Ciężarne '86
-
WIADOMOŚĆ
-
Ewwiel mnie tez brzuch bolal tak okresowo, gdzies do 10 tygodnia. Wiec to chyba normalne.
Gosia a do lekarza to tez sie zastanawialam, czy ubrac cos wyjsciowego za pierwszym razem W koncu postawilam na wygode i do teraz tak kontynuujemy czyli body plus latwo-ubieralny pajac.
A do wozka to ja narazie mam taki gruby welniany kocyk i nim tez przykrywam dziecko. Ale jak tylko sie zrobi cieplo to go wyjme i zostawie sama ta gabeczke ktora jest w wozku, podloze tylko pieluszke tetrowa pod glowke.ewwiel lubi tę wiadomość
-
Oj mnie tez bolal brzuch tak mocno okresowo tak do 12 tyg.
Gosiu ja na materacyk w wozku zalozylam kocyk zlozony na pol i w to taka podkladke nieprzemakalna.Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 marca 2015, 20:48
gosia86, ewwiel lubią tę wiadomość
-
Witajcie dziewczyny, w końcu się ogarnęłam i znalazłam chwilę by tak jak obiecałam opisać poród...
Zatem jak pisałam ostatnio po podaniu 3.03. kroplówki o 9.00 -15.30 i delikatnych skurczach trwających do 18.30 wszystko ustało, w nocy ok. 00:20 4.03 obudziły mnie skurcze które bolały z brzucha tak średnio co 10 minut, ale skończyły się rano. Potem jeszcze jakieś pobolewania w ciągu dnia i spokój. Mąż mnie odwiedził w szpitalu i ok. 19:00 pojechał do domu, powiedziałam mu tylko aby nie szykował się do spania bo wróci...
I tak o 20:00 zaczęły się regularne, bolesne od krzyża skurcze, które pojawiały się co 10 minut, 21.30 miałam ktg i niby nic wielkiego nie wykazało, jednak o 23:00 - 00:00 skurcze pojawiały się już co 6-8 minut i ból był nie do zniesienia. Poszłam do położnej i powiedziałam, że nie daję rady, poprosiła inną położną, która miała dyżur na porodówce o zbadanie mnie. Rozwarcie było na dwa "luźne" palce, ale zdecydowała, że zabiera mnie na porodówkę.. Zadzwoniłam po męża, który po 20 minutach zjawił się w szpitalu Na porodówce ok.1.00 przy badaniu odeszły mi wody, a raczej wydaje mi się, że położna przebiła pęcherz płodowy i rozwarcie powiększyło się do 8cm. Niestety skurcze były zbyt rzadkie, a Mała była jeszcze 2cm za wysoko.
Zaczęły się różne przygotowania, ułożenie boczne, klęczące aby "sprowadzić" Córeczkę niżej do porodu. Gdy dziecko było już nisko, zaczęły się parcia. Niestety wykończona bólami i skurczami ledwo miałam siły na cokolwiek...
Okazało się, że moje skurcze były zbyt krótkie i zbyt długie przerwy były między nimi aby urodzić. Podano mi kolejną kroplówkę z oksytocyną, pojawił się też lekarz i druga położna, Mała wychodziła, ale niestety wciąż się cofała. Przy końcowym parciu coś strzeliło... jak się później okazało moja kość ogonowa pękła
W końcu przy ogromnym wsparciu męża i pomocy również lekarza i położnych udało się o 4:20 urodzić Marysię Od razu zapomniałam o całym bólu gdy tylko zobaczyłam Córeczkę jednak lekko nie było...
Córka postanowiła pojawić się na Świecie dokładnie w terminie jaki miała wyznaczony, czyli 5 marca 2015 roku.Wiadomość wyedytowana przez autora: 16 marca 2015, 22:41
ewwiel, Eklerka, Ewik, gosia86, Ida lubią tę wiadomość
-
Mon oczywiscie jeszcze raz gratulcje. U mnie cos po mlu zaczyn ruszac tak mi sie wydaje bo bol okresowy duzo gorszy. Czop nadal rano odchodzil tyle ze juz podbarwiony krwia i skurcze ida z krzyza faktycznie nie da sie tego przeoczyc bo jaak lupnie to tak boli.
