Zaczynamy znowu starania
-
WIADOMOŚĆ
-
M@linka - to co napisałaś to niestety ale przykra prawda - i ja się z tym zgadzam.
Moja bratowa jak nie zaszczepiła dziecka w szpitalu, to słyszała od niektórych lekarzy, że wyrodna matka itp... ale byli też tacy lekarze, którzy stali po jej stronie. Najlepsze jest to że wszyscy straszą sanepidem. Może mało kto wie, ale nie ma obowiązku szczepienia w UE.Wiadomość wyedytowana przez autora: 4 września 2016, 14:27
M@linka lubi tę wiadomość
Marysia ur. 21.04.2017
Aniołek 7t5d [*]
-
promyczek 39 wrote:Ta moja kreska to 28dc ,13 dpo,jutro ide na bete
promyczku jejku, jakie wspaniałe wiadomości w ten niedzielny dzionekpo cichutku gratuluję i życzę aby tym razem wszystko poszło dobrze!
trzymam kciukasy za piękną betkę!
Wiadomość wyedytowana przez autora: 4 września 2016, 14:27
Marysia ur. 21.04.2017
Aniołek 7t5d [*]
-
A ja wlasnie wrocilam z zakupow. Kupilam wozek, fotelik i zaoszczedzilam 1000 zl!!!!!
))
sy__la, Alisa, M@linka, Szczęśliwa Mamusia, Nadzieja1988! lubią tę wiadomość
Mama Amelci ur. 18.01.2017 r. ))))) warto wierzyć))
Mama dwóch Aniołków [6t] i [10t]. -
sy__la wrote:No czasem zero kontaktu z dzieckiem, zmniejszona ruchliwość, opóźniony rozwój. Tak to prawda, sporo dzieci jest szczepionych i nic im nie jest, choć nie wiadomo czy późniejsze choroby nie są po części ich konsekwencją, ale jest też spore grono takich dzieci co niestety ale nie miało tyle szczęścia i zostało upośledzone...
Ja nie jestem typowym sceptykiem jeśli chodzi o szczepienia, ale uważam, że można je w jakimś stopniu odwlec w czasie i nie podawać wszystkiego co jest tylko na rynku i co tylko zostanie zareklamowane. Należy podejść do tego z głową... wiadomo, że jak kiedyś dziecko będzie miało mieć jakiś zabieg to musi mieć wzw, inaczej nie dojdzie do zabiegu, ale te wszystkie dodatkowe, nowe nie są już konieczne, bez przesady.
Zero kontaktu z dzieckiem, zmniejszona ruchliwość, opóźniony rozwój, padaczka, autyzm, ślepota, głuchota, zmiany skórne, zapalenia żołądka, biegunka, kręcz szyi, drżenie lewej kończyny, zaciskanie pięści, katar, kaszel, zapalenie płuc, zapalenie mózgu - nie ma takiej możliwości, żeby jeden lek był odpowiedzialny za tyle różnorodnych powikłań. Nie chciałabym być źle zrozumiana, ale w jakimś sensie jest dla mnie oczywiste, że rodzice będą chcieli zwalić na coś winę, bo tak jest łatwiej zaakceptować problem. Nie można też wykluczyć, że tak nie jest. Ale również nie można potwierdzić, że tak jest.
Tak jak napisałam - wokół szczepień zawsze robi się gównoburza. Rodzic, który uważa, że dziecko po szczepieniu nabawiło się zmian skórnych, będzie tak uważał zawsze. Takie jego prawo. To nie ma znaczenia, że tak może nie być i że to może jednak nie jest tak groźne jak gruźlica. Na ten moment rodzic tak uważa i koniec.
Rodzicom zalęknionym i nieufnym należy kalendarz szczepień indywidualizować, można też pokierować do poradni szczepiennej. Są takie w dużych miastach. Można nad wieloma rzeczami się zastanowić. Można ten kalendarz przemyśleć, wiele szczepień zrobić później, może coś rozłożyć w czasie.
