WSTĘP
😥
O mnie: 🧏♀️ 32
🧏♂️ 33
Czas starania się o dziecko:
Moja historia: 2x ciąża pozamaciczna
-> usunięte jajowody
Moje emocje:
Hej.
Postanowiłam założyć pamiętnik, mimo iz nie wiem czy uda mi sie go prowadzic. Ale sprobujmy.
Z mezem jestesmy po slubie juz prawie 6 lat.. na początku nie myslelismy o dzieciach. Po kupnie wlasnego M postanowilismy pojsc o krok dalej i powiekszyc nasza rodzinke.. jednak nie myslelismy, ze przyniesie tak to wiele problemow. W zasadzie to jeden wielki problem - brak ciazy. Podstawowe badania hormonalne, usg - ok. Badanie nasienia - moze nie idealne , ale jak to ujal lekarz : inni maja duzo gorsze, a udaje sie. Mozna powiedziec, ze 3 lata staran, ale moze nie jakis intensywnych.. po prostu seks bez zabezpieczenia w dni zblizone do rzekomej owulki.. zero.. nic... zadnych kresek... od maja 2021 starania razem z apka ovu, spora obserwacja siebie. testy owulacyjne zawsze wychodza pozytywne w domniemanym terminie, sluz piekny wrecz ksiazkowy, skoki temperatur wystepuja, dlugosc fazy lutealnej w normie... kresek brak... przelom listoopad/grudzien: ostatni cykl.. po Nowym Roku idziemy do kliniki leczenia nieplodnosci szukac przyczyny. Styczen test ciazowy: widac cien. Pierwszy raz w historii widze cien na tescie !!!! Kolejny dzien: to juz nie cien, jest blada kreska.. beta 15.. ogromny stres, czy aby nie za mala. 2 dni pozniej beta 47. A kolejna po 3 dobach ponad 400!!! To sie dzieje!!! Umowilam wizyte na 4 lutego, bylby to 6t4d wg @. W miedzy czasie bol po prawej stronie brzucha, ale przeciez prawdopodobnie z tego jajnika byla owulacja - moze bolec. Pozniej bol promieniuje na plecy.. dosc nieznosne... ale do przezycia. 3 luty - pojde zrobie sobie bete i progesteron przed wizyta.. i wtedy swiat mi sie zawalil.. beta 2300.. gdzie powinna wynosic juz przeszlo 10 000. Do wizyty 24 h. Placz i wertowanie internetu.. w glebi wiedzialam, ze to juz koniec, ze te bole i mala beta miga swiadczyc o ciazy pozamacicznej.
4 luty zachodze do lekarza i opowiadam historie wynikow i dolegliwosci.. po badaniu lekarz do mnie "mialas racje, nie jest dobrze ".
Ciaza w prawym jajowodzie.. na obrazie jajowod opuchniety, wiekszy niz sam jajnik. Jeszcze tego samego dnia robili mi laparoskopie.. usuneli jajowod, gdyz caly czas krwawil.. przy okazji sprawdzili lewy - drozny.
Powiedzieli , ze przyczyna byla ogromna ilość zrostow w prawym jajowodzie..
Swiat mi sie zawalil, chcialam umrzec.. tyle czasu, tyle walki, a gdy zobaczyłam dwie kreski uslyszalam jedna z najgorszych diagnoz....
Od tego czasu minelo 5 tygodni.. @ przyszla w terminie, nic niepokojacego sie nie dzieje.
Od przyszlego cyklu wznawiamy starania, nie ma sensu dluzej czekac. Chociaz jakby mialo mnie to znowu spotkac, to nie wiem co wtedy...
Postanowiłam założyć pamiętnik, mimo iz nie wiem czy uda mi sie go prowadzic. Ale sprobujmy.
