MARCOWE MAMUSIE 2014
-
WIADOMOŚĆ
-
Endokobietko ja swietnie to rozumiem oprócz Antosia wspieramy również Lilkę z Bonifratrów , która urodziła się z niedotlenieniem i od prawie 10 miesięcy leży pod respiratorem - zero oznak życia. Wszystko zwiny lekarzy, bo za póxno przeprowadzili cesarkę... za sprawą jej rodziców, którzy założyli fundację na rzecz dzieci, które straciły życie lub ucierbiały na skutek błędów lekarzy opieki okołoporodowej poznaliśmy mnóstwo takich historii. Mrożących krew w żyłach na prawdę. Przerażajacych zaniedbań, które doprowadziły do okropnych przeżyć. Głośna była również sprawa Państwa Bonków i śmierci jednej z ich bliźniaczek również z winy lekarki doszło do niedotlenienia.
Prawdą jest, ze mamy mega szczęście. Ja nie miałam planowanego cc, po tym jak nagle i niespodziewanie odeszły mi przedwcześnie wody spędziłam jakieś 16 godzin na porodówce i w momencie kiedy mój syn zaczął tracić siły i spadło mu drastycznie tetno nikt nie kazał mi przeć czy czekać na pierwsze skurcze parte mimo 9 cm rozwarcia tylko w kilka minut przerzucili mnie na drugie łóżko i biegiem zawieźli na blok. Mięliśmy ogromne szczęście, bo ktoś sie tym porodem interesował, bo moniforowano czynność płodu. W ogóle nie dopuszczałam i nie dopuszczam do myśli co by było gdyby. Jesteśmy szczęściarami dziewczyny. Potwierdzam słowa Endokobietki.Endokobietka lubi tę wiadomość
-
Dawno nie podczytywałam pamiętników, ale chyba zaprzestałam po historii pewnej dziewczyny, która chyba 22 tc straciła bliźniaczki. Najpierw okazało sie nagle, ze jedna z dziewczynek 'kradnie' drugiej wody i chyba tą słabszą musiała urodzić, bo tylko 1 miała szansę na przeżycie, a na drugi dzień po stracie wdało się zakażenie i zmarła również druga z dziewczynek. Byłam chyba na początku ciąży i ta historia mnie tak przeraziła, że przestałam czytać, bo mnie to paraliżowało. Po porodzie juz zaczęłam sie mierzyć z rzeczywistością i tak jak pisałam, zaczęliśmy się z mężem i Rysiem angażować w pomoc dzieciaczkom. Wkleje wam również całkiem niedawno przeczytaną straszną historię związaną właśnie z wcześniejszym porodem, niestety matka 5-tki dzieci nie trafiła na lekarzy podczas swojej ciąży/ porodu. Trafiła na zbrodniarzy.
To jest jeden z listów jaki otrzymali rodzice Lilki, o których wspominałam.
