12 d.c
Wczoraj był monitoring na kombinacji aromek + clo urosły dwa pęcherzyki 18 mm i 19 mm. Dostałam pregynal i miała zrobić tego samego dnia.
Dostałam zapas leków na następny cykl. Wydałam w aptece 500 zł . Mógłby być już niepotrzebne 😂
W następny poniedziałek kolejny monitoring.
10 d.c
Mój stan psychiczny jest w kiepskiej formie. Nawet bardzo. Czuję się fatalnie. Poważnie myślę nad wizytą u psychologa. Pogoda mnie dobija, nie lubię świąt a clostilbegyt to wszystko potęguj. Spisałam cykl na stary, mimo brania leków na stymulację. Mam negatywne nastawienie i to też mnie smuci. Czuję, że stoję w miejscu i nie za bardzo wiem za co się złapać.
Nie umiem myśleć pozytywnie o staraniach i może zabrzmi to abstrakcyjne ale mam ochotę zrobić sobie dłużą przerwę i wrócić tak za rok, może półtora. Wiem, że tego nie zrobię bo jak już w to brnę to będę brnęła dalej ale więcej stymulacji pod rząd nie zniosę. Muszę mieć jakąś przerwę. Chciałbym wtedy zrobić HSG, cholernie się boję, że nie dostanę skierowania, a że nie za bardzo umiem się kłócić z lekarzami to jest to możliwe. Chciałabym pogadać z kimś o tym wszystkim ale przed starym mam jakąś blokadę. Nie mogę nawet zacząć z nim rozmowy. Przyjaciółki bliskiej nie mam której mogłabym się wypłakać w rękaw. Zostaje mi pomarudzić tutaj.
Czuję się jakbym z każdej strony dotykała ściany, nie mogę się ruszyć.
Praca nie daje mi tej satysfakcji co na początku, jestem obarczona wieloma obowiązkami i czuję, że nie wszystkie spełniam. Przez co jestem niezadowolona. Chyba chciałbym zmienić pracę. Co prawda pracuje tam tylko rok ale osoby z którymi zaczynałam pracę już tam nie pracują. Atmosfera, kompletnie się zmieniła no i tyle obowiązków na mnie jest, że ledwo ciągnę.
Do tego w weekendy studia. Całe dni coś robię, żeby za dużo nie myśleć o tych staraniach ale nie da się. I tak te myśli się przedzierają.
Niech ten rok się skończy. Mam dość.
16 d.c
Byłam na monitoringu po pregnylu lekarz stwierdził, że owulacja była. Widać było jeszcze jeden pęcherzyk. Trochę się boję, że zrobiła się z niego torbiel bo czuję ten jajnik.
Zostałam skierowana na laparoskopię. Niestety termin dopiero na luty. Dlatego czeka mnie jeszcze jedna stymulacja.
Chociaż nie wiem po co skoro widać, że to ewidentnie nie działa.
Trochę odpuściłam, już zaczęło irytować mnie to wszystko. Tyle robię a i tak nie wychodzi. Piąta stymulacja oczywiście też się nie udała. W następny poniedziałek o tej godzinie będę już na oddziale. Laparoskopia jest 8 lutego. Czekam bo nic innego nie mogę.
We wtorek miałam laparoskopię, nawet nie zniosłam jej źle. Nie były mi potrzebne przeciwbólowe. O 13:15 mnie przywieźli wybudzoną na salę a o 19 już miałam wstać i iść się umyć. Pod prysznicem zaczęło mi się robić słabo więc to był prysznic expresowy i z powrotem do łóżka. Potem było już tylko lepiej.
Na wieczornym obchodzie lekarz powiedział, że rano się dowiem co tam znaleźli. Już się wtedy trochę zestresowałam no bo skoro nie chce gadać to pewnie coś złego.
Rano się dowiedziałam, że lewy jajowód nie drożny na pewno. A prawy to chyba był drożny (na obchodzie nie było mojego lekarza, chodzę do niego na wizyty i to on robił mi laparoskopię). Sobie myślę no super.
Następnego dnia rano jest mój lekarz. Przychodzi do mnie i rozmawiamy.
Dowiaduje się, że lewy jest niedrożny i nie udało się to udrożnić, prawy drożny. Lekarz mówi, że przekieruje mnie do innego lekarza na inseminację bo to trochę zwiększy szansę. Trochę byłam w szoku. Mówił, że spokojnie ważne, że ten prawy jest drożny. Ale po 5 stymulacjach warto spróbować czegoś innego. Bije się z myślami. Co robić. Iść na inseminację czy nie? Czy to w ogóle ma sens w naszym przypadku?
Lekarz powiedział, żeby przyjść do niego 16.02 ściągnie szwy i wszystko omówimy.
Chce zabrać męża na tą wizytę. Niech też się czegoś dowie, jego to też dotyczy. Mimo, że on wyniki ma super.
Okazało się, że nie potrzebnie miałam dawny estrofem. Podobno może powodować, że pęchrzyki rosną ale nie ma w nich dojrzałych komórek. (Tak twierdził tamten lekarz). Powiedział, że jeśli stymulacja jest przeprowadzona tak jak powinna to jajniki tak zareagują, że będą same produkowały potrzebne hormony. Dostałam Aromek i bemfole. Zastrzyki miałam zrobić 3. Na monitoring jednak się okazało, że bardzo słabo odpowiedziałam na stymulację.
