Mysza witamina b12 Solgara niestety nie jest w formie metylo, ja biorę, ale dr kazała mi zmienić, jak się skończy właśnie na metylo

Bo to właśnie przeze mnie pisała maila do nich i dostała odpowiedź, bo internet podaje sprzeczne informacje co do formy witaminy b12 w preparatach solgara

A jeśli chcesz znać moje zdanie na temat tego, czy homocysteina spowodowała zatrzymanie serduszka, to powiem ci, że jestem zwolenniczką poglądu, że jeśli ciąża ma się utrzymać to się utrzyma w każdych warunkach, a jeśli maluch miał wady to po prostu nie było siły, żeby dał radę. W ogóle wydaje mi się, że to zatrzymanie serduszek wynika w dużej mierze z tego, że my na siłę taką ciążę utrzymujemy, biorąc hormony, dlatego nie dochodzi do poronienia a do zatrzymania rozwoju, no ale to jest moje zdanie i sama muszę przyznać, że boję się jak cholera takiej sytuacji, ale z drugiej strony wiem, że nie mam na to wpływu żadnego tak naprawdę. A w przypadku Twoich wątpliwości wystarczy się zastanowić, czy naprawdę każda dziewczyna, która w ciążę zachodzi i rodzi zdrowe dzieci, ma tę homocysteinę na odpowiednim poziomie? Nie wierzę... Mam nadzieję, że teraz ci się w końcu uda i za chwilę będziesz się cieszyła rosnącym brzuszkiem!
A chyba nadszedł czas, żeby nieśmiało się ujawnić...
Tak więc jestem w ciąży od jakiegoś czasu, a dokładniej od 30 kwietnia, kiedy to miałam transfer, niemniej jak to powiedziała dr moja ciąża jest ciążą zdradliwą, ale po kolei

Zastanawiałam się czy i na ile się tu ujawniać, bo jeśli opiszę Wam moją historię to będę łatwa do zidentyfikowania, szczególnie przez lekarzy pracujących w klinice, ale ostatecznie nie mam nic do ukrycia więc zdecydowałam się wam opowiedzieć.
Po 3 transferze, w którym betę miałam zerową, podeszłam z marszu do 4 transferu choć wszystko na początku cyklu wskazywało na to, że transfer się nie odbędzie, bo za Chiny moje endo nie chciało tym razem zareagować na Puregon, ale dr jak to dr przeciągała, przeciągała i w końcu endo osiągnęło jakąś tam grubość - oczywiście jak to zawsze w moim przypadku było ono nierówne, miało jedno miejsce, które miało 9 mm, ale też miejsca w którym było żenująco cienkie (i oczywiście tych miejsc było dużo więcej, bo ten 9 mm to był punkcik). Niemniej dr sobie wszystko pomierzyła, sprawdziła gdzie ma mi podać zarodek i tak 30 kwietnia przeprowadziła mi transfer w 26 dc. O dziwo wzięłam jeden zarodek 3AA, chociaż zawsze brałam dwa i ciężko mi powiedzieć, dlaczego tym razem świadomie zdecydowaliśmy się na jeden, szczególnie, że zostały nam 3 zarodki, ale jeden słabszy i 2 blastki kompaktujące więc dr już kombinowała jak przy następnym transferze mi podać, bo niby można podawać osobno te blastki kompaktujące, ale dr nie chciała.
I tak w 6 dpt zrobiłam sobie betę, która wyniosła 42, a w 8dpt już 117, później przyrastała jako-tako, powyżej tych wymaganych 66% ale raczej w dolnych granicach normy więc ze strachem czekałam na wizytę, która się miała odbyć bodjaże 28 czy 29 maja, ale w dzień mamy dostałam telefon od p. Izy, że jeśli chcę to mogę dziś przyjechać, bo dr chciałaby mnie zobaczyć już dziś, a że to był piątek to wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy no i zobaczyliśmy nasze malutkie dwa serduszka...
Teraz mamy zagadkę, czy będą to bliźniaki jedno czy dwujajowe, bo jako, że dr w okolicach owulacji kazała nam działać to nie wiadomo czy zarodek z ivf się podzielił, czy dorobiliśmy sobie drugi. Niemniej dzieciaczki mają osobne worki owodniowe i dr Szymański twierdzi, że osobne kosmówki, co byłoby najlepszą z możliwych opcji aczkolwiek stwierdził to tylko na podstawie zdjęcia usg, nie badał mnie, prenatalne dopiero w lipcu

Jeśli bliźniaki okażą się być chłopcem i dziewczynką to wiadomo, że są dwujajowe, ale jeśli będą jednej płci, to dopiero po porodzie się wyjaśni, czy są identyczne, czy jednak sobie "dorobiliśmy" drugiego maluszka.
Póki co mam problem z radością, gdyż nie mam i nie miałam żadnych objawów ciążowych, ale wczoraj byłam na usg, które miało odpowiedzieć nam na pytanie, czy będziemy rodzicami bliźniaków, czy jednak jeden się wchłonął i został tylko jeden i na razie maluszki rosną książkowo - jeden wskazuje 9 tc, drugi jest troszeczkę mniejszy (8+5). Mam niestety świadomość, że wszystko może się zdarzyć, ale dr jest dobrej myśli a przekonałam się już kilka razy, że ma mega intuicję więc mam nadzieję, że i tym razem jej nie zawiedzie i pod koniec grudnia maluszki wylądują w moich ramionach

Termin mam na 12 stycznia, ale wiadomo, że raczej bardziej prawdopodobne jest, że święta spędzę na porodówce, albo już w domu z moimi dziećmi
Mam nadzieję, że zarówno moja historia, jak i Wasze historie będą miały pozytywne zakończenia i każda z nas przywita jeszcze w tym roku, czy na początku przyszłego swoje maluszki na świecie