Z mezem jestesmy po slubie juz prawie 6 lat.. na początku nie myslelismy o dzieciach. Po kupnie wlasnego M postanowilismy pojsc o krok dalej i powiekszyc nasza rodzinke.. jednak nie myslelismy, ze przyniesie tak to wiele problemow. W zasadzie to jeden wielki problem - brak ciazy. Podstawowe badania hormonalne, usg - ok. Badanie nasienia - moze nie idealne , ale jak to ujal lekarz : inni maja duzo gorsze, a udaje sie. Mozna powiedziec, ze 3 lata staran, ale moze nie jakis intensywnych.. po prostu seks bez zabezpieczenia w dni zblizone do rzekomej owulki.. zero.. nic... zadnych kresek... od maja 2021 starania razem z apka ovu, spora obserwacja siebie. testy owulacyjne zawsze wychodza pozytywne w domniemanym terminie, sluz piekny wrecz ksiazkowy, skoki temperatur wystepuja, dlugosc fazy lutealnej w normie... kresek brak... przelom listoopad/grudzien: ostatni cykl.. po Nowym Roku idziemy do kliniki leczenia nieplodnosci szukac przyczyny. Styczen test ciazowy: widac cien. Pierwszy raz w historii widze cien na tescie !!!! Kolejny dzien: to juz nie cien, jest blada kreska.. beta 15.. ogromny stres, czy aby nie za mala. 2 dni pozniej beta 47. A kolejna po 3 dobach ponad 400!!! To sie dzieje!!! Umowilam wizyte na 4 lutego, bylby to 6t4d wg @. W miedzy czasie bol po prawej stronie brzucha, ale przeciez prawdopodobnie z tego jajnika byla owulacja - moze bolec. Pozniej bol promieniuje na plecy.. dosc nieznosne... ale do przezycia. 3 luty - pojde zrobie sobie bete i progesteron przed wizyta.. i wtedy swiat mi sie zawalil.. beta 2300.. gdzie powinna wynosic juz przeszlo 10 000. Do wizyty 24 h. Placz i wertowanie internetu.. w glebi wiedzialam, ze to juz koniec, ze te bole i mala beta miga swiadczyc o ciazy pozamacicznej.
4 luty zachodze do lekarza i opowiadam historie wynikow i dolegliwosci.. po badaniu lekarz do mnie "mialas racje, nie jest dobrze ".
Ciaza w prawym jajowodzie.. na obrazie jajowod opuchniety, wiekszy niz sam jajnik. Jeszcze tego samego dnia robili mi laparoskopie.. usuneli jajowod, gdyz caly czas krwawil.. przy okazji sprawdzili lewy - drozny.
Powiedzieli , ze przyczyna byla ogromna ilość zrostow w prawym jajowodzie..
Swiat mi sie zawalil, chcialam umrzec.. tyle czasu, tyle walki, a gdy zobaczyłam dwie kreski uslyszalam jedna z najgorszych diagnoz....
Od tego czasu minelo 5 tygodni.. @ przyszla w terminie, nic niepokojacego sie nie dzieje.
Od przyszlego cyklu wznawiamy starania, nie ma sensu dluzej czekac. Chociaz jakby mialo mnie to znowu spotkac, to nie wiem co wtedy...
W 7 cyklu starań znowu zaskoczyło, jakże ogromna radość.. płacz jednocześnie ze szczęściem... Jednak nie na długo..
Testy z dnia na dzień nie ciemniały, ciągle były widoczne cienie cienia... 2 dni po spóźniającej się miesiączce (14.11) poszłam na betę - 9, prog 1.4. Wiedziałam, że to koniec, jednak liczyłam na proste rozwiązanie jakim jest biochem. Przyszło krwawienie. Jednak podkusiło mnie 3 dnia zrobić test, a tam ciemniejsza kreska, beta 28 (17.11). Myślę "kurwa znowu". Na następny dzień wizyta u mojego gin, oczywiście nic nie widać na usg, endometrium złuszczone po @. "Wiesz co to znaczy?".. wiem..
Zalecił czekanie, że beta jest tak niska może samo się rozwiąże. Parę dni później (24.11) beta 185, strach. Jednak nadal czekam, bo na usg mam się stawić przy becie powyżej 500. 29.11 beta 390 - rośnie bladź... 1.12 poszłam znowu do ginekologa, w usg znowu nic, coś mu mignęło przed oczami w lewym jajowodzie, jednak nie potrafił znowu tego odnaleźć. Dostałam skierowanie do szpitala, gdybym zdecydowała się na metotreksat, jednak zalecil dalej czekać. Postanowiłam, że do kolejnej bety zaczekam i wtedy podejmę decyzję. Tego też dnia rozpoczęło się kolejne krwawienie, które przypominało normalną miesiączkę, wraz z bólem typowo miesiączkowym, pomyślałam kurcze pewnie poronienie,w głębi już odnotowywałam sukces. 05.12 zaczęła się ostra biegunka, pojechałam do labo oddać krew na betę, tam zwymiotowałam. Po południu wynik 1220.. płacz, szybkie pakowanie i jadę na sor ginekologiczny ze skierowaniem. Oczekując 2 razy wymiotuje. Na usg oczywiscie nic nie widać, tam beta 1165, inny lab stąd pewnie różnica... Nie przyjęli mnie na oddział.. Lekarz kazał przyjść następnego dnia rano.