Ja jestem wielkim zwolennikiem szczepienia tylko za zgodą rodziców, myślę, że gdybym była matką, która nie chce szczepić, miałabym problem z tym, że jestem do tego zmuszana i tym bardziej szukałabym potem winnych wszystkich moich kłopotów w szczepieniach. Uważam, że powinna być to decyzja rodzica, czy się zgadza na podanie dziecku jakiegoś leku czy nie. Lekarz ma zalecić. Ma przedstawić rzetelne fakty. Ma spróbować przekonać. Tak samo jest z każdym lekiem, jaki dziecko dostaje na recepcie. Rodzic nie poda, odmówi - jest to decyzja rodzica. Konsekwencje też poniesie rodzic. Straszenie sądem jeszcze przed faktem uważam za nadużycie. Myślę, że mielibyśmy większy odsetek wyszczepień, gdyby rodzice nie byli zmuszani. Zmuszany człowiek lubi się buntować. Historia wiele razy już to pokazała w różnych okolicznościach.
Powiem Wam natomiast dlaczego rodzice nie chcą szczepić i boją się tych szczepień jak ognia, dlaczego jest taka histeria wokół szczepień - ponieważ podajemy dziecku lek, który jest na rynku od wielu lat, który jest podawany w postaci iniekcji i który ma niby przed czymś chronić, a jednak potem pojawiają się jakieś problemy. I tu jest właśnie potencjalnie kłopot - rodzice kilka dekad temu nie mieli tych dylematów. BO WIDZIELI CHOROBY, KTÓRE POWODOWAŁY TE PATOGENY, NA KTÓRE PODAJEMY DZIŚ SZCZEPIONKI. Widzieli to cierpienie sąsiadów, rodziny, własne (polio, odra, błonica, tężec - to były choroby, które zabijały ich bliskich) i jak pojawiła się możliwość uniknięcia tego, to szczepili. Dzisiaj już tych chorób nie ma dzięki ogromnej skuteczności szczepień. Dlatego się ich nie boimy. Pojawia się też problem innej natury - z rozpoznawaniem i leczeniem tych chorób - ja w swoim życiu widziała odrę raz, nie wiem czy umiałabym ją rozpoznać. Ze względu na powszechność szczepień stanęła też w miejscu kwestia szukania rozwiązań leczniczych. Nikt się nie zastanawia dzisiaj jak leczyć tężec. Nikt tego nie wie. Leczenie zakażenia hiv idzie do przodu, bo nie ma szczepienia, a na to co możemy wyszczepić nikt nie szuka rozwiązań lekowych.
Można w pewnym sensie zastanowić się nad zasadnością np. szczepienia chłopców na różyczkę - różyczka im nic nie zrobi, ale szczepiąc chłopców, zabezpieczamy też kobiety w wieku rozrodczym z ich otoczenia, taka strategia kokonu. Podobnie jest na szczepienie na świnkę dziewczynek i zabezpieczanie przed świnką dorosłych mężczyzn z ich domów. Szczepienie dzieci też jest łatwiejsze, bo można szczepić duże grupy jednoczasowo, np. w szkołach. Dorosłych nie zbierze się tak masowo w jednym miejscu.
Nie zgadzam się z teorią, że nowe szczepy, które możemy podać w szczepionkach to jest nabijanie kasy i nie daje za dużo. Zakażenia meningokokowe czy pneumokokowe są szalenie groźne, podobnie jak wirus ospy. Ja widziałam tyle powikłań po głupiej ospie, stwierdzałam tyle zgonów z powodu powikłanego przebiegu ospy u niemowląt, że serdecznie dziękuję za takie ryzyko. Trudno mi uwierzyć w głupotę organizacji ospa-party, na koncie mam też niezawinioną śmierć noworodka z powodu takiego zakażenia. Nic nie mogliśmy zrobić. Podobnie jest z pojawiającymi się coraz częściej stwardniającymi zapaleniami mózgu po odrze. Kiedyś to było rozpoznanie praktycznie kazuistyczne, teraz jest u nas co najmniej kilkanaście hospitalizacji z tego powodu w ciągu roku. Te dzieci umrą, bo my nie umiemy tego leczyć. Potrzeba czasu, zanim medycyna przeciwstawi się tym nowym trudnym do zrozumienia trendom wśród rodziców. Potrzeba na to dużo pieniędzy i potrzeba wielu ofiar, żeby stało się zasadne szukanie jakiegokolwiek rozwiązania. Szczepienia są tańszym rozwiązaniem.
