Moje AMH 4,44. Męża nasienie 340 mln plemników w całym nasieniu, ale morfologia 0%. Nie przejmuję się tym, bo wiem, że ona jest zmienna, a mąż ostatnio sobie odpuścił i dietę i suple.
Nie wiem jaki pan dr ma na nas plan, bo jeszcze na ten temat nie rozmawialiśmy. Muszę z nim jeszcze przegadać temat immunologii. Wiem, że accofilu mi sam z siebie nie zleci, bo nie widzi podstaw, jeśli się uprę, to mam mieć zalecenia od immunologa. Posiadam takie, dodatkowo 2.01 mam teleporadę z dr Jarosz. Nie upieram się na ten accofil, ale zależy mi na czymś co zbije moje crossmatch i da coś na cytokiny, które są trochę rozjechane (mam wysoki atak na zarodka, a słabą ochronę).
Na USG, był pęcherzyk dominujący 17mm i endometrium 8mm. Ostatnimi czasy moje endo wynosiło 5-6mm i to po owulacji.
Jeśli chodzi o moje emocje co do rozpoczęcia procedury, to nie są one optymistyczne. Nie cieszy mnie to, nie jestem podekscytowana, nie mam nadziei. Nie wierzę w powodzenie.
Za kilka dni druga wizyta w klinice.
Powiedziało się A, to trzeba powiedzieć i B. Od jutra zaczynam stymulację. Byłam pewna, że zaczniemy za miesiąc. Nie jestem na to gotowa psychicznie. Tak bardzo boję się porażki…
Pierwszy zastrzyk zrobiony. Emocje różne, ale na pewno żadna z nich to radość, czy ekscytacja…
9/01/25 g. 21:00
Drugi zastrzyk zrobiony. Snuję plany odnośnie punkcji, transferu żeby logicznie to wszystko pogodzić z pracą. Jak punkcja jest realna i na wyciągnięcie ręki, tak transfer już niekoniecznie. Nie umiem siebie wyobrazić w tym miejscu. Nie umiem uwierzyć, że uda nam się uzyskać jakiekolwiek zarodki. Myślałam, że jestem silna. Tyle już w życiu przeszłam. Ale procedura in vitro to jest zupełnie inny wymiar…
10/01/25 g. 21:00
Trzeci zastrzyk zrobiony. Brzuch mam taki wzdęty i cały dzień boli mnie głowa. Kiedyś, lata temu byłam stymulowana clostylbegytem i pamiętam, że miałam ogrom jajeczek. Chyba dzień lub dwa dni przed owulacją zgięło mnie w pół z bólu. Mam nadzieję, że teraz jeśli tak będzie musiało być to też na sam koniec.
Chciałam wczoraj zamówić testy, żeby mieć zapas w domu. Ale zbyt boje się, że nie uda nam się uzyskać zarodków. Dlatego testy zamówię po seksach na szkle. Lubię to określenie

11/01/25 g. 21:00
Czwarty zastrzyk zrobiony. Dziś czuję mocno jajniki i całe podbrzusze. Jestem spuchnięta. Cieszę się, że połowa stymulacji wypadła mi w weekend. Mam nadzieję, że w poniedziałek będzie ok, bo idę do pracy. Psychicznie czuję się ok. Mam tzw zwiechy, myślę co będzie dalej, boję się. Boję się zamówić nawet skarpetek w ananasy 🥺
Dziś spędziłam fajny dzień, nawet ulepiliśmy z mężem bałwana

12/01/25 g. 21:00
Piąty zastrzyk za mną. Dziś było ok. Nie czułam jakoś mocno jajników. Brzuch jest spuchnięty, ale nie ma tragedii. Byłam pewna, że gorzej zniosę tą stymulację.
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 stycznia, 21:06
Punkcja w sobotę lub poniedziałek. Wszystko zależy od następnego usg. Lekarz zadowolony z tego jak zareagowałam na lek. Od dziś mensinorm 1x150 i orgalutran 1x0,25.
Estradiol 802,1 pg/ml
LH 6,23 mlU/ml
Progesteron 0,429 ng/ml
Ogólnie dalej nie wierzę, że jestem w tym miejscu. Podchodzę mocno zadaniowo do tego. Podejrzewam, że dopuszczę do siebie emocje po punkcji, w oczekiwaniu na ten najważniejszy telefon w całej procedurze…
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 stycznia, 21:08
Punkcja w poniedziałek. Nastawiłam się już na tą sobotę i trochę ciężko mi to przełknąć. Ale jak mus to mus. Ogólnie czuję się średnio. Brzuch napięty, spuchnięty. Mam takie bolesne kłucia. A tu trzeba jeszcze do soboty leki brać 🫣
Dziś i jutro mensinorm 150 i orgalutran 0,25 a w sobotę ovitrelle 1,5 dawki.