Witam . przedewszystkijm chciałam Państwu jako rodzicom liluni pogratulować wytrwałości siły do walki wielkiego zaangażowania i ogromnej miłości dla waszej kruszynki. Dość dlugo zbierałam się na odwagę by napisać ten post ale doszłam do wniosku że warto choćby po to by udowodnić swoją historią Państwa rację co do opini na temat Szpitala Bonifratrów. Oczywiście przyznam iż piszę z konta fikcyjnego ponieważ wielu moich znajomych lubi profil Liluni a nie jest to dla mnie jako dla matki coś czym chciałabym się chwalić w swoim środowisku dlatego pozwolicie Państwo że pozostanę anonimowa. Nie tak dawno bo w maju br rodziłam w tymże szpitalu . Jestem mamą 5 dzieci to była moja szósta ciążą. Niestety okazało się że w 23 tygodniu ciąży zaczęły odchodzić wody płodowe jak się później okazało po konsultacji w innym szpitalu w okolicach mostka w pęcherzu płodowym zrobiła się z niewiadomych przyczyn dziurka która powodowała ich sączenie . gdy trafiłam do szpitala bonifratrów nie powiedziano mi nic konkretnego co się dzieje dlaczego tak jest lekarze byli pewni że to będzie poronienie dlatego też kazali mnie dać na przed porodową co oczywiście pielęgniarka uczyniła jednak przez pomyłkę dała mnie nie na oddział septyczny a tzw czysty . Lekarz którego nazwiskiem nie będę operować nie miał pojęcia że siędzę tuż obok na malutkiej sofie i słyszę każde jego złowo . Wykonał telefon przedstawił sytuację innemu lekarzowi po czym stwierdził cytuje- wiesz ona jakby jest na to przygotowana psychicznie że to nie będzie żyło no ale szkoda ją tak zostawić żeby to urodziła do łóżka ---. Możecie sobie pąństwo wyobrażić co w tym momencie poczułam . Oczywiści natychmiast wypisałam się na własne żądanie nie szczędząć słów panu doktorowi . Na drugi dzień rano zostałam przyjęta do innego szpitala gdzie robiono wszystko aby ciążę utrzymać jak najdłużej . Stan uległ ogromnej poprawie wypisano mnie do domu z zaleceniami odpoczynku abym wytrzymała jeszcze tydzień żeby córeczka ważyła 800g. I dokładnie po tygodniu zaczęła się akcja porodowa NIESTETY przewieziono mnie do szpitala Bonifratrów ponieważ nie było czasu jeździć na życzenie. Już w progu porodówki przywitał mnie pan doktor który wcześniej tak pięknie wyrażał się o mojej ciąż wtedy jego słowa brzmiało a to jest ta co była taka nie zadowolona z naszej obsługi .Pojawił się asystent z aparatem aby sprawdzić tętno dzidziusia . Szukał szukał aż wreszcie ufff jest bije kamień spadł mi z serca ale moje szczęście długo nie trwało . Niestety dziecko rodziło się nóżkami a dokładniej jedną nóżką zgiętą w kolanku . Według lekarzy tego szpitala był to 24tydz ciąży więc nie było sensu przykładać się do porodu ponieważ jak stwierdzili dziecko i tak nie ma szans przeżycia . Jeszcze parę minut przed tragedią czułam jak jej nóżki wierzgają u wyjśćia czyli ŻYŁA .Lekarka asystująca gdy zobaczyła stopę powiedziała do doktora to nie jest dwudziesty czwarty tydzień zobaczcie jakie to dziecko ma dużą stopę . Po piętnastu minutach akcji porodowej okazało się że moja córcia nie żyje wychodząc tyłem owinęła się dwa razy pępowiną i poprostu się udusiła . oczywiście już po wszystkim próbowano mi wmówić że nie żyła już przed porodem a bicie serca które słyszałam było echem mego serca które się odbijało . podsumówując nie cały tydzień przed feralnym porodem według opini i wyników badań innego szpitala córka ważyła prawie 800gram a był to 27 tydzień według badań USG . Według szpitala Bonifratrów po odbiorze aktu zgonu ( potrzebnego do załatwienia formalności pogrzebowych ) córka ważyła 490gram i był to 19 tydz ciąży czyli zaliczyli to do płodu nie do dziecka i oczywiście musieli wypisać tak a żeby im było wygodnie i nie ponieśli tego konsekwencji. I niestety w moim przypadku im się udało ponieważ mnie nie stą na wytoczenie procesu cywilnego nie stać mnie na adwokata mam pięciorga dzieci za które teraz jestem bogu wdzięczna . I mam wielką nadzieję wierzę i modlę się za to że Państwo udowodnicie swoją rację a ci desperaci którzy śmiom się nazywać lekarzami poniosą jak największą karę jeśli nie w naszym chorym Państwie to tam na górze osądzi ich Nasz Pan sprawiedliwie.Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 września 2014, 08:36
-
Boze! Co za historia. Co za traktowanie pacjenta.