Uważam, że jest to dobro, którego nie należy odrzucać. Przysięgam Wam jak tu piszę, że my na tym nic nie zarabiamy (może ktoś zarabia, ale to nie jestem ja). Myślę, że to ogólny brak zaufania do służby zdrowia niszczy też tę zdobycz nauki. Potrzeba dużo rozsądnej pracy z rodzicem. Strach jest zrozumiały dla mnie. Trzeba zrobić jednak wszystko, żeby mieć jak największą wyszczepialność - wtedy te niezaszczepione dzieci też nie zachorują. Byliśmy bliscy eradykacji polio, ale teraz przy trendzie anty-szczepionkowym, ta choroba wraca podobnie jak odra. Czekam tylko na mutację wirusa, który za chwilę zaatakuje moje szczepione dzieckoNa mutację, bo pozwoliliśmy mu się zmutować, chociaż już go prawie mieliśmy w garści.
To jest trudny temat - rzeka. Ja rozumiem obie strony. To nie jest tak że z lekkim sercem chadzam na szczepienia, też się obawiam. Ale szczepię, bo na tacy potem dostaję te chore dzieci i chcę wierzyć w to, że robię dobrze. Natomiast nieprzyjemny dreszczyk jest zawsze.
laila_25, Elaria, inessa, Evita lubią tę wiadomość
Córeczka, Synek, 2 Aniołki. W trakcie starań... -
vertigo wrote:Zero kontaktu z dzieckiem, zmniejszona ruchliwość, opóźniony rozwój, padaczka, autyzm, ślepota, głuchota, zmiany skórne, zapalenia żołądka, biegunka, kręcz szyi, drżenie lewej kończyny, zaciskanie pięści, katar, kaszel, zapalenie płuc, zapalenie mózgu - nie ma takiej możliwości, żeby jeden lek był odpowiedzialny za tyle różnorodnych powikłań. Nie chciałabym być źle zrozumiana, ale w jakimś sensie jest dla mnie oczywiste, że rodzice będą chcieli zwalić na coś winę, bo tak jest łatwiej zaakceptować problem. Nie można też wykluczyć, że tak nie jest. Ale również nie można potwierdzić, że tak jest.
Tak jak napisałam - wokół szczepień zawsze robi się gównoburza. Rodzic, który uważa, że dziecko po szczepieniu nabawiło się zmian skórnych, będzie tak uważał zawsze. Takie jego prawo. To nie ma znaczenia, że tak może nie być i że to może jednak nie jest tak groźne jak gruźlica. Na ten moment rodzic tak uważa i koniec.
Rodzicom zalęknionym i nieufnym należy kalendarz szczepień indywidualizować, można też pokierować do poradni szczepiennej. Są takie w dużych miastach. Można nad wieloma rzeczami się zastanowić. Można ten kalendarz przemyśleć, wiele szczepień zrobić później, może coś rozłożyć w czasie.
Ja jestem wielkim zwolennikiem szczepienia tylko za zgodą rodziców, myślę, że gdybym była matką, która nie chce szczepić, miałabym problem z tym, że jestem do tego zmuszana i tym bardziej szukałabym potem winnych wszystkich moich kłopotów w szczepieniach. Uważam, że powinna być to decyzja rodzica, czy się zgadza na podanie dziecku jakiegoś leku czy nie. Lekarz ma zalecić. Ma przedstawić rzetelne fakty. Ma spróbować przekonać. Tak samo jest z każdym lekiem, jaki dziecko dostaje na recepcie. Rodzic nie poda, odmówi - jest to decyzja rodzica. Konsekwencje też poniesie rodzic. Straszenie sądem jeszcze przed faktem uważam za nadużycie. Myślę, że mielibyśmy większy odsetek wyszczepień, gdyby rodzice nie byli zmuszani. Zmuszany człowiek lubi się buntować. Historia wiele razy już to pokazała w różnych okolicznościach.