Wyniki z dziś (9dc):
Estradiol 1717
LH 2
Progesteron 0,24
Byliśmy dziś w galerii, gdzie jest stoisko ze skarpetkami. Chciałam kupić w ananasy, ale nie było. Potem poszliśmy do empiku i chodząc między alejkami krzyczały do nas ananasowe skarpetki i wzięliśmy 🙈
Trzymaj kciuki za moją hodowlę. Niczego się tak nie boję, jak tego, że nie uzyskamy żadnego zarodka 🥺
Wzięłam dwa ostatnie zastrzyki. Jutro odpoczynek od kłucia. W poniedziałek punkcja, w środę telefon do embriologów.
Pobrano 7 cumulusów. Lekarz trochę zdziwiony, bo spodziewał się więcej. Nie powiem, trochę jestem tym zmartwiona. Z 12 byłoby co wybierać do zapłodnienia szóstki, tu wyboru nie ma.
I to prawda, przy punkcji to jest spanko życia 😂
Ogólnie czuję się dobrze, tak jak przy miesiączce.
Trzymajcie kciuki za seksy na szkle 🥹✊🏻🍀
Nie sądziłam, że będę w tym miejscu. Nie sądziłam, że rozmowy o in vitro przemienią się w pełną procedurę…
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 stycznia, 12:06
Dzwoniłam dziś do embriologów. Mamy 5 rozwijających się zarodków 🥹 dziś 2 doba. Kolejne info w piątek. Nie wiem jak dotrwam do tego czasu.
Po telefonie rozpłakałam się. I to nie z radości. Choć trochę z ulgi, bo cholernie się bałam, że to moje komórki się do niczego nie nadają. Ale dopiero sobie zdałam sprawę gdzie jestem, że zmarnowałam kilka lat życia na bezowocne starania. Że już dawno powinniśmy podejść do ivf. Ale do tej decyzji trzeba dojrzeć. I jak mam być szczera, to nie do końca czuję, że ja dojrzałam. I myślę, że gdyby nie ta refundacja, to dalej bym się chyba łudziła, że uda nam się naturalnie. I dziś po tym telefonie chyba opłakałam siebie. Tą, która do końca wierzyła w powodzenie, miała nadzieję.
Teraz zaciskam kciuki ze wszystkich sił za dalszy rozwój naszych zarodeczków i Ciebie proszę o to samo 🍀
Czyli problem jest dalej. W momencie zagnieżdżenia? Czy gdzieś po stronie immunologicznej?
Mamy 2 ❄️ 3.1.1 i 3.1.2. Jeden zarodek miał przedłużoną hodowlę do 6 doby, ale niestety nie dał rady 😞 nie chcę myśleć negatywnie, ale pozytywnie też nie potrafię. Punkcja mnie tak przeorała, a raczej czas rekonwalescencji, że na dzień dzisiejszy za nic w świecie nie chciałabym przechodzić przez to jeszcze raz.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 stycznia, 14:37
Jak wiecie, uzyskaliśmy 5 zarodków. Jeden zatrzymał się w czwartej dobie, jeden miał przedłużoną hodowlę do szóstej, ale niestety to nic nie dało. Uzyskaliśmy 2 mrozaczki. No i został jeszcze jeden brakujący zarodeczek… Pięknej klasy, bo 5.1.2 został mi podany w sobotę 25.01. Od punkcji zaczęłam przyjmować acard, utrogestan, encorton. A od transferu dodatkowo jeszcze clexane. Przedwczoraj, tj w poniedziałek 3dpt olśniło mnie, że przecież brałam ovitrelle przed punkcją. I bardzo chciałam sprawdzić, czy jeszcze się nie wypłukał. Zrobiłam pierwszy test wieczorem. Dość długo się wybarwiał, ale pojawiła się cieniutka kreseczka. Cień cienia kuzyna cienia, jak nie dalej. Wczoraj równo po 24h powtórzyłam test. Byłam pewna, że Ovitrelle już nie ma w moim organizmie. Zrobiłam ten test tak na pewniaka, że tam będzie jedna kreska! Jakie było moje zdziwienie, gdy pojawiła się druga. Dla mnie taka sama, ale wybarwiła się ciut szybciej. Doprowadziła mnie do szybszego bicia serca. Dziś rano (5dpt) również zrobiłam test. Tu już żadnej kreski nie było. Ovitrelle się wypłukał. Nie będę już testować i na pewno w przyszłości nie będę sprawdzać, czy leki z gonadotropiną się wypłukały z mojego organizmu. Widok tej cieniutkiej, oszukanej kreseczki nie był dla mnie miły. W sobotę robię betę. I zapewne odstawię leki.