Tak też zrobiłam, pobrano mi krew, beta 1365, potem usg na oddziale przez ordynatora i lekarza przyjmującego, nic nie widać gdyż moje jelita wyglądają jakby miały wybuchnąć. Ordynator mówi, że można dzień się wstrzymać zobaczyć jeszcze jutro, na co z paniką odpowiedziałam, że ja na nic nie będę na pewno czekała, bo to mnie przerasta. Po długich oczekiwaniach grom wie na co podali mi 85 mg metotreksatu w pośladek, potem immunoglobulinę, gdyż mam rh ujemne, po czym wypuścili do domu.. Czułam się źle, ale pewnie z racji przechodzenia tej nieszczęsnej jelitówki. W domu wymiotowałam jeszcze, miałam lekkie omdlenia. W 4 dobie od podania meto beta urosła do 2259, znowu płacz.. Jednak wiem, że to po podaniu tego świństwa jest możliwe, czekam cierpliwie na 7 dobę. Beta 2059. Jest spadek, ale mały. Stawiam się na oddziale, lekarz mówi przyjść rano.. PARODIA.
Przyszłam rano i powtórka, przyjęcie na oddział, pobranie krwi, beta 1736 (spada!) długie oczekiwanie i zastrzyk (znowu 85mg) jakoś po 7 godzinach i wypis do domu. Nikt mi nie zrobił usg... 16.12 poszłam prywatnie do swojego gin, na usg jest pęcherzyk w lewym jajowodzie 17x13mm... tego dnia beta 1253 (pięknie spadło) to 4 doba od 2 zastrzyku. Lekarz wspomina jednak o laparoskopii. Wkurzyłam się... Skoro chemia działa to po co... powiedziałam, że chcę czekać. W poniedziałek (19.12) 7 doba po 2 zastrzyku beta 700. Spadła o ponad 40 %. Tego dnia też zaczęły się brunatne plamienia. 2 dni później ogromny ból po jedzeniu.. Jakby jelita.. ogromne wzdęcie, ból przy oddawaniuu gazów.. coś okropnego.. 23.12 beta 482... plamienia i bóle nadal są, do zniesienia. W wigilię powtórka bólu jelit.. Nie wiem co to może być. W święta to samo i jeden i drugi dzień. Wczoraj 27.12 wieczorem brunatne plamienie zmieniło się w krew ze strzępkami. A dzisiaj to już normalna @. Ból typowo okresowy, żywa krew jak w @... Nie wiem o co chodzi, bo przecież beta do 0 na pewno nie spadła..Nie mam więcej żadnych dolegliwości.. Może lekko bolące podbrzusze nietypowo, ale to serio jest tak niewielki ból, że gdybym nie miała stanu jaki mam, to bym tego nie zauważyła...
Póki co czekam.. betę robię w piątek 30.12... o ile coś się nie wydarzy...
Koszmar... 2 raz...
Testy z dnia na dzień nie ciemniały, ciągle były widoczne cienie cienia... 2 dni po spóźniającej się miesiączce (14.11) poszłam na betę - 9, prog 1.4. Wiedziałam, że to koniec, jednak liczyłam na proste rozwiązanie jakim jest biochem. Przyszło krwawienie. Jednak podkusiło mnie 3 dnia zrobić test, a tam ciemniejsza kreska, beta 28 (17.11). Myślę "kurwa znowu". Na następny dzień wizyta u mojego gin, oczywiście nic nie widać na usg, endometrium złuszczone po @. "Wiesz co to znaczy?".. wiem..
Zalecił czekanie, że beta jest tak niska może samo się rozwiąże. Parę dni później (24.11) beta 185, strach. Jednak nadal czekam, bo na usg mam się stawić przy becie powyżej 500. 29.11 beta 390 - rośnie bladź... 1.12 poszłam znowu do ginekologa, w usg znowu nic, coś mu mignęło przed oczami w lewym jajowodzie, jednak nie potrafił znowu tego odnaleźć. Dostałam skierowanie do szpitala, gdybym zdecydowała się na metotreksat, jednak zalecil dalej czekać. Postanowiłam, że do kolejnej bety zaczekam i wtedy podejmę decyzję. Tego też dnia rozpoczęło się kolejne krwawienie, które przypominało normalną miesiączkę, wraz z bólem typowo miesiączkowym, pomyślałam kurcze pewnie poronienie,w głębi już odnotowywałam sukces. 05.12 zaczęła się ostra biegunka, pojechałam do labo oddać krew na betę, tam zwymiotowałam. Po południu wynik 1220.. płacz, szybkie pakowanie i jadę na sor ginekologiczny ze skierowaniem. Oczekując 2 razy wymiotuje. Na usg oczywiscie nic nie widać, tam beta 1165, inny lab stąd pewnie różnica... Nie przyjęli mnie na oddział.. Lekarz kazał przyjść następnego dnia rano.