Powiem Wam natomiast dlaczego rodzice nie chcą szczepić i boją się tych szczepień jak ognia, dlaczego jest taka histeria wokół szczepień - ponieważ podajemy dziecku lek, który jest na rynku od wielu lat, który jest podawany w postaci iniekcji i który ma niby przed czymś chronić, a jednak potem pojawiają się jakieś problemy. I tu jest właśnie potencjalnie kłopot - rodzice kilka dekad temu nie mieli tych dylematów. BO WIDZIELI CHOROBY, KTÓRE POWODOWAŁY TE PATOGENY, NA KTÓRE PODAJEMY DZIŚ SZCZEPIONKI. Widzieli to cierpienie sąsiadów, rodziny, własne (polio, odra, błonica, tężec - to były choroby, które zabijały ich bliskich) i jak pojawiła się możliwość uniknięcia tego, to szczepili. Dzisiaj już tych chorób nie ma dzięki ogromnej skuteczności szczepień. Dlatego się ich nie boimy. Pojawia się też problem innej natury - z rozpoznawaniem i leczeniem tych chorób - ja w swoim życiu widziała odrę raz, nie wiem czy umiałabym ją rozpoznać. Ze względu na powszechność szczepień stanęła też w miejscu kwestia szukania rozwiązań leczniczych. Nikt się nie zastanawia dzisiaj jak leczyć tężec. Nikt tego nie wie. Leczenie zakażenia hiv idzie do przodu, bo nie ma szczepienia, a na to co możemy wyszczepić nikt nie szuka rozwiązań lekowych.
Można w pewnym sensie zastanowić się nad zasadnością np. szczepienia chłopców na różyczkę - różyczka im nic nie zrobi, ale szczepiąc chłopców, zabezpieczamy też kobiety w wieku rozrodczym z ich otoczenia, taka strategia kokonu. Podobnie jest na szczepienie na świnkę dziewczynek i zabezpieczanie przed świnką dorosłych mężczyzn z ich domów. Szczepienie dzieci też jest łatwiejsze, bo można szczepić duże grupy jednoczasowo, np. w szkołach. Dorosłych nie zbierze się tak masowo w jednym miejscu.
Nie zgadzam się z teorią, że nowe szczepy, które możemy podać w szczepionkach to jest nabijanie kasy i nie daje za dużo. Zakażenia meningokokowe czy pneumokokowe są szalenie groźne, podobnie jak wirus ospy. Ja widziałam tyle powikłań po głupiej ospie, stwierdzałam tyle zgonów z powodu powikłanego przebiegu ospy u niemowląt, że serdecznie dziękuję za takie ryzyko. Trudno mi uwierzyć w głupotę organizacji ospa-party, na koncie mam też niezawinioną śmierć noworodka z powodu takiego zakażenia. Nic nie mogliśmy zrobić. Podobnie jest z pojawiającymi się coraz częściej stwardniającymi zapaleniami mózgu po odrze. Kiedyś to było rozpoznanie praktycznie kazuistyczne, teraz jest u nas co najmniej kilkanaście hospitalizacji z tego powodu w ciągu roku. Te dzieci umrą, bo my nie umiemy tego leczyć. Potrzeba czasu, zanim medycyna przeciwstawi się tym nowym trudnym do zrozumienia trendom wśród rodziców. Potrzeba na to dużo pieniędzy i potrzeba wielu ofiar, żeby stało się zasadne szukanie jakiegokolwiek rozwiązania. Szczepienia są tańszym rozwiązaniem.
Uważam, że jest to dobro, którego nie należy odrzucać. Przysięgam Wam jak tu piszę, że my na tym nic nie zarabiamy (może ktoś zarabia, ale to nie jestem ja). Myślę, że to ogólny brak zaufania do służby zdrowia niszczy też tę zdobycz nauki. Potrzeba dużo rozsądnej pracy z rodzicem. Strach jest zrozumiały dla mnie. Trzeba zrobić jednak wszystko, żeby mieć jak największą wyszczepialność - wtedy te niezaszczepione dzieci też nie zachorują. Byliśmy bliscy eradykacji polio, ale teraz przy trendzie anty-szczepionkowym, ta choroba wraca podobnie jak odra. Czekam tylko na mutację wirusa, który za chwilę zaatakuje moje szczepione dzieckoNa mutację, bo pozwoliliśmy mu się zmutować, chociaż już go prawie mieliśmy w garści.