W nowym cyklu lekarz podwoił mi dawki leków. Aromek dwa razy dziennie(2-7 d.c) i bemfole po jednym zastrzyku przez 5 dni(5-9 d.c). Na tą stymulację zareagowałam bardzo ładnie. Miałam dwa pęcherzyki po nie drożnej stronie i jednen 22mm po drożnej no i endometrium dochodziło miejscami do 10 mm (chyba mój rekord). Lekarz był zadowolony. Na tej wyżycie byłam z H, który tak się nakręcił optymizmem lekarza, że jest wręcz pewny, że się uda. Ja też jestem dobrze nastawiona to pierwsza dobra informacja po laparoskopii. Na monitoring w 12 d.c dostałam receptę na ovitrelle i nakaz by zrobić jak najszybciej. Zrobiłam więc w samochodzie 🤣
Czekam na testowanie.
Proszę, niech się zadzieje cud 🍀🤞
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 czerwca 2022, 18:30
Po przemyśleniu stwierdziliśmy, że jeśli ten cykl też się nie uda to podchodzimy do in vitro. Mam 1 d.c zgłosić się po listę badań. Termin miesiączki na następny wtorek. Także czekam ale nie wierzę kompletnie, że się uda. Kusi mnie, żeby już napisać o listę badań.
Mam listę badań dla mnie i męża to koszt 2900 zł. Mamy zrobione badania za ok. 700 zł. Nie łapiemy się na żadne dofinansowania. Trudno. Na szczęście nas stać. Oczywiście nadszarpnię to nasz budżet ale przy zaciśnięciu pasa i jak coś nie odwali to wyjdziemy z tego bez większego szwanku.
Tylko cholernie się boję, że nasz ostateczna droga (no bo przecież ivf zawsze zostaje na koniec) się nie uda. Boję się, że nie będzie dobrych komórek albo, że nic się z nich nie rozwinie albo w ogóle, że wyjdzie coś nie tak w kariotypach i nie podejdziemy nawet do procedury. Stoję na samym początku tej drogi i trzęsę się jak osika. Tyle rzeczy może pójść nie tak.
Tak bardzo bym chciała, żeby się udało. Życie pokaże co nas czeka.
Trzymajcie kciuki, żeby wyniki były szybko ☺️
Czekam jeszcze na kariotypy i cytologię. Mam nadzieję, że tam nie będzie niemiłych niespodzianek.
Także 31.08 dostałam okres i od 01.09 zacząłem stymulację rekovelle. Pierwszy monitoring miałam 07.09 na USG widocznych było 5 pechrzkow dominujących i dużo mniejsze. Lekarz powiedział, że rosną bardzo nie symetrycznie. Zapisał mi jeszcze więcej zastrzyków. O ile rekovelle robiło się spoko no to już orgalutran paskudnie. Igła duża bolało przy wkłóciu, bolało jak się wstrzykiwało, po zastrzyku robi mi się gródka w miejscu w kłócia a dookoła czerwony odczyn- boli to i piecze przez 10-20 min i znika. Mam awersję jak muszę go sobie podać.
Drugi monitoring mam w poniedziałek 12.09 a punkcje prawdopodobnie 14.09.
Ogólnie moje samopoczucie jest dobre ale od wczoraj boli mnie trochę brzuch.
Monitoring 12.09 pokazał, że mamy 11 pęchrzyków. Wydawało mi się to dość skromnym wynikiem jak widziałam, że niektóre kobiety mają po 17-20. No ale były, więc spoko. Punkcja ustalona na 14.09. Byliśmy wcześniej o 1,5h bo tak kazali. Weszłam trochę szybciej. Potem były już problemy.
Najpierw żebym się spionizowala, potem jeszcze prawie zasłabłam na korytarzu. Potem pół drogi spałam. Przy zmianie pozycji czułam ścisk w klatce piersiowej. Jak dojechaliśmy do domu to nie mogłam wyjść z samochodu. Telefon do kliniki bo podejrzewałam ciężką hiperstymulacje (ohss). Kazali jechać do szpitala, tam okazało się, że moje wnętrzności pływają najprawdopodobniej we krwi. Pilnie wzięli mnie na blok operacyjny. Oba jajniki pękły, stąd tyle krwi w brzuchu. Laparotomia i zszywanie jajników- mam 15 cm ranę na brzuchu ale żyje.
Dzisiaj kolejna dobijająca informacja. Z 5 komórek, które nadawały się do zapłodnienia (wszystkich było 10), mamy tylko jeden zarodek 4BA.
Jestem wściekała. Tyle poświęciłam, tyle z siebie dałam, tak się starałam. Nawet prawie umarłam a mamy tylko jeden zarodek i może jestem zachłanna ale zawsze marzyłam o dużej rodzinie, a tu nawet nie wiadomo czy będę miała jakiekolwiek dziecko. Co to jest ten jeden zarodek, pierwszy transfer jest chyba zawsze takim próbnym. A ja nie mam nic więcej. Przez pryzmat tego co przeszłam, raczej nie podejdę drugi raz do punkcji. Zresztą nawet nie wiem czy te jajniki będą działały.
Los jest okrutny, ten świat jest okrutny, niesprawiedliwy. Ciągle coś mi się wali. Nie mam wiary, ani nadziei. Jest totalna pustka i żal. Nie mam w sobie nic więcej.
No dobra jest jeszcze miłość do męża, który jest największym wsparciem ale ile on wytrzyma. Przecież już tak wiele musi przeze mnie dźwigać.
Jajniki się zmniejszają ale nadal jest trochę płynu w zatoce Douglasa. Do kontroli mam przyjść za 3 tyg. Zobaczyć czy się wszystko wchłonęło. Transfer możemy zrobić najwcześniej za pół roku.
Jeszcze nie wiem czy podejdziemy w klinice w której się leczyliśmy czy przeniesiemy się gdzieś indziej. Trochę się boję, czy dla zarodka takie przemieszczanie się jest bezpieczne. Czy w ogóle ma sens się gdzieś indziej przenosić.
Nie wiem ale mam pół roku żeby się nad tym zastanowić.