Moje emocje po tym transferze. Od początku mówiłam do swojego kropusia, codziennie głaskałam się po brzuchu, ale to było takie naturalne. Samo z siebie mi to przychodziło, gdzie nigdy po owulacji nie pozwoliłam sobie myśleć, że mogę być w ciąży. Tu sobie pozwoliłam. Ale to pewnie wynikało z tego, że jednak zarodek jest wprowadzany do macicy. Dzisiejsza jedna kreska totalnie mnie nie zdziwiła. Nie złapałam żadnego doła z tego tytułu, no nic nowego, że tak powiem.
Jedyne co, to jestem na siebie zła o te testy. Bo rozbudziły we mnie nadzieję.
I wiem, że to dopiero 5 dpt, że za wcześnie, żeby mówić, że się nie udało. Ale po tylu latach, to się po prostu wie.
Bardzo bym chciała do następnego transferu podejść nie wcześniej niż w marcu. Potrzebuję tego miesiąca przerwy, na przede wszystkim zadbanie o siebie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego, 17:54
On tam jest 🥹 dziś 7 dpt beta 22,87. Nie napiszę nic więcej, bo nie jestem w stanie.
Trzymajcie proszę kciuki 🍀
Edit.
9.02.2023 robiłam test ciążowy, na którym pierwszy raz w życiu widziałam upragnione dwie kreski. Niestety, nasze szczęście nie trwało zbyt długo, dlatego teraz cholernie się boję. Ale gdzieś tam w środku, czuję namiastkę spokoju.
Ogólnie łzy szczęścia i strachu się ze sobą mieszają. Z jednej strony już bym planowała wszystko, a z drugiej zapowiedziałam mężowi, że wyprawkę będziemy kupować po porodzie 🫣
Boję się. I będę się bać. Wiem to. Muszę tylko nauczyć się z tym żyć. Za 3 tygodnie wizyta potwierdzająca ciążę. Może uda mi się umówić trochę wcześniej w luxmedzie.
Zrobiłam test 5 dpt i wyszedł negatywny. I ten widok, mimo, że wiedziałam, że może być za wcześnie bardzo mnie zabolał. I stwierdziłam, że nie zrobię więcej testu. Dziś jechałam do kliniki z myślą, że się nie udało. Jak otworzyłam wynik i zobaczyłam pozytywną betę, totalnie mnie zatkało 🥹
Leki kontynuujemy dalej, czyli
Acard 150
Encorton 5
Clexane 0,4
Utrogestan 2x300
Do tego witaminy. Zamówiłam sobie multi 1 z prenacaps. Na początku chciałam brać wszystko osobno, ale tam jest dobry skład. Dorzucę od siebie jeszcze tylko witaminkę D, żeby brać 4000j codziennie. I cholinę. I jeszcze zastanawiam się nad NAC.
Jutro jadę na betę, żebym we wtorek mogła sprawdzić przyrost, bo niestety klinika tego nie robi. A wolę mieć wyniki z jednego laboratorium.
Walcz mój maluszku i zostań ze mną proszę 🙏🍀
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lutego, 16:13
Progesteron 118 ng/ml
Glukoza 80,20 mg/dl i tu bardzo miłe zaskoczenie
Witamina D 55,30 ng/ml
Ferrytyna 115. Dość wysoko. We wtorek będę musiała też zbadać CRP.
Czułam ogromny stres w poczekalni w laboratorium. Po pobraniu krwi pojechaliśmy na pyszne śniadanko i poczułam się lepiej, troszkę spokoju mi się wdało, ale po powrocie do domu, gdzie tych wyników jeszcze nie było, zaczęłam się na maxa denerwować. Chciałam już wiedzieć na czym stoję. Niezależnie jakie one by nie były.
A jak siedziałam w poczekalni i mówiłam do męża, że bardzo się boję, że beta spadła, to czułam kłucie w podbrzuszu, to tak jakby pukał i chciał powiedzieć halo mamo, ja tu jestem. Nie wątp we mnie 🥹 obiecuję w Ciebie już nie wątpić mój skarbie, tylko zostań ze mną i rośnij sobie zdrowo 🙏 tak bardzo Ciebie pragnę, tyle lat na Ciebie już czekam 🥹
Dzisiejsza beta wynosi 66,5 🥹 przyrost ok 92%. (Badanie robiłam po 54h od ostatniej bety). Wiem, że jest w normie, wiem. Ale to dalej są małe wartości i po prostu się boję.