Ja przy mojej cesarce marudzilam lekarzowi non stop, bo bylam znieczulona mniej wiecej od mostka w dol (dopiero za 11 wbiciem sie udalo PDA i dlatego tak wysoko, po 4 probach dali mi zastrzyk znieczulajacy i przyszedl inny lekarz na konsultacje, zle znosze narkoze i dlatego koniecznie chcieli znieczulenie) i wiecznie marudzilam ze nie umie oddychac, lekarz podchodzil do mnie, kladl reke na moich piersiach i mowil "widzi pani moja reka sie rusza, pani oddycha normalneie" po czym wracal za parawan i dalej asystowal w cesarce. Byl mega spokojny, a ja mu tak z 5 razy zrobilam, inny by mnie chyba zbesztal. Jak mi polozyli Jasia na piersiach to tez wytrzymalam Minute i poprosilam zeby go zabrali bo nie moge oddychac, pielegniarki wziely go daly mezowi i dalej trzymaly mnie za rece i glaskaly po twarzy zebym sie uspokoila. Boze mialam porod jak krolowa.Kocur lubi tę wiadomość
-
Na codzień po prostu nie docenia się tego, ze trzeba być wdzięcznym za zwykłę rzeczy. Chyba to całkiem naturalne, że nawet najgorszy pesymista nazwie się ultra szczęściarzem przy zestawieniu z takimi doznaniami. Oby było ich najmniej.
Wiśnia zaraz sprawdzę czy w Szczecinie również organizują, chętnie bym się wybrała jeżeli znajdę czas
Chyba pogoda Rysia dobija, bo maruda był straszny, a zasnąć nie mógł. W końcu padł przy cycu a i tak stękał jak ssał, wiec albo gardełko, albo dziąsełka chyba na rzeczy Teraz śpi już ponad godzinę, przytulony do miśka i słyszałam, że pokasłuje. Będę go bacznie obserowować teraz żeby nie jak boże coś sie poważniejszego z tego kaszlu nie zadziało ;/ Dałam mu też rano paracetamol pierwszy raz od dawna, bo ewidentnie ból mu dokucza. Może dlatego teraz długo spi? Choć dałam mu mniejszą dawkę bo 5 ml zamiast 6,5. Aura dzisiejsza iście depresyjna. Ciemno i mokro- czekamy na słońce, bo inaczej będzie cieńko ze spacerkiem -
też rodziłam w szpitalu Bonifratrów w Katowicach, powiem Wam, że widziałam dwie sytuację, gdzie normalnie włosy mi stanęły dęba. napaliłam się na ten szpital ze względu na dobre opinie, które posiadał, ale w grudniu ta historia z Lilką, wieczne oblężenie na tamtejszej porodówce, skłoniły mnie do opłaty położnej, która akurat prowadziła SR, na którą uczęszczałam. normalnie zapłaciłam ze strachu o dziecko, o jego zdrowie, gdyż nie miałam w tym szpitalu lekarza prowadzącego. jeszcze ta historia z Lilką, strasznie się bałam, że odeślą mnie z kwitkiem, bo akurat wszystko będzie zajęte. nie jestem dodatkowo z Katowic, tylko z Dąbrowy Górniczej...