-
Mon, wspolczuje ciezkiego porodu, najwazniejsze ze to juz za Toba. I ze coreczka jest z Toba Jak sobie radzicie w domu? Wszystko w porzadku?
Ewik najwyrazniej faktycznie sie juz u Ciebie cos zaczyna, trzymam kciuki za szybki i latwy porod i przedewszystkim za zdrowego syneczka na swiecie I LadyMK i Mon mialy ciezkie porody wiec Ty teraz musisz przelamac passe i zalatwic wszystko raz dwa i bez problemow. -
Cześć dziewczyny! Na początku przede wszystkim chciałam Was serdecznie przeprosić, że tak długo się nie odzywałam. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc wierzę, że mi wybaczycie...
Jak wiecie, byłam w szpitalu ze względu na swoje skaczące ciśnienie. Przez tydzień byłam na patologii, gdzie raz było dobrze i już miałam wychodzić, a raz niepewnie i robiono mi masę badań, brałam leki, usg co 2 dni oraz test oksytocynowy, który wyszedł dobrze, co potwierdziło, że przy skokach ciśnienia łożysko mam ok. Jednak musiałam się liczyć z cesarką w każdej chwili, gdyby ciśnienie znów podskoczyło. Tak więc ciągle żyłam w stresie i niepewności, dodatkowo w szpitalu został wprowadzony zakaz odwiedzin ze względu na panującą grypę i byłam ze wszystkim sama. Było mi ciężko.
We wtorek 3.03 niby wszystko było ok, bo i zapis ktg ok, ciśnienie choć skakało, to mieściło się w normie. Ale tylko do popołudnia. Później wartości rosły, na wieczornym obchodzie jednak lekarka powiedziała, że nie jest tak źle. Dwie godziny później, na ostatnim pomiarze ciśnienie skoczyło mi znacznie, co oznaczało przymusowe przeniesienie się na blok porodowy, na obserwację. Ale ja wiedziałam, co to oznacza - że mogę już nie wrócić i że będą mnie kroić. Ze łzami w oczach zostałam przewieziona na salę porodową, gdzie mierzono mi ciśnienie co 2 minuty. Wciąż rosło, położne już nawet nie mówiły mi o wartościach. Po 20 minutach weszła lekarka z papierem w ręce -zgodę na cesarkę. Powiedziała, że trzeba ciąć, bo to zbyt wielkie ryzyko, zarówno dla mnie, jak i dla dziecka. Byłam zrozpaczona, ale podpisałam, poinformowałam jedynie męża (na szczęście przyjechał i został wpuszczony na blok). A ja pojechałam prosto na salę operacyjną.
Sama cesarka to bardzo dziwne doświadczenie, nie spodziewałam się wcześniej, że to tyle szarpania i uciskania. Ale dobrze ją wspominam, oprócz tego, że byłam w autentycznym szoku, bo wszystko działo się tak nagle i nie byłam na to przygotowana. Franka wyciągnięto o 23.01 i od razu zaczął mocno krzyczeć Najpierw zmierzono go, zbadano i umyto. Na szczęście był w pełni zdrowy i jako wcześniak nie zakwalifikowano go na oddział patologii noworodka, a na normalny oddział dziecięcy. Pokazano mi jedynie jego główkę i stópki. Musiał pójść do inkubatora mimo wszystko.
Mąż zdążył, pozwolono mi się z nim widzieć na korytarzu. Sam widział Franka dłużej niż ja. Powtarzał, że jest cudny i że jestem dzielna.
