 18:53
mycha28, Fedra, Simba, MisiaMisia, Tosia 1981, Ewa1984 lubią tę wiadomość
-
vanessa wrote:Chciałam jeszcze jedno powiedzieć i zmykam z tego wątku. Dzieki temu że byłam PRZECIW ivf (i nadal jestem) od zawsze, można powiedzieć że uratowało mi to tyłek bo gdybym podchodziła do ivf bo niby tylko to miało pomóc pewnie dzisiaj byłabym po co najmniej jednej nie udanej procedurze pewnie załamana że juz nam nic nie pomoże jeżeli myślałabym że in vitro to wszystko co mozna zrobić ale znalazłam lekarza (trochę to trwało zanim do niego trafiłam) który jest na tyle dociekliwy że zleca wszystkie badania ale mniejsza o to... wiem że pomógł kilku parom które były po nieudanych próbach in vitro i lekarze nie dawali im żadnych szans a on znalazł przyczynę i doczekali się dziecka (naturalnie poczętego) i gdyby tamte pary stwierdziły że zrobiły WSZYSTKO po wcześniejszym długim leczeniu i po ivf (bo wcześniej lekarze dawali im szanse tylko w in vitro) to pewnie dzisiaj nie byliby rodzicami tamte pary pewnie też by powiedziały że in vitro to nie wszystko
P.S. nie piszę tego żeby prowokować lub siać zamęt chciałam tylko powiedzieć że nie zawsze in vitro to WSZYSTKO co można zrobić i czasem lepiej nie stwierdzać że ktoś nie robi wszystkiego jeżeli nie podchodzi do ivf jeżeli nie zna się jego sytuacji.
Nie kieruje tych słów do nikogo z tego wątku żeby było jasne i NIE twierdzę że w Waszych przypadkach pomogłoby co innego bo nie wiem w jakiej jesteście sytuacji.
Ja tez kiedys trafilam do swietnego specjalisty, Dr Barczentewicza, guru od naprotechnologii - faktycznie zaimponowal mi swoim podejsciem do diagnostyki - wtedy nie wiedzialam, jak duza role moze odgrywac przy zachodzeniu w ciaze poziom glukozy czy prolaktyny. Zrobil badania mezowi, przepisal nam sterty suplementow. Dodam, ze nasze wyniki od poczatku byly dobre - zadnej ewidentnej przyczyny nie zdiagnozowano. Przez kilka miesiecy bralismy te suplementy, a w miedzyczasie musielismy sie przeprowadzic za granice, lecz postanowilismy dalej sie u niego leczyc. Zadzwonilismy wiec po polrocznej kuracji suplementami (tyle nam zalecil), zeby umowic sie na wizyte. Niestety bez skutku. Przez kilka tygodni, telefon byl albo zajety albo nikt nie odbieral. Probowalam tam rowniez dzwonic moja mama z Polski.
Ostatecznie nic z niczego nie wyszlo. Znalezlismy lekarza tutaj, ktory po dwoch latach diagnostyki (droznosc jajowodow, laparoskopia etc.) skierowal nas na ivf. Wyszlo za pierwszym podejsciem. Profesor, ktory nas prowadzil, powiedzial, ze problem u nas polegal w "transporcie". Chlopaki nie docierali do jajka, mimo ze droga byla wolna. I co? Moglam jeszcze lata cale wrozyc z fusow, lykac piguly i wierzyc w czary. Ja jestem wiec pacjentka, po nieudanej naprotechnologii.MisiaMisia, Beata.D, Tosia 1981, Reni lubią tę wiadomość
-
Jeszcze 3 lata temu, na poczatku staran atakowalam kazdego, kto by tylko pomyslal o invitro...szukalam wszystkich PRZECIW nie patrzac na Za...teraz po 3 latach mam inne zdanie...sama sie zastanawiam nad invitro...az mi wstyd teraz za to co pisalam kilka lat temu...
MisiaMisia, gosiunia, Beata.D, Tosia 1981, Nina86 lubią tę wiadomość
-
weronika86 wrote:Jeszcze 3 lata temu, na poczatku staran atakowalam kazdego, kto by tylko pomyslal o invitro...szukalam wszystkich PRZECIW nie patrzac na Za...teraz po 3 latach mam inne zdanie...sama sie zastanawiam nad invitro...az mi wstyd teraz za to co pisalam kilka lat temu...
Ja zawsze byłam za, nawet, gdy miałam naście lat, każdy powinnien mieć własną wolną wolę. Staram się być tolerancyjna, ale nie trawie jak ktoś jest przeciwny i próbuję wmówić innym,że to jest słuszne, a te pseudo naukowe artykuły w necie...niestety są czytane i ludzie w nie wierzą
Polska to dziwny kraj, robimy krok do przodu-cywilizacji i dwa kroki do tyłu, tak jest ze wszystkim. Smutne....że rzucają nam kłody pod nogi, powołują się na wyrzucaną kasę z NFZ na in vitro, a co z drugą stroną brak dzieci=brak podatników itp. Eh....szkoda słów...gosiunia, Tosia 1981, klamka lubią tę wiadomość
-
KotkaPsotka wrote:Mnie zastanwia jedno. Wiekszosc z was pisze, ze nie ma zamiaru przejmowac sie jakimis badaniami bo in vitro to wasza jedyna szansa na dziecko albo, ze nawet jesli ebdzie chore to bedziecie je kochac.