ale wyobraźcie sobie, że kiedy byłam tam w szpitalu (trafiłam w czwartek ze skierowaniem od mojego gin, bo miałam podejrzenie gestozy), była też na oddziale dziewczyna, która była już dwa tygodnie po terminie porodu i nadal nic się u niej nie zaczynało, mnie mieli wypisać w piątek, bo przecież wszystko było wg nich dobrze, a ja całą noc w szpitalu męczyłam się ze skurczami, które nie wychodziły na ktg, wody mi leciały zabarwione krwią, ale nie było rozwarcia, tzn. było na opuszek, ale chcieli mnie wypisać, gdyby nie moja położna, nie wiem jakby się to skończyło, bo ona wzięła mnie na test z oksytocyny i wtedy nagle Michałowi zaczęło spadać tętno i szybko wszystkich zebrała i na cc pojechaliśmy. w każdym bądź razie, my wychodziliśmy w poniedziałek do domu, a ta dziewczyna dalej chodziła z brzuchem i wtedy łaskawie dali jej dawkę oksytocyny, ale to już było 2 tygodnie i 5 dni po terminie, a kiedy tak naprawdę urodziła to nie wiem, wg mnie to i tak długo czekała druga dziewczyna trafiła w piątek w nocy do szpitala ze skurczami, akurat leżałam na sali pooperacyjnej, była godz. 2 w nocy, kiedy zaczęła normalnie krzyczeć, a była w pokoju obok. krzyczała, że dłużej nie wytrzyma, że ją boli, żeby jej pomogli, żeby ratowali dziecko, na co położne powiedziały, żeby zamknęła się, bo dzieci pobudzi, normalnie szok. a ta dziewczyna dalej krzyczała z bólu, potem jej mąż przyleciał się prosić, żeby jej pomogli, bo cierpi, a nie mogli się skontaktować z jakimś tam lekarzem, w końcu padłam po przeciwbólowych, ale jak to się skończyło to nie mam pojęcia. paranoja, że w kraju, w którym mieszkasz, płacisz podatki, pracujesz, itd. musisz dodatkowo płacić za coś, co Ci się normalnie należy, za traktowanie jak człowieka, a nie jak śmiecia.Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 września 2014, 14:38
-
Kaaasiaczek masakra, wspolczuje takich doswiadczen, cale szczescie ze Michalkowi nic sie nie stalo, albo inaczej ze mu nic konowaly nie zrobili zlego. Szkoda ze w tych czasach tak traktuje sie rodzace. Kurcze ja mimo tych wszystkich komplikacji mam naprawde cudne wspomnienia z pobytu w szpitalu, a przeciez bylo to nieplanowane, przedwczesne, po urodzeniu mysleli ze Jas ma sparalizowana lewa strone, wiec latwo nie bylo.
Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 września 2014, 14:43
kaaasiaczek_ lubi tę wiadomość
-
A u nas bój z popołudniową drzemką .... rezultat? Godzina bujania, butelkowania, noszenia, śpiewania, szeptania, głaskania i w stękach i płaczu padł dydajac kciuk, a jak mu wyciagnęłam zaczął ssać dolną wargę ?!?! Jejjjj gdyby nie te cyrki z drzemkami byłabym chyba matką bezproblemowego dziecka,a tak kosztuje mnie to moje własne sumienie,bo serce mi pęka, kiedy on płacze.
Kaasiaczek również współczuję takich doświadczeń. To co opisalaś o tej kobiecie, co krzyczała z bólu na poporodowej jest absolutnie NIE DO POMYŚLENIA. Ja po porodzie jak zaczęło puszczać znieczulenie też zaczęłam krzyczeć z bólu (ból obkurczajacej macicy był chyba gorszy niż skurcze porodowe) i położna do mnie od razu przyszła. Napierw leki przeciwbólowe, zmiana kroplówki, jak nie puściło po jakiś 20 minutach poszła powiadomić zespół, ze potrzebuję morfiny i ją dostałam i dopiero mi przeszło. Okazało się później, ze miałam inny skład znieczulenia podpajęczynówkowego i prawdopodobnie zbyt wcześnie mnie póściło. W każdym razie nikt nie pozwolił mi się męczyć ;/ -
dodam, że ta druga dziewczyna, krzycząca na sali, była w ciąży, ale nie mieli już miejsc na oddziale i musieli dać ją do pokoju ze świeżo upieczonymi mamami i maluszkami.
ja nie powiem, mam dobre wspomnienia ze swojego pobytu w szpitalu, tylko te dwie sytuację tak mi w pamięci utkwiły.Wiadomość wyedytowana przez autora: 30 września 2014, 17:59
-
myślałam, ze po porodzie. Niemniej sytuacja podobna i tak nie powinna mieć miejsca ;/ eh . Oby jak najmniej głupich położnych, mało rozgarniętych lekarzy i złych porodów.