To jest trudny temat - rzeka. Ja rozumiem obie strony. To nie jest tak że z lekkim sercem chadzam na szczepienia, też się obawiam. Ale szczepię, bo na tacy potem dostaję te chore dzieci i chcę wierzyć w to, że robię dobrze. Natomiast nieprzyjemny dreszczyk jest zawsze.
ps. zaluje ze nie mam takiego polotu i checi pisania żeby to wszystko tak ladnie tlumaczycWiadomość wyedytowana przez autora: 4 września 2016, 14:57
aniołek 01.02.2016r -
nick nieaktualny
-
laila_25 wrote:Świetnie to wszystko ujęłaś. Znów się pod tym podpisuje - 100% zgadzam sie z toba.
ps. zaluje ze nie mam takiego polotu i checi pisania żeby to wszystko tak ladnie tlumaczyc
taaa.... ja zawsze dużo gadam
powiem Wam, że ja nie obserwuję tego w swojej praktyce, o czym Wy piszecie. Mam może kilkoro dzieci, których rodzice postawili taki opór, że musiałam ich prosić o zmianę przychodni, nie widziałam sensu dalszej współpracy (to nie była tylko kwestia szczepień, to dotyczyło pracy nad dzieckiem na bardzo wielu płaszczyznach, po prostu zabrakło chemii).
Generalnie na wizytę szczepienną przeznaczam minimum 20 minut, rodzicom tłumaczę czym są choroby na które szczepimy, co powodują (wielu z nich nie wie na przykład co to jest błonica czy krztusiec), jak bardzo są groźne dla malutkiego dziecka. A jak się bardzo boją, to rozbijamy ten kalendarz, dokładamy tężec później, jak dziecko zaczyna być mobilne, odraczamy wzw, można tam trochę pozmieniać. Rodzice głównie boją się tej złożoności szczepień, tego podania iluś tam patogenów w jednym czasie. W większości rozumieją zasadność, ale nie godzą się na formę - przymus i liczbę szczepień. Można to wypracować. Ja mam praktycznie 100% wyszczepień swojej populacji, nie mamy powikłań, albo mamy niegroźne, ale wiem że w innych przychodniach jest gorzejszkoda.
EDIT: to znaczy powiem tak - mamy różne choroby u dzieci po szczepieniach, spełniające kryterium czasowe odczynu poszczepiennego, ale jakoś udaje mi się wytłumaczyć to tym ludziom, że jednak ten związek ze szczepieniem jest bardzo mało prawdopodobny. Nie opieram się przed zgłaszaniem NOP jeśli rodzic tak chce, jestem za tym, że jeśli mamy się dowiedzieć nawet jakiejś niewygodnej prawdy o szczepieniu, to trzeba to zrobić. Ale to się u nas zdarza niezwykle rzadko. Moja szefowa jest wakcynologiem, to od niej nauczyłam się pracy ze szczepionką. To jest zupełnie co innego niż praca z jakimkolwiek lekiem, nawet bardzo toksycznym. Jest duża komponenta psychologiczna, ogromny wpływ mediów społecznościowych. Orka na ugorze. Ale daje rezultatyWiadomość wyedytowana przez autora: 4 września 2016, 15:17
Córeczka, Synek, 2 Aniołki. W trakcie starań... -
Mimo tak już rozbudowanego tematu szczepień śmiem stwierdzić, że dziecko czy nawet dorosły człowiek zaszczepiony i tak przejdzie daną chorobę na którą został zaszczepiony (jedni łagodnie inni ciężko), a dziecko niezaszczepione przejdzie łagodniej - przynajmniej u mnie w rodzinie jest to podparte faktem namacalnym.