A czy ktoras z was pomyslala o dziecku? O tym czy ono chce byc chore? Przeraza mnei troche wasze rozumowanie.
Ja tutaj nie neguje in vitro tylko wasze podejscie.
Jestem chora na poważną chorobę genetyczną, na szczęście nie ma możliwości przekazania jej dalej, czy myślisz, że mam za złe moim rodzicom, że mnie poczęli? Pewnie mieliby wtedy możliwość zrobienia badań, czy mają szansę się tak skrzyżować, że wyjdzie im choroba, ale nikt kto podejmuje się starań nie robi przecież dokładnych badań genetycznych. Jak podejmujesz decyzję o poczęciu nowego życia nie myślisz, że może być chore, więc mówienie, czy dziecko chce być chore jest bez sensu.
mar przytoczyła gdzieś artykuł z proprawicowej strony, teraz można przytoczyć z prolewicowej i będzie równowaga. W gazecie piszą, tak jak wiatry wieją, więc jeżeli to nie jest artykuł medyczny, z normalnymi dowodami, a nie domysłami to nie ma nawet po co czytać, no chyba, że ktoś lubi.
Mówienie "dziecko z próbówki" jest chore, może na poczęte naturalnie dzieci powinno się mówić np. dziecko z jajowodu? To kobieta je nosi, kobieta rodzi, tylko do zapłodnienia dochodzi inaczej.
Ja jestem po drugiej inseminacji, jeżeli nie wyjdzie ta decydujemy się na trzecią, a potem in vitro. Co do tego, że adopcja to też wyjście dla mnie na przykład nie. Wszyscy mówią jak to wspaniale jak adoptują ludzie biedne dzieci, ale nikt nie wspomina ile zazwyczaj trudu i cierpienia rodziców jest w tym wszystkim. W naszym kraju nie ma dzieci oddawanych przez matki, bo to dla ich dobra, tylko są to dzieci z rodzin z zaburzeniami. Adopcja wcale nie jest taka łatwa i pozornie przyjemna.
Kiedyś jak leżałam w szpitalu, leżał też mały, chyba dwuletni chłopiec, ciężko, ale nie nieuleczalnie chory, poczęty naturalnie. Jego matka porzuciła go w momencie kiedy dowiedziała się jego chorobie. Serce się krajało kiedy on mówił mama do obcych kobiet, bo widział, że dzieci mówią do jakiejś pani mama, a ona je przytula i całuje. To był straszny widok.
Dodatkowo wszystkie tematy bardziej kontrowersyjne będą na tym forum bardzo emocjonalne, bo większość z nas jest na hormonach, dwa na forum udzielają się zazwyczaj osoby z dłuższym stażem starań i mają one większą wiedzę na temat różnych metod zachodzenia w ciążę, niż tylko z danych źródeł o określonych poglądach.
MisiaMisia, Simba, Beata.D, Nina86 lubią tę wiadomość
2012-2015 pierwsze starania, czynnik męski, 2IUI, ciąża biochemiczna
-
maj 2021 kwalifikacja do ICSI+FAMSI
10.06 długi protokół
19.07 punkcja, 30 jaj, 21 dojrzałych, zapłodnionych 6
24.07 I transfer (ET) blastka 4.1.1😔
24.08.21 II transfer (FET) blastka 4.1.1; biochemiczna😔
30.09.21 III transfer (FET) blastka 4.1.1 ciąża pozamaciczna😔
01.04.2022 IV transfer (FET na cyklu naturalnym) blastki 4.2.2. i 3.2.3; biochemiczna
Koniec naszych starań. -
Nam geetyk powiedzial ze jesli u meza wyjdzie dodatkowy chromosom Y 47 tzw to na 100% potomek w linni meskiej odziedziczy to po nim..czyli tak jak my nie bedzie mogl miec naturalnie dzieci.. jednakjesli urodzi sie dziewczynka nic sie nie stanie..
siedzielismy rpez tydzien i myslelismy oczywscie co jesli wyjdzie ten dodatkowy chromosom..czmamy prawo obcizac naszego syna i zeby przechodzil to co my teraz..
odp nasunela nam sie przypadkiem
po pierwsze mamy 50% szans ze bedzie dziewczynka..po drugie wiedzac od poczatku jaka to choroba i jakie sa efekty mozemy od poczatku uswiadamiac naszeog syna , p trzecie medycyna idzie do przodu moze wkrotce ktos cos wymysli
chcemy dac nasza milosc dziecku..dc szczesie i to co razem wypracowalismy pod wzgledem wytrwalosci i zrozumienia oraz tolerancji do roznego rodzaju mozliwosci , to ze umiemy ze soba wszytsko przechodzic ..