Tak też zrobiłam, pobrano mi krew, beta 1365, potem usg na oddziale przez ordynatora i lekarza przyjmującego, nic nie widać gdyż moje jelita wyglądają jakby miały wybuchnąć. Ordynator mówi, że można dzień się wstrzymać zobaczyć jeszcze jutro, na co z paniką odpowiedziałam, że ja na nic nie będę na pewno czekała, bo to mnie przerasta. Po długich oczekiwaniach grom wie na co podali mi 85 mg metotreksatu w pośladek, potem immunoglobulinę, gdyż mam rh ujemne, po czym wypuścili do domu.. Czułam się źle, ale pewnie z racji przechodzenia tej nieszczęsnej jelitówki. W domu wymiotowałam jeszcze, miałam lekkie omdlenia. W 4 dobie od podania meto beta urosła do 2259, znowu płacz.. Jednak wiem, że to po podaniu tego świństwa jest możliwe, czekam cierpliwie na 7 dobę. Beta 2059. Jest spadek, ale mały. Stawiam się na oddziale, lekarz mówi przyjść rano.. PARODIA.
Przyszłam rano i powtórka, przyjęcie na oddział, pobranie krwi, beta 1736 (spada!) długie oczekiwanie i zastrzyk (znowu 85mg) jakoś po 7 godzinach i wypis do domu. Nikt mi nie zrobił usg... 16.12 poszłam prywatnie do swojego gin, na usg jest pęcherzyk w lewym jajowodzie 17x13mm... tego dnia beta 1253 (pięknie spadło) to 4 doba od 2 zastrzyku. Lekarz wspomina jednak o laparoskopii. Wkurzyłam się... Skoro chemia działa to po co... powiedziałam, że chcę czekać. W poniedziałek (19.12) 7 doba po 2 zastrzyku beta 700. Spadła o ponad 40 %. Tego dnia też zaczęły się brunatne plamienia. 2 dni później ogromny ból po jedzeniu.. Jakby jelita.. ogromne wzdęcie, ból przy oddawaniuu gazów.. coś okropnego.. 23.12 beta 482... plamienia i bóle nadal są, do zniesienia. W wigilię powtórka bólu jelit.. Nie wiem co to może być. W święta to samo i jeden i drugi dzień. Wczoraj 27.12 wieczorem brunatne plamienie zmieniło się w krew ze strzępkami. A dzisiaj to już normalna @. Ból typowo okresowy, żywa krew jak w @... Nie wiem o co chodzi, bo przecież beta do 0 na pewno nie spadła..Nie mam więcej żadnych dolegliwości.. Może lekko bolące podbrzusze nietypowo, ale to serio jest tak niewielki ból, że gdybym nie miała stanu jaki mam, to bym tego nie zauważyła...
Póki co czekam.. betę robię w piątek 30.12... o ile coś się nie wydarzy...
Koszmar... 2 raz...
Beta 211, spadek w tydzień ponad 50%.. oby juz ladnie spadalo.. "@" tak jakby sie powoli konczy, ale nadal lekko krwawie...
Dzisiaj poszłam na kontrolę do gina.. Piękne spadki bety, "bombel" musi być mniejszy, albo w ogóle już go nie ma...
Taaa yhy.. Z Nowym Rokiem miało być już tylko lepiej... Krew w brzuchu, a "bombel" ma już 3 cm... W okół leżące krwiaki, on sam jest jednym wielkim krwiakiem... czekam na informacje, kiedy stawić się w klinice usunąć "bombla" i mój ostatni jajowód................................
Taaa yhy.. Z Nowym Rokiem miało być już tylko lepiej... Krew w brzuchu, a "bombel" ma już 3 cm... W okół leżące krwiaki, on sam jest jednym wielkim krwiakiem... czekam na informacje, kiedy stawić się w klinice usunąć "bombla" i mój ostatni jajowód................................
Jestem juz w domu.. ciaza byla w bance jajowodu, zostala usunieta, razem z moim ostatnim jajowodem.
Jestem bezplodna.
Jestem bezplodna.
Postanowiliśmy ze Starym przystąpić do in vitro. Czekam obecnie na @ i wstępna wizyta umówiona na 28.09. Zobaczymy co to będzie. Jestem dobrej myśli, musi się udać.
A może to naiwność?
A może to naiwność?
Tak mi przykro ;( Trzymam kciuki za owulację z lewego jajnika ✊✊