Rysiek idzie spać,ja zdałam sobie sprawę, ze dziś nie tylko mówiłam o tym, że cycuś bedzie tylko raz a był rzeczywiście raz i troche się cieszę, że się udało a trochę mi smutno -
Oj nienadazysz naprawde za tym moim dzieckiem, wczoraj zjadl przez caly dzien stosunkowo malo, nawet ode mnie mial problemy, ostatnia butle z odrobina kaszki (z lyzeczki nie chcial jesc) dostal o 20:30 i balismy sie ze znowu bedzie o 4 pobudka a tu niespodzianka i przespal cala noc do 6:15, az wstawalam w nocy sprawdzic czy jest wszystko ok, bo do 4 spal w tej samej pozycji.
Zebow nadal nie widac, ale nawet nie moglam wczoraj sprawdzic bo nie chcial otworzyc buzi, wiec cos tam sie chyba dzieje.Wiadomość wyedytowana przez autora: 1 października 2014, 07:47
-
Za moim też nie mogę nadążyć Mam podobnie- jedzenie cieńko idzie obiaadu pół procji, deseru 2/3 mleka to 120-140 , ale na noc wypił chociaż normalnie. i od 19.30 do 5 rano na szczęście. Mąż mu dał o tej porze 120, póxniej o 7 wstał i jeszcze jeść nie woła! Poranek był bez cyca, więc chyba o ile dam radę dziś sie żeganmy. Zaraz mu jakąś butlę zaproponuję- zobaczymy jak pójdzie.
A w nocy budził sie, bo słyszałam jak drapał w siatkę od łóżeczka albo ziewał, ale zaraz zasypiał znów Bardzo sie cieszę, że potrafi już ładnie sam -
Kocur no to nie jestesmy sami z problemem jedzenia, to znaczy ze wszystko jest normalne i ze dzieci poprostu tak maja od czasu do czasu.
Wiecie co wczoraj ta moja mala zaraza uderzyla sie ksiazka w glowe, ja stalam w przedpokoju, on odbijal mi sie w lustrze,nie widzial mnie, porozgladal sie, wykrzywil mine, ale bawil sie dalej, za pol godziny to samo, ale ja bylam obok, popatrzyl sie na mnie i zaczal plakac a raczej uderzyl sie slabiej niz mocniej -
U nas to juz nie pierwszy taki kryzys z obiadkami w szczególności, więc do przeczekania o 8.15 zjadł 120 i o 9.05 dałam mu jeszcze 90i zasnął przy niej, więc do 12 powinno mu wystarczyć wtedy dam kaszkę i idzimy na spacer
Endokobietko mi jest ultra ciężko. Ciągle myślę, co ja robię mojemu dziecku, że je krzywdzę itd. że ludzie mnie zaczną oceniać, że pewnie mi się nie chcało, ale z drugiej strony wiem, zena dłuższą metę będzie to z korzyścia dla obojga. W tym roku muszę napisać pracę magisterską i nie chcę wychodzić na dzień do biblioteki z poczuciem, że mąż ma sajgon domu, bo Ryś bez cycka nie zaśnie. To chyba byłoby gorsze.
Rysiek ciągle siegdzieś przewraca i uderza. Na początku bardzo się stresowałąm, szczególnie jak wyskoczyła czerwona plamka na skórze w miejscu upadku W większosci przypadków nie on jednak zwraca na to uwagi, tylko sie podnosi i dalej się bawi a ja juz nie padam w panikę. Coś w tym jest, że jak się nie wywróci, to się nie nauczy.
Lustro Rysiowi też nie jest obojętne. Mamy na jednych drzwiach szafy w sypialni takie doktóego ma łatwy dostęp i cieszy się do niego i jedotyka i staje przy nim , ale nie wiem czy on się śmije, bo widzi siebie, czy myśli, że to jakiś inny miły gość A jak widzi moje odbicie to śmieje sie do mojego odbicia, może myśli, ze to druga mamusia hehehe -
paula22 wrote:jakich przypraw używacie już dla maluszków?
dobre pytanie, podbijam, bo ostatnio zaczęłam dodawać odbinę soli hruboziarnistej, tak jedno-2 przekrecenia młynkiem i to wszystko, tak to same zioła żeby podkrecić smak.