u nas sprawa jest prosta .. jesli umeza znajda plemniki to jedyna mozliwoscia jest ICSI na nasze wspolne potomstwo..
adopcja- jest to rozwiazanie ale wcale nie takie latwe- i wiem ze w tym momencie nie spelniamy wiekszosci wymogow ;/
cala procedura okolo 3 lat
dawca nasienia.. moze byc - ale tu tez wchodzi w gra inseminacja lub in vitro
jednak nikt mi nie powie ze naturalne poczecie przy braku plemnikow w nasieniu jest mozliwe.. nawet najlepszy naprotcechnolog
dwa tylko so ktore przechodza podobne historie moga zrozumiec jak sie czuje para ktora chcialaby miec wspolne dzieciatko.. chcialaby od poczatku czestniczyc w tym ja sie rozwija..
1 skojarzenie mojego meza po dagnozie ..ok skorzystamy z dawcy .. jednak jakzobaczylam jak placze i ile musi przejsc przez cal proces diagnostyki.. powiedzialam sobie jedno ..nie nie poddamy sie tak latwo i nie korzystamy w pierwszym rzucie z dawcy .. jesli ma przechodzic badania kuracje biopsje jader .. to chcemy miec ta szanse zeby nasz syn/ corka mialo np oczka po tatusiu ..
duzo by psac..
ale wiem jedno ja bylam zawsze zwolenniczka in vitro. bo gdzies w srodku wiedzialam ze jest to metoda.. ktora pomaga takim parom .. parom ktore kochaja dziec chca byc rodzicami.. swiadomi podejmuja decyzje.. ale cos nie do konca u nich gra..
mycha28, agniesia2569, Simba, Beata.D, Tosia 1981, Sysiaaaaa, Reni lubią tę wiadomość
-
ja zawsze marzyłam o adopcji i to jako małe dziecko, ale z wiekiem uświadomiłam sobie, że jednak nie do końca to dla mnie, brakowałoby mi podobieństwa fizycznego. Tak bardzo bym chciała patrzeć na nasz wspólny mały cud, do kogo jest podobne, w kogo uparte, itp Adoptowane pewnie też bym kochała najbardziej na świecie, ale bałabym się, że w przyszłości, gdyby pojawiły się jakieś problemy z nim, mogłaby się pojawić ta myśl, że jest np.chore, trudne, przez biologicznych rodziców i że na pewno to była jakaś patologia... Ale wiem też, że może nadejść dzień, kiedy nie będę miała innego wyjścia i będziemy musieli stanąć przed decyzją adopcja albo pogodzenie się z brakiem dzieci...
Ania_84, Tosia 1981, MisiaMisia, Sysiaaaaa, Nina86 lubią tę wiadomość
-
decyzja o adopcji/ dawcy naseinia nie jest latwa..i wbrew wszytskim ktorzy mowia ze wola adoptowac niz in vitro ..powiem tak.. para majaa wybor czy sprobowac powalczyc o własne dziecko czy poddac sie - w wiekszosci wybierze walke.bo mimo iz ta walka moze byc przegrana to podswiadomosc tego ze zrobilo sie wszytsko daje w jakis sposob spokoj .. i chyba wtedy latwiej jest podjac decyzje o dawcy lub adopcji.. my tak na to patrzymy.. dlatego jelsi bedzie nam dane znalesc plemniki to bede very happy i z radoscia podejde do in vitro
MisiaMisia, Sysiaaaaa, gosiunia lubią tę wiadomość
-
agniesia2569 wrote:ja zawsze marzyłam o adopcji i to jako małe dziecko, ale z wiekiem uświadomiłam sobie, że jednak nie do końca to dla mnie, brakowałoby mi podobieństwa fizycznego. Tak bardzo bym chciała patrzeć na nasz wspólny mały cud, do kogo jest podobne, w kogo uparte, itp Adoptowane pewnie też bym kochała najbardziej na świecie, ale bałabym się, że w przyszłości, gdyby pojawiły się jakieś problemy z nim, mogłaby się pojawić ta myśl, że jest np.chore, trudne, przez biologicznych rodziców i że na pewno to była jakaś patologia... Ale wiem też, że może nadejść dzień, kiedy nie będę miała innego wyjścia i będziemy musieli stanąć przed decyzją adopcja albo pogodzenie się z brakiem dzieci...
Jeżeli chodzi o taką decyzję musisz być na 100% pewne, dlatego polecam jeżeli masz wątpliwości porozmawiać z różnymi osobami między innymi psychologiem, czesto tacy działają przy różnego rodzaju ośrodkach adopcyjnych. Z tego co kiedyś mi koleżanka mówiła jest kilka takich spotkań i rozmów bez jakikolwiek zoobowiązań.
______________________________________
klikblog:)
Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 września 2014, 20:48
-
Po co ja wchodziłam na ten wątek. Aż ciary przechodzą.moja historia
"Gdy nie mamy w sobie gniewu, nie mamy też wrogów, gdy pożera nas nienawiść, widzimy wrogów wszędzie" -