Jeszcze nie bardzo mogę zrozumieć w jakim celu mają być szczepieni chłopcy przeciwko rakowi szyjki macicy? Bo na prawdę nie mogę tego pojąć, to taka "strategia kokonów"/profilaktyka? a zapodamy mu zastrzyk to może nie zarazi czymś dziewczynki? a jemu jaką szkodę wyrządzi? pewnie żadnej, pewnie to będzie obojętne dla jego organizmu...
a'propos tej szczepionki podanym (duńskim i nie tylko) dziewczynkom to też przykry temat - rzeka ...Wiadomość wyedytowana przez autora: 4 września 2016, 15:17
Marysia ur. 21.04.2017
Aniołek 7t5d [*]
-
vertigo wrote:taaa.... ja zawsze dużo gadam
powiem Wam, że ja nie obserwuję tego w swojej praktyce, o czym Wy piszecie. Mam może kilkoro dzieci, których rodzice postawili taki opór, że musiałam ich prosić o zmianę przychodni, nie widziałam sensu dalszej współpracy (to nie była tylko kwestia szczepień, to dotyczyło pracy nad dzieckiem na bardzo wielu płaszczyznach, po prostu zabrakło chemii).
Generalnie na wizytę szczepienną przeznaczam minimum 20 minut, rodzicom tłumaczę czym są choroby na które szczepimy, co powodują (wielu z nich nie wie na przykład co to jest błonica czy krztusiec), jak bardzo są groźne dla malutkiego dziecka. A jak się bardzo boją, to rozbijamy ten kalendarz, dokładamy tężec później, jak dziecko zaczyna być mobilne, odraczamy wzw, można tam trochę pozmieniać. Rodzice głównie boją się tej złożoności szczepień, tego podania iluś tam patogenów w jednym czasie. W większości rozumieją zasadność, ale nie godzą się na formę - przymus i liczbę szczepień. Można to wypracować. Ja mam praktycznie 100% wyszczepień swojej populacji, nie mamy powikłań, albo mamy niegroźne, ale wiem że w innych przychodniach jest gorzejszkoda.
EDIT: to znaczy powiem tak - mamy różne choroby u dzieci po szczepieniach, spełniające kryterium czasowe odczynu poszczepiennego, ale jakoś udaje mi się wytłumaczyć to tym ludziom, że jednak ten związek ze szczepieniem jest bardzo mało prawdopodobny. Nie opieram się przed zgłaszaniem NOP jeśli rodzic tak chce, jestem za tym, że jeśli mamy się dowiedzieć nawet jakiejś niewygodnej prawdy o szczepieniu, to trzeba to zrobić. Ale to się u nas zdarza niezwykle rzadko. Moja szefowa jest wakcynologiem, to od niej nauczyłam się pracy ze szczepionką. To jest zupełnie co innego niż praca z jakimkolwiek lekiem, nawet bardzo toksycznym. Jest duża komponenta psychologiczna, ogromny wpływ mediów społecznościowych. Orka na ugorze. Ale daje rezultaty
Niby te zlozone byly opracowywane po to zeby ograniczyc ilosc wkluc bo jednym z czynnikow zniechęcających rodzicow do szczepien dzieci byla wlasnie duza liczba wkluc i stres z tym związany....a teraz wlasnie tych sie najbardziej boja rodzice :p
aniołek 01.02.2016r -
sy__la wrote:Mimo tak już rozbudowanego tematu szczepień śmiem stwierdzić, że dziecko czy nawet dorosły człowiek zaszczepiony i tak przejdzie daną chorobę na którą został zaszczepiony (jedni łagodnie inni ciężko), a dziecko niezaszczepione przejdzie łagodniej - przynajmniej u mnie w rodzinie jest to podparte faktem namacalnym.
Jeszcze nie bardzo mogę zrozumieć w jakim celu mają być szczepieni chłopcy przeciwko rakowi szyjki macicy? Bo na prawdę nie mogę tego pojąć, to taka "strategia kokonów"/profilaktyka? a zapodamy mu zastrzyk to może nie zarazi czymś dziewczynki? a jemu jaką szkodę wyrządzi? pewnie żadnej, pewnie to będzie obojętne dla jego organizmu...
a'propos tej szczepionki podanym (duńskim i nie tylko) dziewczynkom to też przykry temat - rzeka ...
