Hej

. My dopiero od 4.10 w domu, aklimatyzjemy się powoli. Niestety nie dam rady was nadrobić, samego posta pisałam na kilka razy. Mała w ciągu dnia prawie nie śpi, ciągle płacze, albo wisi na cycku, ale i tak jest kochana i słodziutka

. Uczymy się ciągle siebie .Wypis nam opóźniła kolejna afera, tym razem pochrzanili coś z wynikiem na toxoplazmoze małej, ja jej wcale nie przechodziłam, u niej wyszedł jakiś dodatni wynik i mi wmawiali że ma wrodzoną toxoplazmoze nabytą w ciąży.. z 3 dzieci taka akcje odwalili straszne awantury o to były i rozmowy z ordynatorem.. szkoda gadać. Jeszcze pediatra sobie wymyśliła, że nasze dziecko ma główkę na 5 centylu (a gdzie nie sprawdzić to na 40 którymś) i milion razy robiła małej usg główki... co do mnie to na wypisie ze szpitala dopiero dostałam wyniki moich badań i mam tam odnotowane stężenie białka w moczu 1000, gdzie przy ponad 60 jest stan przedrzucawkowy a przy 2000 jest silny stan przedrzucawkowy zagrażający życiu...plus mega obrzęki i nadciśnienie, cesarka powinna odbyć się wcześniej. Na wypisie moim mam poród w 37 tygodniu ciąży, a na wypisie małej jest poród w 40 tygodniu ciąży.. a CC było w 39 tyg.
Co do porodu to 28.09 na obchodzie Kwaśniewska kazała przyjść na badanie na fotelu, podczas badania stwierdziła, że "szyjka gotowa do porodu , rozwarcie na 2 palce, kwalifikujemy pacjentkę do cięcia ze względu na astmę " (dzień wcześniej katowałam ich że leki mi się skończyły i się duszę, a w ten sam dzień mnie przyduszało przy lekkich skurczach). I tak na szybko wszystko, za godzinę byłam na sali przygotowywana do cięcia, cewnik mi zakładali bez znieczulenia (lidokainą miejscowo chyba posmarowali, studentka położnictwa mi zakładała) w tym samym czasie miałam wywiad z anestezjologiem ,zrobiła mi wkłucie, nakryli kurtyna i zaczęli ciąć, w tym momencie zaczęłam im odpływać podali mi na szybko epinefryne, pomogło za to zaczęło mnie masakrycznie dusić, podali jakieś kolejne leki i usłyszałam pierwszy krzyk małej i już nic się nie liczyło od tego momentu , słuchałam tylko jak ją badają

. Przystawili mi ja do twarzy na minutę i zawieźli tacie. I od tego momentu znowu było gorzej, zaczęli mnie czyścić i zszywać, dostałam jakiegoś krwotoku -słyszałam jak pielęgniarka mówi "o Boże " i poczułam jak krew się leje po mojej ręce która była przy ciele. Szyli mnie 40 minut mi się już lepiej oddychało. No i przyszedł moment przełożenia na szpitalne łóżko i jak mnie przechylili na bok tak dostałam ataku astmy, podali tlen i zaraz wywieźli na korytarz, na 5 min mała przystawili do piersi, a potem mnie zabrali na patologie ciąży bo na położnictwie miejsce było tylko na korytarzu a mnie trzeba było podłączyć do tlenu. Na patologii po jakiś 3 H puściło znieczulenie i męczyłam sie do nocy ze skurczami macicy po oxytocynie i epinefrynie. Po 12 H pionizacja i znowu atak astmy, wstałam na drugi dzień dopiero, łatwo nie było bo i dusiło i bolało jak cholera, ale mała była na górze na noworodkach więc trzeba było się zmobilizować, po 2 dniach dopiero mnie wzięli na położnictwo i już byłam cały czas z małą. A w dzień wypisu przyszedł do mnie Swatowski i miał taki tupet że gadał jak to "popchnął" moją sprawę i gadał z szefową... a wiem że to inny lekarz o mnie walczył... przez 3 tygodnie przygód na Staszica miałam całe mnóstwo, a i u innych widziałam wiele także miłe położne, ale pobytu i porodu tam stanowczo nie polecam... i odradzam dr Swatowskiego..
VIOWIECZKA HEWCIA gratulacje

Witam też nowe oczekujące