Dziecka nie miałam przez kolejną dobę, musiał być na obserwacji, jako wcześniak. Na szczęście wszystko było z nim w porządku i już po dobie do mnie trafił, a ze szpitala wyszliśmy w 4 dobie. Franek ma prawidłowe odruchy, dobrze przybiera na wadze i dobrze się rozwija. Jest po prostu trochę mniejszy
Pierwszy tydzień byliśmy u moich rodziców, ze względu na kończący się remont w naszym mieszkaniu. Od niedzieli jesteśmy jednak u siebie już w trójkę. Franek jest dosyć spokojnym dzieckiem, jak płacze to nie bez powodu. Uczymy się kiedy czegoś od nas chce i powoli już wiemy Dużo śpi i ładnie je.
W szpitalu nie pozwolono mi karmić piersią, ze względu na to, by Franek dobrze przybierał na wadze podawano mu mm dla wcześniaków. Rozumiałam to, bo wcześniak nie może sobie pozwolić na dużą utratę wagi, a przy piersi mógłby się dużo napracować a mało zjeść w pierwszych dniach. Dlatego karmić zaczęłam dopiero od 4 doby, było trudno, bo początkowo nie chciał ciągnąć, denerwował się. Ale dosyć szybko załapał i teraz karmię piersią. Jednak czasem mam wrażenie, że się nie najada, a że od lekarza i położnej dostałam informację, by to mm dawać mu do planowego skończonego 40 tygodnia ciąży, to też dajemy mu butelkę na noc. Dobrze wtedy śpi i on i my A cały dzień jest na mojej piersi.
Oczywiście pojawiły się pierwsze problemy, ale już na szczęście wiemy, że problemami nie są. Otóż Franek przez cały dzień nie zrobił kupki, a my myśleliśmy że to zaparcie. Okazało się, że dzieci karmione piersią wchłaniają cały pokarm i nie muszą się wypróżniać nawet kilka dni. Odetchnęliśmy z ulgą. Piersi już też mnie nie bolą, bo w pierwszych dniach było nieciekawie - pogryzione i pokrwawione sutki. Dzięki temu że w nocy dostaje butelkę, to odpoczywają. Czasem jeszcze Franek się trochę podenerwuję przy cycu, ale generalnie dobrze ssie i potrafi naprawdę długo.
Dla mnie jednak karmienie piersią nie okazało się takim cudem, o jakim czytałam. To męcząca praca - podawanie czasem co godzinę, przestrzeganie diety, ból, zmęczenie. Ale nie poddaję się i chcę nadal karmić.
Dostaliśmy zielone światło na spacery Dziś i jutro werandujemy, a potem już możemy wychodzić
Tak to u nas wygląda Pozdrawiamy wszystkie ciotki - te z maluszkami, jak i te oczekująceewwiel, szpilka, Eklerka lubią tę wiadomość
-
ewwiel wrote:Gratulacje Ida. Niech wam synuś rośnie i daje radość każdego dnia a jak Ty się czujesz po cesarce? Doszlas juz do siebie?
szpilka, ewwiel lubią tę wiadomość
-
Ida gratulacje
a karmienie jest upierdliwe, mam zastoje co kilka dni, nie jem tego co lubie a młody i tak pierdzi w nocy z krzykiem mmo kropelek, robi to rzadko wiec nie jest to az tak straszne, ale przykro, ze go boli, oczywiscie te pierdy moga byc od polykanego powietrza, ale jednak
no i budzi sie czasem w nocy co godzine i wtedy marze o tym momencie gdy bedzie mozna mu kaszke na noc zrobic, bo nie chce dawac mu mm poki co, bo obawiam sie ze jak zaczne dawac to zrobie sie wygodna (choc to pewnie jak z tym ze wszedzie dobrze gdzie nas nie ma i mamy karmiace mm pewnie sadza ze kp jest wygodne bo odpada mycie butelek i mam wrazenie ze maja racje)
mimo wszystko ja tez twardo karmie ze wzgledu na przeciwcialaIda, ewwiel lubią tę wiadomość
-
Ida wrote:Tak,bardzo szybko doszłam do siebie. W zasadzie już na drugi dzień normalnie funkcjonowałam. W moim przypadku cesarka była łagodna i w sumie chwalę sobie. Nic mnie nie bolało ani nie boli.
Kilka innych znajomych czarne wizje mi przedstawialo