Może tak być, że dziecko zaszczepione też zachoruje na ospę, ale jednak utrzymam, że to ono przejdzie ją łagodniej. Nie wiem jak było w Twojej rodzinie, bo bardzo ogólnikowo piszesz, ale jeśli nawet tak było, to raczej jest to wyjątek, co nie znaczy że nie mógł mieć miejsca.
Dlaczego mają być szczepieni chłopcy na raka szyjki macicy? właśnie dokładnie z tego samego powodu z jakiego są szczepieni na różyczkę. Tak jak mówię - jest to kwestia sporna nawet dla nas. Gdybyśmy mieli pewność, że wszystkie kobiety w wieku rozrodczym sprawdzą przeciwciała na różyczkę i te które mają poziom za niski doszczepią się, to byśmy nie szczepili chłopców. Ale wiemy, że tak się nie stanie. A szczepienie na różyczkę wieczne nie jest, nie daje zawsze odporności na całe życie, czasem odporność wygasa wcześniej. A że jednak jest to choroba wieku dziecięcego, wydaje się zasadne podanie tego patogenu w jednej szczepionce razem ze świnką i temat załatwiony. Tak jest szybciej i taniej. Moglibyśmy działać wolniej i rozsądniej, ale to wymagałoby współpracy wszystkich, nie wyłączając rodziców. A tu jak wiadomo, bywa różnie.
Wiesz, ja nie chcę nikogo przekonywać, przecież nie taka moja rola tutaj. Ja mam inną optykę. Daleko mi do wpadania w panikę. Ale jednak mam bardziej obiektywne spojrzenie jako matka, bo patrzę nie tylko przez pryzmat swojego dziecka, dziecka znajomych czy dziecka z gazety, ale tez przez pryzmat tego dziecka, które przyjmuję w oddział i któremu nie umiem pomóc, które umiera mi na dyżurze, które zostaje kaleką - mam po prostu większe pole obserwacji, to niczyja wina, również Twoja. Uwierz mi naprawdę rzadko obserwuję rzeczywiste odczyny po szczepieniach. W swojej podstawowej pracy opiekujemy się razem populacją 10.000 dzieci. To jest bardzo duża grupa do obserwacji.
Każda matka robi tak jak uważa za słuszne, mi nic do tego. Ja mam wykonać swoją pracę najlepiej jak umiem. Ja się nie kłócę z rodzicami. To jest ich dziecko i ich odpowiedzialność, zgodę na szczepienie mają podpisać świadomie. Tak jak zaznaczyłam - nie uważam, ze są to leki bez wad. Ale uważam, że ich podanie wiąże się z mniejszym ryzykiem niż ich niepodanie. Uważam też, że wiele można by w tym temacie zmienić i zrobić lepiej, ale wiem też, że czasami ta droga na skróty jest konieczna żeby w ogóle cokolwiek zaszczepić. Choć nie uważam, że jest to najlepsza droga. Na tym zakończyłabym dyskusjęCóreczka, Synek, 2 Aniołki. W trakcie starań... -
laila_25 wrote:Niby te zlozone byly opracowywane po to zeby ograniczyc ilosc wkluc bo jednym z czynnikow zniechęcających rodzicow do szczepien dzieci byla wlasnie duza liczba wkluc i stres z tym związany....a teraz wlasnie tych sie najbardziej boja rodzice :p
dla tych rodziców pozostały pojedyncze, mogą wybrać, mogą nawet sobie podzielić jak mają takie życzenieCóreczka, Synek, 2 Aniołki. W trakcie starań... -
nick nieaktualnyJa wybrałam te na nfz. Nie jestem lekarzem. Nie miałam nikogo kto by mi mógł doradzić. Wybrałam je bo stwierdziłam ze są dłużej na rynku i jak mi nie zaszkodzily to i jej nie zaszkodzą. Po tej co są 3 zastrzyki na ramieniu ma rumień i gule. Chętnie bym je rozdzielila tak żeby zastrzyki były tylko w udka ale u mnie się tak nie da. Pani pediatra jest zupełnie do dupy w tej kwestii. Teraz 13 września mamy znowu to szczepienie. Przeżyjemy jakoś.