W czwartek lecę znów. A później zobaczę. Myślę, że będę badać tą betę aż nie poczuje spokoju. Aczkolwiek dziś zaczęłam się denerwować dopiero jak zaczęłam odświeżać stronę z wynikami. Po pobraniu krwi czułam się spokojna.
Odliczam dni do pierwszego USG 🥹
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 lutego, 16:40
Dziś 12 dpt. Beta wynosi 165,00 a progesteron 154 ng/ml. Przyrost bety 150%. I to jest konkret 🥹
Jestem dość spokojna, cały czas podchodzę na chłodno. Co ma być to będzie. Stresuje się na maxa przed samymi wynikami. Stresuje mnie ten czas do wizyty, że przez ponad dwa tygodnie jeszcze nie będę wiedziała co się dzieje. Nie umiem się cieszyć. Mąż mówi, że pewnie tama puści jak zobaczymy serduszko. Oby miał rację 🥹
Miałam dziś też wizytę u diabetologa. Cukry na razie są ok. Metforminę mam brać cały czas, dopiero po 10 tc będziemy z niej schodzić. Przede mną jeszcze wizyta u endo. Tsh mi skoczyło do 2,14.
Czuję się dobrze jak na taki poziom progesteronu. Rano mam delikatnie mdłości, ale wystarczy, że zjem. Jedyne co mi mocno doskwiera, to turbo zmęczenie i muszę robić popołudniowe drzemki 🫣

Przy tej kreseczce nie trzeba wytężać wzroku 🥹
Nie sprawdzam już bety, bo to jest tylko niepotrzebny stres. Ale mam zapas testów, który wykorzystam 🙈 do wizyty jeszcze ponad dwa tygodnie. Chciałam iść wcześniej, żeby zobaczyć czy jest pęcherzyk w macicy, ale nie wiem.
Miałam dziś wizytę u endo. Zwiększamy letrox do 75. Kontrola za 4 tygodnie.
12dpt 165, 16 dpt 320. Przyrost po 4 dniach taki, jaki powinien być po dniach dwóch. Dziś poszłam kolejny raz z nadzieją, że ostatni. Że ta beta zacznie spadać, nie będzie nieprawidłowo przyrastać, bo to jest koszmar. Piekło na ziemi. Beta dziś 636. Prawie 100% przyrostu względem przedwczorajszej. Nienawidzę nie wiedzieć na czym stoję. Nie cierpię takich zabaw w „ciuciubabkę”. Nie wiem co się dzieje z moim maluchem. Opłakałam go już dwukrotnie, a on dalej walczy 🥺 ale nie łudzę się. Bety od początku są małe. W piątek idę kolejny raz. Jestem psychicznie wykończona. Nie mam na to siły…
Chciałabym to przespać…
Ale tak jakbym w niej nie była.
Pod moim sercem nie rośnie dziecko.
Cały tydzień się dobrze trzymałam. Śmiałam się, robiłam fajne rzeczy. Wyparłam tę informację z głowy. Wyparłam to, że jestem w ciąży. Dobrze mi to zrobiło, bo mogłam normalnie funkcjonować, chodzić do pracy, spotykać się z ludźmi. Ale to musiało wrócić. Te wszystkie emocje. I właśnie wróciło.
Jutro czeka mnie wizyta potwierdzająca w klinice. I USG. Nie przeżyję tego. Usiądę na ten fotel, niech lekarz sobie ogląda co tam chce, ale ja nie spojrzę w monitor. Bo ten obraz zostanie ze mną do końca życia. Obraz mojego malucha, który się nie rozwija. Jestem silna, wiele w życiu przeszłam, walczę z wiatrakami o swoje szczęście od tylu lat, ale tego po prostu nie przeżyję.
Często takie zimne podejście jest lepsze, niż napalanie się na sukces. Jak to mówią - lepiej się miło zaskoczyć. Rób jak Ci podpowiada serducho, może zaczniesz się cieszyć i ekscytować w trakcie robienia zastrzyków, a to też jest ok 🤍 Jak myślisz, kiedy realnie moglibyście zacząć? PS. piękne endo, wiem jak ciężko coś z nim zrobić, a Tobie się udało 🤍
9.01 powinnam dostać miesiączkę i mam nadzieję, że się uda wystartować w tym cyklu 🥹